Reklama

Czy to już dobry moment, aby Drągowski wykonał kolejny krok do przodu?

redakcja

Autor:redakcja

15 stycznia 2021, 16:47 • 6 min czytania 12 komentarzy

Dwa lata temu kariera Bartłomieja Drągowskiego znalazła się na poważnym zakręcie. Choć kilkukrotnie w następstwie różnych przyczyn wskoczył do składu Fiorentiny, to nie zdołał wykorzystać swoich szans. Efekt? Wypożyczenie ostatniej szansy do broniącego się przed spadkiem Empoli. Polski bramkarz ostatecznie nie uratował ich przed degradacją, ale dzięki kapitalnymi występom, w następnym sezonie stał się podstawowym golkiperem „Violi”. Obecnie włoskie media rozpływają się z zachwytu nad jego dyspozycją. Uważają go za najlepszego zawodnika zespołu, a jego nazwisko jest awizowane w kontekście transferu do czołowych włoskich ekip.

Czy to już dobry moment, aby Drągowski wykonał kolejny krok do przodu?

Już od dłuższego jest o Polaku głośno w całej Italii. I to nie za sprawą jego ekscentrycznego wyglądu – bardzo długiej brody drwala, tylko prezentowanych umiejętności między słupkami bramki Fiorentiny. Mimo że koledzy z pola, delikatnie rzecz ujmując, rozczarowują swoją postawą, to Drągowski zbiera kapitalne oceny i ratuje skórę kolegom. Tak stało się choćby w ostatniej kolejce, kiedy to zachował czyste konto i na dodatek obronił jedenastkę wykonywaną przez gracza Cagliari – Joao Pedro. W bieżących rozgrywkach Seria A wystąpił we wszystkich siedemnastu rozegranych kolejkach. 23 razy został pokonany przez przeciwników. Pięć razy zaliczył czyste konto. Czyżby Florencja zaczynała być za ciasna dla wychowanka Jagiellonii Białystok?

Trudne początki na włoskiej ziemi

Drągowski już jako 17-latek stał się gwiazdą Ekstraklasy. Wszyscy dookoła – trenerzy, eksperci, kibice – zgodnym chórem powtarzali, że objawił się nam talent czystej wody. Przyszły numer jeden reprezentacji Polski. Zgarnął nagrodę dla odkrycia oraz najlepszego bramkarza sezonu 2014/15. Niestety, tak jak to często bywa w takich przypadkach, potem więcej było udanych występów przed kamerą niż na boisku. Młody bramkarz zaczął się też dziwnie zachowywać. Pewnego razu, po delikatnym kontakcie fizycznym z rywalem padł na ziemię i zwijał się z „bólu”, jakby znokautował go Mike Tyson. Zdarzyła się akcja, gdy wsadzał palucha w drażliwe miejsce przeciwnika. W pewnym momencie odjechał totalnie.

Natomiast to, że drzemie w nim ogromny potencjał, doskonale wiedziały kluby z zachodnich lig. Najbardziej konkretni byli działacze ze stolicy Toskanii. Położyli na stole – wg transfermarkt.pl – 2,50 mln euro, a Drągowski wyjechał na podbój włoskich stadionów. A dokładnie na wycieczki krajoznawcze i przesiadywanie na ławce rezerwowych. Niby zdarzyło mu się kilka sporadycznych występów, spowodowanych urazami lub kartkami Cipriana Tatarusanu, a następnie Marco Sportiello. Jednak pobyt we Florencji przez dłuższy czas był dla niego gorzkim doświadczeniem

Bilans ligowych występów Drągowskiego przed wypożyczeniem do Empoli:

Reklama
  • 2016/2017 – 1 występ (w ostatnim meczu sezonu przeciwko zdegradowanej Pescarze)
  • 2017/2018 – 3 występy, 10 wpuszczonych bramek.
  • 2018/2019 – 3 występy w rundzie jesiennej, 2 wpuszczone bramki.

Cienizna, zwłaszcza, że mówiło się o nim jako chłopaku, który miał zostać golkiperem europejskiego formatu.

Jeden mecz, który wszystko zmienił

Oczywiście dużym uproszczeniem byłoby napisać w tym momencie, że przed meczem z Atalantą Drągowski wyłącznie grał piach, bo pierwsze występy na wypożyczeniu w Empoli miał dość przyzwoite. Natomiast mecz przeciwko drużynie z Bergamo był momentem zwrotnym. Wcześniej, nie ma co ukrywać, jeden z największych talentów polskiej piłki powoli gnuśniał i marnował dobrze zapowiadającą się karierę. Skoro przez 2,5 roku w średniaku ligi włoskiej nie był w stanie zaistnieć, trudno było o optymistyczne wizje. Jednak właśnie takie spotkanie było mu potrzebne. W pojedynkę zatrzymał ekipę Gian Piero Gasperiniego i wreszcie pokazał całej Italii, dlaczego w Polsce był tak ceniony.

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1117902781312983042

Atalanta oddała aż 32 strzały na bramkę, z czego aż 18 celnych. Polak był tego dnia w kapitalnej formie, dwoił się i troił, choć trzeba po prawdzie przyznać, że odrobinę farta również miał w tym meczu. Finalnie zachował czyste konto. W następnych rywalizacjach także zbierał dobre recenzje. Mimo że Empoli zleciało do Serie B, to akurat naszego bramkarza najmniej winiono za taki stan rzeczy. Półroczny pobyt na banicji okazał się dla niego strzałem w dziesiątkę. W kolejnym sezonie 2019/20 – to właśnie jemu Fiorentina miała zamiar powierzyć funkcję golkipera numer jeden.

Drągowski ugruntował swoją pozycję, a obecnie stał się liderem z krwi i kości swojej drużyny.

Latem ekipa z Toskanii wypożyczyła do Nantes swojego innego bramkarza – Albana Lafonta, za którego rok wcześniej wydała osiem milionów euro. Był to wyraźny sygnał, że Polak wreszcie otrzyma duży kredyt zaufania. Może nie miał potem aż tak spektakularnych występów, jak ten przeciwko Atalancie, mimo wszystko nie sknocił pierwszego sezonu w roli podstawowego strażnika bramki „Violi”. Zanotował łącznie 31 meczów, 43 razy kapitulował, 8 razy zachował czyste konto.

Lepsze mecze przeplatał słabszymi. Kompletnie nieudane było dla niego przegrane 1:4 starcie z Romą. Maczał paluchy przy co najmniej dwóch straconych bramkach i tym samym wydatnie przyczynił się do przedświątecznego zwolnienia trenera – Vincenzo Montelli. Za to zrehabilitował się kilkanaście dni później, zatrzymując Genoę. Wyciągnął karniaczka, zaliczył dwie kluczowe interwencje. Pokazywał symptomy geniuszu, miewał obniżki dyspozycji –  tak należy skwitować tamtą edycję rozgrywek w jego wykonaniu.

Reklama
Natomiast w tym sezonie Drągowski nie ma już wahań formy. Prezentuje się znakomicie. 

Jeżeli weźmiemy pod uwagę procent obronionych strzałów (67,6), to rzeczywiście ta statystyka nie powala na kolana, natomiast liczby to nie wszystko. Gdyby nie nasz bramkarz, to Fiorentina znajdowałaby się w okolicach strefy spadkowej. Zwłaszcza ostatnie tygodnie są udane dla polskiego golkipera. Wprawdzie miał trochę szczęścia  wygranym 3:0 meczu z Juventusem. Sędzia po interwencji VAR anulował bramkę, przy której zawinił. Z kolei spotkanie z Cagliari już okazało się jego solowym koncertem. Obronił „jedenastkę” Joao Pedro, a Giovanniemu Simeone jego refleks będzie śnił się po nocach i wracał jako najgorszy koszmar. Ekipa z Florencji wygrała 1:0, a on otrzymał najwyższą ocenę z całego zespołu – 7,5 od „La Gazzetta dello Sport”. Zresztą, to nie pierwszy raz, gdy zbiera najlepsze opinie spośród całej „Violi”.

Polak następcą Handanovicia?

Bardzo dobre występy zawodnika Fiorentiny spowodowały dyskusję, gdzie może niebawem trafić. Bo to, że prędzej, czy później opuści Stadio Artemio Franchi, jest wręcz pewne. Włoskie media spekulują, że mógłby on zastąpić w Interze Samira Handanovicia, który już najlepsze lata gry ma za sobą. Słoweniec ostatnimi czasy troszczkę rozmienia się na drobne i prezentuje, jak choćby ostatnio z Romą, klasyczne „Przyrosie”.

Już niezależnie od tego, jaki kierunek wybierze Polak i kiedy to nastąpi, jego występy bez wątpienia stawiają go obecnie w pozycji numer trzy, jeśli chodzi o hierarchię bramkarzy w reprezentacji Polski. W zależności od tego, czy Łukasz Fabiański zdecyduje się kontynuować karierę reprezentacyjną, w niedługim czasie Drągowski powinien być rozpatrywany jako bezpośredni zastępca Wojciecha Szczęsnego, czyli pewna „dwojka”.

Tym bardziej bardzo cieszy nas jego dyspozycja, bo reszta potencjalnych „bramkarzy na lata” obecnie znajduje się w tarapatach. Majecki ława w Monaco, Grabara fisiuje w Danii. Nie wygląda to kolorowo. Na całe szczęście Drągowski, mimo początkowych kłopotów, poczynił wielki progres i nie musimy obawiać się przyszłości w kontekście dobrze obsadzonej pozycji golkipera w kadrze.

Fot. Newspix

 

 

 

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Weszło

Komentarze

12 komentarzy

Loading...