Reklama

Pacheta w poszukiwaniu profesjonalizmu. Jak trafić z Korony do La Liga?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

13 stycznia 2021, 15:30 • 10 min czytania 7 komentarzy

Bywało, że od gry Korony Kielce za jego kadencji bolały zęby. Uczestniczył w powolnym demontowaniu Banda Świrów, nie uczył się polskiego, a klub zapewnił mu tłumacza, który do swoich obowiązków podchodził – lekko mówiąc – ze sporą fantazją, co dodatkowo utrudniało Pachecie, bo to o nim mowa, kontakt ze świętokrzyską szatnią. Na stanowisku Hiszpan wytrwał niecały rok i został pożegnany bez większego żalu. Od tego czasu minęło jednak kilka lat, a kariera Juana Jose Rojo Martina potoczyła się tak, jak chyba nikt na polskiej ziemi nie spodziewał się, że może się potoczyć. Latem ubiegłego roku 52-letni szkoleniowiec sensacyjnie wprowadził Elche do La Liga i choć nie dane było mu poprowadzić zespołu ze wschodu Półwyspu Iberyjskiego w elicie, to w myśl zasady, że co się odwlecze, to nie uciecze teraz otrzymał szansę pracy w SD Huesca. 

Pacheta w poszukiwaniu profesjonalizmu. Jak trafić z Korony do La Liga?

***

To urocze success story. W Polsce na zawsze będzie stanowił ciekawostkę. Przejął zespół po charyzmatycznym Leszku Ojrzyńskim i nie za bardzo umiał do niego trafić. Największym problemem była bariera komunikacyjna. Nie znał polskiego i nawet nie zamierzał się do uczyć, a klub zapewnił mu tłumacza, dla którego była to pierwsza praca w piłce nożnej. Efekt był komiczny. Śmialiśmy się z konferencji prasowych, na których Pacheta przedstawiał swoje teorie, do których tłumacz podchodził bardzo lekko. Ot, weźmy parę kwiatków.

Pacheta: – Ten zespół jest przygotowany i ma warunki, żeby grać piłkę kombinacyjną.
Tłumacz: – Ten zespół jest przygotowany i ma wielką szansę, żeby grać grę totalnie odpowiednią do ich stylu, w jakim chcemy grać.
Pacheta: – Nie patrzę na wiek.
Tłumacz: – U mnie nie ma wieków.
Pacheta: – Uważam, że mamy w tej chwili dwóch lewych obrońców, którzy gwarantują wysoką jakość.
Tłumacz: – Uważam, że w tym momencie mamy dwóch obrońców lewoskrzydłowych dobrych.

Podobnie wyglądało to na treningach, więc siłą rzeczy Pacheta nie miał łatwo z trafieniem do swoich podopiecznych.

– Pacheta nie mówił po polsku i nigdy nie zgodzę się, że przekaz jest taki sam. Nawet, jeśli tłumacz byłby najlepszy, jeśli starałby się najbardziej na świecie, dawał z siebie absolutnie wszystko, to zawsze będzie to niepełne i nie tak trafiające, jak w przypadku bezpośredniego przekazu we własnym języku – opowiadał Artur Lenartowski.

Tym bardziej, że po jego Koronie nie było widać żadnego ciekawszego pomysłu. Nie było ani wesołej, ani smutnej piłki, ani przesadnie defensywnej, ani przesadnie ofensywnej, najzwyczajniej w świecie nie było jakiegoś konkretnego stylu. Skończyło się bezbarwnym utrzymaniem i pożegnaniem się z Kielcami. Pacheta zdobywał średnio 1,26 punktu na mecz. Zastąpił go Ryszard Tarasiewicz, który na prawo i lewo opowiadał, że Hiszpan zostawił mu kiepsko przygotowany fizycznie zespół.

Reklama

KORONA KIELCE POKONA CHROBREGO GŁÓGÓW – KURS 2.27 W TOTALBET

***

O tamtym okresie rozmawiamy z Kamilem Sylwestrzakiem, który pod wodzą Pachety zaliczył bardzo przyzwoity sezon z solidnymi liczbami – 33 mecze, 3 gole, 4 asysty.

Pacheta objawiał umiejętności, po których mógłbyś powiedzieć, że stać go na trenowanie klubu w La Liga?

Objawiał talenty zdolnego trenera. Wspominam go naprawdę pozytywnie, jako bardzo dobrego trenera. Przede wszystkim kiedyś to był świetny piłkarz, więc czuł klimat, czuł piłkę, dawał nam wiele trafionych wskazówek. Przekazał mi dużo wiedzy, dzięki której łatwiej mi się grało. Ach, no i jego umiejętności piłkarskie. Dalej to miał, nawet mimo wieku, dało się odczuć, że grał na wysokim poziomie.

Jaki to typ trenera?

Wybuchowy. Inna sprawa, że u nas dzieliła go z szatnią bariera językowa, więc też ciężko to oceniać, bo przez tłumacza nigdy nie będzie to przekazane tak jak wynikałoby to naturalnie. Pacheta nie mógł zachowywać się swobodnie. Nawet jak krzyczał do nas w języku hiszpańskim, to słowa traciły swoją wagę, kiedy brał się za nie tłumacz, który przecież nie jest zobligowany do tego, żeby oddawać ton szkoleniowca, więc naturalnie nie był w stanie oddać wszystkiego jeden do jednego. Myślę więc, że w Hiszpanii, w swojej ojczyźnie, gdzie wszyscy go rozumieją, mógł łatwiej skomunikować się z zespołem i lepiej oddać swój impulsywny charakter. Jest żywy, energiczny na linii, w szatni. Wesoły, kiedy trzeba, ale kiedy się zagotował, to dało się to odczuć. Jak wielu Hiszpanów.

Miał o tyle trudno, że Korona nie zapewniła mu dobrego tłumacza.

Mieliśmy jednego tłumacza, Toniego, do którego nie powinniśmy mieć za wiele pretensji. Kwestia dotarcia. To była jego pierwsza praca jako tłumacza w piłce nożnej, musiał się pewnych rzeczy nauczyć, ale na żadnym poziomie nie powiedziałbym, że coś źle tłumaczył. Nie, wprost przeciwnie, tylko nie wiedział, czy spolszczać wszystko dosłownie. Jak trener przeklinał, to on naturalnie zastanawiał się, czy to przekazać, czy przemilczeć, czy ubrać innymi słowami. Z czasem złapał rytm.

Reklama
Jakiego stylu gry oczekiwał od was Pacheta? Rozpadała się Banda Świrów, graliście coraz przeciętniej.

Trudno powiedzieć, czy graliśmy słabiej niż za czasów trenera Ojrzyńskiego, bo przecież za jego czasów zaliczyliśmy bardzo słabą końcówkę, stąd też przyszła zmiana szkoleniowca. Pacheta skupił się głównie na tym, żeby nie tracić goli. Pracowaliśmy nad defensywą i nad skutecznym kontratakiem. Na tym opierał się nasz styl.

Przyjęła się opinia, że Juan Jose Rojo Martin jest szkoleniowcem ukierunkowanym na defensywę, raczej pragmatycznym niż romantycznym. 

Zależało mu na wynikach. Nie wchodziła w grę żadna tiki-taka. I nie wiem, czy było to spowodowane naszymi ograniczeniami i materiałem ludzkim, z jakim przyszło mu pracować w Kielcach, czy taki ma styl w każdej ekipie, którą prowadzi, ale faktycznie pragmatyzm dominował w jego działaniach. Oczekiwał, że będziemy tracić mniej bramek, a z przodu bazowaliśmy głównie na dośrodkowaniach. Stąd też dużo goli i asyst bocznych obrońców.

Czyli potwierdzasz, że to dobry fachowiec. 

Tak. Nawet bardzo dobry.

HUESCA SPRAWI SENSACJĘ POD WODZĄ PACHETY I POKONA GETAFE – KURS 4.70 W TOTALBET

***

Pacheta na każdym kroku podkreśla, że w sporcie najwyżej ceni sobie profesjonalizm. Przez jego brak odszedł z trzecioligowego Herculesa Alicante, który objął po odejściu z Kielc. To właśnie w jego poszukiwaniu wyruszył najpierw w podróż do Polski (tam zniesmaczył go słynny incydent na Legii, kiedy to wraz z kierownikiem Łukaszem Tomczykiem kłócił się z Wojciechem Hadajem o grupę tancerek tańczących w miejscu, w którym rozgrzewali się piłkarze Korony), a potem do Tajlandii, gdzie z niezłym skutkiem prowadził Ratchaburi.

Ale swoje prawdziwe miejsce na trenerskiej ziemi odnalazł nie na zagranicznych wojażach, a w ojczyźnie, a konkretnie w Elche. Kiedy obejmował drużynę z prowincji Alicante, pałętała się ona w Segunda Division B i z sentymentem wspominała nie tak dawne czasy, kiedy dzielnie walczyła w La Liga, z której została administracyjnie zdegradowana w 2013 roku, mimo zajęcia trzynastego miejsca w tabeli. Wszystko z powodu ośmiu milionów zaległości wobec urzędu skarbowego, piłkarzy i pracowników klubu.

Juan Jose Rojo Martin zaczął brawurowo. Pod jego wodzą Elche nie przegrało szesnastu pierwszych spotkań, z łatwością przeszło przez fazę play-off, pokonując kolejno Real Murcię (1:0, 3:2), Sporting Gijon B (2:1, 2:1) i Villareal B (2:0, 1:2). W kolejnym sezonie bardzo pewnie utrzymał zespół w Segunda Division, a w jeszcze kolejnym zrobił awans do La Liga, choć mało kto w to wierzył, bo Elche miało piąty najmniejszy budżet w lidze i rozkochał w sobie całe miasto. Opowiedzmy tę historię.

***

Wtedy pisaliśmy o tym tak:

Aż trudno uwierzyć, że w tej chwili Pacheta znajduje się blisko awansu do La Ligi. Zimą 2018 roku hiszpański szkoleniowiec objął trzecioligową wówczas ekipę Elche FC. Wywalczył z nią awans na zaplecze ekstraklasy, gdzie dość spokojnie się utrzymał w sezonie 2018/19. W dobiegających właśnie końca rozgrywkach Elche postawiło zaś kolejny krok do przodu. Podopiecznym Pachety udało się zająć szóste miejsce w lidze. Ostatnie uprawniające do udziału w barażach o awans do La Ligi. W pierwszym dwumeczu Elche pokonało sensacyjnie trzeci w tabeli Real Saragossa, w barwach którego występuje między innymi Shinji Kagawa.

Ostatnią przeszkodzą Los Franjiverdes na drodze do La Ligi będzie Girona. Piąta siła drugiej ligi hiszpańskiej w sezonie 2019/20. Największą gwiazdą tego zespołu jest Cristhian Stuani, król strzelców rozgrywek. To jego bramki zapewniły Gironie awans w dwumeczu z Almerią. Ale w Elche też mają swojego bohatera. Jest nim Juan Francisco Martinez Modesto, znany pod pseudonimem Nino. Czterdziestoletni napastnik do wychowanek Elche, grał w tym klubie w latach 1998-2006. Potem ruszył na podbój La Ligi i występował na najwyższym poziomie rozgrywek między innymi w barwach Teneryfy czy Osasuny. A teraz – znów w barwach Elche – ma chrapkę na powrót do ekstraklasy już jako wielki weteran hiszpańskich boisk. To on zdobył gola decydującego o awansie do finału play-offów.

– Jesteśmy połączeni marzeniem o awansie – mówił Pacheta jeszcze przed starciem z Saragossą. – Będziemy walczyć do końca. Nie wiem, czy awansujemy, ale gwarantuję, że kibice będą dumni z tego zespołu i z całego klubu.

***

Finałowy dwumecz play-off o awans do La Liga był spektaklem iście dramatycznym. U siebie Elche bezbramkowo zremisowało z Gironą, choć od 30. minuty rywal grał w dziesiątkę. O wszystkim decydował więc rewanż. Pacheta, żeby zmotywować swoich podopiecznych, wziął ze sobą wszystkich zawodników, których miał w kadrze. Chciał tym samym docenić każdego jednego swojego podopiecznego. Podbudować zespół. Efekt? Wygrana 1:0 po golu Pere Milli w doliczonym czasie gry, a właściwie to w szóstej minucie doliczonego czasu gry, co tylko dodaje dramaturgii całej opowieści.

A potem już świat obiegły obrazki, na których piłkarze Elche wysoko w górę podrzucają swojego trenera. Problem w tym, że radość Pachety nie trwała długo, bowiem od dłuższego czasu mówiło się, że władze klubu zamierzają pożegnać się z nim, niezależnie od wyniku play-off. Przy tym zdawało się, że Juana Jose Rojo Martina niespecjalnie zajmują takie opowieści i jest pogodzony ze swoim losem.

– Nie jestem żadnym bohaterem. Główne role w tej historii odgrywają gracze. To oni zmieniają historie klubów, historię miasta. Jestem z nich dumy. Przeszliśmy niewyobrażalną drogę. Momenty euforii, momenty zwątpienia. Nadszedł czas, żeby się cieszyć i doceniać to, co zrobiliśmy. Delektować się sukcesem, a nie zamartwiać przyszłością. Wygraliśmy wszystkie mecze play-off. Zrobiliśmy świetną robotę – mówił 52-letni szkoleniowiec, który został właśnie ulubieńcem kibiców Elche.

***

Pacheta zasłynął z umiejętnego zarządzania szatnią. Potrafił trafić do każdego. Zmotywować każdego. Był dla swoich piłkarzy niczym dobry psycholog – krytykujący z czułością i empatią, chwalący z rozmysłem i bez lukrowania. To podkreślali wszyscy. Jego Elche nie grało wielkiej piłki. Wprost przeciwnie. Miało być skutecznie, pragmatycznie, efektywnie, bez fajerwerków. Na wynik. W nieco ponad dwa lata zrobił dwa awanse. Z tym nie dało się polemizować.

ELCHE POKONA REAL VALLADOLID – KURS 4.15 W SUPERBET

Chwilę później Elche ogłosiło, że żegna się z Pachetą, a drużynę do nowego sezonu przygotuje Jorge Almiron. Powody? Marca twierdziła, że zmiana motywowana była głównie wolą właściciela Christiana Bragarnika, który kieruje agencją menadżerską, której klientem jest Almiron, ale zarazem przypominała, że sam Pacheta nie miał wielkich pretensji o zwolnienie, bo nie dość, iż sam wielokrotnie wspominał o coraz częstszym uczuciu wypalenia, to już wcześniej – w obliczu pojedynczych przepadek i pandemicznego kryzysu – góra napomykała, że ekipie niedługo może przydać się zmiana u trenerskich sterów.

Minęło jednak pół roku i Pacheta wraca na trenerską karuzelę. Obejmuje SD Huesca, co oznacza, że dostaje szansę w La Liga. Należało mu się. Cholernie mu się należało. Na ławce trenerskiej zastępuje Michela, który w minionym roku wprowadził Hueskę do elity z pierwszego miejsca w Segunda Division, ale na wyższym poziomie nie był w stanie skutecznie punktować i choć jego zespół długimi momentami prezentował naprawdę przyjemny dla oka futbol, to po osiemnastu rozegranych meczach jest czerwoną latarnią ligi. Pachetę podejmuje się więc bardzo trudnego zadania wyciągania nowego pracodawcy z czarnej dziury.

***

Tak wygląda ścisły dół tabeli ligi hiszpańskiej.

Czy mu się uda? Trudno powiedzieć. Z jednej strony wydaje się to zadaniem z gatunku mission impossible, bo sytuacja po jesieni jest mocno kiepska, a sam Pacheta nie ma żadnego doświadczenia w pracy na tym poziomie, a z drugiej strony 52 latek ma dobrą passę, ostatnio robił wyniki ponad stan i ma opinię pragmatycznego fachowca, który potrafi dostosować taktykę do poziomu swoich graczy. Jeśli udałoby się mu utrzymać z Hueską, nawet kosztem Elche, co stanowiłoby małą zemstę, to byłaby to jedna z najciekawszych opowieści z wielkiego świata futbolu z polskim akcentem w tle w historii nadwiślańskiej piłki nożnej.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Patryk Fabisiak
3
Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Komentarze

7 komentarzy

Loading...