Reklama

Lopez przypomniał, że jest kozakiem, a Kudła zapomniał przeczytać przepisy

redakcja

Autor:redakcja

10 lutego 2021, 23:32 • 4 min czytania 19 komentarzy

Wielkieś nam odmrożenia sprawił Polsacie tym protestem swoim. Wobec braku transmisji meczu Rakowa Częstochowa z Górnikiem Zabrze w TV i na Ipli, postanowiliśmy bujnąć się do Bełchatowa, by na własnym ciele sprawdzić, co oznacza 20-stopniowy mróz dla organizmu ulokowanego na loży prasowej. Najkrócej rzecz ujmując – było warto, choćby dlatego, że padło łącznie sześć goli, a emocji, zwlaszcza po przerwie, było tyle co w ligowych szlagierach.

Lopez przypomniał, że jest kozakiem, a Kudła zapomniał przeczytać przepisy

Najważniejsze pytanie, z którym udaliśmy się na południe województwa łódzkiego? Czy Raków, tak chwalony w okresie letnio-jesiennym, jest w stanie dostarczyć jakość w zimny, śnieżny, środowy wieczór w Bełchatowie. Odpowiedź brzmi: tak, całkiem długimi fragmentami meczu.

Ivi Lopez – reaktywacja

Ogromna w tym zasługa przede wszystkim Iviego Lopeza. Do dzisiejszego meczu Hiszpan był trochę zaprzeczeniem typowej dla jego rodaków drogi na polskiej ziemi. Wielu z nich – by daleko nie szukać, choćby Jesus Jimenez – zalicza bardzo kiepskie powitanie z Polską, by potem z każdym tygodniem wchodzić na coraz wyższe obroty. Aklimatyzacja, dostosowanie się do specyfiki gry w Ekstraklasie, inna jakość kolegów na murawie – nie wnikamy, ale to zaczynała być reguła, że na prawdziwą wartość hiszpańskiego piłkarza w Polsce trzeba poczekać.

Ivi z kolei odwrotnie – wjechał w ligę z buta, wyglądając jak gość z innej rzeczywistości piłkarskiej. Potem jednak stopniowo obniżał loty, aż do obecnego poziomu. Poziomu, na którym Marek Papszun coraz częściej decydował się na rozwiązania taktyczne i personalne, które nie uwzględniały Lopeza.

Dziś Hiszpan na ten kryzys i niezadowolenie Papszuna zareagował doskonale. Wypracował pierwszego gola, gdy najpierw przejechał lewą flanką, a następnie obsłużył podaniem Gutkovskisa. Zdobył też z karnego decydującą bramkę na 3:2 – to wtedy wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, że ominie nas kolejne 30 minut na mrozie, strzał na 4:2 Jacha to juz tylko dopełnienie formalności. No i do tego dorzucił trafienie na 2:0. Trafienie… kuriozalne.

Reklama

Dawid Kudła – dezaktywacja

Druga bramka musi bowiem pójść na konto Dawida Kudły. Takiej sytuacji nie widzieliśmy na tym poziomie już dawno. Ewidentne podanie od obrońcy, bardziej klarownie się tego nie dało zrobić. A Kudła? Cyk, elegancko, w rękawice. Sędzia bez wahania podyktował rzut wolny pośredni z siódmego metra. Po delikatnym dziubnięciu piłki, Lopez zapakował pod ladę.

Kudła nieco zrehabilitował się wyjmując sytuację sam na sam z Gutkovskisem – zakładamy, że gdyby Raków podwyższył na 3:0 przed przerwą, druga połowa byłaby już plażowaniem. Ale znów – co naprawił przed przerwą, to zawalił w końcówce. To jego dziwaczne wyjście do piłki i faul we wlasnej szesnastce dał Rakowowi rzut karny na kilka minut przed końcem. Trudno zaliczyć bramkarzowi występ do udanych, gdy zawala dwa gole…

Jesus i kuszenie dogrywką

Wszystko co dobre dla Górnika wydarzyło się w początkowych minutach drugiej połowy. To wtedy parę razy urywali się a to Masouras, a to Jimenez, wreszcie oferując jakieś zajęcie do tej pory bezrobotnym obrońcom Rakowa. Ci zresztą szybko zaczęli się gubić. Najpierw prosta strata w środku pola, szybka decyzja Manneha, by wypuścić po skrzydle Jimeneza.

Jesus zrobił swoje, szybciutko zbiegł z piłką do środka i strzałem w długi róg pokonał bramkarza. Ale gdzie był Mikołajewski? Piątkowski? Dlaczego nikt nie próbował zatrzymać Jesusa? Nie wiadomo. Tajemniczy był zresztą również faul w polu karnym, po którym Jimenez strzelił na 2:2. Pozornie niegroźna sytuacja, kawał drogi do bramki, a tu łup. Naprawdę pomyśleliśmy, że to ta wyczekiwana zemsta piłkarzy na redakcji Weszło. Nasz specjalny wysłannik zarzeka się, że podczas dogrywki by zamarzł.

W tym układzie wypada jedynie dziękować Lopezowi, że nas wszystkich od tej przykrej sytuacji uchronił.

*

Reklama

Czy to już z powrotem ten świetny, chwalony Raków? Nie, jeszcze nie, to roztrwonienie przewagi bardziej przypomniało nam ich sezon w roli beniaminka, gdy parę razy musieli zapłacić tzw. frycowe. Ale były przebłyski, zwłaszcza w pierwszych i ostatnich minutach meczu, gdy Raków ruszał dzikim pressingiem. Cztery gole strzelone drużynie Marcina Brosza? Nie każdy tak potrafi.

RAKÓW CZĘSTOCHOWA – GÓRNIK ZABRZE 4:2

Gutkovskis 3′ Ivi 13′ 87′ Jach 90+2′ – Jimenez 55′ 72′

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...