Reklama

„Cały czas było granie na zwłokę”. Obidziński o kulisach rozmów z ojcem Buksy

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

03 lutego 2021, 21:08 • 6 min czytania 59 komentarzy

– Stawiałem pod dyskusję, żeby dać Olkowi malutką podwyżkę, co zresztą zrobiłem w postaci wspomnianych bonusów, taką na pokrycie kosztów, a w przypadku dalszego braku kontraktu przedłużyć go właśnie automatycznie, ale też przesunąć piłkarza na jakiś czas do CLJ. Realnie zagrać tym, że jeśli nie będzie kontraktu, to zawodnik straci trochę czasu w rozwoju, ale z drugiej strony w kontrakcie dać gwarantowane minuty. To byłoby dość ostre zagranie, trochę nie w stylu Wisły, ale skoro rozmowy są odwlekane z byle przyczyny, nie ma powodu, by nie zagrać wszystkimi możliwymi kartami, kiedy jeszcze jest na to czas – mówi Piotr Obidziński, były prezes Wisły Kraków, o kulisach rozmów z ojcem Aleksandra Buksy.

„Cały czas było granie na zwłokę”. Obidziński o kulisach rozmów z ojcem Buksy
W którym momencie sprawa Buksy została przegrana? Kiedy Wisła straciła argumenty?

Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to od początku była zła wola piłkarza i jego otoczenia. Jest tu sporo czynników zewnętrznych, jak aktualna forma indywidualna czy ogólna postawa drużyny, choć dziś już wiadomo jak Wisła powinna była postąpić, żeby dać sobie szanse.

Cofając się do początku: cały czas było granie na zwłokę. Rozmowy przeciągały się przez coraz to nowe argumenty. Najpierw, że nie wiadomo jak z finansami klubu. Jak okazało się, że finanse się poprawiły i pokazałem konkretne liczby, pojawił się argument, że nie wiadomo, kto jest właścicielem. Ciągle coś nowego. Potem z kolei padał argument, że nie podpiszą umowy, bo przedłużyliśmy jednostronnie kontrakt. A jakbyśmy nie przedłużyli jednostronnie kontraktu, Wisła nie miałaby żadnych praw do zawodnika już na etapie negocjacji. To była formalność i nota bene jako argument została użyta dopiero po kolejnych prawie dwóch miesiącach rozmów od zaistnienia faktu przedłużenia. Biznesowo utrzymaliśmy tym naszą pozycję negocjacyjną.

Bez kontraktu nie byłoby żadnej. Po prostu nie byłoby piłkarza w Wiśle. Sam mówiłeś, że warunkiem przedłużenia umowy ze strony ojca piłkarza było wyjaśnienie sytuacji właścicielskiej, która do momentu wygaśnięcia kontraktu Buksy nie mogła być wyjaśniona.

Liczyłem, że zawodnik będzie dalej się rozwijał i doprowadzimy rozmowy do finału. Zaznaczam jednocześnie, że w tym czasie byłem zapewniany cały czas, że obowiązuje to, na co się umówiliśmy, jeśli chodzi o sumę odstępnego. Wynegocjowaliśmy, że jest kwota X dla klubu, a całą nadwyżką dzielimy się 50 na 50. Były też konkretne oczekiwania finansowe, które bezkontraktowo, żeby się też nie obligować, dawałem co miesiąc w postaci jednorazowych bonusów. Chciałem pokazać dobrą wolę ze strony klubu. Ale to było wszystko. W którymś momencie dochodzisz do ściany dobrej woli.

Masz prywatną satysfakcję wiedząc, że atak Jakuba Błaszczykowskiego na ciebie w „Foot Trucku” – mówiąc delikatnie – nie zestarzał się najładniej? Tomasz Jażdżyński potwierdził w wywiadzie dla Interii wszystko, co mówiłeś.

Nie można tego nazwać satysfakcją. Jak mówiłem w wywiadzie, którego udzielałem wam na początku września, na czym innym opieramy z Kubą proces podejmowania decyzji. Mam poczucie przy tych trzech tematach, przez które odszedłem z Wisły, że biznesowo myślałem dobrze. Dla moich przyszłych projektów to pewna nauczka – mogę myśleć racjonalnie, mogę podejmować dobre decyzje, ale muszę znajdować też inne sposoby przekonywania moich szefów do swoich racji, sposobu myślenia i postępowania. Według mnie Tomek Jażdżyński jest zaangażowanym, aktywnym nadzorcą i jak czytam teraz jego wywiad, to rozumowaliśmy podobnie, ale z Kubą już nie. Skończyło się, jak się skończyło.

Reklama
Chciałeś zagrać ostrzej.

Stawiałem pod dyskusję, żeby dać Olkowi malutką podwyżkę, co zresztą zrobiłem w postaci wspomnianych bonusów, taką na pokrycie kosztów, a w przypadku dalszego braku kontraktu przedłużyć go właśnie automatycznie, ale też przesunąć piłkarza na jakiś czas do CLJ. Realnie zagrać tym, że jeśli nie będzie kontraktu, to zawodnik straci trochę czasu w rozwoju, ale z drugiej strony w kontrakcie dać gwarantowane minuty. To byłoby dość ostre zagranie, trochę nie w stylu Wisły, ale skoro rozmowy są odwlekane z byle przyczyny, nie ma powodu, by nie zagrać wszystkimi możliwymi kartami, kiedy jeszcze jest na to czas. Dziś widać to jasno, a moi doradcy już wtedy to jasno widzieli, ale oczywiście każdy miał wątpliwości natury moralnej – tej opartej o wiarę w czystą konkurencję sportową.

Wisła zrobiła wystarczająco dużo, by zatrzymać Olka?

Generalnie pozycja Wisły jest w wielu momentach lepsza niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Można grać na wielu frontach, tylko trzeba podchodzić do tego racjonalnie, a nie ulegać chwilowym emocjom i naciskom w mediach. Mówiło się w pewnym momencie, że Wisła twardo gra w jakimś obszarze. Wisła nie gra twardo. Ma pewne argumenty, pewną siłę i musi z niej korzystać, bo to wielka marka. Tam, gdzie trzeba, Wisła powinna być miękka, a tam, gdzie trzeba grać twardo, należy grać twardo.

Dochodzi do tego szopka wizerunkowa. Koszulka z Olkiem, który trzyma koszulkę z numerem 2023, z internetu już nie zniknie.

Panowie się uczą. Jak mnie odwoływali, to jasno powiedzieli, że wiedzą, że będą popełniać błędy. Chcieli jednak to wziąć w pełni na siebie, bo przecież to i porażki ale też i przyszłe sukcesy klubu będą ich. W przypadku Olka Buksy, liczyli że pójście w informację publiczną umocni ich pozycję w stosunku do dotrzymania słowa danego przez zawodnika. Myślę, że teraz trochę im się kark utwardzi.

Z czego wzięło się to, że ogłosili umowę do 2023 roku? Aż tak silne poczucie sukcesu PR-owego mają Błaszczykowski i Królewski?

To co powiedziałem wcześniej, o wierze, że publiczna informacja wywrze presje na dotrzymanie danego słowa, to według mnie główna przyczyna. Choć pewnie była też spora presja pokazania sukcesu menedżerskiego po zmianach. To bardzo trudne w Wiśle przy tym poziomie presji i historii jej ratunku, żeby pamiętać, że to nie chwilowa liczba lajków jest wyznacznikiem do decyzji, a długofalowy rozwój klubu. Wierzę, że w trio Kuba i Tomek to wiedzą…

Co sądzisz o podejściu ojca Olka Buksy do negocjacji? Można usłyszeć w ostatnich tygodniach, że jego podejście trochę się zmieniło.

Pamiętam, że kiedyś przekonferowałem z Adamem Buksą seniorem pół drogi z Krakowa nad morze. Kilka godzin rozmowy o wszystkim. Świadomy specyfiki krakowskiego biznesu, który zawsze wymaga czasu i pewnej otoczki zacząłem nawet wierzyć, że tak się prowadzi negocjacje, buduje klimat. Wiedziałem też, że rozmawiam z biznesmenem, który odniósł sukces, pochodzi z określonego środowiska, ma doświadczenie i kompetencje negocjacyjne. Zakładałem od razu, że dokładnie rozumie sytuację. I taki status raportowałem radzie nadzorczej.

A czy ty uważasz, że w karierze Olka Buksy sam Olek ma najwięcej do powiedzenia?

Boję się, że nie ma nic do powiedzenia.

Reklama
Aż tak? Kreuje się obraz chłopaka zdominowanego przez ojca.

Nie chodzi o dominację. Ale moim zdaniem tak jest. Takie relacje w sporcie generalnie są bardzo ciekawe do analizy psychologicznej i oczywiście bardzo trudne. U niektórych znanych sportowców relacje z rodzicami ewoluują skrajnie w stronę stricte finansowych, do tego stopnia że zawodnik płaci procent co miesiąc z kontraktów i na tym się kończą stosunki z rodzicem. Z drugiej strony są świetne przykłady takich relacji, gdzie zaangażowanie w karierę dziecka działa doskonale i jest synergiczne. Optimum to pewnie wycofanie się rodzica na pewnym etapie rozwoju kariery.

Na pewno w przypadku Buksy tata wiedzie prym. Z Olkiem nigdy nie rozmawiałem o jego karierze. Kiedyś odwoziłem go do Myślenic – miło i otwarcie rozmawialiśmy, ale chłopak, pewnie słusznie, był tylko skupiony na szkole i treningu. W sprawie jego przyszłości trzeba było rozmawiać z tatą.

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Patryk Fabisiak
1
Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Komentarze

59 komentarzy

Loading...