Reklama

Myślałem: jeszcze mam czas. A potem tego czasu nie ma

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

10 lutego 2021, 16:51 • 19 min czytania 41 komentarzy

O nierozegranym meczu ze Stalą Mielec. Wizycie na dywaniku prezesa. Potencjale Wisły Płock na górną ósemkę. Ataku Djordje Crnomarkovicia na Piotra Pyrdoła. Młodzieżowcach wczoraj i dziś w Ekstraklasie. Roli wizerunku w życiu piłkarza, o wpływie mediów społecznościowych na jego kreowanie. Czy futbol to jeszcze sport, czy już bardziej biznes. O tym jak łatwo wpaść w gównoburzę na Twitterze. Rozmawiamy z Kubą Rzeźniczakiem, ligowym weteranem, który grał w jednej drużynie tak ze Zbigniewem Wyciszkiewiczem – rocznik 1969 – jak i Dawidem Kocyłą – rocznik 2002.

Myślałem: jeszcze mam czas. A potem tego czasu nie ma

***

Kuba, jak wspominasz podróż do Mielca?

Czternaście godzin w autokarze w dwa dni. Komu by się to nie podobało? A tak serio – na pewno nic przyjemnego. Przepadł nam też trening. Mecz ze Stalą zagramy bodajże po Legii, więc znowu czeka nas czternastogodzinna wycieczka. Jeśli wtedy zdążą odśnieżyć.

Czyli, parafrazując klasyka, troszeczkę nie zakochałeś się w Mielcu.

Nic nie mam do miasta, ale moim zdaniem można było się lepiej przygotować. Prognozy pogody, jak ostatnio sprawdzałem, jednak się ukazują. Środowe mecze Pucharu Polski pokazują, że te boiska można było przygotować. My też mieliśmy dzisiaj gierkę wewnętrzną na naszej płycie, a było zimniej niż w Mielcu. Z całym szacunkiem, ale po prostu nie uważam, żeby wszyscy zrobili tyle, ile można było zrobić. Nie mam do nikogo wielkiego żalu, ale na tym poziomie powinno się być bardziej gotowym. Natomiast patrzymy w przyszłość, to już przeszłość. Nie chcę wracać do tej sprawy, robimy swoje.

Jak było dzisiaj na dywaniku u prezesa? Chodziło o wizytę w twoim domu dziennikarzy Dzień Dobry TVN, co łamało aktualne przepisy protokołu medycznego.

Porozmawialiśmy. Coś tam otrzymałem w prezencie od zarządu. Nic mnie nie usprawiedliwia, zasady to zasady. Natomiast raz, że zrobiłem to nie do końca świadomie. A dwa, że zdajemy sobie sprawę, z iloma osobami codziennie się spotykamy w sklepie, na ulicy… Ale wiadomo, zostawmy to, przyjmuję karę.

Reklama

Jak zareagowałeś na zwolnienie Marka Jóźwiaka? To było mimo wszystko zaskakujące.

Tyle lat jestem w polskiej piłce, że już widziałem chyba wszystko. Sytuacje, których nikt się nie spodziewał, a które się zdarzyły, to w zasadzie chleb powszedni. Ciągła zmiana to część tej gry. Jedni przychodzą, inni odchodzą – tak jest w szatniach, ale i w gabinetach. Nie roztrząsałem tej decyzji, nie jestem od tego. Taka była decyzja klubu. Z Markiem rozmawiałem, pożegnaliśmy się, tyle. Życie.

Dominik Furman czy Filip Lesniak – kto jest lepszym piłkarzem?

To są dwaj zupełnie inni piłkarze, nie ma co ich porównywać jeden do jednego. Powiem, że do Filipa na początku też nie byłem w stu procentach przekonany. A teraz z każdym meczem widzę, ile czarnej roboty wykonuje na boisku. Jest bardzo odpowiedzialny przy piłce. Jak zagrywamy do niego, to nie straci. Dominik miał więcej atutów ofensywnych, ta nasza gra na nim się opierała. Bardziej z Dominikiem można porównywać Mateusza Szwocha, który wszedł w buty Furmana na tę chwilę.

A jak oceniasz Dusana Lagatora?

Z perspektywy stopera zawodnik o charakterystyce Dusana jest bardzo potrzebny. Wykonuje najczarniejszą robotę, niedostrzegalną często z boku. Trzeba z nim grać, żeby wiedzieć, jaka to wartość. Dusan asekuruje wszystkie piłki. Na moje w defensywie wywiązuje się ze swoich zadań doskonale. Na pewno ma swoje wady, ale jakby jeszcze był mistrzem rozegrania, to by nigdy nie trafił do Wisły Płock. Pamiętajmy, że ma też bramki, więc pomaga z przodu przy stałych fragmentach gry.

Najbardziej niedoceniany wizerunkowo zawodnik Wisły Płock?

Angel Garcia. Myślę, że poradziłby sobie w każdym zespole Ekstraklasy, nawet w tych ze ścisłego topu tabeli. A tak na forum nie mówi się o nim za wiele.

Ta ocena umiejętności jest ogółem trudna, łatwo kogoś przepompować na bazie przebłysku, łatwo też przypiąć łatkę. Często spotykałeś sytuacje, gdy ten wizerunek medialny mocno rozmijał się z tym, co ktoś faktycznie umiał, bądź czego nie umiał?

Myślę, że tak. Przypomina mi się choćby w tym kontekście Kuba Wawrzyniak. Wiadomo jaką przypinano mu łatkę. A gdy grałeś i trenowałeś z nim codziennie, widziałeś jak duże miał umiejętności techniczne, fizyczne, szybkościowe. Wizerunek medialny ogółem jest dziś istotny, takie są realia. Ja to widzę na swoim przykładzie. Byłem tyle lat w Legii, sporo z nią osiągnąłem. Ale patrząc na skalę talentu, to gdybym się nie udzielał na social mediach, może z dziesięć osób by zauważyło, że z Legii odszedłem. Gdzieś jako jeden z pierwszych wchodziłem w ten świat Facebooków, Instagramów. Myślę, że to jest przydatne z oczywistych przyczyn, ale pozapiłkarskich – szansa na kontrakty reklamowe, a i też szansa na to, by łatwiej ci poszło w tym życiu po życiu. W wygraniu składu liczba obserwujących na Instagramie nigdy ci nie pomoże.

Ale można, na przykład, poprzez media swoje dobre mecze przedstawić jako bardzo dobre. Zyskana sympatia, taka ogólna, środowiskowa, też rzuca poduszkę pod tyłek, gdy nie idzie. Ten wizerunek może przełożyć się na pewne ułatwienia, utarcie ścieżek.

Bywa i w drugą stronę. Ktoś obiektywnie zagra znakomity mecz. Ale przeczyta o tym przez kolejne dni siedemnaście razy na wszystkich portalach, socialach, i już uważa, że jest mega dobry, a to wiadomo jakie ryzyko. No i wiadomo, że jak ktoś udziela się medialnie, a drużynie akurat nie idzie, to przede wszystkim ma się pretensje do niego. Wtedy oglądasz drugą stronę medalu.

Reklama

Ty miałeś moment sody?

Nie, wiedziałem, że nigdy nie będę gwiazdą. Mogłem coś zrobić lepiej w karierze, ale generalnie dużo z niej wycisnąłem. Może nawet bardzo dużo.

Ale wiesz jak dziś byłbyś, nazwijmy to brzydko, chodliwym towarem, w tak młodym wieku grając tyle meczów w Ekstraklasie.

Co mogę powiedzieć, tylko mieć pretensje do rodziców, że tak szybko mnie urodzili.

Uważasz, że Wiśle Płock zbierało się jesienią krytyki ponad miarę?

Ja osobiście jestem przyzwyczajony do krytyki i do tego, że w Polsce lubi się krytykować. Nie ruszało mnie to, w szatni też tego tematu nigdy nie poruszaliśmy. Wiadomo, że początkowo tych punktów mieliśmy mało, ale pamiętajmy też, że byliśmy jedynym zespołem, który w okresie przygotowawczym przeszedł kwarantannę. Kiedy wróciliśmy na właściwe tory, przyszła fala zachorowań w zespole. To też odbiło się na naszej formie. Później, jak wszystko zaczęło się toczyć w normalnym rytmie, uważam, że łapaliśmy grunt. Ostatnie trzy mecze to trzy zwycięstwa, na tym się skupiamy. Sytuacja w tabeli jest przyzwoita, a może być jeszcze lepsza, szczególnie, że tabela się spłaszcza.

Znając ligę od lat, jakbyś ocenił przed sezonem potencjał Wisły, okolice którego miejsca?

Pierwsza ósemka. Taką w mojej opinii mamy kadrę. Środek tabeli, ale raczej wyżej niż niżej. Może to te ostatnie dziewięć punktów sprawia, że patrzę z optymizmem w przyszłość. Ale generalnie wychodzę z założenia, że trzeba patrzeć na życie z optymizmem. Minimalizm, gra tylko o to, żeby się utrzymać… To sportowcowi nie przystoi.

Była u was w szatni szydera z absurdalnego ustawienia przy rzucie wolnym Jagiellonii?

Na początku była tylko złość. Coś takiego nie powinno przydarzyć się na takim poziomie. Mamy każdy rzut wolny rozpisany w obronie – co kto ma robić. Niektórzy źle wykonali te zadania, wyszło jak wyszło. Po czasie zaczęliśmy się śmiać z tego. W obecnym kalendarzu Wisły Płock jest zdjęcie z meczu ze Śląskiem, gdzie ustawiliśmy się podobnie, z Torgilem leżącym za murem. Wydrukowaliśmy sobie ustawienie z Jagi i pod spodem je przykleiliśmy.

Ty trochę bierzesz pod swoje skrzydła obcokrajowców, którzy trafiają do polskiej ligi, trzeba im potłumaczyć o co w Ekstraklasie chodzi, jak tu trzeba grać? Mam wrażenie, że oni czasem nie wiedzą na co się piszą i myślą, że pójdzie łatwo, z marszu.

Zjadłem na polskiej piłce zęby, jak chcą porady, na pewno od nich nie stronię. Ale to bardziej dotyczy młodych, łapiemy dobry flow.

To co radziłeś, na przykład, Dawidowi Kocyle?

Podobało mi się, że widziałem u niego od zaraz po przyjściu pozytywną bezczelność. Nie czuło się, że jest tak młody. Podobnie było z Maćkiem Rybusem czy Arielem Borysiukiem, oni też tak reagowali. Czasami jak Dawid zagra dobry mecz, trzeba go ściągnąć na ziemię, pójdzie jakaś szpileczka. Mówię, żeby nie odleciał. Ale myślę, że jest coraz bardziej świadomy siebie i tego, czego wymaga dzisiejsza piłka.

Założył ci już siatkę na treningu? W dawnych czasach, które znasz, za coś takiego młody od razu dostawał wślizg od tyłu w nogi.

Siatki mi nie założył, ale byliśmy we dwóch na ankiecie w Canal+, losowaliśmy tam różne pytania. Miałem wskazać największego drewniaka w Wiśle i wskazałem Dawida. Wie, że musi jeszcze pracować, ale jest szybki, ma niezły drybling.

Widziałeś u niego coś z młodego siebie? Pod kątem mentalności.

Ja zaczynałem w innych czasach, to miejsce młodego było inne. Nie było sentymentów.

Jak się sprawdza początki twojej kariery, to się otwiera tunel czasu. Ty grałeś jeszcze ze Zbigniewem Wyciszkiewiczem czy Zbigniewem Robakiewiczem.

Od Piotrka Mosóra zebrałem burę na meczu rezerw Widzewa z rezerwami ŁKS-u. Zapomniałem wziąć piłek na mecz i zebrałem porządny opieprz. Pamiętam też jak zażartował ze mnie kierownik Widzewa, Tadeusz Gapiński. Byliśmy na obozie w Dębicy. Miałem szesnaście lat. Przychodzę i pytam pana kierownika, czy wie gdzie są piłki. Odpowiedział:

– Wiesz co, są u mnie w wannie, wszystkie trzy.

I ja chciałem lecieć do jego pokoju po te piłki. Nie zorientowałem się, że to żart, zostałem zabity śmiechem. Inne czasy.

Jak umawialiśmy się na wywiad, to powiedziałeś, że jesteś starym człowiekiem. To było z przekąsem, takie mrugnięcie okiem, ale ciekaw jestem, czy siedzenie w środowisku, gdzie jest pełno coraz młodszych, trochę cię jednak rusza.

Człowiek zdaje sobie sprawę, że jest blisko piłkarskiego końca. Patrzę na nastolatków, którzy grają i to nie żal, ale tylko ta świadomość upływu czasu. Czasem im mówię, że ani się obejrzą, a będą po trzydziestce. Ja też to przerabiałem, myślałem o pewnych sprawach: a, jutro, jeszcze mam czas. A potem się okazuje, że tego czasu nie ma i jest coraz ciężej. Natomiast czuję się bardzo dobrze fizycznie. Zawsze starałem się o siebie dbać, jak zdrowie dopisze, kontuzje nie będą mnie męczyć, to zamierzam jeszcze nawet kilka lat pograć. Koledzy się śmieją czasem, że wyglądam na mniej i jakbym teraz przyjechał na przykład z Afryki, to mógłbym sobie przebić paszport na 27 lat i nikt by się nie poznał.

O czym myślałeś, że będzie jeszcze na to czas, a okazało się, że go nie było?

Myślę że każdy ma takie wyrzuty. Pracowałem, uważam, sporo nad sobą. Ale zawsze masz poczucie, że mogłeś więcej. Pójść po treningu na siłownię. Rozciągnąć się. Takie błahostki. Ale zebrane do kupy sporo dają.

Jak porównujesz swoje pokolenie, które wchodziło do piłki kilkanaście lat temu, z tym, które teraz wchodzi w piłkę – jest różnica w świadomości?

Piłkarze mają przede wszystkim jeszcze więcej narzędzi, by być lepszymi zawodnikami. Dietetycy, psychologowie, analizy meczowe – wszystko na wyciągnięcie ręki. Jak patrzę po Instagramie, dziś z dietetyków korzysta pół Polski. Wiedza na temat ćwiczeń, które ograniczają ryzyko kontuzji – wszystko leży i tylko po to sięgnąć. Pamiętam książki, które pożyczałem od doktora Machowskiego i porady o żywieniu z nich… Jak do tego wracam, to delikatnie powiem, że wiele z tych spostrzeżeń uległo przeterminowaniu. Także też środowisko się zmieniło, opcje się zmieniły, to wpłynęło na rozwój świadomości. Pamiętam chłopaków, którzy powinni być gwiazdami całej polskiej piłki – Maciej Korzym i Marcin Smoliński. Marcin był nawet odkryciem sezonu. Maciek – miał piętnaście lat, jechał do Monaco i Chelsea. Jak trenował z jedynką, nie było widać żadnej różnicy między nim, a starszymi, czy to fizycznej, czy piłkarskiej.

Jaka jest ta liga, jak ją porównasz do tej, w którą wchodziłeś?

Ciężko porównać, jak ciągle się w niej jest. Mam z Ekstraklasą tak, jak ma się z kimś, z kim się przebywa na co dzień. Wydaje się wtedy, że on się nie zmienia. A zmienia się cały czas i byśmy to zauważyli, gdybyśmy go spotkali po paru latach przerwy. Na pewno fizyczny postęp jest widoczny, intensywność grania, ale to w całym futbolu. A ile piłki w piłce? Nie wiem. Zaczynałem, Legii w pucharach szło słabo, potem bardzo dobrze, a teraz znowu słabo.

Jak Karabach prał Legię, to co sobie myślałeś?

Samym przebiegiem meczu byłem zaskoczony. Spodziewałem się bardziej wyrównanego meczu. Minimalnego zwycięstwa. Nie sądziłem, że Karabach jest aż tak mocny. Choć potem patrząc na ich wyniki w grupie… To już trzeba sobie dopowiedzieć.

Czy ty lubisz oglądać Ekstraklasę?

A to zależy. Czasem oglądam, czasem nie oglądam. Często oglądam naszego przyszłego przeciwnika, zerkam wtedy pod kątem analizy. No i często oglądam mecze drużyn, które są blisko nas w tabeli. Ale często też oglądam ze względu na kolegów, których gry jestem ciekaw.

To ta zasada, że po pewnym czasie w środowisku kibicuje się konkretnym osobom, nie aż tak bardzo barwom. Kogo najczęściej z kumpli oglądasz?

Legię, z wiadomych względów, choć tych kolegów tam coraz mniej. Piasta Gliwice, bo lubię oglądać tam Kubę Świerczoka i Kubę Czerwińskiego. W Śląsku Wrocław Marcela Zyllę czy Roberta Picha. Ale też czasem coś cię zaciekawi. O Wiśle Kraków mówiono, że tak ciężko trenowała – byłem ciekaw jak wypadną. Lecha też sporo oglądałem, choć wiadomo, że wielką sympatią do nich nie pałam, ale lubię obejrzeć ich mecz. W pucharach grali świetną piłkę. Tam wciąż jest mnóstwo dobrych piłkarzy.

Co do mediów społecznościowych, Twitter jest takim, gdzie najłatwiej wejść w dyskusję.

Staram się na Twitterze wypowiadać tylko na tematy, które bezpośrednio dotyczą klubu. Ale Twitter jest dosyć intuicyjny. Przeglądasz, masz chęć czasem coś komuś odpisać. Korci. Ale staram się to ograniczyć. Bo wejdziesz w taką rozmowę, a potem poświęcasz temu niesamowitą ilość czasu.

Łatwo wejść w gównoburzę.

Łatwo i potem stracić czas. O Piotrku Pyrdole teraz dałem jeden czy dwa posty, bo to też mnie gdzieś poruszyło. Samo celowe złapanie kartki – ja rozumiem, że to potrafi być część taktyki. Ale Crnomarković już wcześniej atakował Airama czy Mateusza Szwocha. Odwińmy akcję o półtorej minuty, a mamy tak samo groźną sytuację, tylko nieco więcej szczęścia Mateusza. Skoro chciał kartki, powinien złapać kogoś za koszulkę i tyle, natomiast to też jest tak, że ta kartka w moim odczuciu powinna być już wcześniej za podobnie groźne wejścia.

Jednak mam wrażenie, że nie unikasz zabierania głosu na ligowe tematy. Pisałeś ostatnio na Twitterze o kontrowersyjnym karnym z meczu Wisła – Piast.

Bo ta decyzja zaważyła na wyniku. Później wszyscy specjaliści, sędziowie, nawet pan Sławek, mówili, że to był błąd sędziego głównego. Ale też są kolejni arbitrzy na VAR, można się skonsultować. Nie wiem jak coś takiego mogło przejść.

VAR wyeliminował masę błędów, ale też stworzył pole pod aptekarskie karne. Nieżyciowe, gdy przy minimalnym kontakcie ktoś od razu leci, bo wie, że jest jakakolwiek podstawa pod to, by to odgwizdać. Widzisz to jako obrońca?

I tak źle, i tak niedobrze. Wszystko ma swoje plusy, minusy. Natomiast nie można odmówić, kwestie na przykład goli ze spalonego zostały uregulowane, takich kontrowersji już praktycznie nie mamy. Jak stoimy w strefie przy rzucie wolnym, to wiemy, że możemy trzymać linię do końca, bo potem będzie VAR. Wcześniej się zastanawiałeś: a co jak założymy pułapkę dobrze, a sędzia tego nie dostrzeże? Co do tych aptekarskich karnych, wiele moim zdaniem zależy od osoby, która sędziuje. Jego podejście wciąż ma przełożenie na mecz, na to czy jest w nerwowej atmosferze, czy nie. Dlatego VAR czy w ogóle technologia nigdy całkiem nie wyeliminuje arbitrów. Gdzieś ten arbiter może dołożyć ten życiowy, boiskowy kontekst, pewną interpretację.

Powiedziałeś też ostatnio, że na Twitterze jest coraz więcej jazdy bez trzymanki. Co masz na myśli?

Podałem wczoraj dalej tweeta, w którym „kibic” Stali wyśmiewał podtopione domy w Płocku. No to jest chwyt poniżej pasa. Dla tych ludzi to wielka tragedia. Ja rozumiem, że można kogoś nie lubić. Ale coś takiego nie powinno mieć miejsca, człowiek sam się powinien ugryźć w język. Myślałem nad tym, czy to się zaostrza, czy wcześniej na to nie zwracałem uwagi. Może sytuacja z pandemią sprawia, że pojawia się większe napięcie, większa potrzeba rozładowania jej anonimowo.

Ja nie mam problemu z narzekaniem, krytyką. Każdy może powiedzieć, że jestem drewniany. Proszę bardzo. Chodzi mi o wykraczanie poza pewne normy. Ale na przykład bardzo lubię jak wrzucają śmieszne zagrania z Ekstraklasy. Na przykład gdy Maciej Dąbrowski sobie prawie nos rozwalił kolanem. Czy moja przewrotka z meczu z Zagłębiem. Mnie to bawi i z tego się można spokojnie śmiać. Nie tacy piłkarze jak my mieli równie zabawne zagrania.

Michał Probierz by się nie zgodził. Mówił swego czasu, że pokazywanie kiksów szkodzi lidze.

Każdy ma inne podejście, trenera to raziło, dla mnie chwila takiego pożartowania, pośmiania się ze swoich błędów to dystans do pewnych spraw. Trenera Probierza doskonale znam, bardzo go cenię, jest osobą charakterną, ale też impulsywną, może stąd była tamta wypowiedź.

Była taka chwila, kiedy jednak miałeś ochotę rzucić te wszystkie media społecznościowe, gdzie ci się przelało?

Powtórzę: jak jest gorzej, to ta osoba, która się najmocniej udzielała medialnie, jest najbardziej wystawiona na krytykę. Był taki moment za Hasiego, kiedy byłem w dołku totalnym i faktycznie, codziennie czytałem o sobie wiadomości w stylu: połamania nóg. Wtedy to przeżywałem bardzo, nie ukrywam. Nie byłem wtedy wytrzymały. Po czasie człowiek się z tego śmieje, że tak to brał do siebie. Natomiast bywa, że potrzebujesz urlopu od tych kanałów, spojrzeć na to na chłodno. Robisz sobie kilka dni, kiedy wszystko zamykasz.

Też z perspektywy czasu rozumiem, że przez swoje życie prywatne jestem narażony dodatkowo na różnego typu komentarze. OK, trzeba pewne sprawy po prostu brać na klatę. Inne brać z przymrużeniem oka. Nie obrażać się. Nawet jeśli czasem o sprawie, o której ty znasz całą prawdę, do mediów wyciekł jakiś krzykliwy ułamek, by pokazać to od najbardziej kontrowersyjnej strony. Tyle się z tego nauczyłem, żeby nie oceniać osób lub zdarzeń, o których nie mam pełnej wiedzy. Gdzie nie znam całej prawdy. Tak samo w kwestii ostatnich zawirowań wokół trenera Probierza. Napisano już wszystkie możliwe teorie spiskowe. A prawdę zna w pełni tylko Michał Probierz.

Piłka nożna to jeszcze głównie sport czy już głównie biznes?

Sport. W piłce są coraz większe pieniądze, dla osób zarządzających to duży biznes, ale koniec końców to sport.

Ale zobacz, możemy sobie spokojnie wyobrazić klub w takim miejscu, w którym nie będzie miał żadnych kibiców. Nawet nie będzie o to szczególnie dbał. A mógłby sobie na zasadach biznesu założyć, że nigdy nie będzie celował w sportowy sukces, tylko chce zarabiać na zasadzie sprzedaży zdolnych wychowanków.

To sport połączony z biznesem, ściśle, bo wszędzie, gdzie krążą duże pieniądze, to jest biznes. Do tego dochodzi dofinansowanie z miasta. Sponsorzy. No i osoby takie jak właściciel Wieczystej Kraków, który nie sądzę, by liczył, że fortunę zarobi na piłce, tylko kocha ten sport. To złożony temat. Ale wciąż piłka jest sportem, wymaga najwyższego poświęcenia od sportowców, by działać. To jest esencją, reszta to taka nadbudówka, pierwsze piętro. Samo nie mogłoby zaistnieć.

Wy w Płocku macie dość dużą presję wbrew pozorom. Powstaje stadion za miejskie pieniądze, do tego klub utrzymuje się głównie z miejskiej dotacji. Potrzeba jakoś te wydatki uzasadnić grą na boisku.

Może nie my mamy taką presję, tylko zarządzający klubem. Jak ktoś zostaje prezesem Wisły Płock, to na pewno liczy się z taką sytuacją. Nie jest to łatwe, szczególnie, że po prostu coraz większe pieniądze są potrzebne, żeby zrobić konkurencyjną drużynę. Pamiętajmy, że to nie tak, że my się umówiliśmy w Polsce: a, dajmy wysokie płace w lidze. Polska jest częścią konkurencyjnego rynku w Europie. Węgrzy płacą coraz więcej, w innych ligach też płaci się coraz więcej, to idzie na zasadzie konkurencji, a nie widzimiesię. Taki jest rynek.

Wracając do przeszłości. Ciekawi mnie, jaką ty masz dziś relację z Widzewem?

Śledzę co się dzieje na Widzewie. Pochodzę z Łodzi, tu się wychowałem, zawsze to miasto będzie blisko memu sercu, zawsze będę zwracał uwagę na ŁKS i Widzew z większą ciekawością. Choć wiadomo, że Legia jest mi bardziej bliska. Ale rok w Widzewie wspominam bardzo fajnie, mieliśmy młodą drużynę, trener Probierz też wtedy zaczynał. Wychodziliśmy na mecze na takiego dzika, pressingiem na wszystkie drużyny od pierwszej minuty. Nakładałem sobie wtedy dużą presję, może za dużą. Myślę, że swoje Widzewowi wtedy dałem, nikt nie może mieć pretensji za to, ile z siebie dawałem. Jak już – to chciałem dać aż za dużo.

Był taki mecz, gdzie grałeś dla Widzewa i zagrałeś tak, że miałeś mieć potem problemy w Legii.

Miałem starcie z Eltonem, kierownik Zawadzki po meczu powiedział „ty gówniarzu w Legii już nie zagrasz”. Po meczu nawet się popłakałem. Trener Probierz mnie pocieszał. Po sezonie, gdy wróciłem do Legii, wszyscy się z tego śmiali. Eltona już wówczas nie było w klubie, bo do Carrefoura jechał po bodajże drinku.

Jakbyś miał spotkać ultrasów Widzewa, jakby takie spotkanie wyglądało?

Spotkałem wielokrotnie kibiców Widzewa, bo bywam przecież w Łodzi i zawsze ta rozmowa jest normalna. Natomiast wśród zagorzałych kibiców są różne osoby, mam tego świadomość.

Sam wiem, że takie kibicowskie kwestie wobec swojej osoby pomogłem podsycić, choćby w Poznaniu. Powiedziałem, że wolałbym czyścić kible niż grać w Lechu. To była niepotrzebna, niefortunna wypowiedź. W sumie wstyd, poniosło mnie. Wydałem potem oświadczenie, przeprosiłem, ale mleko się wylało. Jak graliśmy z Wisłą na Lechu, kibice rozwieszali informacje na kartkach, że w toaletach publicznych Poznania sprząta Rzeźniczak. Nie miałem z tym problemu. Raz, że nawarzyłem piwa, a i doceniam, że to też było z żartem potraktowane.

Dużo błędów w życiu zrobiłeś?

Bardzo dużo w życiu prywatnym. Piłkarskich mniej, znacznie. Natomiast relacje z kobietami – dużo błędów. Nadaje się to na książkę. Tylko, że moim zdaniem jak pisać książkę, to trzeba pisać całą prawdę. A nie wszystko z moich historii nadaje się do przelania na papier.

Nawet jak pograsz jeszcze te parę lat, koniec kariery coraz bliżej. Twój plan?

Chciałbym zostać w piłce, nie jest tajemnicą, że chciałbym działać w branży menadżerskiej i szykuję się do tej roli. Nawet ten Instagram, zweryfikowane konto z dużą liczbą obserwujących, pomaga nawiązać kontakt z ludźmi świata piłki. To nawet na ligę się swoją drogą przekłada – niektórych piłkarzy znałem tylko z Instagrama, ale gdzieś tam wymieniliśmy komentarze czy coś, potem na boisku patrzy się na siebie inaczej.

Masz jeszcze ogień do grania? Bo Kuba Wawrzyniak mówił mi ostatnio, że czuł się wypalony.

Wypalony, bo grał w klubie, który spadał z I ligi. Ja nadal jestem w ESA, w dobrej drużynie, czerpię z gry wielką radość. Jedyne takie myśli miałem, gdy  zdrowie przestało mi dopisywać. Kontuzje w takim wieku piłkarza zmuszają do przemyśleń.

Miałeś też poważniejsze problemy zdrowotne w 2019, kiedy przypałętało się zapalenie opon mózgowych.

Na pewno utkwi mi w pamięci na zawsze niesamowity ból przez pierwsze trzy dni, jeszcze przed diagnozą. Głowa mi pękała. Myślałem że umrę. Łyknąłem chyba z 50 tabletek przeciwbólowych, nic nie pomagało. Dopiero po diagnozie podano mi antybiotyk i ból minął. Natomiast to są takie momenty, kiedy człowiek modli się, żeby to przeszło. Miałem wtedy refleksje o swoim życiu, myślałem o tym, że za dużo w moim życiu prywatnym zrobiłem rzeczy, z których nie jestem dumny.

To co jest dzisiaj dla ciebie najważniejsze?

Każdy kieruje się czym innym. Ktoś chce spełniać swoje własne marzenia, ktoś marzy o rodzinie. Ja czym jestem starszy, tym bardziej doceniam to ciepło domowe. Natomiast nie zapominam też o własnych ambicjach.

Kiedy przychodziłem do Wisły, trener Ojrzyński na dzień dobry mi powiedział, że słyszał, że lubię się zabawić. Odparłem, że wiem, kiedy jest czas na pracę, a kiedy na rozrywki. I gdy gramy w sobotę, niedzielę mamy wolną, to nie widzę problemu, by pójść na dyskotekę, wypić dwa piwa, potańczyć” Czy w związku z tymi słowami, to wciąż aktualne?

Jeśli partnerka pozwoli, albo pójdę z partnerką, to czemu nie. Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć kiedy, z kim i gdzie.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

41 komentarzy

Loading...