Reklama

PRASA. Pogoń Szczecin złożyła ofertę Kamilowi Grosickiemu

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

09 stycznia 2021, 07:47 • 17 min czytania 24 komentarzy

Weekendowa prasa to tradycyjne zapowiedzi tego, co będzie działo się w topowych ligach w Europie, ale nie tylko. Z „Super Expressu” dowiemy się, że Pogoń Szczecin zabiega o Kamila Grosickiego. – W WBA „Grosik” zarabia 25 tys. funtów tygodniowo (ok. 125 tys. zł). Nie wiemy, ile mogła mu zaproponować Pogoń, ale najwyższe zarobki w tym klubie wynoszą obecnie ok. 20 tys. euro miesięcznie (ok. 90 tys. zł). Na taką samą pensję jak w WBA nie będzie mógł liczyć w 2. lidze angielskiej – czytamy w „SE”. Co jeszcze znajdziemy w prasie? Dużą rozmowę z Łukaszem Wolsztyńskim, czy wspominkowy tekst o Stefanie Żywotko z okazji 101. urodzin trenera z Lwowa.

PRASA. Pogoń Szczecin złożyła ofertę Kamilowi Grosickiemu

Sport

Paweł Żelem trafi z Gliwic do Gdańska? Możliwe, ale na Śląsku mają już jego następcę. A przede wszystkim – mają Jakuba Czerwińskiego.

Coraz więcej dzieje się w ostatnich dniach przy Okrzei, a jak na razie zmiany kadrowe w drużynie przyćmiła zmiana kadrowa w gabinecie prezesa. Paweł Żelem kończy misję w Gliwicach, ale jest wielce prawdopodobne, że nadal będzie pracował w ekstraklasie. Chętnie widziałby go u siebie Adam Mandziara z Lechii Gdańsk. Żelem miałby dołączyć do zarządu i zapewne zająłby się stroną organizacyjno -finansową, która w ostatnich latach wymagała poprawy, bo sportowo Lechia prezentowała się całkiem nieźle. Żelem pracował już w Lechii, skąd odszedł do Śląska Wrocław. W Piaście z kolei nastają rządy Grzegorza Bednarskiego, którego kandydatura została wybrana spośród kilku innych i wczoraj oficjalnie ją ogłoszono. […] Jakub Czerwiński doszedł do porozumienia w kwestii nowego kontraktu. 29-letni stoper, którego umowa miała wygasnąć 30 czerwca, wczoraj złożył podpis pod nową i gliwickich barw będzie bronił do 31 grudnia 2023 roku. „Czerwo” gra Gliwicach od wiosny 2018 roku i jest podstawowym zawodnikiem. Do tej pory zanotował 81 występów i 6 bramek. Niedawno mówiło się, że zamierza spróbować swych sił za granicą…

Martin Chudy mówi o celach Górnika, a także swoich. W przypadku drugiej opcji chodzi o wyjazd na EURO.

Reklama

Celem Górnika będzie wywalczenie miejsca zapewniającego grę w europejskich pucharach. Uda się to zrealizować?

– Do ścisłej czołówki brakuje nam kilku punktów. Na pewno szkoda, że w dwóch ostatnich meczach zeszłego roku nie zdobyliśmy żadnego. Wierzymy jednak, że wiosnę rozpoczniemy tak jak ten sezon i znowu znajdziemy się na szczycie tabeli. Do wszystkiego trzeba podchodzić z takim nastawieniem, że najważniejsze jest najbliższe spotkanie. Tak więc krok po kroku, mecz po meczu… Trzeba zbierać punkty i robić swoje. Liga pewnie znowu będzie bardzo wyrównana. Zespoły będące za nami będą chciały gonić. W tym gronie jest Lech, z którym zagramy pierwszy mecz, może Piast. Myślę, że będzie to ciekawa runda.

Czy pańskie dobre występy w Górniku mogłyby pomóc w ewentualnym powołaniu na mistrzostwa Europy?

– Mam wiarę w siebie. To jeden z moich celów przyświecających mi od początku kariery, a mecze w Górniku mogą mi w tym pomóc. Przykładem jest Duszan Kuciak, który trafił do kadry z polskiej ekstraklasy. Jeśli będę grał dobrze i będę zdrowy, to wszystko jest możliwe. Trzeba jednak zauważyć, że w naszej kadrze są dobrzy, młodzi bramkarze i jak będą zdrowi i będą regularnie bronili w klubach, to będzie mi trudno, bo są w reprezentacji już od jakiegoś czasu, wywalczyli awans i trener na nich stawia. Ale w życiu różnie się układa. Mnie też udało się sprawić, że moja kariera zmieniła się nieprawdopodobnie. W krótkim okresie wszystko może się zdarzyć i wciąż wierzę, że jeszcze znajdę się w słowackiej reprezentacji.

Raport zdrowotny z Poznania. Mamy powroty do gry po dłuższej przerwie, mamy także uraz Kaczarawy.

Reklama

Treningi wznowili długo leczący kontuzje bramkarz Mickey van der Hart oraz napastnik Filip Szymczak. […] W najbliższym czasie wykluczone są natomiast występy na boisku napastnika Niki Kaczarawy, który w poniedziałek rano w stolicy Wielkopolski przeszedł zabieg stawu skokowego. – Pauza potrwa około trzech miesięcy – stwierdził szef sztabu medycznego „Kolejorza”, profesor Krzysztof Pawlaczyk. Pierwsza diagnoza lekarzy prognozowała, że Kaczarawa po sześciu tygodniach będzie gotowy do gry. Gruzin rozpoczął intensywną rehabilitację, ale problemem okazał się krwiak, jaki pozostał na nodze. – Nie było możliwości pozbycia się go bez ingerencji chirurgicznej – dodaje profesor Pawlaczyk. – Dlatego na początku stycznia zdecydowaliśmy o zabiegu, pauza Niki potrwa około trzech miesięcy. To oznacza, że Kaczarawa będzie do dyspozycji dopiero w końcówce bieżącego sezonu.

Miłosz Trojak nie trafi do więzienia. Pomocnik Odry usłyszał wyrok w sprawie awantury sprzed ponad roku, kiedy zdemolował świąteczne ozdoby i zaatakował taksówkarza.

Miłosz Trojak nie zostanie skazany. Sąd Rejonowy w Opolu w a r u n k o w o umorzył postępowanie w sprawie napaści na taksówkarza i uszkodzenia mienia z grudnia 2019 roku, za co pomocnikowi Odry groziło do 3 i do 5 lat więzienia. Trojak podpisał ugodę z pokrzywdzonym, naprawił szkodę, przeprosił za swój czyn. Warunkowe umorzenie zostało objęte 2-letnim okresem próby. Jeśli w ciągu najbliższych 24 miesięcy piłkarz popełni przestępstwo, umorzone postępowanie trafi z powrotem na wokandę. Cała historia dotyczy wydarzeń z ostatniego dnia rundy jesiennej sezonu 2019/20 Fortuna 1. Ligi. Odra bezbramkowo zremisowała wtedy u siebie z GKS-em Tychy, a pomeczu cała drużyna udała się na uroczystą kolację do Karczmy Bida w dzielnicy Wrzoski. Około godz. 23.00 w taksówkarskiej sieci „Odra” zamówiono kurs do centrum miasta. Trzej pasażerowie wysiedli na Placu Wolności. Byli to Miłosz Trojak (zgodził się na podawanie pełnego nazwiska), a także dwaj inni piłkarze – Krzysztof J. oraz Kamil S. (latem odszedł z klubu). Jak relacjonowała Agnieszka Nierychła, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Opolu, nadeszło zgłoszenie o awanturze, do jakiej doszło między taksówkarzem a jego trzema klientami. Jedna z osób – Miłosz Trojak – miała uderzyć taksówkarza w twarz i kopać w samochód. Szkodę oszacowano na 8000 złotych. Gdy na miejsce dotarli policjanci, sprawca zaczął uciekać. W trakcie ucieczki uszkodził świąteczny neon z napisem „Opole”, zdobiący rynek. Straty wyceniono na 10000 zł. Po krótkim pościgu mężczyznę ujęto.

Artur Derbin opowiada o swoim dzieciństwie, które nie było łatwe. Trener GKS-u Tychy miał wirusowe zapalenie mózgu.

Piłkarska pasja Artura Derbina ma swoje źródła w Kaczorowach. – To mała wieś pod Płońskiem – mówi. – Rodzice wyprowadzili się z tamtych stron za pracą i gdy miałem 2 lata zakotwiczyli w Sosnowcu. Ja natomiast z rodzeństwem, czyli bliźniakamiPiotrkiem i Pawłem oraz siostrą Małgosią, co roku jeździłem tam na wakacje do babci. To była wielka frajda wsiąść z dziadkiem kolejarzem do pociągu i cieszyć się z uroków wiejskiego życia. Najpierw ogromną radość sprawiało mi patrzenie jak chłopcy z tamtych stron grają w piłkę, a kiedy zaczęli mnie zapraszać do tego grania, byłem szczęśliwy. Z roku na rok ta radość rosła, aż wreszcie powiedziałem rodzicom, żeby mnie zapisali do klubu. Widząc moje podwórkowe granie i determinację tata w końcu uległ i gdy miałem 9 lat, pojechał zapisać mnie do Zagłębia Sosnowiec. To było zimą. Zajęcia prowadził Włodzimierz Mazur, który powiedział, żebym przyszedł na treningi wiosną. Nie mogłem się więc doczekać marca, ale zamiast do klubu trafiłem do… szpitala. 10-latek z wirusowym zapaleniem mózgu wylądował w sosnowickim szpitalu, z którego po paru godzinach przewieziono go do Tychów. – To był mój pierwszy kontakt z Tychami – wspomina nasz rozmówca. – Przez cztery dni byłem nieprzytomny. Po wybudzeniu przez sześć tygodni wracałem do zdrowia, a po zakończeniu leczenia dostałem roczny zakaz wszelkiej aktywności fizycznej. Miałem nawet zwolnienie z wuefu, co potraktowałem jak największą karę. Ukrywałem więc przed rodzicami, że biegam za piłką po podwórkach i szkolnych boiskach, a gdy już wreszcie mogłem oficjalnie brać udział w zajęciach sportowych, pojechałem do klubu. Zajęcia selekcyjne prowadził Marian Masłoń, który po grze kontrolnej kazał mi przejść do drużyny Jana Ząbczyńskiego i w ten sposób zostałem zawodnikiem Zagłębia. 

Pozytywne wieści z Wodzisławia Śląskiego. Podzielone od lat Odry nawiążą ze sobą współpracę, więc klub może szybciej wspiąć się w ligowej hierarchii.

Odra Sp. z o.o. odpowiadać będzie za drużynę seniorów i rezerwy, a Odra Centrum – grupy młodzieżowe. Porozumienie w tej sprawie zostało już podpisane, zatwierdzone przez prezydenta Mieczysława Kiecę i wkrótce zostanie ogłoszone. Odra Sp. z o.o. złożyła propozycję takiego porozumienia już w listopadzie, a mówiło się o tym od dawna. Bardzo ważny był też głos miasta, które – jak słyszymy – dało klubom ultimatum: albo dogadujecie się do 15 stycznia i zaczynacie współpracować, albo nie dostaniecie z miejskiej kasy ani złotówki. Odra Sp. z o.o. ma podpisaną z miastem umowę, na mocy której jest wspierana finansowo. Wypłata pierwszej transzy na 2021 rok była uwarunkowana dogadaniem się z Odrą Centrum. Mówi się, że „seniorska” Odra będzie mogła liczyć na dotację rzędu 400 tysięcy złotych rocznie. Nie będzie to klasyczna fuzja Odry Sp. z o.o. i Odry Centrum, bo kluby pozostaną na mapie jako dwa odrębne, mające samodzielne zarządy, które będą teraz ze sobą ściśle współpracować, co warunkuje umowa. A przewiduje ona, że Odra Centrum nie przystąpi już do rundy wiosennej IV ligi śląskiej seniorów. Drużyna, która jesienią zdobyła 18 punktów i plasuje się nad strefą spadkową, zostanie wycofana. Z racji faktu, że rozegrała już połowę spotkań, jej wyniki zostaną utrzymane, kolejne mecze będą weryfikowane jako walkowery, a z ligi spadną nie trzy, lecz dwa zespoły. Ważnym elementem współpracy będzie dbałość o jedną wspólną akademię dla dzieci i młodzieży, płynne wprowadzanie juniorów do dorosłej piłki. To działka Odry Centrum. Porozumienie przewiduje, że z transferu definitywnego młodego wychowanka obie Odry będą się zgodnie dzielić 50-procentowym zyskiem.

Super Express

Rozmówka z Leszkiem Ojrzyńskim. Częściowo o Stali Mielec, ale także o Robercie Lewandowskim. Trener mielczan pracował z nim w Zniczu Pruszków.

– Zostawmy na moment wątek Stali. W Zniczu Pruszków pracował pan z Robertem Lewandowskim, który został najlepszym piłkarzem świata FIFA. Jak pan wspomina ten okres?

– Fantastycznie! To była moja pierwsza samodzielna praca na szczeblu centralnym. Ze Zniczem wywalczyliśmy awans na zaplecze ekstraklasy z 13-punktową przewagą nad Pelikanem Łowicz, a „Lewy” został po raz pierwszy królem strzelców w piłce seniorskiej.

– Jak pan zapamiętał Lewandowskiego?

– Był pokorny i pracowity, skoncentrowany na tym, aby odnieść sukces. Był w klasie maturalnej i musiał pogodzić naukę z grą w piłkę. Pamiętam, że w autobusie siedział nad książkami, przeglądał zeszyty. Robił wszystko, aby przygotować się do egzaminów. Nie miał łatwo, bo wcześniej stracił ojca, a Legia zrezygnowała z jego usług. A teraz? To jest maszyna. Mam wrażenie, że podczas pandemii jeszcze bardziej podkręcił śrubkę i pracował indywidualnie.

– Macie ze sobą kontakt?

– Piszę do niego SMS-y, ale nie odpisuje gagatek. Pewnie zmienił numer telefonu (śmiech). Tyle że on takich SMS-ów dostaje bardzo dużo.

West Bromwich Albion ściąga nowego skrzydłowego, a Kamil Grosicki ma ofertę z Pogoni Szczecin. Na dziś jest ona jednak zbyt skromna, żeby reprezentant Polski wrócił do kraju.

Według naszych ustaleń jego przejście do Pogoni, której jest wychowankiem, nie jest obecnie realne. Powodem są zapewne finanse. W WBA „Grosik” zarabia 25 tys. funtów tygodniowo (ok. 125 tys. zł). Nie wiemy, ile mogła mu zaproponować Pogoń, ale najwyższe zarobki w tym klubie wynoszą obecnie ok. 20 tys. euro miesięcznie (ok. 90 tys. zł). Na taką samą pensję jak w WBA nie będzie mógł liczyć w 2. lidze angielskiej, ale właśnie te rozgrywki pozostają priorytetem Grosickiego, o czym mówił niedawno „Super Expressowi”.

Przegląd Sportowy

Pożegnanie z Łukaszem Wolsztyńskim. Pomocnik Górnika Zabrze wspomina swoją przygodę ze śląskim klubem.

Aż w tym Górniku się znaleźliście.

Najpierw chcieliśmy być w klubie, grać w rezerwach, potem treningi z pierwszym zespołem, a na koniec może dostać w nim szansę. Tak do tego podchodziliśmy. Kiedyś siedzieliśmy na trybunach, a później z tymi, których dopingowaliśmy, mogliśmy zagrać. Gdy weszliśmy do szatni Górnika, to pokazaliśmy Adamowi Danchowi i Mariuszowi Przybylskiemu wspólne zdjęcia, gdy przychodziliśmy na treningi i prosiliśmy ich o fotki. Dlatego moje rozstanie z Górnikiem było takie…

Wzruszające.

Inne niż każdego innego chłopaka, który był w klubie dwa, trzy lata, może nawet pięć. On nigdy nie dorastał w takim kulcie Górnika jak my. Nie wsiadał jako 11-latek do autobusu 47 na przystanku Szczygłowice-Kopalnia i nie wysiadał na przystanku Zabrze-Politechnika, żeby pójść chmarą kibiców na stadion.

Co najmocniej kojarzy się panu z Górnikiem?

Żadna to przyjemna sytuacja, ale pamiętam spadek z ekstraklasy po meczu z Polonią Warszawa. Siedzieliśmy na trybunach, pamiętam zbulwersowanych kibiców. Nas też mocno to wtedy dotknęło. Rafał do niedawna grał w Widzewie, gdzie spotkał Daniela Mąkę. To jego gol pogrążył Górnika. Rafał mu powiedział, że z jego powodu kiedyś płakał na trybunach.

A z pozytywnych momentów?

Mój debiut w ekstraklasie. Niezapomniana chwila, na którą poświęciłem młodzieńcze lata. Ten mecz jest numerem jeden na mojej liście, bo osiągnąłem cel. Już sam awans był przeżyciem, w końcówce sezonu wygraliśmy sześć meczów z rzędu. Okazało się, że w pierwszej kolejce przyjedzie do nas Legia, mistrz Polski, więc wrażenie było szczególne. Jechaliśmy na trening i widzieliśmy ciągnące się kolejki do kas biletowych. Ludzie wyczekiwali tego meczu. W centrum Zabrza jest galeria, tam też można kupić wejś c i ó w k i . Żona prac o w a ł a w kantorze i opowiadała, że galeria jest zasypana kib i c a m i , bo każdy chciał być na takim meczu. To pomagało zrozumieć, co się szykuje. No i potem samo spotkanie.

Jan Nezmar jest już w Bielsku-Białej. Czeski ekspert od transferów ma pomóc Podbeskidziu w przetrwaniu w Ekstraklasie.

Dziś zostanie ofi cjalnie przedstawiony jako doradca ds. sportowych zarządu. Dlaczego tylko tak, a nie jako dyrektor sportowy? Już w trakcie pierwszego spotkania z władzami klubu, do którego doszło na początku w listopadzie jeszcze za pośrednictwem internetu, wykluczył taką możliwość przynajmniej do połowy tego roku. Nezmar tłumaczył to obowiązkami w Czechach, w tym studiami z zarządzania w sporcie które właśnie kończy. Zaangażowanie Nezmara ma być dość mocne. W minionych tygodniach już utrzymywał intensywny kontakt z prezesem Bogdanem Kłysem oraz pionem sportowym. Kilka razy był także w Bielsku-Białej, podczas ostatniej wizyty długo rozmawiał z trenerem Robertem Kasperczykiem, który pod koniec rundy zastąpił zwolnionego Krzysztofa Brede. Nezmar już w trakcie pierwszych kontaktów z Podbeskidziem podkreślał, że jeśli w jakiejkolwiek roli wejdzie do klubu, interesuje go długofalowy projekt. Dlatego mniej dopytywał o pierwszą drużynę, bardziej interesował go zespół rezerw, warunki do treningów, struktura organizacyjna, jacy trenerzy pracują w Podbeskidziu. W zależności od rozwoju sytuacji wiosną, bardzo możliwe jest, że po sezonie Czech zostanie już na stałe dyrektorem sportowym Górali.

Amerykanie podbijają Bundesligę. Giovanni Reyna oraz Tyler Adams to młodzi zawodnicy z USA, którzy przebijają się za zachodnią granicą.

Giovanni niedawno został uznany najlepszym młodym piłkarzem w USA. Takie wyróżnienie nie dziwi, bowiem 18-latek w wielu meczach jest aktywny w różnych strefach boiska, a dobre wyszkolenie techniczne pozwala mu szybko odnaleźć się niemal w każdej sytuacji. Można jednak odnieść wrażenie, że ostatnio znalazł się w cieniu, bo cały świat mówił o innych młodych gwiazdach BVB. W centrum uwagi byli strzelający jak na zawołanie Erling Haaland oraz Youssoufa Moukoko, czyli najmłodszy piłkarz, który kiedykolwiek zagrał w meczu Bundesligi. Reyna jednak cały czas robił swoje, co zaowocowało podpisaniem nowego kontraktu obowiązującego aż do czerwca 2025 roku. – Gio niesamowicie się rozwinął na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy i z pewnością będzie ważną częścią Borussii w kolejnych latach – podkreśla Michael Zorc, dyrektor sportowy klubu z Zagłębia Ruhry. – Myślę, że nadszedł czas, bym został jednym z kluczowych graczy w drużynie. Kiedy grałem jeszcze w New York City, to w momencie, gdy musieliśmy odwracać losy meczu, koledzy kierowali piłkę do mnie. Chcę, by tak samo było w Dortmundzie. Czuję, że staję się częścią nowego pokolenia wielkich zawodników. Nie chcę być uznawany tylko za „dobrego piłkarza z Ameryki”. Zamierzam na stałe trafi ć do grona 10 najlepszych na świecie – mówi z kolei sam piłkarz. To odważne stwierdzenie, lecz Reyna zdążył już udowodnić, że stać go na wiele.

Jak powstrzymać Harry’ego Kane’a? Trener Marine ma prosty sposób: liczy, że Anglik nie wsiądzie do autobusu na mecz FA Cup z jego zespołem.

Takiego meczu w historii Pucharu Anglii jeszcze nie było. Owszem, co rok zdarza się, że milionerzy z Premier League trafi ają w losowaniu na ekipy z o wiele niższych lig, ale żeby dwie drużyny dzieliła taka przepaść w piramidzie angielskiego futbolu? Sytuacja unikatowa. Policzmy: Tottenham jest na 4. miejscu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Żeby znaleźć Marine AFC trzeba najpierw przejść przez 16 pozostałych zespołów Premier League, następnie kolejno cała Championship (24 drużyny), League One (24), League Two (24), National League (23), National League North (22), Northern Premier League – Premier Division (22) i… wreszcie są, na 6. miejscu w Northern Premier League Division One North- -West. Ósma liga, 161 miejsc niżej od gwiazd Jose Mourinho. – Jedyny sposób, jaki przychodzi mi do głowy na powstrzymanie Kane’a, to liczyć, że nie wsiądzie do autobusu – mówi w „Daily Mail” Neil Young, menedżer Marine. […] Malutki klub ociera się o wielki futbol. Jest stamtąd tylko kilka kilometrów do ośrodka treningowego Liverpoolu, nieopodal mieszkają menedżer Evertonu Carlo Ancelotti (Włoch już zaprosił Mourinho na herbatę, jeśli czas pozwoli) i legenda The Reds Jamie Carragher, który często bywał na meczach Marine razem z synem. Jednym z najlepszych strzelców w historii klubu jest Billy Morrey, wujek Wayne’a Rooneya, a przez 33 lata prezesem Marine był Roly Howard, który zarabiał na chleb myjąc okna w posiadłości m.in. legendarnego Kenny’ego Dalglisha. Tak właśnie wygląda rzeczywistość drużyny z regionu Merseyside: piłkarze trenują tylko dwa razy w tygodniu i wykonują normalne zawody – trener Young pracuje na kolei, kapitan Niall Cummins jest nauczycielem wychowania fi zycznego, a napastnik James Barrigan śmieciarzem.

Frenkie De Jong w końcu odżywa w Barcelonie. Czy Ronald Koeman był kluczem do jego przemiany?

Co sprawiło, że de Jong nagle zaczął grać na miarę możliwości? Duża w tym zasługa Ronalda Koemana. Holenderski szkoleniowiec długo główkował nad tym, jak w pełni wykorzystać możliwości rodaka, aż w końcu wpadł na pomysł, by zamiast ograniczać go taktycznym kagańcem, trochę go poluzować i dać 23-latkowi więcej swobody. De Jong przestał się kurczowo trzymać jednej strefy boiska i zaczął szukać wolnych przestrzeni. Efekt jest taki, że z zagubionego dzieciaka stał się radosnym chłopcem prowadzącym zespół do wygranej. – Cały czas staram się przetwarzać to, co dzieje się dookoła. Malować w głowie obraz boiskowej sytuacji i wybierać najlepsze rozwiązania – tłumaczy były gracz Ajaksu. De Jong wrócił więc do tego, co robił przez całe piłkarskie życie i w końcu zaczyna spełniać oczekiwania.

Artur Wichniarek opowiada o Arminii Bielefeld w swoim felietonie. Doradza klubowi, jak postawić krok do przodu.

Rozmawiając z dziennikarzami z Bielefeldu, powiedziałem, że klub powinien nawiązać większą współpracę z dużymi fi rmami z regionu. Jest ich tam bardzo dużo i są to wielkie przedsiębiorstwa o światowej sławie, jak Dr. Oetker (chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu jadł mrożoną pizzę tej fi rmy), Schüco jest producentem systemów okiennych, Miele to chyba najlepsze kuchnie, a na pewno jedne z najdroższych na świecie, a Goldbeck buduje wielkie centra logistyczne. To fi rmy, które zarabiają ogromne pieniądze, miliardy euro. Schüco jest co prawda sponsorem tytularnym stadionu w Bielefeldzie, ale to się nie przekłada niestety na transfery. Myślę, że przy odpowiednim podejściu marketingowym ze strony Arminii, przy koncepcji budowy silnego zespołu i przy odpowiednim pomyśle realizacji takiego projektu, te fi rmy byłyby w stanie wyłożyć miliony euro. Już zimą powinny się znaleźć środki fi nansowe na dwóch– trzech zawodników, którzy zimą wzmocniliby zespół. Z nowymi ofensywnymi, kreatywnymi piłkarzami szansa na utrzymanie byłaby większa. FC Köln, Werder Brema, Schalke czy Mainz to drużyny będące w kryzysie, grające jeszcze gorzej w ataku od Arminii, więc szkoda byłoby nie wykorzystać tej szansy, aby na dłużej zadomowić się w 1. Bundeslidze. Wydaje mi się, że z tym zespołem i z takimi umiejętnościami piłkarzy ekipa z Bielefeldu może z powodzeniem radzić sobie jedynie na jej zapleczu.

Gazeta Wyborcza

Nic o piłce.

Rzeczpospolita

101. urodziny świętuje dziś Stefan Żywotko. Trener z Lwowa to legenda w Afryce, gdzie przez lata pracował w algierskim JSK.

Stefan Żywotko przybył do Algierii, nie znając słowa po francusku ani tym bardziej po arabsku czy kabylsku. Początkowo, żeby porozumiewać się ze swoimi zawodnikami i działaczami klubowymi,wędrował wszędzie z polsko-francuskim kieszonkowym słownikiem w ręku. Ale „Monsieur Stefan” szybko zrobił ogromny postęp w nauce francuskiego. Łatwo przyswoił sobie też kabylski i arabski. Darząc go wielką sympatią gracze lubili mu czasem dokuczać. Polski trener hołdował „końskiej dyscyplinie”, ale lubił sobie pofolgować po pracy, ku uciesze swoich „źrebaków”. Wszystkie dawne gwiazdy, triumfatorzy afrykańskiej Ligi Mistrzów: Adghigh, Mourad Amara, Haffaf, Sadmi, Medane, Ali Benlahcène, Ali Fergani, są pełne uznania dla trenera, który był dla nich jak ojciec. Budził szacunek i zaufanie w każdych okolicznościach do tego stopnia, że później dzwonili do niego regularnie, gdy mieszkał już w Szczecinie. Fizjoterapeuta z lat 80., Hanafi Si Mansour, niegdyś powiernik Żywotki i jego codzienny towarzysz, wspominał: „Stefan zawsze jako pierwszy przychodził rano na stadion, a jako ostatni opuszczał szatnię po treningu. Nie tolerował najmniejszego luzu w pracy, zwłaszcza że sam dawał przykład na boisku; był jak wykuty w skale, a jego kondycja fizyczna była fenomenalna, nawet na starość”. Prawie 30 lat po odejściu z JSK i wyjeździe z Kabylii, która adoptowała go na półtorej dekady, nadając mu symboliczny przydomek Stefan „Aït-Żywotko”, polski trener, który świętuje 9 stycznia swoje 101. urodziny, nie zapomina o tak mu drogim JSK. Podczas niedawnej rozmowy telefonicznej od razu zapytał o wyniki JSK, który słabo rozpoczął obecne rozgrywki. – Co za katastrofa, dlaczego JSK gra tak kiepsko w tym roku? – spytał jak niegdyś, gdy narzekał, że kabylska maszyna jest źle naoliwiona. Stefan jest wciąż wymagający wobec swojego JSK, jakby nigdy nie opuścił klubu, z którym związany jest całym sercem. Momenty prawdziwego szczęścia przeżył w styczniu 2003 roku, kiedy został zaproszony na jubileusz swego byłego piłkarza Alego Benlahcène, którego uwielbiał jak syna. „Kabylo-Polak” z Tizi-Ouzou i Szczecina nie krył wielkiej radości pośród znajomych twarzy – zawodników, działaczy klubowych, ale także kibiców ze wszystkich pokoleń. 

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
5
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
2
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Komentarze

24 komentarzy

Loading...