Reklama

Zwykły dzień w biurze. City z łatwością pokonuje Moenchengladbach

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

24 lutego 2021, 23:50 • 4 min czytania 4 komentarze

Niektórzy mogli mieć nadzieję, że do bólu oklepany frazes „Liga Mistrzów rządzi się swoimi prawami” sprawdzi się i Borussia Moenchengladach zatrzyma rozpędzony walec o nazwie Manchester City. Kibice przecież lubią takie historie – Dawid pokonuje Goliata. Jednak nic takiego nie miało miejsca, bo i nie było ku temu żadnych przesłanek. Ekipa Pepa Guardioli po prostu pojechała sobie w delegację, wygrała spotkanie i wraca do domu. Nic innego jak kolejny zwykły dzień w robocie. I to w dodatku prawie bezstresowy oraz niewymagający wielkiego wysiłku.

Zwykły dzień w biurze. City z łatwością pokonuje Moenchengladbach

W poprzednich sezonach „Obywatele” wręcz doskonale opanowali sztukę komplikowania sobie życia. A dziś? Od razu maszyna wskoczyła na najwyższe obroty. Może nie było to jakieś oszałamiające tempo. Jakieś nadmierne piłowanie silnika. Ale piłkarze z Manchesteru z wyczuciem wciskali pedał gazu. Najpierw spokojnie rozgrywali akcje. Jedno podanie, drugie podanie, a potem środkowi pomocnicy adresowali szybkie zagrania w boczne sektory do wahadłowych. Może i nie tworzyli sobie ogromnej liczby sytuacji. Z kolei wystarczyło, że dwa razy zastosowali inny wariant przeprowadzenia ataku, a obrońcom Gladbach pozostało już co najwyżej popatrzeć z zazdrością na cieszynki rywala.

W tym meczu graczom City nie mogła się stać krzywda. Przy dość biernej postawie Borussii tylko i wyłącznie sami dla siebie mogli stanowić zagrożenie.

BOJAŹLIWE ŹREBAKI

Cóż, nie spodziewaliśmy się tego, że Gladbach od samego początku rzuci się na przeciwnika i będzie próbowało napsuć mu krwi. Marco Rose wymyślił sobie, że jego gracze mają skupić się na skomasowanej defensywie, zaprosić City na własną połowę i po odbiorze piłki szybko wyprowadzić kontrę. Trochę takie granie na aferę. Jednak nie da rady ukłuć przeciwnika, gdy w kluczowym momencie akcji podaje się tak niechlujnie i tak niedokładnie. Jasne, nie skończyło się pogromem. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że w ostatnich dniach – ze względu na zamieszanie związane z kulisami odejścia ich szkoleniowca do BVB – atmosfera w zespole jest napięta jak plandeka na Żuku. Cztery mecze bez zwycięstwa w lidze także dobitnie świadczą o jego dyspozycji.

Ale mimo wszystko od drużyny, która wywalczyła sobie możliwość gry w 1/8 finału, można było wymagać więcej niż jeden groźny atak i strzał. Tak, Borussia oddała zaledwie jeden celny strzał. Nie podjęła żadnego ryzyka. Trochę jakby za karę rozgrywała ten mecz. Na zasadzie: jeszcze tylko wpierdziel i wakacje.

Reklama

JOAO CANCELO ROZMONTOWAŁ ZASIEKI GLADBACH

Aby przestawić autokar Źrebaków, potrzeba było jakiegoś niekonwencjonalnego rozwiązania. Takie usypianie rywala i zagrania do skrzydłowych, którzy mieli płasko dośrodkowywać albo wjeżdżać w szesnastkę, były pozbawione większego sensu. W polu karnym „gospodarzy” (z konieczności mecz był rozgrywany w Budapeszcie) aż roiło się od graczy w czarnych koszulkach. Było w nim tak gęsto od ludzi, jak na bulwarach wiślanych w ciepły letni wieczór.

Aż w końcu – w 30. minucie –  na genialny plan wpadł Joao Cancelo. Perfekcyjnie dośrodkował z głębi pola, a dwóch obrońców Borussii przysnęło i pozostawiło bez opieki Bernardo Silve. Portugalczyk miał tyle miejsca, że mógł nawet „skorpionem” uderzyć piłkę, ale stwierdził, że nie będzie cudował i głową wpakował ją do bramki. Cancelo drugi raz uaktywnił się w 65. minucie – zaraz po tym, jak Źrebaki oddały pierwszy strzał w meczu. Stwierdził, że czas na powtórkę z rozrywki. Idealnie dorzucił futbolówkę do autora pierwszego trafienia, a jedyna różnica polegała na tym, że Bernardo Silva zgrał ją do Gabriela Jesusa, który dopełnił formalności. Tym samym podpisał protokół zniszczenia.

City spokojnie kontrolowało przebieg meczu. No prawie, bo w doliczonym czasie podarowało prezent podopiecznym Marco Rose, ale jeden z graczy niemieckiej drużyny stwierdził, że w sumie to nie ma sensu dawać sobie złudnych nadziei przed rewanżem i w sytuacji sam na sam z bramkarzem trafił w niego.

*

Ogólnie można było odnieść wrażenie, że ekipa Guardioli strzelała bramki wtedy, gdy uznała, że już najwyższy czas na to i pozwalała wejść przeciwnikowi na swoją połowę wyłącznie za jej zgodą. Troszkę minimalistyczne podejście, ale skoro wygrała dziewiętnaste spotkanie z rzędu, licząc wszystkie rozgrywki, to po co na siłę szukać dziury w całym?

The Citizens spełnili obowiązek? Spełnili. I to najmniejszym możliwym nakładem sił.

Reklama

Borussia Moenchengladach – Manchester City 0:2 (0:1)

B. Silva 29′, G. Jesus 65′

fot. NewsPix

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...