Reklama

Czas zacząć wymagać więcej od Zahovicia

redakcja

Autor:redakcja

28 lutego 2021, 11:32 • 6 min czytania 2 komentarze

Czy Luka Zahović to zły piłkarz? Nie, to nie jest zły piłkarz. Jakość widać u niego gołym okiem. Czy Luka Zahović idzie ścieżką Michalisa Maniasa? Nie, nie jest nawet blisko, na pewno nie będzie ligowym memem. Ma swoją cegiełkę w tym, że Pogoń jest tak wysoko. Problem z Zahoviciem polega na tym, że spodziewano się po nim nie cegiełki czy dwóch, trzech, a że będzie przodownikiem pracy.

Czas zacząć wymagać więcej od Zahovicia

W minionym sezonie najlepszym snajperem Pogoni został Buksa, choć grał tylko jedną rundę. Jesienią z Buksa w składzie mimo zawstydzających porażek z Wisłą i Koroną na koniec rundy – Wisła przełamała z Pogonią serię dziesięciu porażek – Pogoń finiszowała na trzecim miejscu.

Wiosną, bez Buksy, Pogoń punktowała dramatycznie.

Reklama

Nie chcemy spłycać ich problemów tylko do braku napastnika, ale jednak wymowne – mniej bramek strzelał tylko lecący na łeb na szyję ŁKS. Zbieranina w Koronie strzelała więcej. To zawstydzający bilans drużyny, która mierzyła w puchary i która mogła spokojnie liderować po jesieni.

Próbowano w tym czasie na ataku Maniasa, Benyaminy, Frączczaka, Cibickiego, Turskiego. Wychodziło to mocno różnie, trudno mieć choćby większe pretensje do Frączczaka, robił co mógł, ale to nie jest moment, w którym mógłby roznosić w pył ligowych rywali.

Największym rozczarowaniem był oczywiście Manias, bo trzeba pamiętać, że ten napastnik nie został wyciągnięty z kapelusza. Pogoń ma dobry skauting, podchodzi do zagadnienia rzetelnie, to nie polecanki menadżerów i dwa mecze w InStacie. Przy Maniasie brano pod uwagę styl jego grania, liczono, że idealnie odnajdzie się w lidze. Wymowne przecież nawet, że dostał trzyletni kontrakt. To był długofalowy projekt. Miał jeden z najwyższych kontraktów w klubie. Ale jego gra była żartem – ostatecznie strzelił, ale samobója. Niebywała porażka. Jedyna dobra wiadomość związana z Grekiem, to że udało się go pozbyć.

Ten sezon Pogoń zaczęła od atakowania Frączczakiem, próbowania na szpicy Cibickiego, a także opowiadania, że mógłby tam też wystąpić Gorgon, choć Gorgon mówił, że tam grać nie lubi.

W końcu wylądował konkretny napastnik. Luka Zahović.

Zawodnik, który mimo, że w momencie przyjścia do Szczecina miał ledwie 24 lat na karku, zdążył już strzelić 74 gole w lidze słoweńskiej. Zawodnik, który z Mariborem grał w Lidze Mistrzów, strzelił tam bramkę Sportingowi, a łącznie w pucharach miał 21 spotkań. Zawodnik już po debiucie w reprezentacji Słowenii. Zawodnik, który konsekwentnie, w każdym z ostatnich czterech sezonów, strzelał przynajmniej dziesięć ligowych bramek, a potrafił i mocno tę liczbę przeskoczyć, zostając dwukrotnie królem strzelców ligi słoweńskiej. Facet z Mariborem kilkukrotnie sięgał też po tytuł mistrza kraju, więc miał dać ten mental zwycięzcy.

Reklama

Luka Zahović jako transfer obroniłby się w każdym klubie w Polsce. Mógłby przyjść jesienią do pucharowego Lecha, mógłby zostać wyciągnięty do Legii. Zarazem piłkarz wciąż w dobrym wieku, mogący jeszcze marzyć o tym, że jak wystrzeli w Pogoni, to coś jeszcze z tego dla niego wyniknie. Na pewno nie ktoś do odcinania kuponów, szukania ostatniego kontraktu. O wierze Pogoni też mówi fakt, że podpisali z nim kontrakt aż do 2024 roku. To był transferowy skalp. Zahović dostał dyszkę na plecy. Jarosław Mroczek mówił o tym transferze:

„To jeden z piłkarzy, którzy byli obserwowani przez nas od dłuższego czasu. Robiliśmy drobne podchodziki, ale kiedy regularnie grał, były tak duże oczekiwania finansowe, że nie było o czym mówić. Dopiero zmiana trenera spowodowała, że podejście samego zawodnika trochę się zmieniło. Nowy trener przestał na niego stawiać, było dużo łatwiej”.

Przypomina nam się trochę transfer Tudora do Rakowa. Tudor, w normalnych warunkach, byłby dla częstochowian niedostępny. Musiały się złożyć zupełnie niepiłkarskie kwestie, żeby rozważył Raków. Tak samo w przypadku Zahovicia i Pogoni.

Należy to podkreślić: Pogoń ściągają Słoweńca ściągała piłkarza z półki, do której aby doskoczyć, musiały pojawić się szczególne uwarunkowania.

Wobec kogo wymagać, jeśli nie wobec kogoś takiego?

Mieliśmy wobec jego początków sporą dozę wyrozumiałości, bo przecież chłop wjechał do Pogoni w trakcie sezonu. Potrzeba czasu na aklimatyzację, wyczucie kolegów, taktyki Runjaica. Ale czas mija, była po drodze cała przerwa przygotowawcza, natomiast Zahović ma problem, by na ten moment wyskoczyć z rangi ligowego dżemiku, względnie stanów średnich.

Liczbowo, jeśli chodzi o konkrety, Zahović ma dwa gole i dwie asysty. Ale przyjrzyjmy się tym liczbom pod lupą.

Asysta z Lechią to klasyczna historia w stylu: ktoś podaje na metr, a potem idzie laga w okienko z czterdziestu metrów. Zahović zgrał piłkę Gorgoniowi we wczesnej fazie akcji, potem Gorgon poszedł sam, by zakończyć wszystko sławnym podaniostrzałem.

Asysta z Podbeskidziem waży więcej, bo tutaj Zahović powalczył ciałem w polu karnym, potem dobrze dograł do Benedyczaka.

Bramki? Do pustaka z metra, dobijając strzał Hostikki. Umiał się znaleźć, wiadomo, no ale nie przesadzajmy.

Lepsze jest uderzenie głową w meczu z Wartą Poznań – sytuacyjnie, kierunkowo do siatki. Trzeci metr, czyli na razie w lidze Zahović trafia tylko z najbliższej odległości.

Poza tym jest honorowe trafienie w pucharowym meczu z Piastem. Tam wykorzystał zamieszanie w polu karnym i uderzył z około dziesiątego metra.

Rzuca się w oczy, że jeśli chodzi o liczby, to poza kuriozalną asystą z Lechią, wszystko wypracował przeciwko beniaminkom. Więcej u niego jednak zmarnowanych okazji.

Ujmijmy to tak: Benedyczak miał się od Zahovicia uczyć. I na pewno ma się czego nauczyć, bo piłkarsko Zahović umie więcej. Ale dorobek bramkowy ten sam, tylko Benedyczak wypracował go w znacznie mniej minut. W dodatku jego gol z Rakowem to dużo większa klasa wykończenia niż cokolwiek, co do tej pory zaprezentował Zahović.

Słoweniec nie strzelił bramki w lidze od 455 minut. To sześć meczów – z czego pięć w wyjściowym składzie – i większość meczu z Wartą.

Zahović łącznie w lidze zaliczył 966 minut, co przełożyło się na 19 strzałów. I to jest zastanawiająca statystyka. Wiadomo, to jest statystyka sucha, można ją sobie nabić byle jakimi uderzeniami z dystansu, pewnie Boakye jakby mu pozwolić, przebiłby Zahovicia w trzy mecze. Zdecydowanie wolimy tych, którzy szukają rozegrania, niż strzału z każdej pozycji, który potem okazuje się gloryfikowaną stratą. Ale jednak interesujące, że napastnik Pogoni, przecież czołowej ekipy w lidze, a pod względem samej liczby strzałów jest za Masourasem z Górnika, Grzesikiem z Warty. W samej Pogoni więcej próbują Kucharczyk (aż 33 strzały), Gorgon, Drygas, Sebastian Kowalczyk. Wiadomo, dochodzi to, że byli w drużynie wcześniej, niemniej można się zastanawiać, czy do problemu z jego wykończeniem, nie dochodzi pełna umiejętność wykorzystania jego możliwości. On miał być żądłem, na nim miał spoczywać ciężar strzelania.

Zahović ma technikę, ma inteligencję w grze, umie przytrzymać piłkę. Ale naszym zdaniem w Szczecinie mają prawo wymagać od Zahovicia więcej. Pogoń wpadła w lekki dołek – odpadła z Piastem, tylko zremisowała z nim w lidze, przegrała z Wisłą Kraków. Na własne oczy, na przykładzie Brown Forbesa, Portowcy mogli się przekonać jak napastnik może dać coś z niczego. Zahović nie został sprowadzony do sklejania akcji, tylko do tego, by robić na ataku różnicę. Być gwiazdą tego zespołu. A moment jest taki, że w drużynie nikt nie boi się mówić o mistrzostwie, chcą tego, wiedzą jaka jest historia Pogoni i trofeów. Widzą, jaka otworzyła się szansa. Wystrzał formy Zahovicia – czy raczej gra na miarę oczekiwań? – jest tym, czego Pogoń potrzebuje. To tutaj, patrząc po skład Pogoni, są spore rezerwy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...