Reklama

PRASA. Sędziowie są karani za poprawianie decyzji przez VAR. „To absurd”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

25 lutego 2021, 09:03 • 8 min czytania 8 komentarzy

Oglądając mecze ekstraklasy, czasami można mieć wrażenie, że sędziowie główni niezbyt ochoczo biegają przed monitory VAR, aby sprawdzić, czy ich boiskowa decyzja była słuszna. W przeszłości zdarzało się tak nawet przy kontrowersyjnych sytuacjach, przy których interwencja technologii wydawała się oczywistością. Porozmawialiśmy z kilkoma arbitrami, obserwatorami i zapytaliśmy – dlaczego tak się dzieje? Okazuje się, że sędziowie są karani za poprawianie decyzji przez wideoweryfikację! – czytamy w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Sędziowie są karani za poprawianie decyzji przez VAR. „To absurd”

„SPORT”

Prezydent Częstochowy pokazał nową wizualizację stadionu Rakowa. Możliwe, że w kwietniu tego roku drużyna rozegra mecz nie w Bełchatowie, a u siebie.

Wizualizacja, mówiąc delikatnie, nie przypadła do gustu kibicom Rakowa. Nie można im się dziwić. Według grafik, jakie przedstawił prezydent miasta, stadion wygląda nadzwyczaj skromnie. Zadaszona zostanie tylko jedna trybuna. Dodatkowo nad nią znajdą się trzy kontenery – prawdopodobnie dla gości lub dziennikarzy. Zapewne projekt byłby bardziej przystępny, gdyby zdecydowano się na zadaszenie wszystkich trzech głównych trybun, jednak zabrakło na ten cel funduszy. Jedynym plusem tej sytuacji będzie fakt, że Raków ponownie będzie miał okazję rozgrywać spotkania na własnym obiekcie, a nie oddalonej o wiele kilometrów GIEKSA Arenie. Trzeba jednak przyznać, że warunki w Bełchatowie są zdecydowanie bardziej atrakcyjne. Kolejna kwestia to murawa. Brane pod uwagę są dwie opcje – zasianie jej lub też ułożenie gotowej nawierzchni. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłaby już wcześniej przygotowana murawa. Byłaby droższa, ale piłkarze praktycznie z miejsca mogliby rozpocząć grę na nowym obiekcie. W przypadku zasiewu trzeba by było poczekać aż wyrośnie i odpowiednio się ukorzeni. W innym przypadku cała praca poszłaby na marne. W Częstochowie zamiast zielonego dywanu oglądano by Pustynię Błędowską.

Wspomnienia zawodników z Afryki, którzy zagrali kiedykolwiek w Górniku Zabrze. Kilka ciekawych nazwisk na tej liście liście dziesięciu piłkarzy się pojawia, a wszystko to w kontekście tego, że do zespołu dołączył Richmond Boakye.

Reklama

Shingi Kaondera, Zimbabwe

Pojawił się w Polsce latem 1999 roku. Pamiętamy jego debiut na ekstraklasowych boiskach. Praktycznie ledwie co wysiadł z samolotu, a już zagrał w lidze. W dniu swoich 17. urodzin, 31 lipca, wystąpił w meczu Odra Wodzisław – Górnik Zabrze, który skończył się wynikiem 3:3. Popularny Shingi pojawił się na boisku w drugiej połowie, zastępując na murawie Michała Probierza. Uzbierały mu się w ekstraklasie 52 spotkania, strzelił cztery gole. Kilka ważnych, jak w derbach z Ruchem w lipcu 2000 r., a także w wygranych w tamtym sezonie po 1:0 ligowych grach z Orlenem Płock czy Legią. W tym ostatnim meczu zaskoczył Zbigniewa Robakiewicza. Potem przez lata grał na
Cyprze. Spotkaliśmy go podczas Pucharu Narodów Afryki w Egipcie w styczniu 2006 roku. Stanął i zapozował z szalikiem Górnika. Z rozrzewnieniem wspominał swój czas w Zabrzu i pana Stasia Sętkowskiego, kibica numer 1 górniczego klubu. Czy zrobił karierę na miarę swojego potencjału? Pochodzący z Zabrza, a przez lata związany z piłką w Zimbabwe Wiesław Grabowski, który wysłał go z Harare w świat, uważał, że mógł grać w samym Manchesterze United! Na przeszkodzie stanęła mentalność. Nie dość silna, żeby bardziej zaistnieć w zawodowej piłce.

Polki gładko przegrały z faworyzowanymi Hiszpankami i tym samym zakończyły się marzenia polskich piłkarek o awansie na Mistrzostwa Europy.

Polki były stremowane i przestraszone wyżej notowanymi rywalkami, więc nie realizowały założeń. W efekcie nie stworzyły realnego zagrożenia w ofensywie, a w defensywie zostały bezlitośnie wypunktowane, choć Katarzyna Kiedrzynek interweniowała z pełnym poświęceniem. Przy stanie 1:0 przyjęła na twarz „bombę” z bliska i przez dobre 5 minut dochodziła do siebie, by kontynuować grę. Nasze panie nie pojadą na Euro, ale szanse pogrzebały wrześniową porażką (0:2) z Czeszkami w Bielsku-Białej. Szkoda…

Reklama

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Jeśli Arsenal odpadnie dzisiaj z Ligi Europy, to o pucharach w przyszłym sezonie może pewnie zapomnieć. Ponadto skomplikuje się i tak niezbyt dobra sytuacja finansowa klubu.

Kanonierzy zmierzą się dzisiaj z Benficą Lizbona. W pierwszym meczu padł remis 1:1, więc kwestia awansu wciąż jest otwarta. Jeśli londyńczycy dziś odpadną, niewykluczone, że będą musieli się pożegnać co najmniej na rok z jakimikolwiek europejskimi rozgrywkami. Wystarczy spojrzeć na tabelę Premier League: Arsenal jest dopiero jedenasty, do miejsca gwarantującego występ w Lidze Europy w przyszłym sezonie traci sześć punktów. A w czołówce panuje niesamowity ścisk, nawet mistrz Liverpool na tę chwilę musi się zadowolić pozycją dającą udział tylko w LE. Aspiracje mają także Everton, West Ham czy Aston Villa, a Tottenham także nie odpuści do ostatniej kolejki. Przy obecnej formie i sytuacji w tabeli, Kanonierów trudno nazwać poważnym kandydatem do gry w pucharach. Dlatego im dłużej piłkarze Artety będą w grze wiosną, tym dłużej ich kibice mogą się łudzić, że drużyna wygra LE i w nagrodę awansuje do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Dzisiejsza ewentualna porażka zdecydowanie osłabi markę klubu i może znacząco wpłynąć na jego finanse. A to z kolei sprawi, że droga do tego, by Arsenal znów był poważnie traktowany w Anglii i Europie, skomplikuje się jeszcze bardziej. – Dopóki matematycznie wszystko jest możliwe, trzeba próbować. Ale ważne jest, żeby zarówno w lidze, jak i w Lidze Europy grać tak samo dobrze. Udane występy w jednych rozgrywkach napędzają cię do gry w drugich – mówi Arteta.

Rozmowa z Euzebiuszem Smolarek – trochę o porównaniu Lewandowskiego i Haalanda, ale więcej o tym, jak wygląda zarządzanie Polskim Związek Piłkarzy i jak koronawirus wpłynął na sytuację zawodników.

Kiedy kończył pan karierę piłkarza, podejrzewałem, że pójdzie pan utartą ścieżką, czyli spróbuje sił w menedżerce, może w roli dyrektora sportowego. A tu pewna niespodzianka: Ebi Smolarek prezesem PZP.

I nawet nie wie pan, jak mnie to pochłonęło. Pracuję z grupą fajnych, profesjonalnych ludzi. Pierwszym wyzwaniem był COVID, który wywrócił świat piłki. Po pierwsze uwierał brak osobistego kontaktu. Trudno, by w reżimie sanitarnym osobiście załatwiać różne sprawy z piłkarzami, ale poradziliśmy sobie. Miałem interaktywne spotkania z kapitanami drużyn ekstraklasy, również niższych lig. To nie były łatwe tematy. Bywało, że szefowie klubów uznawali, iż zawodnik nie ma nic do powiedzenia, więc od razu zabierali się za cięcia, tłumacząc się COVIDEM. Nie brali pod uwagę, że jeden gracz ma pół roku do końca kontraktu, a inny dwa lata i są w skrajnie różnej sytuacji. Dlatego piłkarzom, którzy są członkami naszej organizacji, oferowaliśmy pomoc i obsługę prawną. Bezpłatną, co też nie jest bez znaczenia. Radziliśmy zawodnikom, co mogą, czego nie, co muszą itp. Jakie mają prawa. A szefowie klubów powinni wiedzieć, że najważniejszy jest dialog, a nie występowanie z pozycji siły.

Gdy wybuchła pandemia, Holandia natychmiast przerwała rozgrywki. Zaskoczyło to wówczas pana?

Jak większość. Ale teraz ponoć jest plan, by kibice, oczywiście jakaś ich część, wrócili na trybuny. Słyszałem, że mogą być wymagane testy i jedynie zdrowi będą mogli zasiąść na widowni. Nie mam pojęcia, jak technicznie byłoby to rozwiązane. Nie jestem lekarzem, dlatego nie zabieram zdania. Wiem jedno, a to wiedzą wszyscy związani z piłką – bez kibiców to zupełnie nie to samo.

Sędziowie dostają niższe noty za korzystanie z wideoweryfikacji. Błąd naprawiony przez VAR i tak wlicza się do oceny dla sędziego. Arbitrzy twierdzą, że to absurd.

Wygląda więc na to, że sędziowie, biegając do monitorów VAR, mogą pogorszyć sobie sezonową ocenę, co może wiązać się z ich spadkiem z ekstraklasy bądź rzadszym obsadzaniem w meczach. – Nie do końca tak jest. Bo te oceny obserwatorów, które są obniżane po poprawieniu decyzji z powodu wideoweryfikacji, mają nie być brane pod uwagę. Przynajmniej tak zapewniają przedstawiciele Kolegium Sędziów PZPN – mówi nam jeden z obserwatorów. Dopytaliśmy zatem: po co więc obniżanie not za korzystanie z VAR w ogóle jest stosowane? – Bo tak stanowi Konwencja Sędziowska UEFA. Nie do końca wiadomo, jaki użytek robi później z tego Kolegium Sędziów PZPN. Być może jednak ma to jakiś wpływ na obsadę. Tego na dobrą sprawę nie wiadomo – dodał nasz rozmówca UEFA powinna się więc zastanowić, czy ocena pracy sędziego głównego nie powinna dotyczyć też tego, jak korzysta z VAR. Przecież ostatecznie dzięki technologii podejmie on słuszną decyzję i naprawi swój błąd. Za chęć naprawy sytuacji nie powinien być karany niższą notą, bo przecież sam po spojrzeniu na monitor podejmuje ostateczną decyzję. – Jest to absurd korzystania z VAR – mówi nam innym arbiter.

„SUPER EXPRESS”

Rozmówka z Jarosławem Jachem z Rakowa Częstochowa. Mówi, że wciąż wierzy, że może wrócić do Crystal Palace i że będzie tam grał. Anglicy oglądają jego mecze w Ekstraklasie.

– W czerwcu kończy się twoje wypożyczenie do Rakowa, po którym wrócisz do Anglii. Będziesz chciał powalczyć o miejsce w kadrze Crystal Palace?

– Bardzo chciałbym to zrobić. Jest to moje marzenie i wciąż wydaje mi się ono realne. Wiem, że ludzie z Crystal Palace obserwują każdy mój mecz i jeśli zdołam ich do siebie przekonać, to zostanę w Anglii. Z tego punktu widzenia bieżąca runda jest dla mnie kluczowa. Uważam, że moja gra na wiosnę wygląda dobrze, i chciałbym podtrzymać to aż do końca rozgrywek.

– Ta runda jest także kluczowa ze względu na zbliżające się Euro. Liczysz, że dobrymi występami na wiosnę zasłużysz na powołanie na turniej czy raczej pozostaje to już dla ciebie w sferze marzeń?

– W tym momencie absolutnie nie myślę o kadrze. Kolejne powołanie naturalnie byłoby czymś wspaniałym, ale przyznam, że jednocześnie byłoby dla mnie dużym zaskoczeniem. Zdaję sobie sprawę, że pozycja stopera jest naprawdę mocno obsadzona i w tej hierarchii jestem daleko. Na razie skupiam się tylko na Rakowie. Niewykluczone jednak, że moje dobre występy w dłuższej perspektywie ponownie otworzą mi drzwi do kadry.

Kamil Grosicki na sto procent zostanie na wiosnę w West Bromie. Okno w Ekstraklasie się zamknęło, do Pogoni czy Legii tej zimy na pewno nie trafi.

Koniec spekulacji i domysłów związanych z ewentualną zmianą klubu przez Kamila Grosickiego (33 l.). O możliwości transferu „Grosika” last minut do polskiej ekstraklasy mówiło się od dawna. W grę miały wchodzić Legia, Pogoń, a także Jagiellonia. Grosicki rozwiał wątpliwości. – Zostaję na 100 proc. w West Bromwich Albion – potwierdził „Super Expressowi” 80-krotny reprezentant Polski. Piłkarz wahał się z podjęciem decyzji z jednego najważniejszego powodu. W WBA grał w tym sezonie niewiele (trzy mecze w Premier League), co znacznie zmniejszało szansę powołania do reprezentacji Polski i wyjazd na finały Euro. Dlatego ewentualny transfer do ekstraklasy miał być szansą na odwrócenie karty i przygotowanie się do mistrzostw Europy.

„GAZETA WYBORCZA”

Większa rozmowa z Adamem Małyszem, ale o piłce dzisiaj nic.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
0
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

8 komentarzy

Loading...