Reklama

Dlaczego Lech stracił swój ofensywny blask?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

21 lutego 2021, 10:12 • 8 min czytania 26 komentarzy

Ostatniego gola z gry Lech Poznań strzelił 13 grudnia w meczu ze Stalą Mielec. W ostatnich sześciu spotkaniach lechici zdobyli zaledwie dwie bramki. Problem Kolejorza tkwi nie w defensywie, bo ta broni tak szczelnie, jak broniła w przekroju całego sezonu. Co się stało z atakiem Kolejorza? Z tym atakiem, którym tak zachwycaliśmy się w połowie poprzedniego roku?

Dlaczego Lech stracił swój ofensywny blask?

Bardzo łatwo byłoby sprowadzić ten kryzys gry ofensywnej lechitów do braku Jakuba Modera, kontuzji Ishaka i problemów zdrowotnych Daniego Ramireza. Ale Modera nie było w trzech ligowych meczach tego roku, Ishak opuścił starcia z Górnikiem i Wisłą Płock, a Ramirez przechodził koronawirusa zimą. Tymczasem problem z kreowaniem sytuacji strzeleckich w Lechu trwa już od dłuższego czasu.

Stworzyliśmy wykres goli oczekiwanych w meczach Lecha. Wzięliśmy pod uwagę tendencję z trzech ostatnich meczów „expected goals” po stronie poznaniaków i ich rywali.

Widać tu wyraźne załamanie formy.

O ile jeszcze w środku sezonu można było to tłumaczyć tym, że lechici w lidze stosowali rotacje, byli zmęczeni intensywnością gry co trzy dni, o tyle ponowny kryzys w ostatnim okresie wytłumaczyć już trudniej.

Reklama

Oczywiście brak Modera jest odczuwalny. Za niego do składu wskoczył Jesper Karlstroem – jednak trudno tu mówić o zastępstwie „jeden do jednego”. Szwed nieźle radzi sobie z zabezpieczaniem strefy między pomocą a obroną. Jest skuteczny w odbiorze, dobrze czyta grę, potrafi wygrywać pojedynki. Ale nie jest tak produktywny w ofensywie, jak był Moder. A Modera zastąpić jest bardzo trudno, co pokazuje wykres rajdów progresywnych i podań progresywnych – czyli takich przenoszących akcję do przodu.

@wrobello_0

Właśnie z przenoszeniem ataków do przodu lechici mają kolosalne problemy na początku tego roku. Przykładem może być tutaj starcie z Zagłębiem Lubin. Lechici mieli aż 68% posiadania piłki, wykonali 705 podań (przy 380 Zagłębia), natomiast na długie fragmenty meczu zamykali się w sterylnym posiadaniu piłki. Czyli rozgrywali piłkę między stoperami, co nie stwarzało żadnego zagrożenia dla bramki gości. Bartosz Salamon wykonał 97 podań, Rogne 46 (zszedł w przerwie), Milić 50. Zatem sami środkowi obrońcy rozgrywali piłkę blisko dwieście razy. Podczas gdy przez 76 minut gry Mikaela Ishaka skierowano do niego ledwie 26 podań (najmniej z zawodników grających więcej niż 45 minut).

Zanikła gra przestrzenią

Wielkim atutem – zwłaszcza w meczach eliminacyjnych do Ligi Europy – Lecha była gra przestrzenią. Co to znaczy? Że piłkarze samym ruchem wymuszali podania. Nie czekali na to, aż dostaną piłkę do nogi, ale szli w ciemno na wolne pole, by tam dostać piłkę. Przykłady? Proszę bardzo.

Reklama

Teraz tego nie ma. Być może dlatego, że brakuje Modera. Ale raczej dlatego, że nikt na to wolne pole nie rusza. Rywale też przytomnie reagują na to, jak chce grać Lech – cofają się głębiej, grają niską obroną, nie chcą doskakiwać do graczy Kolejorza. Bo przecież brak Modera można zrekompensować – podania za linię obrony potrafi wykonywać Tiba, dobrze pod tym względem wyglądają również Salamon czy Milić. Natomiast brakuje tego ruchu. Kamiński, Sykora oraz Skóraś grają zbyt statycznie, by takie podania zagrywać.

Nie odbierasz, nie kontrujesz

Bardzo istotną bronią Lecha był też pressing. Lechici mogli wykorzystywać przestrzeń za plecami rywali, bo odbierali piłkę w okolicy linii środkowej boiska lub na połowie przeciwnika i błyskawicznie przechodzili do kontrataków. Teraz tych kontr jest niewiele, bo poznaniacy są po prostu pasywniejsi w odbiorze i rzadziej zabierają rywalowi piłkę.

W każdym z trzech meczów ligowych Lech wypadał gorzej od rywali w odbiorach. Z Górnikiem: Lech 18/33, Górnik 30/47. Przeciwko Zagłębiu: Lech 16/24, Zagłębie 24/44. Z Wisłą Płock: Lech 23/38, Wisła 34/50.

Efekty? W tych trzech meczach zespół Żurawia ledwie pięć razy zakończył kontrę strzałem. Bywały w tym sezonie mecze, gdy przez 90 minut Lech wykręcał lepsze wyniki niż przez 270 minut na początku 2021 roku – ot, na przykład w starciu z Piastem aż siedem kontr Kolejorz wieńczył uderzeniem na bramkę.

Problem widać też po statystykach biegowych.

Pal licho pokonany dystans – on tak naprawdę o grze zespołu mówi nam niewiele, jest jedną z nieistotny statystyk, które maja marginalne znaczenie dla analizy. Istotniejsze jest jednak to, że lechici biegają mało intensywnie:

  • w starciu z Górnikiem: Lech miał mniej sprintów, mniej szybkich biegów, mniejszy dystans pokonany sprintem, mniejszy dystans pokonany szybkim biegiem
  • mecz z Wisłą Płock: ponownie mniej mniej szybkich biegów, mniejszy dystans pokonany sprintem, mniejszy dystans pokonany szybkim biegiem, a ponadto tylko 40% wygranych pojedynków po przerwie
  • spotkanie z Zagłębiem: mniej szybkich biegów, mniejszy dystans szybkim biegiem

Bezproduktywne skrzydła

Problem z grą skrzydłowych to bodaj jedna z największych bolączek Lecha w tym sezonie. Nie tylko na początku tego roku, ale w ogóle od startu sezonu 2020/21. Spójrzmy na dorobek skrzydłowych Kolejorza w tym sezonie:

  • Sykora – 0 goli, 0 asyst, 1 kluczowe podanie
  • Skóraś 0 goli, 1 asysta, 1 kluczowe podanie
  • Kamiński – 1 gol, 1 asysta, 1 kluczowe podanie
  • Puchacz – 0 goli, 0 asyst, 0 kluczowych podań

Dla porównania – dorobek wybranych skrzydłowych Ekstraklasy w pojedynkę:

  • Michał Jakóbowski (Warta) – 2 gole, 2 asysty, 1 kluczowe podanie
  • Maciej Makuszewski (Jagiellonia) – 3 gole, 3 asysty, 1 kluczowe podanie
  • Conrado (Lechia) – 2 gole, 3 asysty, 0 kluczowych podań
  • Łukasz Sierpina (Podbeskidzie) – 0 goli, 4 asysty, 1 kluczowe podanie
  • Michał Kucharczyk (Pogoń) – 2 gole, 1 asysta, 2 kluczowe podania

Wcale nie najlepsi skrzydłowi w skali Ekstraklasy wyrobili samemu lepsze lub porównywalne wyniki do tych, które wykręcają czterej skrzydłowi Kolejorza wspólnie. Oczywiście wiemy, że Puchacz często grał też na lewej obronie, natomiast w ostatecznym rozrachunku zmienia to niewiele. Mogliśmy dać tu chociażby Awwada, który też wchodził czasem na bok pomocy – jego dorobek to jeden gol, brak asyst i kluczowych podań w lidze.

A może jest tak, że ci piłkarze kreują sytuacji na potęgę, a Ishak, Kaczarawa czy Szymczak marnują je na potęgę?

Też nie. Ekipa EkstraStats policzyła liczbę stworzonych okazji przez skrzydłowych Lecha: Kamiński – 3, Skóraś – 2, Sykora – 2, Puchacz – 1.

W tym roku ten problem tylko się spotęgował, bo zawodnicy odpowiadający za flanki w zespole Żurawia nie tylko nie kreują, nie strzelają, ale stracili nawet atut stwarzania przewagi na bokach boiska. Popatrzmy na statystyki dryblingów podstawowych skrzydłowych w poszczególnych meczach:

  • Górnik – Kamiński 5/8 udanych dryblingów, Skóraś 0/2
  • Zagłębie – Puchacz 3/4, Kamiński 1/5
  • Wisła – Kamiński 1/6, Sykora 1/2

Tylko Puchacz w tych trzech meczach zaliczył więcej niż cztery udane dryblingi – w starciu z Wisłą udało mu się pięć z dziesięciu prób.

Trudno podejść bliżej bramki

Skoro nie stwarzasz przewagi na skrzydłach, skoro nie działają wcinki za linię obrony, to skazany jesteś na atak pozycyjny, często środkiem pola. Ale do tego potrzeba napastnika, który utrzyma się przy piłce, wygra pojedynek, przepchnie obrońcę.

Problem w tym, że wobec problemów zdrowotnych Ishaka na desancie lechici mieli do tej pory tylko Filipa Szymczaka. Zawodnika z dużym potencjałem, ale wciąż uczącego się seniorskiej piłki. Szymczak nieźle wygląda w wyścigach z obrońcami, ma dobre wykończenie, ale w grze siłowej jeszcze przegrywa te starcia. W meczu z Górnikiem wygrał tylko 29% pojedynków, ostatnio z Wisłą 36%. Zatem nie dość, że Lech rzadko do niego gra, to jeszcze trudno mu się utrzymać przy piłce.

W konsekwencji lechici oddają mało strzałów z samego pola karnego. Jeśli już to robią, to często po stałych fragmentach gry. Efekty są takie, że średnia odległość od bramki strzałów Lecha wskazuje, że Kolejorz uderza głównie spoza pola karnego:

  • Górnik – średnia odległość od bramki przy strzale: 17,4 metra
  • Zagłębie – śr.: 18,4 m
  • Wisła – śr.: 22 m

Co dalej?

Oczywiście druga strona tego medalu jest też taka, że liga nauczyła się nieco gry Lecha. Przy spadku jakości w drużynie Lecha i normalnej obniżki formy długofalowo lechici i tak powinni się obronić samym pomysłem na granie, natomiast widać, że dzisiaj zespoły wiedzą jak grać przeciwko drużynie Żurawia. Wiosną było na to mało czasu – częsta gra, covid, finisz sezonu. Rywale skupiali się raczej na tym, jak wyeksponować swoje silne strony i na tym, by dotrwać do końca sezonu.

Teraz – gdy znane są już atuty Lecha i klarowny jest pomysł na zespół proponowany przez Żurawia – Lechowi jest zdecydowanie ciężej. Można zaklinać rzeczywistość i wierzyć, że powrót Ishaka, odzyskanie formy fizycznej przez Ramireza czy wejście do gry Johannsona odmieni grę drużyny. Natomiast wydaje się, że problem leży głębiej. Z jednej strony to niewystarczająca jakość i szerokość kadry przy obsadzie pozycji ofensywnych. Ale też bądźmy poważni – z Kamińskim, Ramirezem czy Tibą zajmowanie miejsca w dolnej połowie tabeli po prostu nie przystoi.

Z drugiej strony – być może Lech potrzebuje odmiany taktycznej?

Brak planu B u Żurawia jest widoczny gołym okiem. Jeśli chodzi do zmian, to tylko w formule „jeden do jednego”, Skóraś zmienia Sykorę, Puchacz wchodzi na skrzydło z obrony, a zastępuje go w defensywie Krawieć itd.

Sęk w tym, że – co przyznawał Żuraw otwarcie – głębsza zmiana systemu taktycznego nie wchodzi w grę. Lech założył sobie bowiem, że wszystkie drużyny w klubie – od tych juniorskich po pierwszy zespół – muszą grać taką samą formacją. Zatem trener ma związane ręce i nawet przejście na np. system z trójką w obronie czy opcja z grą na dwóch napastników nie wchodzi w grę.

Cóż, pozostaje zatem czekać na to, aż – cytując klasyka – kilku zawodnikom coś przeskoczy. Bo to jest wręcz niewytłumaczalne jakąkolwiek analizą, jakimikolwiek statystykami i jakimikolwiek wymówkami, że w ciągu kilku miesięcy można przejść od batożenia piątą Apollonu Limassol na wyjeździe do dwóch goli w sześciu meczach w polskiej lidze.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
3
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Komentarze

26 komentarzy

Loading...