Reklama

Superpuchar w cieniu kryzysu. Ostatni taki bal?

redakcja

Autor:redakcja

13 stycznia 2021, 15:08 • 8 min czytania 1 komentarz

Wiesz, że coś poszło bardzo nie w porządku, gdy o meczu piłkarskiego Superpucharu więcej niż media sportowe, piszą Financial Times i Business Insider. Tak właśnie dzieje się we Francji, gdzie dziś zmierzą się na piłkarskiej murawie piłkarze Paris Saint Germain oraz Olympique Marsylia. W normalnych okolicznościach pewnie tematem numer jeden byłyby szanse marsylczyków na przełamanie dominacji stolicy, zwłaszcza w obliczu chwiejnej formy paryżan. Ale dziś? Dziś Francja zastanawia się głównie, jak jeszcze długo będzie mogła śledzić widowiska z takim stężeniem gwiazd na metr kwadratowy boiska. 

Superpuchar w cieniu kryzysu. Ostatni taki bal?

Co za ponura ironia, że to wszystko dzieje się właściwie w przededniu Superpucharu Francji, w którym w dodatku udział biorą ekipy PSG i Marsylii.

JUST ENJOY THE SHOW

Po pierwsze: przecież sama instytucja meczów superpucharowych to w wielu państwach na świecie przede wszystkim telewizyjny pomysł. Nie jest przypadkiem, że we Francji to trofeum przyznawano w „nowożytnych czasach” głównie wtedy, gdy trzeba było podpromować telewizyjne transmisje. W 1973 roku superpuchar poszedł do lamusa, odżył dopiero w 1985 roku, ale tylko na dwa sezony (w 1984 roku powstał Canal+). Pełnoprawną reaktywację ufundowano mu dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych, w okresie rozkwitu tej telewizji i jej potężnego zaangażowania w klub PSG.

I tu się pojawia drugi aspekt, który nadaje obecnej sytuacji we Francji wyjątkowego posmaku.

MARSYLIA WYGRA SUPERPUCHAR – KURS 7.00 W SUPERBET!

PSG i Marsylia to przecież jedyny na świecie klasyk zorganizowany „odgórnie”. Przypomnijmy tym, którzy są na bakier z historią europejskiej piłki. PSG jest młodsze od Jennifer Aniston o półtora roku, gdy powstawał obecny mistrz Francji, na świat przychodził w USA Snoop Dogg. W takich warunkach dość ciężko przekonać kibiców do starć z „odwiecznymi rywalami” czy „uświęconej tradycji bojów ze śmiertelnymi wrogami”. Francja – a konkretnie właściciele Marsylii i PSG, wówczas dominujących w tamtejszym futbolu – patrzyli z zazdrością na Hiszpanię, gdzie El Clasico miało już swoją ugruntowaną renomę.

Reklama

Właścicielami PSG byli magnaci telewizyjni. Właścicielem Marsylii był Bernard Tapie, również osobowość telewizyjna, producent, polityk, celebryta i generalnie francuski odpowiednik Silvio Berlusconiego, może z nieco bardziej kontrowersyjnymi metodami.

Ustalono, że mecze Marsylii z PSG będą derbami Francji.

Wybaczcie, sami wiemy, jak kuriozalnie to brzmi, ale zdaje się, że trudno tej teorii zaprzeczyć. Le Classique – czy taką nazwą można określić jakiekolwiek starcie ekipy istniejącej niecałe dwadzieścia lat bez ogromnego wsparcia środowiska medialnego? Oczywiście, tutaj ziarno trafiło na podatny grunt. Marsylia, jako reprezentant szeroko rozumianego południa, miasto portowe, pełne imigrantów, dalekie od blichtru stolicy. Paryż jako modne, uładzone, kosmopolityczne miasto pełne krawaciarzy i celebrytów.

– W celu zapewnienia skutecznej promocji, musisz być codziennie obecny, aktywny, by samemu ją od podstaw stworzyć – przekonywał Tapie. I zdaje się, że sam się do tych słów zastosował. Z obozów PSG i Marsylii zaczęły szerokim nurtem płynąć hasła o rywalizacji na wszystkich frontach – o piłkarzy na rynku transferowym, o trofea, o uwagę mediów. Kluby – a konkretnie marketingowcy związani z klubami – wykreowali ten „klasyk” od podstaw i w rekordowym czasie. Dzisiaj oczywiście to już Le Classique pełną gębą, wieloletnia rywalizacja, ze swoimi bohaterami, legendami, pamiętnymi momentami.

Ale jednak: zaczęło się od telewizji, od marketingu i „public relations”.

BAŃKA

I na tym marketingu i „public relations” może się skończyć. Przynajmniej jeśli chodzi o tę erę, w której Francja bezprecedensowo zdołała wprowadzić dwóch swoich reprezentantów do półfinału Ligi Mistrzów. Tak, wiemy, jakie były okoliczności. Gdy inne ligi miały morderczy finisz, Ligue 1 tkwiła w zawieszeniu, bo francuskie władze zdecydowały się zakończyć rozgrywki ze stanem aktualnym na początek marcowego lockdownu. Manchestery i inne Juventusy w czerwcu i lipcu ścigały się z czasem, by dokończyć sezon 2019/20, PSG czy Lyon miały już czyste głowy przed sezonem 2020/21 oraz naturalnie sierpniowym turniejem finałowym Ligi Mistrzów. Pewnie w normalnych okolicznościach, z dwumeczami i normalnym terminarzem, ten sukces byłoby trudno powtórzyć, ale nie ma sensu deprecjonowanie osiągnięć dwóch eksportowych drużyn.

GOL MBAPPE, WYGRANA PSG – KURS 2.10 W EWINNER!

Szczególnie, że o powtórkę tego sukcesu może być cholernie trudno z uwagi na zawirowania związane ze sprzedażą praw telewizyjnych.

Reklama

Wybaczcie, wiemy, że ten żart wszyscy znają na pamięć, ale musimy się do niego odwołać. Jamnik namawia swojego pana na udział w wyścigu chartów, Andrzej, na pewno wygram, zapewniam. Pamiętacie puentę? Jamnik oczywiście dobiega ostatni, Andrzej pyta: jamnik, co się stało, cały dom na ciebie postawiłem? Jamnik odpowiada: nie wiem, Andrzej, naprawdę nie wiem.

W roli jamnika aktualnie figuruje spółka Mediapro, w roli Andrzeja – Ligue 1.

Spółka hiszpańsko-chińska przebiła w nieprawdopodobny sposób oferty dotychczasowych telewizji, to był absolutnie rekordowy kontrakt, który miał dać Ligue 1 szansę na wyścig z pozostałym z pięciu topowych europejskich lig. 2020-2024 – taki czas obowiązywania umowy miał gwarantować, że przed francuskimi klubami naprawdę tłuste lata, podczas których można i poszaleć na rynku transferowym, i utrzymać perełki, do tej pory regularnie wyciągane przez kluby z Anglii czy Hiszpanii. Początek był obiecujący. Nowy kanał, gwiazdy medialne, premie dla wszystkich zaangażowanych w dogadywanie dealu.

A potem smutna rzeczywistość. Mediapro po prostu nie płaci. Nie ma z czego, liczba abonentów nie jest w stanie pokryć nawet obsługi całej technicznej strony transmisji.

REMIS W SUPERPUCHARZE – KURS 4.75 W TOTOLOTKU!

Leila Abboud z Financial Times dzisiaj rozbiła temat na czynniki pierwsze, obraz jest dość przerażający. Według niej długi Mediapro wobec francuskiego futbolu sięgają już 325 milionów euro, a zadłużona po uszy spółka nie tonie wyłącznie z uwagi na pobłażliwość koronawirusową. Poza tym nie ma sensu się oszukiwać – kluby czują instynktownie, że same są sobie winne. Wspomniana Abboud nazywa to wprost: zadecydowała chciwość.

Zamiast wybrać któregoś ze sprawdzonych nadawców, którzy mają mniejsze możliwości, ale za to długą historię wypłacalności, uwierzono w banieczkę. Błyszczące paciorki, którym Chińczycy pobujali przed oczami wydawałoby się poważnych ludzi.

Jeśli ktoś za twojego starego Citroena oferuje pieniądze, za które mógłby mieć Ferrari… Ufasz, ale sprawdzasz, czyż nie?

Obecnie sytuacja wygląda tak, że do 31 stycznia transmisje będzie pokazywać Mediapro. Potem Francja musi znaleźć nowego nadawcę, zdaje się że hiszpańsko-chińska kukułka jest już pod respiratorem i nic jej nie zdoła uratować. Jak trwoga, to do Canal+. Ale czy francuska telewizja tak gładko przejmie transmisje klubów, które sypią się w oczach? Dziś jest już zupełnie jasne – Ligue 1 jest w potężnym kryzysie, kluby są prawdopodobnie w przededniu gigantycznej wyprzedaży, dotychczasowy nadawca umiera, nowych nie widać na horyzoncie. Canal+ jest panem sytuacji, jest dumnym ojcem, który może teraz powitać syna marnotrawnego.

Może, ale przecież nie musi.

ŁATANIE DZIUR

Dlatego we Francji panuje nastrój paniki. Związek piłkarzy od tygodni negocjuje z władzami ligi obniżkę kontraktów. Dużą część Europy ma już za sobą ten najgorszy moment, gdy trzeba było ściąć wynagrodzenia piłkarzy nawet i o 50%. Wówczas jednak kluby miały argumenty – zespoły nie tylko nie grały, ale często nawet nie były w stanie normalnie trenować. Nie ma pracy, nie ma też płacy, logiczne. Ale dziś? Francuscy piłkarze musza normalnie grać na kilku frontach, ba, mogą sobie obejrzeć swoje występy w telewizji (jeszcze).

Ale kluby muszą ciąć mimo to. Dziura budżetowa jest zbyt wielka, wyrwa po pieniądzach, które miała zapłacić Mediapro wydaje się niemal nie do zasypania.

Bordeaux na razie zwolniło co dziesiątego pracownika, oprócz tego właściciel wystawił klub na sprzedaż. Jak podaje Financial Times – Rennes kończy 2020 rok ze stratą 40 milionów euro. A przypomnijmy – Rennes to nie jest Barcelona, która dowolną stratę może załatać kontraktem na kilka reklam z udziałem swoich piłkarzy. FT wymienia dalej, Lille zostało już sprzedane, Montpellier niemal na aucie, kolejka będzie zapewne dłuższa. A nowi właściciele zaczną władanie od negocjacji z piłkarzami, to niemal pewne. Jeśli nie chcą zbankrutować – część zostanie po prostu wypchnięta z klubów, czasem za symboliczne ceny.

Możliwe, że ostaną się tylko ci najwięksi. Czyli w pierwszej kolejności PSG.

Ale co to za liga, w której regularnie wygrywa jeden klub, ścigając się praktycznie jedynie ze swoimi rekordami z lat ubiegłych? Financial Times swój długi artykuł kończy listą dość absurdalnych pomysłów, które są ponoć naprawdę poważnie rozważane. Od w miarę normalnych: cięć, wyprzedaży i okrojenia ligi przez nieco odstrzelone jak salary cap, aż po totalne irracjonalne, jak utworzenie „konkurencji dla PSG”. Jak? Za ile? Z czyjej kieszeni?

BRAMKA DI MARII – KURS 3.00 W TOTALBET!

Te rewolucyjne tropy możemy śmiało porzucić, co nie zmienia faktu, że mleko cały czas leży rozlane w kuchni tej zasłużonej francuskiej restauracji.

Na razie wiemy na pewno o dwóch ścieżkach – jedną zaprezentował nam Lyon, sprzedając Moussę Dembele do Atletico Madryt. Drugą – wszystkie piłkarskie związki we Francji, które właśnie spotkały się na rozmowach o obligatoryjnych cięciach płac. Jean-Marc Mickeler, cytowany prze L’Equipe mówi wprost: bez drastycznego ścięcia pensji, nie przetrwamy w obecnym modelu.

Ile jest na stole? Według francuskich mediów około 30% obniżki dla każdego piłkarza w Ligue 1 pozwoli jakoś zrównoważyć straty z tytułu ucieczki Mediapro. Ponadto cały czas możliwy jest deal z Canal+ – na pewno wart skromną część kwoty obiecywanej przez Mediapro, ale za to wypłacony w euro na konta klubów, a nie w pisemnych deklaracjach na ich skrzynki mailowe.

Co ciekawe – sam Canal+ patrzy w stronę rządu, na jakąś formę współuczestnictwa przy tworzeniu transmisji i opłacaniu tejże do klubów. Uzasadnienie? Kluby tracą nie tylko na swojej chciwości i nieudanym biznesie z Mediapro. Tracą również dlatego, że przychód z biletów to kwota z trzema zerami – 0,00. Na to już rząd ma wpływ, więc trwa delikatne szturchanie: może też byście pomogli?

Pewnie pomogą, tak jak i Canal+. Inaczej superpuchary jak ten dzisiejszy, z udziałem topowych gwiazd i drużyn, mogą wkrótce być odległym wspomnieniem. A na to dumna Francja nie może sobie przecież pozwolić.

Fot. Newspix

Najnowsze

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Komentarze

1 komentarz

Loading...