Reklama

PRASA. Nikolić: W Videotonie Sousę lubili nawet ci, którzy nie grali

redakcja

Autor:redakcja

28 stycznia 2021, 08:19 • 11 min czytania 18 komentarzy

W czwartkowej prasie m.in. rozmowa z Nemanją Nikoliciem o Paulo Sousie, którego z kolei Kamil Kosowski nie wita z otwartymi ramionami. Do tego informacja o ponownym temacie Kamila Grosickiego w Olympiakosie i pogawędka z prezesem Rakowa, Wojciechem Cyganem przed rundą wiosenną Ekstraklasy.  

PRASA. Nikolić: W Videotonie Sousę lubili nawet ci, którzy nie grali

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rozmowa z Nemanją Nikoliciem o Paulo Sousie. Były napastnik Legii bardzo owocnie współpracował z Portugalczykiem w węgierskim Videotonie.

MACIEJ KALISZUK: Pracował pan z Paulo Sousą w Videotonie. Jakie ma pan związane z nim wspomnienia?

To było osiem lat temu. Jest prawdziwym liderem. Wie, jak motywować graczy do bycia lepszymi każdego dnia. Zrobiliśmy pod jego wodzą postęp. Odnosiliśmy wspólnie sukcesy. Zakwalifikowaliśmy się do Ligi Europy. To było ogromne osiągnięcie dla Videotonu. Nie zapominajmy, że osiem lat temu niebył tym samym zespołem co obecnie. Wyeliminowaliśmy wtedy Gent, Trabzonspor i Slovana Bratysława. W fazie grupowej wygraliśmy 3:0 ze Sportingiem Lizbona i pokonaliśmy Basel, które później awansowało do półfinału tych rozgrywek. Wiele się nauczyłem od Sousy.

Na przykład czego?

Zwłaszcza tego, co dotyczyło kwestii mentalności, walki, rozumienia piłki. Występował w topowych klubach, jako zawodnik odnosił ogromne sukcesy, grał ze sławnymi piłkarzami, więc cieszył się w drużynie dużym szacunkiem. Wywierał jednak na nas wielką presję. Każdy musiał walczyć o miejsce w składzie. Nikt nie był go pewien. Kto nie chciał tego zaakceptować, musiał odejść. Ale piłkarze go lubili, nawet ci, którzy nie grali. Motywował ich. Zwracał uwagę na każdego zawodnika. Wiem to z własnego doświadczenia, ponieważ nie zawsze wychodziłem w podstawowym składzie.

Reklama
Ale i tak rozegrał pan wtedy dobry sezon, strzelając 19 goli, co było wówczas najlepszym wynikiem w pańskiej karierze.

Byłem dumny z tego osiągnięcia, ponieważ nie we wszystkich meczach wystąpiłem w podstawowym składzie, a zabrakło mi tylko jednej bramki, aby zostać królem strzelców. Zawodnik, który mnie wyprzedził (Adamo Coulibaly z Debreceni VSC – przyp. red.), rozegrał o tysiąc minut więcej niż ja. To tak jakby dziesięć meczów. Gdybym grał więcej, zdobyłbym tę koronę.

Czego spodziewa się pan po tym trenerze w naszej reprezentacji?

Wszyscy zawodnicy będą musieli walczyć o miejsce, z jednym wyjątkiem – Robertem Lewandowskim, który jest najlepszym piłkarzem na świecie. Jednak nawet on może zrobić postęp pod okiem Sousy. Kiedy trener przyjedzie na zgrupowanie przed pierwszym meczem, o swoich zawodnikach będzie wiedział wszystko. Jestem pewien, że w najbliższych tygodniach obejrzy wszystkie ich występy i wiele meczów polskiej ekstraklasy. Będzie pracował ze swoim sztabem 24 godziny na dobę.

Refleksje trenera Wisły Płock, Radosława Sobolewskiego przed rundą wiosenną.

SZUKALI TAKIEGO PIŁKARZA

Luka Šušnjara (poprzednio drugoligowe francuskie FC Chambly – przyp. red.) jest zawodnikiem, jakiego szukaliśmy od dawna. Jeżeli chodzi o szybkość i motorykę, to prezentuje bardzo wysoki poziom. Chciałem sprowadzić piłkarza, który będzie atakował wolne przestrzenie za plecami obrońców rywali. Często zdarzało się tak, że nasi przeciwnicy wysoko bronili pressingiem, zostawiając dużo miejsca na swojej połowie. Brakowało mi odpowiedniego atakowania tych obszarów ruchem bez piłki, żeby szybko wyprowadzić kontrę. Jedynie Cillian Sheridan kilka razy próbował tak grać. Dlatego potrzebowaliśmy kogoś takiego jak Luka i cieszę się, że udało się nam go pozyskać. To nadal stosunkowo młody i ambitny chłopak. Ważne dla mnie było też to, że cały czas trenuje. Ostatni mecz rozegrał w styczniu (5.01 z Le Havre, 0:1, 77 minut – przyp. red.). Nie trzeba go będzie odbudowywać fizycznie i czekać na niego. Jest po prostu gotowy do gry.

TUSZYŃSKI DAŁ SYGNAŁ

Statystyka, jeżeli chodzi o trafienia naszych napastników (3 gole – przyp. red.), nie jest dobra i mamy tego świadomość. Mam nadzieję, że zmieni się to w wiosennej części sezonu. W trakcie przygotowań z dobrej strony pokazał się Patryk Tuszyński. Podobało mi się, jak grał w meczach sparingowych. Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to najprawdopodobniej on będzie naszym pierwszym wyborem. To będzie jego szansa. Liczę, że zaczniemy strzelać więcej goli. Mam nadzieję, że cały zespół, również napastnicy, rozegra lepszą rundę i nasza lokata na koniec sezonu będzie wyższa niż obecna.

Reklama

Rozmowa z prezesem Rakowa, Wojciechem Cyganem.

Zanosi się zatem, że zagracie przeciwko Lechowi, z którym powalczycie o wicemistrzostwo, bo tytuł piłkarskie środowisko „klepnęło” Legii. Słusznie, pańskim zdaniem?

Zgadzam się. Uważam, że Legia jest faworytem do wywalczenia mistrzostwa, choć słowa nie przesądzają, że je zdobędzie.

Nie sposób nie komplementować Rakowa, bo ładnie rozruszaliście nasz rynek transferowy, który tej zimy generalnie wygląda ubogo. Pozytywnie wstrząsnęliście ligą.

A jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa…

Coś więcej?

Trwają ostatnie formalności dotyczące transferu Oskara Zawady, więc nie może budzić zdziwienia, że mocno pracujemy nad poszukiwaniem zastępcy. Prowadzimy także rozmowy na temat sprowadzenia jeszcze jednego młodzieżowca. Co do wstrząsu, to zgadzam się z właścicielem klubu – obaj chcemy, by Raków był rozpoznawalny i działał czasami trochę nieszablonowo. Skutecznie powalczyliśmy m.in. z Legią o Iwo Kaczmarskiego, pozyskaliśmy Mateusza Wdowiaka. Raków nie ma wielkich sukcesów w historii, zatem używamy innych argumentów.

W postaci?

Na przykład w postaci sztabu szkoleniowego, za sprawą którego tak prezentujemy się na boisku. I pomysłu na grę. Takie argumenty częściej trafiają niż to, że inna oferta jest z ładniejszego miasta. Nie sprzedajemy też bajek typu „u nas na pewno będziesz grał”.

No dobrze, ale Raków, o czym bardzo głośno, może rozbić bank transferem Piątkowskiego. Rzeczywiście możecie na nim zarobić 5 milionów euro?

Do kwot nie chcę się odnosić. Ale każda suma, która krąży w mediach, byłaby konkretnym zastrzykiem pieniędzy i rekordowym transferem w historii Rakowa. Jednak osobiście jestem pewien, że Kamil odejdzie, ale latem.

Dziś pomocnik Lechii Kacper Urbański przejdzie testy medyczne w Bolonii.

 – Obaj synowie są tak wychowywani, że nie grozi im sodówka. To fajni chłopcy, z których jesteśmy bardzo dumni. Wiem, że Kacper nie odpłynie, nigdy nie chodził z głową w chmurach – mówił w maju ub. roku Przemysław Urbański, tata Kacpra – piłkarza Lechii, który jest blisko podpisania kontraktu z występującą w Serie A Bolonią.

Przemysław Urbański grał w przeszłości w A-klasie, która żartobliwie w naszym kraju bywa nazywana… Serie A. Wówczas jako młody piłkarz rozpoczynał z Lechią klubową reaktywację. Teraz nikt nie będzie żartował z jego syna. Niespełna 17-letni Kacper wkrótce dołączy do Bolonii, która zajmuje 13. miejsce we włoskiej lidze. Trenerem Rossoblu jest Siniša Mihajlović. Serb zwrócił uwagę na pomocnika Lechii już latem. Podobno mocno wierzy w potencjał zawodnika, który nie zdążył się tak naprawdę przedstawić kibicom ekstraklasy. Jesienią w zespole Piotra Stokowca praktycznie nie grał, wystąpił jedynie w przegranym (1:3) meczu z Rakowem Częstochowa. Spędził wówczas na boisku zaledwie 9 minut. Jednocześnie z powodu pandemii i reżimu sanitarnego nie mógł grać ani w ekipie rezerw, ani w zespole juniorów. W Bolonii również będzie potrzebował czasu, aby przebić się do pierwszej drużyny, w której od ponad dwóch lat podstawowym bramkarzem jest Łukasz Skorupski.

SPORT

Piast Gliwice do ligowego powrotu przygotowuje się m.in. w Rybniku-Kamieniu, gdzie może korzystać z dobrze przygotowanej sztucznej murawy.

– W Turcji warunki były niemal idealne. Boiska przygotowane jeszcze lepiej niż w latach poprzednich – takie słowa słyszeliśmy z ust wielu zawodników Piasta. Pogoda także dopisała, a podczas wcześniejszych zgrupowań nie zawsze tak było. Obóz gliwiczanie zakończyli w zdrowiu i bez kontuzji, wbrew plotkom rozsiewanym przez niektóre media, które sygnalizowały, że kłopoty ma Jakub Świerczok. Ten napastnik to obecnie największa gwiazda drużyny, więc przy Okrzei będą na niego chuchać i dmuchać. Tak też można wytłumaczyć jego absencję w sparingu z Zorią. – Kuba nie zagrał w pierwszym meczu kontrolnym z powodu drobnego urazu. Trenerzy nie chcieli ryzykować jego pogłębienia. Do końca obozu trenował na 100 procent, a zabiegi stosowane przez sztab medyczny miały charakter profilaktyczny – tłumaczy Karol Młot, rzecznik prasowy klubu.

Świerczok miewał wcześniej różne problemy. W Gliwicach nikt nie zamierzał więc ryzykować, tym bardziej że piłkarz stracił pierwszy okres w Piaście z powodu kontuzji mięśniowej.

Pierwszy w tym roku mecz o punkty zbliża się wielkimi krokami, jednak nadal nie wiadomo, jak zostanie zestawiona linia obrony Rakowa Częstochowa przeciwko Pogoni Szczecin.

Przed starciem z sąsiadem w tabeli największy dylemat dotyczy centralnego defensora. Na ten moment najbliżej miejsca w jedenastce jest Andrzej Niewulis. 31-latek, od momentu kontuzji Tomasza Petraszka, był podstawowym wyborem trenera Marka Papszuna i trzeba przyznać, że nie zawiódł oczekiwań. W sześciu spotkaniach, w których Niewulis wystąpił od pierwszego gwizdka, częstochowianie stracili bramki tylko w trzech. Dodatkowo zawodnik ten dołożył ważną bramkę w meczu z Jagiellonią. Sytuacja Niewulisa wydaje się więc klarowna, szczególnie patrząc na dłuższą niż zakładano pauzę Petraszka. Czech na początku listopada doznał poważnej kontuzji kolana. Wykluczyła go ona z gry do końca roku, a przy pesymistycznych założeniach ponownie na murawie miał się pojawić za kilka miesięcy. Na początku roku 28-latek nie był w pełni sił, przez co nie pojechał na zgrupowanie do Belek i do rundy wiosennej przygotowywał się indywidualnie w Polsce. Szanse na jego występ przeciwko Pogoni nie są więc zbyt wielkie. Nie można jednak wykluczyć, że trener Papszun już w piątek postawi na jednego z kapitanów zespołu, a może nawet i na… dwóch.

Wśród zagranicznych trenerów, którzy pracowali z biało-czerwonymi, nie brakowało ciekawych i oryginalnych postaci. Szkoleniowcy spoza naszego kraju towarzyszyli już od zarania dziejów naszej drużyny narodowej.

Dość powiedzieć, że już przed pierwszym meczem w historii reprezentacji Polski, którego 100. rocznicę obchodzić będziemy w grudniu tego roku, w przygotowaniach uczestniczył węgierski szkoleniowiec. Nim jednak Imre Pozsonyi przyjechał do naszego kraju, pierwszym człowiekiem, któremu powierzono prowadzenie drużyny narodowej był Anglik.

O życiu i trenerskich wyczynach George’a Burforda wiadomo niewiele. Do naszego kraju przyjechał na wiosnę 1920 roku i wtedy powierzono mu ważną misję. Miał przygotować biało-czerwonych do występu w igrzyskach olimpijskich w Antwerpii. Rozlosowano już nawet pary pierwszej rundy rywalizacji w turnieju i nasza drużyna miała się zmierzyć z gospodarzami, czyli Belgami. Mecz miał zostać rozegrany pierwszego dnia igrzysk, 28 sierpnia, ale 12 lipca Komitet Udziału Polski w Igrzyskach Olimpijskich podjął decyzję o rezygnacji ze startu całej polskiej ekipy, nie tylko piłkarzy, w antwerpskich zawodach. Przyczyną była zbliżająca się do Warszawy bolszewicka nawała. Burford zatem nie poprowadził naszej drużyny w żadnym, nawet nieoficjalnym, spotkaniu. Wiadomo, że w 1921 roku został pierwszym trenerem Polonii Warszawa, ale z „Czarnymi koszulami” nie pracował zbyt długo.

Kiedy dokładnie wyjechał z Polski? Nie wiadomo. Po raz kolejny na nazwisko George’a Burforda można się natknąć przy okazji igrzysk olimpijskich, które w 1924 roku odbyły się w Paryżu. Anglik był wówczas trenerem reprezentacji USA. Za oceanem pracował też jako wuefista, w szkołach w Pensylwanii i Massachusetts. Prowadzony przez niego zespół w pierwszej rundzie turnieju olimpijskiego pokonał Estonię 2:0, ale w drugiej trafił na Urugwaj, czyli drużynę, która następnie zdobyła złoto. Co ciekawe, tuż przed paryskimi igrzyskami Amerykanie pod wodzą Burforda zagrali mecz na warszawskiej Agrykoli z reprezentacją Polski! Wygrali 3:2, a kapitanem naszego zespołu był niedoszły podopieczny opiekuna USA w naszej reprezentacji, Wacław Kuchar. Cztery lata później na IO w Amsterdamie George Burford ponownie opiekował się amerykańskimi piłkarzami. Tym razem jego drużynie poszło znacznie gorzej. W pierwszej rundzie trafili na Argentyńczyków, późniejszych wicemistrzów olimpijskich, i przegrali… 2:11. Przed tym turniejem, również na Agrykoli, Burford kolejny raz prowadził Amerykanów w meczu z naszym zespołem. Skończyło się 3:3.

SUPER EXPRESS

Według „SE” Kamil Grosicki blisko transferu do Pireusu. W Grecji może zapracować na Euro.

O zainteresowaniu Greków Grosickim pisaliśmy już kilkukrotnie. Był on blisko przejścia do Olympiakosu w październiku ubiegłego roku, gdy miejscowi dziennikarze podali nawet kwotę transferu – 1,1 mln euro. Obecnie jest on numerem 2 na na liście życzeń Greków na pozycji skrzydłowego. Priorytetem było i jest wypożyczenie Joao Victora z VfL Wolfsburg, który nie za wiele gra w Bundeslidze. Rozmowy z Victorem się przedłużają, najprawdopodobniej ze względów finansowych. Brazylijczyk ma w Wolfsburgu wysoką pensję i wątpliwe, żeby Grecy wzięli całość zobowiązań na siebie. Grosicki będzie piłkarzem dużo tańszym. Niewykluczone też, że WBA pozwoli mu odejść za darmo. Wiemy, że agenci „Grosika” prowadzą rozmowy z Olympiakosem.

RZECZPOSPOLITA

Rozmowa z Kamilem Kosowskim o ostatnich wydarzeniach w polskiej piłce i przed rundą wiosenną Ekstraklasy. Nie jest zbytnio zadowolony z zatrudnienia Paulo Sousy w roli selekcjonera.

Tacy piłkarze jak Jakub Moder czy Michał Karbownik mogli jeszcze zostać w Ekstraklasie?

Kuba jeszcze niedawno grał w Odrze Opole, był obserwowany przez kilku moich kolegów, którzy są skautami, i nie wystawiali mu pochlebnych ocen. Skoczył piętro wyżej, wrócił do Lecha i w zasadzie w pół roku zrobił taki postęp, że zagrał w reprezentacji i został najdrożej sprzedanym piłkarzem z Ekstraklasy. Pamiętam, jak przyszedłem do Górnika Zabrze i patrzyłem z podziwem na Dariusza Kosełę czy Mieczysława Agafona, chłonąłem to, co pokazywali na treningach. Podobnie było później w Wiśle, gdy zobaczyłem w akcji Ryśka Czerwca, Tomka Kulawika czy Radka Kałużnego. Moder i Karbownik w Lechu i Legii też uczyli się pewnie od Tiby, Jevticia, Martinsa czy Luquinhasa. Ale weszli na wyższy poziom, potrzebują nowych wyzwań i daję sobie rękę uciąć, że po przyjeździe do Anglii, patrząc na Adama Lallanę czy Yvesa Bissoumę, też przecierają oczy ze zdumienia, że można tak grać w piłkę. Mam nadzieję, że pójdą śladami Jana Bednarka, który w tym momencie jest chyba nie do wygryzienia ze składu Southampton.

Moder, Karbownik, Jóźwiak, Płacheta – wszyscy wyjechali do Anglii, wszyscy mają za sobą debiuty w kadrze. Mogą odegrać ważną rolę już na Euro?

Gdyby trenerem reprezentacji był nadal Jerzy Brzęczek, powiedziałbym, że poza Robertem Lewandowskim i bramkarzami ten turniej może należeć do naszej młodzieży. Ale dostaliśmy nowego selekcjonera, który tych piłkarzy będzie musiał poznać i może mieć zupełnie inne spojrzenie.

Bardziej zdziwiło pana zwolnienie Brzęczka czy wybór na następcę Paulo Sousy?

Zaskoczenie było porównywalne. Sousa nie ma doświadczenia w pracy z żadną reprezentacją, poza tym bierze ze sobą sześciu asystentów i żaden z nich nie jest Polakiem. Nie mamy szans na wychowanie sobie selekcjonera. Decyzja prezesa Zbigniewa Bońka jest dla mnie niezrozumiała.

Spodziewał się pan głośniejszego nazwiska, czy może przekonało pana tłumaczenie prezesa PZPN, że na człowieka z „Top 10″ nas nie stać?

Jest taki klub w Krakowie, nazywa się Wieczysta, gra w klasie okręgowej, a w składzie ma byłych reprezentantów Polski, którzy znaleźliby sobie miejsce w pierwszej lidze albo Ekstraklasie, ale zostali skuszeni wysokimi zarobkami. Nie wiem, ile PZPN będzie płacił Sousie i jego sztabowi, czy nie złożyłoby się to na zatrudnienie kogoś z większym doświadczeniem. Może nie trenera z pierwszej dziesiątki, ale takiego, który prowadził już jakąś reprezentację i zrobił z nią konkretny wynik.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

18 komentarzy

Loading...