Reklama

Gołębiewski: Chcę, żeby moja drużyna była jakaś. Wolę zginąć za filozofię niż jej nie mieć

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 lutego 2021, 08:39 • 13 min czytania 9 komentarzy

Marek Gołębiewski w sezonie 2020/2021 przedstawia się piłkarskiej Polsce jako trener Skry Częstochowa. Na drugoligowych boiskach wyróżnia go filozofia i chęć gry w piłkę, dzięki której po rundzie jesiennej Skra plasuje się na piątym miejscu w lidze. W wywiadzie z nami opowiada: czego nauczył go Wojciech Stawowy i Escola Varsovia? Czy nie boi się zostać zakładnikiem wyniku? Na czym polega jego filozofia gry i jak znoszą ją piłkarze? Czemu Młoda Ekstraklasa była lepsza niż Centralna Liga Juniorów? Poznajcie kolejnego trenera z nowego pokolenia, który może wkrótce namieszać w czołowych ligach w Polsce.

Gołębiewski: Chcę, żeby moja drużyna była jakaś. Wolę zginąć za filozofię niż jej nie mieć

Kim jest Marek Gołębiewski, nowy trener Legii Warszawa?

Wojciech Stawowy – najlepszy trener ligowy. Zgoda?

To na pewno duży fachowiec. Początek z ŁKS-em miał bardzo dobry, teraz jest w małym dołku, ale każdy ma lepsze i gorsze moment. Znając trenera Stawowego i jego skrupulatność, wyjdą z tego dołka i spełnią cel – awans do Ekstraklasy. Wiadomo, że nie zawsze jest 1 maja i wszystko się układa. Najlepszy trener ligowy? Coś w tym jest, że jest jednym z lepszych trenerów w lidze. To hasło z czasów Cracovii, kiedy zrobił dwa awanse.

Pytam o to nieprzypadkowo, bo panowie długo razem pracowali w Escoli Varsovia. To trener Stawowy zaszczepił w panu tę filozofię gry, czy przyświecała panu ona już wcześniej?

Byłem kibicem Barcelony od dziecka i ta filozofia zawsze była mi bliska. Trener Stawowy bardziej to rozwinął pod względem taktycznym. Kiedy byłem piłkarzem, to człowiek pewnych rzeczy nie rozumiał. Nie wiedział, po co to robi. Teraz jestem bardziej świadomy, bo muszę wiedzieć, jak chcę grać. Moje drużyny zawsze chcą grać w piłkę, ale nasze filozofie nie są do końca takie same, bo w pewnych rzeczach się różnymi. Ale pomysł jest podobny.

Można uznać, że skoro kibic Barcelony trafia do Escoli Varsovia to jest to w jakimś stopniu spełnienie marzeń?

Na pewno. Osiem lat w szkole Barcelony bardzo mnie rozwinęło jako trenera. W tym projekcie byłem od samego początku, odszedłem w grudniu 2019 roku, więc przeszedłem długą drogę, praktycznie wszystkie szczeble – od młodzieżowych rozgrywek do CLJ U-18. To droga trenerska, którą sam sobie wyznaczyłem. Chciałem się rozwijać na każdym szczeblu. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, spotkałem trenerów, którzy wpłynęli na mój rozwój, więc tak, jest to spełnienie marzeń.

Co daje trenerowi praca w takim klubie? Wiele osób pewnie nie wie, jak ta szkółka funkcjonuje, myśli, że to po prostu patronat Barcelony i tyle.

To ciężki kawałek chleba dla prezesów, dla pana Wiesława Wilczyńskiego. Nie jest tak, że Barcelona zapewnia nam wiedzę teoretyczną i dyrektora akademii. Trzeba bardzo dużo za to płacić. Mnóstwo rzeczy trzeba było zgrać, żeby dobrze to funkcjonowało, ale ten pomysł był skuteczny i dobry. W krótkim czasie ta akademia została jedną z najlepszych w Polsce, więc plan się udał.

Reklama
Widzi pan, że wychowankowie tej szkoły wyróżniają się na tle reszty? Mają inny pomysł na grę, inne umiejętności?

W piłce juniorskiej tak, problem zaczyna się w seniorach. Takie jest moje zdanie, gdy przeszedłem na drugą stronę. Widzę, że ci zawodnicy dość późno zaczynają grę w seniorach. Cały czas uważam, że Centralna Liga Juniorów nie jest do końca dobrym pomysłem. Jest po niej duże zderzenie, kiedy juniorzy przechodzą do seniorów. Oczywiście nikt nie musi się z tym zdaniem zgadzać, ale według mnie uzdolniony 16-latek powinien zaczynać grać w seniorach w czwartej czy trzeciej lidze. Półtora roku, dwa lata w seniorach więcej mu dadzą niż granie ze swoimi rówieśnikami.

SKRA WYGRA Z GARBARNIĄ? KURS 2.32 W TOTOLOTKU!

Fajnym projektem była Młoda Ekstraklasa, zawodnicy łapali tam dużo większe ogranie i doświadczenie, bo była możliwość gry pięciu starszych zawodników. Taki układ, żeby nabrać szlifów, jest dużo lepszy. Zobaczmy na przykład Lecha czy Legii, które swoich najlepszych zawodników nie trzymają w CLJ-kach, tylko w drugiej, trzeciej lidze. Tam zawodnicy z roczników 2003-2004, którzy się wyróżniają, zaczynają grę w seniorach. To jest właściwa droga, jak masz 17 lat i grasz z rówieśnikami – to nic nie daje. Jeśli myślimy o produkowaniu piłkarzy kreatywnych, którzy coś mogą w piłce osiągnąć, to trzeba to robić dużo wcześniej.

Panuje przekonanie, że w niższych ligach w Polsce nie da się grać w piłkę, bo ciężko jest znaleźć piłkarzy, którzy są w stanie to robić. Wam się to udaje.

Nie ma czegoś takiego, że się nie da. Jeśli człowiek wierzy w swoją filozofię i chce ją realizować, to przez proces treningowy w ciągu pół roku można odcisnąć piętno na drużynie. Trzeba szukać rozwiązań. Jeśli nie ma się zawodników kreatywnych, to trzeba ich szukać, wymieniać na takich, których chce się mieć. Oczywiście w niższych ligach może być z tym problem, bo wyszkolenie techniczne jest w takim sposobie grania ważne. Ale w drugiej lidze jest wielu zawodników bardzo dobrze wyszkolonych technicznie. Różnica między czołówką drugiej ligi a pierwszą ligą jest znikoma. To są zespoły, w których znajdziemy zawodników z przeszłością w Ekstraklasie, więc można śmiało realizować swoje założenia. Nie zawsze jest to też możliwe przez boiska. W ostatnim meczu, który przegraliśmy – z Błękitnymi – moja drużyna pierwszy i jedyny raz usłyszała, że ma grać prostą piłkę. Bo tam nie dało się grać od tyłu. My akurat gramy na sztucznym boisku, równym, więc możemy próbować.

Równe, ale też specyficzne. Trenerzy w drugiej lidze nastawiają się, że w Częstochowie gra się troszeczkę inaczej.

Co do jakości murawy na pewno można się przyczepić, bo to boisko jest mocno eksploatowane. Nie ukrywam też, że wolałbym grać na naturalnym boisku. Chłopaki zresztą tak samo, więc to nie jest tak, że my się cieszymy. Preferując szybką grę, po ziemi, piłka wielokrotnie nam zwalnia, specyfika gry na gumowych kulkach sprawia, że nie zawsze możemy tak grać. Ale ktoś je dopuścił, mamy szansę na nim grać, więc nie ma co narzekać. Myślę jednak, że miasto powinno w niedalekiej przyszłości pomyśleć o wymianie tej nawierzchni.

Wspomniał pan, że w niższych ligach trudniej jest zaszczepić taki styl gry. Sparty Jazgarzew i Ząbkovii nie oglądałem, ale pewnie tam były już delikatne problemy z grą piłką?

Nie zgodzę się. Jeżeli zapytałby pan byłych zawodników Sparty czy Ząbkovii, to odpowiedzieliby podobnie – trener Gołębiewski zawsze starał się grać od tyłu. To nie było bronienie się i wybijanie, a nuż się uda. Mam takie powiedzenie, że ze swoją filozofią wolę zginąć niż w ogóle jej nie mieć. Będę dobierał sobie takich piłkarzy, żeby tę filozofię realizować.

Z zawodnikami Sparty czy Ząbkovii nie rozmawiałem, ale pytałem piłkarzy Skry o współpracę z panem i byli zachwyceni. Mówili, że czują różnicę i rozwój w stosunku do poprzednich klubów. Czują radość, a wcześniej to była typowa praca.

To bardzo miłe. Cieszę się, że mam okazję pracować z takimi piłkarzami, bo trafiłem na takich zawodników, którzy są nie tylko dobrzy na boisku. To także dobrzy ludzie, bardzo charakterni, którzy chcą czegoś w życiu dokonać. Niektórzy są w tym klubie osiem czy dziewięć lat, zrobili dwa awanse, cały czas chcą się rozwijać i utrzymują się na tym poziomie.

Reklama

Marek Golębiewski, nowy trener Legii Warszawa

Ma pan też sporo młodzieży w kadrze, więc pewnie łatwo ich porwać taką filozofią.

Tak, chociaż młodzież jest taka, że nie zawsze się słucha! (śmiech) Można ich porwać, ale tylko tych, którzy chcą coś osiągnąć. Nie ukrywam, że łatwiej o koncentrację u starszych zawodników. Przychodzą na trening w innych celach. Nie wiem, czy to jest spowodowane mentalnością, czy takimi czasami, bo młodzież często bywa nieprzygotowana mentalnie do treningu. Nie wiem – ktoś się nie wyśpi, ktoś nie zjadł dobrze. Ostatnio miałem przypadek, że zawodnik na siłownię przyszedł bez śniadania i prawie mi zemdlał. Jako trenerzy myślimy, że to wszystko jest dla nich wiadome, ale okazuje się, że nie zawsze. Oczywiście nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale nie każdy dorósł mentalnie do gry na tym poziomie.

Słyszałem, że na treningach często poświęca pan czas na wprowadzenie piłki od tyłu, rozegranie z „piątki”. Widzi pan, że zawodnicy, którzy na początku nie czuli się w tym pewnie, teraz poczynili postępy?

Przede wszystkim widać powtarzalność. Wiedzą, w jakim miejscu mają stać, gdzie być, kiedy mają się rotować, wbiegać na wolne przestrzenie i wykorzystać przewagę tam, gdzie można ją wykorzystać. Kiedy przyszedłem do Skry z tym pomysłem, to bardzo się cieszyłem, bo widziałem, że piłkarze chcą go realizować. Poświęcam na to dużo czasu, bo chcę, żeby ta drużyna była jakaś. Ale nie jest tak, że tylko to robimy, bo w trakcie meczu jest wiele faz.

To, że jest powtarzalność, widać po filmach, które znajdziemy w sieci. Na jednym z nich widać schemat, który przynosi efekt.

Filmików można byłoby wyciąć nawet więcej, ale ta sytuacja ze Zniczem pokazuje, w którym kierunku drużyna chce iść. Gra bez przyjęcia, wychodzenie na pozycje, piłka bezpośrednia. Bo samo posiadanie piłki nie jest naszym celem. Celem jest to, żeby posiadać piłkę w celu stworzenia sobie przestrzeni za plecami przeciwnika. Tam doskonale to widać. „Stara” piłka barcelońska, opieranie się na samym posiadaniu, nie jest już celem. Można mieć 75% posiadania – mieliśmy tyle w niektórych meczach – i przegrać. Tak było chociażby z Olimpią Elbląg, gdzie mieliśmy problem ze zmianą ciężaru gry. Olimpia dobrze się broniła i przegraliśmy. To pokazuje, żeby nie tylko mieć piłkę, ale grać dużo szybciej, bezpośrednio, w kierunku bramki.

Pan kiedyś powiedział, że najważniejsze, żeby zawodnicy zawsze mieli opcję gry „na ściankę” i z niej korzystali.

Tak jest.

A łatwiej jest ściągnąć czy zatrzymać piłkarza w Skrze, kiedy ma pan do zaoferowania taki pomysł na grę? Po pół roku wieść po Polsce się już rozniosła.

W tym okienku było dużo łatwiej ściągnąć zawodników, których chciałem. Na pewno także przez miejsce w tabeli, bo było łatwiej negocjować z piątej pozycji. Ale przez styl pewnie też. Pamiętam sam, że wolałem, kiedy trener uczył nas ataku pozycyjnego, a nie prostego wybijania i chaotycznych akcji. Nie wiem, czy ma to duży wpływ, czy zawodnicy o tym rozmawiają, ale na pewno było dużo łatwiej o transfery. Miesiąc przed końcem okienka mieliśmy dogadaną całą kadrę, pod koniec stycznia miałem do dyspozycji wszystkich piłkarzy i nikt już nie doszedł.

A MOŻE JEDNAK GARBARNIA? KURS 2.85 W TOTOLOTKU!

Wspomina pan o karierze zawodniczej. W szatni jest pan lubiany za swoje podejście do piłkarzy, za to, że lubi pan czasami z nimi pożartować. Rozumiem, że to taka pozostałość z czasów piłkarskich.

Może coś w tym jest. Mam już taki charakter, że wolę życie brać na wesoło. Nie uważam się za zamordystę, chociaż jeżeli są sytuacje, w których trener musi zareagować bardziej stanowczo, to też potrafię to zrobić. Jeśli atmosfera w szatni była dobra – a byłem w różnych szatniach, także w takich, gdzie nie płacili – zawodnicy i trener byli ze sobą zżyci, to było lepiej. Kieruję się taką maksymą, żeby każdy pchał wózek w tym samym kierunku. Nie jestem sztuczny. Staram się zawodnikom wytłumaczyć, dlaczego ktoś nie gra, co może poprawić. Jedni to rozumieją, inni nie, ale według mnie zawsze lepiej coś takiego wiedzieć.

Podejście piłkarzy w porównaniu z czasami, w których pan grał w piłkę, mocno się zmieniło?

Teraz są bardziej świadomi. Zwłaszcza starsi, bo młodzież musi się uczyć systematyczności, punktualności. Patrzę na moich starszych piłkarzy, takich po 30-stce i bardziej dbają o siebie w porównaniu z moimi czasami. Więcej czasu spędzają na siłowni, na rolowaniu. Czasami wychodzę z klubu, a dwóch-trzech piłkarzy nadal pracuje nad swoim ciałem. Wiedzą, że kariera piłkarska nie jest długa, że zostało im jeszcze parę lat gry i chcą je spędzić na tym poziomie.

A jeśli chodzi o podejście trenerów?

Nie chciałbym się wypowiadać na temat tego, jak kiedyś pracowali trenerzy… Wiadomo, piłka była wtedy trochę inna. Wolniejsza, grało się innymi systemami. Ciężko to porównywać, ale na pewno gros trenerów w Polsce robi więcej treningów piłkarskich. Kiedyś biegało się bez piłki, na głupio, dookoła boiska. Ja takich rzeczy nie stosuję, bo to nie ma żadnego sensu, ale takie treningi jako piłkarz miewałem. Trenerzy się rozwijają, mają na to wpływ szkolenia, które organizuje PZPN, czy związki wojewódzkie. Jesteśmy narodem, który lubi narzekać, ale uważam, że Szkoła Trenerów w Białej Podlaskiej czy niektóre związki wojewódzkie, robią bardzo dobrą pracę. Musi to iść dwutorowo – wsparcie związków i chęć rozwoju samego siebie.

Poza tymi kursami czerpie pan jeszcze z czegoś inspirację?

Książki czytam raczej biograficzne. Lubię czytać, jak przebiegała czyjaś kariera, jak podchodził do treningów. Co do inspiracji taktycznych – bardzo dużo korzystam z internetu. Wzoruję się na kilku zespołach, szczególnie na Atalancie Bergamo. Bardzo lubię też Antonio Conte. Pamiętam taki mecz Barcelony z Interem na Camp Nou, gdzie w „szesnastce” grali sobie górą, nad głowami piłkarzy Barcy. To imponuje, bo trzeba to wyćwiczyć, mieć dobrych zawodników. Ten trener mnie inspiruje.

To życzę panu, żeby pan częściej coś wygrywał niż Antonio Conte!

Pewnie także przez właśnie taką filozofię traci sporo punktów. Jeśli chcesz grać od tyłu, to zdarzają się błędy i niestety tak jest. Może znajdzie drużynę, w której to w końcu odpali. Ale chodzi mi o sam styl gry, bo wiadomo, że w seniorach wynik jest bardzo ważny.

Właśnie, zastanawiam się nad tym, czy podpisałby się pan pod tezą, że polska piłka byłaby w lepszym miejscu, gdyby więcej osób stawiało grę ponad wynik.

Podpisałbym się. Szczególnie w juniorach. Spotkałem się z wieloma drużynami dobrych akademii w Polsce, gdzie widać było, że chłopaki grają typowo na wynik, nie interesuje ich nauka gry w piłkę. Było to widać po prostocie – odbiór piłki, kontra, ustawienie w niskiej obronie. Wiele drużyn tak grało. I tak idzie to w dobrym kierunku, bo wielu trenerów uczy budować akcje, chce rozwijać zawodników. Samo budowanie też nie wystarcza. Chodzi o to jak to robisz, gdzie chcesz mieć przewagę na boisku. Każdy trener musi mieć swój pomysł. Ale tak jak pan powiedział – jest gros trenerów, którzy grają na wynik i martwi mnie, że wielu z nich jest w juniorach. Bo w piłce seniorskiej zgodzę się, że wynik jest stawiany ponad wszystko. Mogę grać pięknie, ale przegram pięć meczów i nie ma mnie w pracy. Niestety tak to nie wyjdzie. Musimy bardziej zwracać na to uwagę w młodzieżowej piłce. Niektóre związki likwidują tabele, żeby dzieciaki grały z mniejszą presją, także rodziców. Bo żeby się rozwijać, trzeba mieć wolną głowę.

Marek Gołębiewski jako trener Legii II Warszawa

Często kierujemy się tym, że trzeba utrzymać się w lidze i cierpi na tym całokształt, bo nasi ligowcy nie idą do przodu. Z drugiej strony wiemy, jak było z ŁKS-em i Miedzią, które chciały grać ambitnie i skończyły tak, jak skończyły.

W ŁKS-ie problemem było to, o czym mówiłem w pierwszej części rozmowy. Popełniono błąd, że drużyna nie została odpowiednio wzmocniona. Jeżeli chcesz grać piłką na wyższym szczeblu, to potrzebujesz bardziej kreatywnych zawodników, wierzących w swoje umiejętności. Mówiłem, że między drugą a pierwszą ligą nie ma za dużej różnicy, ale już między pierwszą ligą a Ekstraklasą różnica jest znacząca, szczególnie w wyszkoleniu technicznym. Zaufano zawodnikom, którzy zrobili awans, zbyt wielu z nich grało później w pierwszym składzie. Bo sam pomysł trenera Kazimierza Moskala jest dobry, jego Bruk-Bet czy Wisła Kraków grały ładnie w piłkę, ale przez brak wzmocnień nie mógł on wypalić.

Nie boi się pan, że zostanie pan zakładnikiem wyniku? Przed sezonem celem było utrzymanie, ogrywanie młodzieży. Teraz słyszę, że zarząd coraz częściej myśli o awansie.

Wie pan, jeżeli rozmawia się przed sezonem na temat celów, to ja nadal jestem w trakcie ich realizacji. Miałem utrzymać zespół i być wysoko w Pro Junior System, te dwa aspekty są na ten moment spełnione. Były takie przypadki, jak Szymona Grabowskiego z Resovią, który awansował i został zwolniony, ale… Nie ma co gdybać. Mam kontrakt ważny przez pół roku, jeśli się utrzymamy – to na kolejny rok. W czerwcu będę mądrzejszy i odpowiem na to pytanie. Z perspektywy trenersko-sportowej wolałbym być takim zakładnikiem i awansować, ale awans nie jest naszym podstawowym celem. Chcemy grać fajnie w piłkę i zdobywać jak najwięcej punktów. Jeżeli powiedziałby mi pan, że bierze te 28 punktów z jesieni i przepisujemy je na wiosnę, to odpowiedziałbym: chętnie, biorę te 56 punktów na koniec sezonu. Wiadomo jednak, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Czego najbardziej pan się boi przed wiosną w drugiej lidze? Doświadczeni ligowi trenerzy z tego poziomu często mówią, że to specyficzny okres, bo murawa jest specyficzna, a wam ona czasami przeszkadza.

Akurat nasza się nie zmieniła, ubyło trochę kulek, bo pan, który odśnieżał, je zabrał! (śmiech) Na wyjazdach pierwsze mecze będą pewnie grane na błotnistym terenie, więc pierwsze kolejki często będzie pewnie ciężko oglądać. To będzie granie dla koneserów!

CZYTAJ TAKŻE:

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...