Reklama

Julian Brandt złapany w żółto-czarną sieć przeciętności

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

09 stycznia 2021, 14:36 • 5 min czytania 1 komentarz

Z kupnem piłkarza jest czasami jak z wyłapaniem w sklepie z akcesoriami sportowymi super promocji na buty trekkingowe. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza. Sprzedawca nie wygórował ceny. Produkt został wykonany z dobrej jakości materiału, dzięki czemu rzekomo będzie służyć przez lata. Jednak po pewnym czasie okazuje się, że obuwie nie przetrwało pierwszej poważnej wyprawy w góry. Borussia Dortmund sprowadzając do siebie Juliana Brandta za 25 milionów euro, w tamtym czasie wykonała świetny ruch. Nie kupiła kota w worku, a zawodnika, który przez kilka lat gry dla Bayeru Leverkusen wykręcił fenomenalne liczby. Niestety, 35-krotny reprezentant Niemiec nie spełnił pokładanych w nim nadziei i jest na wylocie z klubu.

Julian Brandt złapany w żółto-czarną sieć przeciętności

Zasadnicza różnicą pomiędzy pozyskaniem zawodnika a zaopatrzeniem się w sprzęt do podróży wysokogórskich polega na tym, że piłkarza co do zasady nie można złożyć do reklamacji. Ujawnią się jego wady? To już problem nabywającego. Mogłoby się wydawać, że BVB dokonuje transakcji bez żadnego ryzyka. Po prostu nie było sensu szukać dziury w całym. Na Signal Iduna Park zawitał „Pan Piłkarz”. W dodatku w idealnym wieku. Połączenie – jak na swój pesel – dużego doświadczenia oraz perspektywy rozwoju miało stanowić dla ekipy z Dortmundu gwarancję, że oto przyszedł prawdziwy lider na lata.

Wystarczy spojrzeć na jego ligowy dorobek z trzech ostatnich sezonów w barwach „Aptekarzy”. Gwoli ścisłości występuje on na pozycji pomocnika.

  • sezon 2018/19: 33 występy, 7 bramek, 14 asyst
  • sezon 2017/18: 34 występy, 9 bramek, 5 asyst
  • sezon 2016/17: 32 występy, 3 bramki, 11 asyst

Łącznie we wszystkich rozgrywkach jako gracz Bayeru zanotował bilans: 215 występów, 42 bramki, 51 asyst.

Zatem dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak pięknie?

Nikt w klubie z Westfalii nie wziął pod uwagę, że Julian Brandt może nie unieść oczekiwań oraz nie sprawdzić się w roli lidera drugiej linii. Blondwłosy kreator gry zupełnie zawodził w najważniejszych rywalizacjach. Zawiodła psychika. Często jest tak, że w momencie, gdy cała gra opiera się w większości na wizji jednego zawodnika i czuje on pełne zaufanie ze strony partnerów boiskowych, to dobre występy przychodzą wręcz naturalnie. Natomiast jest zdecydowanie gorzej, jeśli na boisku oprócz niego jeszcze kilku ma zamiar brylować.

Reklama

W tamtym okienku Borussia poczyniła znaczne wzmocnienia. Michael Zorc wziął sobie do serca narzekania Luciena Favre’a na temat wąskiej kadry. Wszak przez to mieli roztrwonić wiosną 2019 r. prawie 10 punktową przewagę nad Bayernem. Szwajcarski szkoleniowiec dostał, czego chciał. Do drużyny – nie licząc Brandta – sprowadzono także Nico Schulza, Thorgana Hazadra i Matsa Hummelsa. Zespół w teorii był już gotowy, by walczyć o najwyższe laury, a Brandt miał stanowić boiskowy mózg całej operacji o kryptonimie: mistrzostwo Niemiec 2020.

Rozpoczął ją udanie, a potem długo, długo nic.

Zawodnik o niezwykłej piłkarskiej gracji, zaliczył bardzo udany debiut, trafiając do siatki w meczu z Augsburgiem.  Jednak na następny punkt w klasyfikacji kanadyjskiej czekał aż 11 meczów. Dopiero w 12. kolejce asystował przy trafieniu kolegi w rywalizacji z Herthą na Olympiastadion. W międzyczasie wyłapał od „Kickera” najgorszą możliwą ocenę za występ – szóstkę za postawę w meczu z Bayernem. Mimo ligowej mizerii bronił się występami w Lidze Mistrzów. Zanotował dwie asysty w batalii ze Slavią Praga i sieknął brameczkę z Interem.

No cóż, niektórzy potrzebują więcej czasu w nowym otoczeniu. Momentem zwrotnym wydawało się spotkanie z RB Lipsk. Brandt otrzymał w polu karnym podanie od Jadona Sancho, obrócił się z piłką, prostym zwodem ośmieszył Dayota Upamecano i załadował pięknego gola. Paradoksalnie nie był to jego wybitny występ, ale wreszcie pokazał namiastkę geniuszu, z której słynął w Leverkusen. Przede wszystkim dał impuls w arcyważnym spotkaniu.

W styczniu BVB zażegnało kłopot na pozycji napastnika. Erling Haaland zapewnił skuteczne wykończenie akcji, a tego najbardziej brakowało drużynie Luciena Favre. Brandt szybko złapał na murawie wspólny język z rewelacyjnie spisującym się Norwegiem. Dyspozycja niemieckiego pomocnika wyraźnie się poprawiła. Kolejny raz ukłuł Augsburg, dołożył dwie asysty z Unionem. Zaczęło to wyglądać przyzwoicie.

Do momentu aż przyszło spotkanie na BayArena.

Kibice drużyny „Aptekarzy” nie wybaczyli mu odejścia do Dortmundu. Koledzy zresztą też, bo urządzili sobie polowanie na niego. Fani Bayeru zgotowali mu istne piekło. Brandt podchodzi do wykonania rzutu rożnego – cały stadion gwiżdże, a w jego stronę poleciały czerwone kulki z papieru. Szkoleniowiec Borussii, choć Brandt nie prezentował się fatalnie, postanowił oszczędzić mu męki. W przerwie zdjął go z boiska. Jego podopieczny nie uniósł psychicznie tego spotkania.

Reklama

Kolejny raz szybko został zmieniony w kluczowym dla losów rywalizacji w Bundeslidze starciu z Bayernem. Tylko wygrana sprawiłaby, że BVB wróciłoby do gry o mistrzostwo. Do przerwy 0:1, a Favre podjął dość kontrowersyjną decyzję – Julian pozostał w szatni. Szwajcar ma to do siebie, że odcina mu racjonalne myślenie, gdy jego zespół jest w tarapatach. Tym razem – pewnie nieświadomie – znokautował psychikę Brandta.

Reprezentant Niemiec ostatecznie zanotował jeszcze pod koniec sezonu jakieś tam asysty, ale summa summarum jego pierwszy rok pobytu w Dortmundzie był po prostu na maksa przeciętny. Magazyn „Kicker” za wszystkie jego wstępy wystawił mu łączną notę – 3,41.  Wpływ na to, że obniżył loty w stosunku do poprzednich lat, miało na pewno rzucanie go po różnych pozycjach. Raz „dziesiątka”, raz „ósemka”, a to fałszywa „dziewiątka”. Nie tego spodziewał się po transferze do klubu z Zagłębia Ruhry.

W obecnej edycji rozgrywek jest jeszcze gorzej.

Sezon rozpoczął jako zmiennik. Za jakiś czas wrócił do podstawowej jedenastki, lecz oprócz dobrego spotkania z Schalke i przyzwoitego meczu z Herthą jesienią zaprezentował się  fatalnie. Apogeum katastrofalnej formy przypadło tuż przed zwolnieniem Favre’a.

Odbębnił bezbarwne występy przeciwko Kolonii i Eintrachtowi Frankfurt, a po blamażu 1:5 ze Stuttgartem stery objął asystent Edin Terzić. Nowy opiekun BVB w ostatnich meczach 2020 r. dał Brandtowi tylko ochłapy. W meczu Wolfsburgiem nie pojawił się już na murawie.

Od września zagrał 584 minuty w trzynastu spotkaniach Bundesligi i zaliczył zaledwie jedną asystę.

Formuła współpracy ewidentnie się wyczerpała.

Ani on, ani klub nie ukrywa, że najlepszym rozwiązaniem będzie kulturalne pożegnanie. Niemieckie media w ostatnich dniach napisały, że Brandt jest bliski przejścia do Arsenalu. Kwota transakcji miałaby rzekomo opiewać na sumę około 25 milionów euro, czyli plus/minus identyczną, jaką Borussia wydała półtora roku temu.

Dyrektor sportowy Michael Zorc skomentował ewentualny transfer swojego gracza do Anglii następująco: Też to przeczytałem. Więcej na ten temat nie mogę powiedzieć. Nikt nie odpowiedział na ofertę sprzedaży, na stole nic nie ma.

Tak czy siak, czas Brandta na Singnal Iduna Park powoli dobiega końca. Działaczom BVB  być może uda się odzyskać źle zainwestowane pieniądze, ale nie przykryją one tego, że jego pobyt w Dortmundzie okazał się dużym rozczarowaniem. Oczywiście teoretycznie jest jeszcze cień szansy, że Terzić odbuduje formę swojego pomocnika, natomiast na tę chwilę raczej się na to się nie zapowiada.

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Patryk Fabisiak
4
Pertkiewicz: Marchewka zamiast kija z młodzieżowcami, kwota w PJS co najmniej podwojona

Niemcy

Niemcy

Niespodziewany trener Bayernu. W tym tygodniu ma podpisać kontrakt

Szymon Piórek
2
Niespodziewany trener Bayernu. W tym tygodniu ma podpisać kontrakt
Niemcy

Florian Wirtz nie na sprzedaż. „Jest bezcenny, nie można go kupić”

Arek Dobruchowski
0
Florian Wirtz nie na sprzedaż. „Jest bezcenny, nie można go kupić”

Komentarze

1 komentarz

Loading...