Reklama

Buchalik: Zawsze byłem zbyt naiwny. W życiu mogłem skończyć źle

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

22 marca 2021, 12:46 • 11 min czytania 12 komentarzy

W Wiśle Kraków jest już prawie siedem lat. Jak sam mówi, przeżył w tym klubie wszystko. Niesprawiedliwe traktowanie, najtrudniejszy moment w karierze, sportowe wzloty i upadki. W pewnym momencie mógł przenieść się do klubu w Japonii, ale wystraszył się tej perspektywy. Został w Polsce i wciąż uczy się życia. Kiedyś był zbyt ufny i nie było mu daleko do trafienia w nieodpowiednie towarzystwo. Gdyby nie surowy sposób wychowania przez ojca, a w dorosłym życiu obecność żony, Michał Buchalik przyznaje, że mógłby zboczyć z obranej ścieżki. A gdyby nie piłka, trafiłby do kopalni. Szczery wywiad z bramkarzem „Białej Gwiazdy. Zapraszamy.

Buchalik: Zawsze byłem zbyt naiwny. W życiu mogłem skończyć źle
Język Ślązaków piękniejszym językiem niż polski?

Wiesz, teraz w życiu mam naprawdę niezły miszmasz. Nie dość, że pochodzę ze Śląska, to jeszcze moja żona jest z Kaszub. Trochę gwar zatem poznałem.

Który bardziej ci się podoba?

Powiem szczerze, że jak kiedyś pojechałem na urodziny mojej żony, gdzie były osoby starsze – nie wiedziałem, co się dzieje. Nie było szans, żeby zrozumieć cokolwiek, dlatego chyba wybieram mój „ojczysty” język!

Gdybyś nie został piłkarzem, myślisz, że poszedłbyś w ślady taty, czyli do kopalni?

Myślę, że tak. Nasz rejon słynął z górnictwa, więc to byłaby dla mnie naturalna droga.

Ale to raczej nie była pozytywna wizja.

Kiedy tata zobaczył, że granie w piłkę idzie mi dobrze, zaczął powtarzać, żebym tego nigdy nie odpuścił. Ostrzegał, że nie chciałbym skończyć jak on. Wiedział, z czym to się je. Martwił się o mnie i wiem, że codziennie myślałby o ryzyku utraty zdrowia i życia, z jakim spotykałbym się w tej pracy.

Reklama
Tylko tata ciągnął cię do piłki? A mama?

To był mój pierwszy trener w życiu, więc miałem z nim taką a nie inną relację. Tata był bardzo surowy, przestrzegał zasad. Kiedy chłopcy próbowali wyciągnąć mnie na jakieś imprezy, on nigdy nie pozwalał mi na wyjścia. Dzisiaj wiem, że to było dla mnie dobre, bo udało mi się spełnić marzenie z dzieciństwa. Jeśli chodzi o mamę, ona była bardziej łagodna. Pamiętam, że jak chodziła na wywiadówki do szkoły, to zawsze kryła mnie przed tatą. Ratowała mnie z opresji.

Było co kryć?

Zdarzało się! Na szczęście dużych problemów nie sprawiałem. Ale tata chciał, żebym był najlepszy zarówno na boisku, jak i w szkole. Na wszystkim trzymał rękę.

Raczej nie miałeś takiego zagrożenia, że wpadniesz w złe towarzystwo.

Można tak powiedzieć. Byłem krótko trzymany.

Miałeś kiedyś podobną sytuację jak przy wbiegnięciu pseudokibica na murawę, wiesz, o której mowa, ale na ulicy?

Poważniejszych sytuacji raczej nie miałem, zdarzają się jedynie docinki. To wbiegnięcie kibica na murawę zapamiętam do końca życia, a jeśli chodzi o życie codziennie, miałem tylko jeden niemiły przypadek. Wróciliśmy pewnego dnia z obozu przygotowawczego, żona od razu po powrocie wysłała mnie do sklepu. Wskoczyłem tam w dresach Wisły, spotkałem dwóch kibiców z drugiej strony Błoń. Wziąłem zakupy i szybko stamtąd wyszedłem. Miałem takie myśli, żeby w razie zaczepki się odegrać. Ale jak już pojawiło się czterech gości z obozu Cracovii, trochę się wystraszyłem. Uciekłem!

Nie zadzierasz nosa.

Zawsze sobie powtarzam, że trzeba myśleć na chłodno. Tym bardziej teraz, kiedy mam rodzinę. Nie wiadomo, co taki człowiek, kibic przeciwnej drużyny, ma w głowie. Może zrobić coś nieświadomie i to mogłoby skończyć się bardzo źle dla obu stron. Niektórzy nie myślą, zanim coś zrobią. Tego ludziom czasami brakuje.

Reklama
Kiedy popełniasz taki błąd jak z Piastem na początku rundy wiosennej, co sobie myślisz? Przytłacza cię krytyka?

Kiedyś bardzo przeżywałem takie momenty, coś takiego siedziało mi w głowie przez dłuższy czas. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Ten mecz zagrałem trochę z przypadku. Miałem nie grać, ale pomyślałem, że i tak muszę dać z siebie wszystko. Niestety zrobiłem sporego babola, ale wziąłem to na klatę. Porozmawiałem o tym z trenerem, choć z drugiej strony wiem, że sam tego meczu nie przegrałem. Zdawałem sobie jednak sprawę, że teraz na kolejną szansę będę musiał trochę dłużej poczekać. Dotknęło mnie to, ale po tej sytuacji jak najszybciej chciałem wejść w trening. Chciałem się wyżyć.

Dziesięć lat temu pewnie nie miałeś takiego podejścia.

Oj, nie. Wtedy zamykałem się w pokoju i czasami zdarzało się, że pojawiały się łzy. Po złych meczach była załamka, ale z drugiej strony takie przeżycia uczą na przyszłość. Trzeba być samokrytycznym.

Nie szczędzisz języka na swój temat.

To prawda. Kiedy popełnię błąd i przez to drużyna traci bramkę, nie boję się potem przyznać, że zawaliłem. Nie czaruję rzeczywistości, bo to nie działa dobrze na szatnię. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że kibice czy dziennikarze nie są tak wyrozumiali. Kiedy zagrasz pięć dobrych spotkań, a w szóstym zrobisz kluczowy błąd, będą wypominać ci ten ostatni występ. Na szczęście koledzy z zespołu inaczej do tego podchodzą. Nie strzelają do bramkarza. Trochę inaczej ma to się odnośnie trenerów, ale jeśli czujesz ich zaufanie, nie musisz bać się o popełnienie błędu. Dlatego warto odcinać się od opinii ludzi z zewnątrz. Niewielu z nich jest z tobą na dobre i na złe.

Często miałeś takie momenty w karierze, kiedy grałeś do pierwszego błędu?

Różnie to bywało. Miałem taką sytuację w Wiśle, kiedy trenerem był Joan Carrillo. Wiedziałem, że będzie stawiał na hiszpańskiego bramkarza, Juliana Cuestę. Kiedy wracał po kontuzji, czułem, że muszę uważać, bo jeden błąd może zaważyć o moim dalszym losie. Szczerze mówiąc, nie grało mi się wtedy zbyt dobrze. Nie masz takiego flow, nie możesz bardziej zaryzykować, gdzie są takie chwile, gdy ryzyko jest potrzebne. Zupełnie inaczej było inaczej za trenera Smudy czy Stolarczyka. Dostawałem od nich jasny komunikat, że po dwóch-trzech błędach nie zostanę zmieniony. Miałem spokój. Trener Smuda był oczywiście specyficzny, ale lubiłem jego szczerość. Jeśli ktoś się nie nadawał, mówił mu to prosto w oczy. Bez żadnych gierek. Piłkarz wiedział, na czym stoi. Moim zdaniem to dobre podejście.

Czujesz się na tę chwilę spełniony jako piłkarz? Zrobiłeś tyle, ile chciałeś, czy czegoś żałujesz?

Wciąż jestem w grze, więc nie czuję zachwytu nad swoimi dokonaniami. Jestem zadowolony, z tego co wydarzyło się do tej pory, bo uważam, że takie rzeczy trzeba szanować. Różne doświadczenia budują cię jako człowieka, ale swoje bariery ciągle chciałbym przekraczać. Jestem jeszcze w miarę dobrym wieku do grania, co chciałbym wykorzystać jak najlepiej. Kiedy skończę swoją przygodę, przemyślę sobie dokładniej, co poszło źle, a z czego mogę być dumny.

Jakie masz ambicje?

Mam proste ambicje. Jeśli zdrowie na to pozwoli, chcę grać jak najdłużej. Dopóki będę dostawał oferty, a w Wiśle będę mógł okazywać swoją przydatność, będzie dobrze.

Miałeś kiedykolwiek realną opcję wyjazdu za granicę?

Szczerze mówiąc, miałem. Ostatnio rozmawiałem z Mateuszem Lisem o tym, że dzisiaj wystarczy jedna dobra runda w młodym wieku, żeby wypromować się z Ekstraklasy do lig zagranicznych. Kiedyś tak nie było. Osobiście dostałem propozycję z Japonii po rozegraniu pełnego sezonu za kadencji trenera Smudy. To był klub z zaplecza, który awansował do elity. Wtedy wystraszyłem się tego kierunku. Pomyślałem, że skoro zagrałem dobry sezon i mam w Krakowie kontrakt, to nie będę kombinował. Stwierdziliśmy z żoną, że zostajemy w Polsce.

Jakub Słowik czy Krzysztof Kamiński się nie bali.

Znam temat. W podobnym momencie Krzysiek też dostał propozycję z Japonii i z niej skorzystał. Znamy się i trochę mi o tej przygodzie opowiedział. Usłyszałem o realiach zupełnie innego świata, którego błędem było nie poznać własny okiem. Tego trochę żałuję, bo fajnie by było mieć takie doświadczenie.

Inny świat miałeś też w Wiśle. To, co działo się choćby dwa lata temu, nadaje się na film?

Na książkę o wielu aktach. W Wiśle jestem siedem lat i przeżyłem już wszystko. Działo się wiele, nie wspominając o dziwnych ruchach „na górze” i niepłaceniu pensji. Nie chciałbym do tego wracać, bo działo się naprawdę źle. Szkoda gadać. Wystarczy przypomnieć sobie historię, że pewien jegomość, który miał przejąć klub, ponoć dostał zawału w samolocie. Wierzyliśmy we wszystko, co nam mówią, a potem to okazywało się bujdą. Nie wiedzieliśmy, co robić, ale nie poddaliśmy się. Wierzyliśmy. Mieliśmy z tyłu głowy taką myśl, że jesteśmy ostatnią instancją. Nie ma nas – nie ma klubu. Dlatego walczyliśmy i wyszło nam to bardzo dobrze. Potem przyszedł Kuba ze swoimi ratownikami i teraz wszystko jest odpowiednio poukładane.

To był najtrudniejszy moment w twojej karierze?

Zaciągnięte kredyty, żona, dziecko… Człowiek cały czas myślał o rodzinie. Miałem świadomość, że jeśli klub ogłosi upadłość, to żadnych pieniędzy za 7-8 miesięcy już nie zobaczymy. Tak więc tak, to był najgorszy okres. Na szczęście mieliśmy taką szatnię, która podtrzymywała się wzajemnie na duchu. Wierzyliśmy, że walka o samych siebie sprawi, że życie odda nam coś dobrego.

To musiało być niefajne uczucie, kiedy patrzyłeś na żonę z myślą, że finansowo nic nie wnosisz. I tak co miesiąc.

Fakt, czasami były takie momenty, że rodzinie się za to obrywało. Ona była jednak bardzo istotna, bo kiedy człowiek wracał z treningu podłamany, to żona z dzieckiem zawsze potrafili podnieść mnie na duchu. Nie było łatwo z psychiką, to muszę przyznać. Nie wiem, co zrobiłbym bez nich.

Kariery raczej nie zaczynacie z myślą o pieniądzach, ale w takich sytuacjach nie da się o nich nie myśleć.

Karierę jeszcze próbuję zrobić, bo na razie to tylko przygoda! Ale zgadzam się. Ludzie powtarzają, że mamy tyle pieniędzy za niewielki wkład i przyjemne życie. No nie, tak nie jest. Nikt nikomu przecież nie bronił, żeby poszedł kopać w piłkę. U nas była pasja od małego, a potem doszła ciężka praca. Oczywiście też jest to jakiś prezent od losu, bo trzeba mieć trochę szczęścia, żeby osiągnąć tyle, ile się zakłada. Ale szczęściu trzeba dopomóc. Trzeba mieć poukładane w głowie i być dobrym człowiekiem. Karma w życiu istnieje, życie oddaje pięknym za nadobne.

Na fałszu sukcesu nie zbudujesz.

Taka jest moja opinia. Innych ludzi trzeba też szanować.

Życie pewnie nauczyło cię również, że nie można być zbyt ufnym.

Tak. Trzeba uważać na pewnych ludzi, bo niektórzy próbują prześlizgnąć się przez twoje życie i zyskać coś tylko dla siebie. Są po prostu oszustami. Powiem ci szczerze, że taki właśnie byłem. Zawsze za bardzo naiwny. Kiedy ktoś mi coś mówił, w wiele z tych rzeczy bezmyślnie wierzyłem. Dzisiaj jest inaczej, nauczyłem się w szybszym czasie poznawać się na ludziach. Decydować, komu warto zaufać.

Stawiasz na wyrabianie własnej opinii?

Zdecydowanie. Sam lubię poznawać daną osobę i słuchać tego, co podpowiada mi intuicja. Niekoniecznie polegać na zdaniu wyrobionym przez innych, bo to nie zawsze się sprawdza.

A co nie podoba ci się w ludziach?

Najgorsza jest fałszywość. Nie znasz kogoś, później tę osobę poznajesz i okazuje się, że słowa powiedziane na początku mijają się później z prawdą. To jest dla mnie sygnał, że ktoś taki może mieć złe intencje. Nie da się komuś takiemu zaufać.

Zaufałeś żonie i chyba nie żałujesz. Bez niej wyobrażasz sobie w ogóle rzeczywistość?

Nie ma szans. Wydaje mi się, że bez niej mógłbym źle skończyć. Wiesz, nieodpowiednie towarzystwo, błędne decyzje. Przez moją naiwność być może byłbym na to podatny.

Bycie wiecznym kawalerem mogłoby być dla ciebie zgubne.

Nie będę ukrywał: niestety tak. Krążą o mnie takie opinie, że po ślubie stałem się bardziej poukładanym człowiekiem. Nie przeszkadza mi to, bo uważam, że bramkarz nie musi być szalony. Ale wydaje mi się, że oba te aspekty nie idą aż tak mocno w parze. Zawsze miałem ten spokój w życiu, tyle że ktoś musiał mnie „doglądać”, żebym nie zboczył z obranej ścieżki. Każdy ma swój charakter, który może pomóc lub nie.

Ty miałeś taki charakter, że dało się ciebie owinąć wokół palca.

Można powiedzieć, że trzeba było trzymać mnie w ryzach. Coś w tym może być. Na szczęście nauczyłem się życia, a poza tym sporo rozmawiam z żoną o różnych sytuacjach. Wiadomo, że w piłkę nie grała, ale potrafi dobrze doradzić.

Miałeś konkretne przykłady na to, kiedy przez ufność omal nie wpadłeś w jakieś kłopoty lub nałóg?

Było kilka takich momentów, kiedy dostawałem różne propozycje. Ale nie zastanawiałem się nad nimi, bo wiedziałem, z czym to wszystko się je. Uważam, że to wynika z wychowania przez rodziców. Z czasów dzieciństwa po prostu wiedziałem, że pójście w jakiś nałóg czy poluzowanie sobie to zła decyzja w kontekście własnego rozwoju. Gasiłem temat w zarodku. Nie chciałem przez sprawy niezwiązane z boiskiem stworzyć sobie problemów.

Na pewno widziałeś kilku młodych piłkarzy, którzy nie poszli za twoim sposobem myślenia.

Dużo jest takich przykładów. Nieprofesjonalne podejście wychodzi prędzej czy później. Trzeba trzymać się na baczności. Wiadomo, że wszystko jest dla ludzi, ale nie każdy ma głowę do tego, żeby w kluczowym momencie się hamować.

Czyli ty potrafisz.

Powiem tak: nikt mnie nigdy nie przyłapał! Oczywiście śmieję się, ale są takie chwile, kiedy można pozwolić sobie na coś więcej. Wypić piwo, trochę poluzować. To dobrze działa na psychikę.

Kiedykolwiek czymś się lansowałeś?

Zostałem tak wychowany, że bardzo szanuję zarobione pieniądze. Nie uważam, żebyśmy jako piłkarze powinni się czymś popisać. Po co? Lepiej takie rzeczy zostawiać dla siebie. Człowiek czasami zapomina, że dobra karta może odwrócić się w każdej chwili w najmniej niespodziewanym momencie.

Fot. Newspix (główne), FotoPyk

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...