Reklama

Czy Kamil Grabara zagrałby w tym meczu gorzej niż Alisson? Wątpimy

redakcja

Autor:redakcja

07 lutego 2021, 19:56 • 5 min czytania 21 komentarzy

Po porażce Liverpoolu z Brighton, Andy Robertson powiedział, że Liverpool wypisał się z walki o mistrzostwo Premier League. Dzisiejszy mecz z Manchesterem City mógł tym słowom albo zaprzeczyć, albo stanowić ich potwierdzenie. Jeśli powiemy, że The Citizens mają teraz 10 punktów przewagi nad The Reds, to chyba nie musimy już nic więcej dodawać. 

Czy Kamil Grabara zagrałby w tym meczu gorzej niż Alisson? Wątpimy

Tak samo jak nie musimy mówić czegokolwiek na temat pierwszej połowy. Ona po prostu się odbyła. Jedynym naprawdę ciekawym momentem był strzał z woleja Roberto Firmino, który odbił Ederson i rzut karny podyktowany pod faulu na Raheemie Sterlingu.

Skrzydłowy Manchesteru City wpadł w pole karne, kompromitując Trenta Alexandra-Arnolda i został sfaulowany przez Fabinho. Goście mogli schodzić na przerwę z jednobramkową zaliczką, ale Gundogan wykonał jedenastkę imienia Sergio Ramosa. Piłka powędrowała wysoko nad poprzeczką i Liverpool mógł odetchnąć.

Chociaż w gruncie rzeczy nie za bardzo miał po czym, bo pierwsza połowa wyglądała tak:

Reklama

Wielu postronnych kibiców mogło zatem wyłączyć telewizor i przełączyć się na Wisłę z Jagiellonią. Ale pewnie by pożałowali, bo w drugiej połowie to się dopiero działo!

Zaczęło się od powtórki z rozrywki – Sterling ośmiesza Alexandra-Arnolda i wpada w pole karne. Tym razem nie było jednak faulu, a odegranie do Fodena, którego zdołał jeszcze zatrzymać Alisson. Niestety dla Brazylijczyka, przy dobitce Gundogana był bezradny. Niemiec wyprzedził wszystkich obrońców i dopadł do piłki, rekompensując beznadziejnie egzekwowaną jedenastkę z pierwszej połowy.

Jednak winą za to trafienie należy obarczyć nikogo innego jak wspomnianego Trenta, który drugi raz w meczu nie podołał pojedynkowaniu się ze Sterlingiem. Prawy obrońca Liverpoolu i reprezentacji Anglii grał w tym meczu tak źle, że Paulo Sousa z pewnością przygotowuje taktykę pod jego kątem.

Manchester City złapał rytm i nie miał zamiaru się zatrzymać. Wcisnął gaz do dechy, a The Reds mogli tylko biernie patrzeć.

Gwiazdy, gwiazdy, gwiazdy

Chociaż należy przyznać, że spróbowali. Był moment w tym spotkaniu, gdy to oni prowadzili grę, to im zależało bardziej na zdobyciu bramki. Problem w tym, że była to stosunkowo ulotna chwila, a gdy The Citizens zdołali już wyprowadzić cios, Liverpool zaczął zataczać się na nogach.

Oprzytomniał jedynie Mohamed Salah, który urwał się Rubenowi Diasowi, a następnie pozwolił, by Portugalczyk sfaulował go w polu karnym. Przewinienie środkowego obrońcy było bezdyskusyjne, Dias mógł nawet wylecieć z boiska, bo zupełnie nie interesowała go piłka. Obejrzał jednak jedynie żółtą kartkę, a Salah pewnie trafił z jedenastu metrów.

Reklama

Zrobiło się 1:1, ale nadzieje Liverpoolu nie trwały długo. Okazało się bowiem, że w tym meczu najbardziej zawalą ci, którzy dotychczas byli niezawodni. W wypadku podopiecznych Jurgena Kloppa kosztowny błąd dotychczasowego lidera przydarzył się jednak aż dwa razy.

Nie da się w żaden sposób wytłumaczyć tego, co w 73. minucie zrobił Alisson. Brazylijczyk to na swojej pozycji top fachowiec w Premier League i na świecie. Bez dwóch zdań, ale tego niedzielnego wieczoru zachowywał się jednak jak uczniak i to w dodatku niezbyt pilny. Najpierw wrzucił na minę Fabinho, upiekło się, ale futbolówka zaraz znowu wróciła w pole karne Liverpoolu, bramkarz znowu stanął w obliczu konieczności rozgrywania i ponownie się pogubił – tym razem posłał podanie wprost pod nogi zawodników Manchesteru City. Jego szesnastka zaroiła się od niebieskich koszulek, dośrodkował genialnie grający Foden, a wykończył… Gundogan, no bo kto inny.

Niemiec kolejny raz pokazał, że w polu karnym czuje się jak ryba w wodzie. Na ten moment ma aż dziewięć trafień w Premier League – więcej niż Mane, Ings, Lacazette, Rashford, Cavani lub Aubameyang. To, z jaką regularnością pojawia się na pozycji numer dziewięć, naprawdę zachwyca. Wszystko się bowiem u 30-latka zgadza. W 9 przypadkach na 10 jest w dobrym miejscu i o dobrym czasie. Tego samego nie można było powiedzieć o którymkolwiek piłkarzu Liverpoolu.

Nim The Reds zdążyli otrząsnąć się po fatalnym błędzie Alissona, Brazylijczyk… pomylił się znowu. Właściwie nie wiadomo, która jego pomyłka była bardziej dramatyczna. Na pewno jednak druga okazała się być bardziej brzemienna w skutkach, gdyż gospodarze nagle przegrywali 1:3. Jasne, goście byli w drugiej części znacznie lepsi, lecz cios spotkał Liverpool z zupełnie zaskakującej strony. Tym razem pług po kościach przeciągnął Raheem Sterling, który sfinalizował podanie od Phila Fodena.

Zamek, który runął

Wychowanek Manchesteru City miał zatem asystę, asystę drugiego stopnia, 67% wygranych pojedynków, trzy przechwyty i cztery wywalczone rzuty wolne. Imponująco, ale przed końcowym gwizdkiem okazało się, że będzie jeszcze lepiej.

20-latek przyjął bardzo dobre długie podanie od Gabriela Jesusa, zabrał się z piłką, wpadł z nią między defensorów Liverpoolu, a następnie posłał taki pocisk ziemia-powietrze, że Alissonowi prawie urwało ręce. Opłaciło się ustawianie bramki w ogrodzie i wykorzystywanie członków rodziny jako bramkarzy. Wykończenie Anglika nie pozostawiło żadnych wątpliwości. The Reds zostali absolutnie rozbici.

Stracili aż trzy bramki w zaledwie 10 minut. To okropny wynik, który tylko podkreśla, jak łatwo jest się załamać, gdy twój lider popełnia kosztowny błąd. Niemniej nie można tutaj podopiecznych Jurgena Kloppa rozgrzeszać. W momencie wyrównania nie ruszyli po drugą bramkę, nie zrobili wszystkiego, by wygrać. Zostali przez Manchester City stłamszeni i ponieśli w pełni „zasłużoną” porażkę.

Porażkę, która oznacza, że Liverpool przegrał trzeci mecz z rzędu na Anfield. Takiego wyniku nie pamiętają nawet najstarsi marynarze cumujący w dokach miasta Beatlesów. Manchester City wygrał w domu The Reds pierwszy raz od 2003 roku i zaledwie drugi w ciągu… 40 lat. Zerwał z klątwą w najlepszy możliwy sposób.

Wszystko wygląda na to, że urzędujący mistrzowie Anglii niedługo zostaną zmienieni. The Citizens są na najlepszej drodze, by wywalczyć tytuł. Nad drugim Manchesterem United mają już pięć punktów przewagi (i mecz mniej), nad Leicester City siedem punktów, nad Liverpoolem dziesięć.

Sprawa mistrzostwa Anglii wygląda na przesądzoną. Liverpool nie zdołał zatrzymać potwora Pepa Guardioli, a skoro nie był tego zrobić nawet na Anfield, to wątpliwe, by ktokolwiek miał w sobie tyle brawury i umiejętności.

Liverpool 1:4 Manchester City

Salah 63′ – Gungodan 49′, 73′, Sterling  76′, Foden 83′

Fot.Newspix

Najnowsze

Anglia

Anglia

Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Przemysław Michalak
10
Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Komentarze

21 komentarzy

Loading...