Reklama

Czy Szczęsny zawalił bramkę na wagę awansu? Niekoniecznie

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

10 marca 2021, 00:36 • 3 min czytania 75 komentarzy

Odpaść z Porto, do tego grającym w dziesiątkę to jedno. Inna sprawa to okoliczności tej katastrofy. Juventus dostał dzisiaj w trąbę na własne życzenie. Pal licho już, że nie wykorzystali przewagi do dobicia przeciwnika. Chodzi o to, że sami wystawiali się na strzał. Byli jak mistrz boksu z opuszczoną gardą. I w końcu dostali prawy prosty w kompromitujący sposób. Ten rzut wolny przejdzie do historii „Starej Damy”. Tyle że chyba nie o takich historycznych rzutach wolnych myślał Andrea Agnelli, pakując setki milionów w Cristiano Ronaldo.

Czy Szczęsny zawalił bramkę na wagę awansu? Niekoniecznie

Portugalczyk miał strzelać bramki ze stałych fragmentów gry, a pomagać rywalom je zdobyć. To, co CR7 zrobił stojąc w murze, to jakiś absurd. Wygląda to trochę jak koślawy pajacyk. Ale żeby nie było – spójrzcie na cały mur. Przecież tam każdy jest z innej parafii.

Chłopaki, ten mur wygląda gorzej niż polskie drogi po zimie. Nawet spodnie z najnowszych kolekcji influenserek blogowych mają mniej dziur niż to coś. No ale tak, XXI wiek. Znaczniki, ruchome mury na szynach i inne pierdoły w centrum treningowym, to zapomniało się nawet tak prostej czynności.

Reklama

Wojciech Szczęsny mógł zrobić więcej?

Ale na poważnie – na włoskim Twitterze trwa już dyskusja, która jutro pewnie przeniesie się do mediów. Czyli „kto zawalił bramkę na 2:2”. Przebija się kilka głosów, a wśród nich wspomniany już Cristiano Ronaldo. A także Wojciech Szczęsny. Dlaczego? Bo wiele osób zastanawia się, czy Polak mógł zrobić więcej. Czy mógł? Odpalmy wideo.

https://streamable.com/qmah19

Nawet z tej odległości widać, że strzał jest mierzony – tuż przy słupku, po ziemi. Wojtek zdołał piłkę sięgnąć, ale nie dał rady sparować jej za światło bramki Juventusu. Czy trzeba go za to jakoś bardzo winić? Niekoniecznie. Weźmy pod uwagę całą sytuację: miał przed sobą mur, wiele nie widział, chyba był tam nawet lekki rykoszet. Ciężko tu zrobić coś więcej. Podejrzewamy, że gdyby to wyciągnął, to przez najbliższy tydzień po sieci śmigałyby filmiki w stylu „FANTASTIC SAVE”, „SAN WOJTEK” i wszelkie tego typu wrzutki. Widzimy tu dwóch innych winowajców, nawet odbijając już od Cristiano Ronaldo…

Weston McKennie

Cofnijmy się do początku akcji. Jak w ogóle doszło do tego, że Sergio Oliveira pokusił się o strzał życia? Ano najpierw ograł on Westona McKenniego. I to w kompromitujący dla eksgracza Schalke sposób.

https://streamable.com/ecb4h2

Piękna siateczka. A zaraz po niej faul – nie do końca widać tutaj kogo, ale chyba właśnie McKenniego. Pomógł mu w tym Adrien Rabiot, który dosłownie kilkanaście sekund wcześniej popełnił faul na kartkę kilka metrów dalej. Mniejsza jednak, który z nich był autorem przewinienia. Bo Rabiot w drugiej połowie dogrywki i tak odstawiał straszny cyrk. Przejdźmy więc do niego.

Reklama

Adrien Rabiot

Głupsze od tego ewentualnego faulu były przecież strzały z dystansu byłego gracza PSG. Pomocnik Juventusu w decydującym momencie, kiedy miał pół drużyny w polu karnym i każdy liczył na dośrodkowanie na nos, albo chociaż lagę na chaos… Ładował z dystansu. Nie raz, a dwukrotnie. Czy coś z tego wynikło? Ta, zawał serca jakiegoś bogu ducha winnego gołębia, który nie mógł w spokoju dokończyć kolacji na trybunach.

Aż się prosi, żeby ktoś pokazał Rabiotowi tę grafikę, która tłumaczy, dlaczego w piłce coraz rzadziej strzela się z dystansu. Albo chociaż kompilację pt. „potrafi uderzyć” z Ekstraklasy.

A wiecie, co jest najlepsze? Że obok Cristiano Ronaldo i Alvaro Moraty, to właśnie Rabiot stoi w feralnym murze. I w zasadzie cała trójka składa się gości, którzy najmocniej dzisiaj zawiedli. Morata pudłował raz za razem, Cristiano Ronaldo nie dźwignął drużyny. Rabiot – jak wyżej – inteligencją boiskową się nie wykazał.

Chciałoby się rzec – Ed, Edd i Eddy.

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
0
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Liga Mistrzów

Komentarze

75 komentarzy

Loading...