Reklama

Piłkarscy pogromcy mitów: Czy bramkarz musi być wariatem?

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

06 lutego 2021, 09:25 • 12 min czytania 10 komentarzy

Utarło się w szatni, a później opinii publicznej, wiele piłkarskich mitów o rozmaitej treści. Niektóre brzmią mniej zasadnie, inne są trochę bliżej prawdy. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych jest ten, który głosi: „każdy bramkarz musi być wariatem”. Czy aby na pewno? 

Piłkarscy pogromcy mitów: Czy bramkarz musi być wariatem?

W końcu przykłady gości, którzy są nieco bardziej wycofani, leżą dosłownie wszędzie. Dość powiedzieć, że rywalizacja o miejsce między słupkami reprezentacji Polski jest starciem dwóch przeciwstawnych charakterów. Wyważonego Fabiańskiego, który zdaje kłam wspomnianemu twierdzeniu i Szczęsnego, należącego do grupy – jakby to ładnie ująć – ludzi pozytywnie zakręconych.

Tak jednak było od dziesięcioleci.

Bo przecież Grzegorz Szamotulski, Artur Boruc, Radosław Majdan, czy drzewiej Józef Młynarczyk i Jan Tomaszewski – oni wszyscy zawsze mieli w sobie coś z wariata i wszyscy stali się postaciami kultowymi. Byli ekscentryczni nie tylko na boisku, ale i w życiu prywatnym, często lądowali na okładach gazet. Wikłali się w różne afery, mieli kłopoty w reprezentacji.

Reklama

Z drugiej strony zaś strony jest taki gość jak Jerzy Dudek, który wygrał Ligę Mistrzów, zapisał się w historii, a przecież jest jednym z najbardziej poukładanych i normalnych gości. Jedyny eksces (i to mocno naciągany) podczas jego piłkarskiej przygody? Gdy po finale w Stambule tak długo imprezował z Mateuszem Borkiem, że reszta towarzystwa dawno została odholowana do hotelowych łóżek. To samo Tomasz Kuszczak, który – co by nie mówić – swoje w Anglii pograł i wygrał, mimo faktu, że nikt go nie uzna za nawet lekko nienormalnego gościa.

JUVE WYGRA Z ROMĄ? KURS 1,83 w SUPERBET!

Postanowiliśmy zatem spróbować zbadać prawdziwość tej tezy – przynajmniej na polskim podwórku – a następnie dany mit obalić lub podtrzymać. Oczywiście nie będziemy tutaj sami strugać ekspertów. O tę kwestię zapytaliśmy gości, którzy – siłą rzeczy – mają na ten temat coś do powiedzenia.

Zapraszamy na pierwszy odcinek z serii.

Jaka jest geneza?

Mateusz Święcicki (Eleven Sports, 2AngryMen): Jest kilka wytartych komunałów, które są idiotyczne. Na przykład: „derby rządzą się swoimi prawami”, „lewoskrzydłowy musi być szalony”, „bramkarz powinien być wariatem”. Wzięło się to z tego, że w telewizji, generalnie w mediach, trzeba coś gadać. Dlatego też niektórzy eksperci, czy dziennikarze sportowi, powtarzają tego typu mity. Kompletnie nie mam pojęcia dlaczego, chociaż pewnie będzie się z tym powoli zrywać. Tak jak teraz zaczyna się odchodzić od konieczności grania w piłkę, żeby móc w niej pracować. Coraz częściej stawia się nie na byłych zawodników, ale chłopaków, którzy – na przykład – od dziesięciu lat dokonują szczegółowej analizy wideo.

A zatem…

…czy każdy bramkarz musi być wariatem?

Emil Kot (Wisła Płock): Wydaje mi się, że nie, chociaż niewątpliwie tak się utarło. Ale wystarczy spojrzeć na naszą reprezentację, gdzie mamy Wojtka Szczęsnego, który jest niezwykle kolorową postacią i Łukasza Fabiańskiego, będącego oazą spokoju z zupełnie poukładanym życiem. Nie jest to obowiązkowym elementem, ale raczej dodatkiem. Przy szkoleniu bramkarzy zaczęło się zwracać uwagę na inne cechy – przede wszystkim skupienie. Warto zauważyć, że jest coraz więcej zawodników, którzy potrafią się odciąć od swojego charakteru pozaboiskowego. Wspomniany Szczęsny jest moim zdaniem dobrym przykładem – przeszedł przemianę, oczywiście dalej jest trochę szalony, ale na placu gry? Wyłączony i skoncentrowany na jednym.

Krzysztof Kamiński (Wisła Płock): Tak się utarło i przez lata funkcjonowało – ja sam musiałem się z tym zmierzyć. Niemniej, w ostatnich latach mocno się to zmieniło, tak samo jak postrzeganie roli bramkarza. Uważam, że jest to mit, w dodatku taki, z którym miałem problem. Powtarzano mi, że jestem zbyt spokojny, jak na golkipera. Oczekiwania były zupełnie odmienne – chciano wariata, piłkarza trochę szalonego, kogoś, kto weźmie obrońców za chabety i wytłumaczy im, co robią źle. Dobrze, że po pewnym czasie zerwano z takim podejściem, na co wpływ miał Łukasz Fabiański, który świetnie radził sobie w reprezentacji.

Reklama

Ja sam uważam, że cenniejsze u bramkarza jest doświadczenie, niż bycie wariatem. Z wiekiem wiele czynników się poprawia, przede wszystkim koncentracja i opanowanie, czyli cechy kluczowe na tej pozycji.

Przemysław Matłoka (Świt Skolwin): Nie wydaje mi się, żeby to było konieczne. Jasne, tak się utarło, podobnie jak stereotyp dotyczący lewoskrzydłowego, ale tak naprawdę zwraca się uwagę na zupełnie inne cechy. Sam też niezbyt przywiązywałem do tego uwagę, bo zdecydowanie jestem typem spokojnego gościa. Przynajmniej teraz. Z czasem nauczyłem się, że obrońcy tego właśnie potrzebują. Możesz do niego krzyknąć: „kurwa, co ty robisz?!”, ale to prawdopodobnie mu nie pomoże.

Dlatego staram się udzielać jakichś praktycznych wskazówek, szczególnie młodym piłkarzom. Teraz w Świcie boki obrony obsługują młodzieżowcy i oczywiste jest, że czasami kusi, żeby zareagować mocniej, ale to nie byłoby odpowiednie wyjście. Znacznie cenniejsze od świrowania w stylu Olivera Kahna czy wczesnego Artura Boruca jest podpowiadanie, antycypowanie i okazywanie kolegom wsparcia, szczególnie wtedy, gdy popełnią jakiś błąd.

Rola bramkarza na przestrzeni lat ewoluowała i kiedyś ten wariat był często potrzebny, ale teraz futbol się zmienił, zmieniła się szatnia i postrzeganie golkipera na boisku. Nie jest on już osamotniony, ale stanowi istotną, integralną część całej drużyny.

Jakub Szmatuła (Piast Gliwice): Niekoniecznie. Wiadomo, jest to specyficzna pozycja, ale mimo tego ciągłego przekonania, nie mogę stwierdzić, że jest to niezbędne. Liczy się przede wszystkim to, co ktoś jest w stanie zaoferować drużynie, dopiero później można patrzeć na jego charakter. Jeśli jest lekkim wariatem – mieszącym się w granicach rozsądku – to OK, niech sobie będzie, ale to w żadnym razie nie jest konieczne.

Mateusz Święcicki (Eleven Sports, 2AngryMen): Uważam, że nie ma uniwersalnych zasad, więc nie. W historii piłki mieliśmy – mamy – przecież wielu piłkarzy spokojnych w sensie mentalnym, jak i na boisku. Obecnie na topie znajdują się właśnie tacy zawodnicy. Współczesna piłka zabija osobowości, niestety. Ludzie oczekują od graczy zachowania idealnego, oczywiście idealnego w ich założeniu. Zawodnicy nie mają prawa popełnić błędu, przeklnąć. Ostatnim takim w 100% prawdziwym gościem jest Artur Boruc, chociaż on też jest już zupełnie inny niż kiedyś.

Kto lepiej sprawdza się w szatni?

Emil Kot: Jako trener przerabiałem różnych bramkarzy. Jeszcze za czasów Polonii Warszawa współpracowałem z Pawłem Błesznowskim – doświadczonym i ułożonym zawodnikiem oraz Michałem Brudnickim, który mimo bardzo młodego wieku był bardzo spokojny. Może nawet za spokojny. Jednak z drugiej strony miałem Dominika Budzyńskiego, który nie potrafił usiedzieć w miejscu. Chłopak w charakterze Tomasza Loski – w jakim klubie się nie pojawili, tam zaczynały o nich krążyć legendy.

KURSY W SUPERBET NA EKSTRAKLASĘ:

Z perspektywy trenera wydaje mi się, że fajniej jest, kiedy masz w szatni jakiegoś ekscentryka. Nie jest to wymóg konieczny, ale ja osobiście wolę, kiedy coś się na tym zapleczu dzieje. Potrzeba czasami gościa, który zadba o atmosferę, poprawi humor swoimi wyczynami. Jasne, spokojne charaktery też są w porządku, ale przecież nie każdy musi być ministrantem i czytać książki.

Przemysław Matłoka: To zależy od ducha drużyny, bo każdy potrzebuje czegoś innego, ale rozmawiając ze swoimi trenerami, dochodzę do wniosku, że bramkarz-furiat już odchodzi do lamusa. Szaleństwo jest potrzebne, ale nie pod względem charakteru – rzucanie się pod nogi wymaga przecież jakiejś odwagi. Jednak nie ma sensu emanowanie swoim wariactwem poza boiskiem.

Jakub Szmatuła: Znowu wszystko zależy od boiska i umiaru drugiej osoby. Wiadomo, każdy w szatni lubi się trochę pośmiać, ale najważniejsze jest to, czy ktoś dobrą formę z życia pozaboiskowego, będzie potrafił przenieść bezpośrednio na nie. Na każdego piłkarza trzeba patrzeć przez pryzmat całokształtu.

Czy kiedykolwiek poczułeś, że jesteś zbyt mało ekscentryczny albo zbyt mocno?

Jakub Szmatuła: Nie pamiętam takiej sytuacji. Starałem się nie być impulsywny i tylko w określonych momentach coś krzyknąć, podpowiedzieć. Wiadomo – czasami trzeba było kogoś mocniej opieprzyć – ale wszystko mieściło się w pewnych granicach. Najczęściej też skutkowało to dobrym rezultatem dla całej drużyny.

Przemysław Matłoka: Nie, nigdy. Zwracano mi uwagę – podobnie jak młodszym bramkarzom – żeby ustrzegać się wielu głupich stereotypów, w stylu niepotrzebnego darcia się na swoich obrońców. Jasne, bycie głośnym może pomóc, ale nie powinno być gadaniem dla samego gadania. Przede wszystkim bycie konstruktywnym i przekonanym o swoim następnym ruchu, a nie wariowanie.

Kto osiągnie większy sukces, przy założeniu, że mają takie same umiejętności? Wariacik, czy wycofany gość?

Jakub Szmatuła: Ciężko powiedzieć, bo dużo zależy od tego, co dana drużyna potrzebuje w określonym momencie. Są różne charaktery zawodników – jedni rozsądniejsi, drudzy bardziej zwariowani. Jeśli widać, że brakuje na boisku osoby o takim czy innym usposobieniu – a obaj stoją na tym samym poziomie – to niech on gra. Być może niedługo nadejdzie zmiana i ten przeciwstawny okaże się potrzebny. Dużo zależy od chwili.

Emil Kot: Nie wydaje mi się, żeby to wariactwo mogło mieć wpływ na to, czy ktoś zrobi karierę, czy ktoś jej nie zrobi.

Mateusz Święcicki: Trzeba rozdzielić dwie rzeczy – to, czy ktoś jest wariatem tylko na boisku, czy też poza nim. Są tacy, którzy są absolutnie czarującymi ludźmi, przyjemnymi zawsze. Są jednak i tacy, którzy przekraczając linię, zmieniają się w demona, co jest sposobem ich prezencji na boisku. Czy to pomaga w karierze? Nie wiem.

Świat zmierza do tego, żeby być zawsze fajnym, grzecznym, miłym ułożonym, zawsze poprawnym. Wtedy ludzie wybaczą ci błędy. Na takiej zasadzie oceniano reprezentację. Moim zdaniem przez pewien czas błędy Szczęsnego były eskalowane, a błędy Fabiańskiego – przykrywane. Nawet jeśli obaj pomylili się jednakowo.

Przemysław Matłoka: Predyspozycje mentalne mają mnóstwo znaczenia, szczególnie jeśli ktoś chce zrobić większą karierę. Dlatego postawiłbym na spokojnego zawodnika, bo takie cechy jak inteligencja – nie tylko ta boiskowa – oraz spokój odgrywają kluczową rolę. Przede wszystkim na tej pozycji.

Dwie sytuacje boiskowe:

a) nie masz dookoła siebie żadnego obrońcy, piłka jest przy twojej nodze, a biegnie na ciebie napastnik rywala – wybijasz, czy próbujesz kiwać?
b) nie masz dookoła siebie żadnego obrońcy, piłka pod nogami pędzącego napastnika. Wychodzisz z bramki na wariata, czy czekasz?

Krzysztof Kamiński: W pierwszej sytuacji pewnie waliłbym w aut, na pewno nie próbowałbym dryblować. Miałem w Płocku kilka sytuacji, w których faktycznie nawinąłem mocno nabiegającego napastnika, ale trenerzy zawsze byli źli. Na dziesięć razy dziewięć wyjdzie, ale w tym jednym przypadku się pomylisz i wtedy wszyscy będą na tobie wieszać psy. Ale przyznam się, że czasami kusi, bo jak się uda, to gość leci gdzieś w krzaki, a mój zespół może spokojnie konstruować akcję.

Druga sytuacja jest nieco prostsza, bo ani nie wybiegnę na wariata, ani nie będę stał na linii. Mocno wyjdę do przodu, ale w granicach szesnastego metra, gdzie mam naturalny handicap. Potem półdystans i czekam na odpowiedni moment, aby go skasować.

Przemysław Matłoka: Mimo że gramy na poziomie III ligi, to staramy się grać odważnie, co było chyba widać w starciu z Cracovią w Pucharze Polski. Rezygnujemy z wybijania na pałę, więc w takiej sytuacji pewnie spróbowałbym gościa minąć, a potem dograć swoim kolegom.

W kolejnym przypadku podobnie – wyjście pewne, agresywne, ale w obrębie szesnastki, tak, aby skrócić napastnikowi kąt. Umiarkowana odwaga.

Jakub Szmatuła: Nie mogę ci na to odpowiedzieć tak na sucho. Wszystko zależy od tego, jaki napastnik mnie atakuje. W Piaście przywiązujemy do tego dużą uwagę i nasze reakcje są często uzależnione od informacji, które zebraliśmy na temat danego zawodnika. Otrzymuje je każdy, niezależnie od tego czy gra, czy nie. W niektórych sytuacjach pewnie wybiłbym piłkę, innym razem postarał się zmylić przeciwnika.

Tak samo z drugim przykładem – jeśli wiem, że jest szansa, że ten zawodnik może wypuścić sobie futbolówkę trochę zbyt mocno, to pewnie zaatakuję wcześniej. Z drugiej strony mogę zostać przelobowany, więc jest ryzyko. Liczy się chwila, moment. Często ta pierwsza decyzja okazuje się być najlepsza.

Zwycięzca z pary, zarówno pod względem charakteru, jak i umiejętności:
a) Jerzy Dudek vs Artur Boruc
b) Radosław Majdan vs Tomasz Kuszczak
c) Wojciech Szczęsny vs Łukasz Fabiański

Jakub Szmatuła: Jurek Dudek, Radek Majdan i Wojtek Szczęsny.

Emil Kot: Dudek, Kuszczak i Szczęsny.

Przemysław Matłoka: Zacznę od drugiego zestawu, bo jest mi stosunkowo łatwo wybrać. Tomek Kuszczak był świetnym bramkarzem, ale mnie nigdy nie przekonywał ani pod względem stylu, ani charakteru, więc stawiam na Majdana. Później zaczynają się schody i… nie chciałbym wybierać, ale widzę, że muszę.

Dudek i Boruc byli dla mnie idolami na różnych etapach mojej kariery. Zaczynałem jako fan Jurka, inspirowałem się nim. Do tej pory mam jego bluzę Liverpoolu kupioną za jakieś 25 złotych na targu. Później jednak przestawiłem się na Artura, szczególnie po tym jak Dudek odszedł do Realu. Stałem się wówczas fanem ligi szkockiej! Niedziela, godzina 15, a ja siedziałem przed telewizorem i oglądałem Celtic z Motherwell. Właśnie dlatego Boruc.

Real wygra z Huescą, a RB Lipsk z Schalke? 2,03 ZA TAKIE AKO W SUPERBET!

Natomiast jeśli mówimy o naszych obecnych reprezentantach, to znowu jest trudno, ale jako, że bliżej mi charakterologicznie do Fabiańskiego, to wybieram właśnie jego.

Mateusz Święcicki: Boruc, Kuszczak – chociaż niezwykle cenię Majdana i Szczęsnego, którego jestem fanem. Zdążył już przesiąknąć jednym cudownym włoskim określeniem – sprezzatura. Oznacza ono pewne zachowanie, ale też odnosi się do mody – ubierasz się elegancko, ale z pewną nonszalancją.

Załóżmy, że jakiś dziennikarz tworzy tekst, poświęca na niego dziesięć godzin dziennie przez tydzień. Zdąży w tym czasie przeklnąć swoją pracę setki razy, ale później idzie z tym tekstem w świat i kiedy ktoś go chwali, mówi: „eee, napisałem w jeden dzień”. Wojtek ma taki sposób opowiadania o piłce. Szczęsny nigdy nie stwierdzi, że on to tak ciężko trenuje, wszystko w tym Juventusie jest takie trudne. To też wpływa na jego ocenę – gdyby budował wokół siebie pomnik gościa, który dzień w dzień haruje, pewnie przyjmowano by go lepiej.

Wybieram go zatem nie tylko ze względu na umiejętności, ale też na osobowość. Bo odnoszę wrażenie, że będziemy cierpieć na ich deficyt.

***

MIT OBALONY

Kilka pokoleń trenerów i ekspertów konsekwentnie powtarzało, że bramkarz powinien być wariatem. Jednak żaden z moich rozmówców nawet przez moment nie silił się na poparcie tej tezy. Rzeczony mit odszedł do lamusa jest w środowisku słusznie traktowany jako relikt przeszłości. Nie wpływa on w żadnym stopniu na to, czy ktoś w XXI wieku może zrobić karierę, czy nie.

Jednocześnie kilka osób podkreśliło, że nie ma w byciu szalonym niczego złego. Wręcz przeciwnie – świadczy to o osobowości, która może być potrzebna, konieczna w szatni piłkarskiej. Co więcej, czyni ona z kogoś człowieka bardziej interesującego – jakiegoś. Dla wszystkich zawodników liczy się przede wszystkim to, czy ktoś da radę na boisku. Jeśli obroni się swoją postawą między słupkami – szatnia pozwoli mu być tym, kim zechce.

Prawdziwość jest teraz niebywale cenna, podobnie jak spokój, opanowanie, chłodna głowa. Obecnie mało kto chciałby mieć po swojej stronie nieobliczalnego Oliviera Kahna.

Fot. FotoPyk

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

10 komentarzy

Loading...