Reklama

Argentyna kontra organizacja ligowych rozgrywek. Bój wybitnie nierówny

redakcja

Autor:redakcja

02 stycznia 2021, 20:30 • 10 min czytania 14 komentarzy

Kto grał argentyńską drużyną w Football Managerze, ten się w cyrku nie śmieje. Z europejskiego punktu widzenia ten system był niespecjalnie zrozumiały od zawsze: sezon otwarcia, sezon zamknięcia, finały, superfinały, superfinały superfinałów. Ostatnie lata to już jednak totalne odpięcie wrotek i wyzbycie się wszelkich hamulców. Najpierw system, w którym o spadkach decyduje „ranking historyczny”. Potem liga złożona z 30 zespołów. Dziś? Dziś tak naprawdę chyba nawet Argentyńczycy nie do końca rozumieją konstrukcję własnej ligi. O 1.30 w historycznych derbach Buenos Aires zmierzą się Boca Juniors i River Plate, ale to właściwie jedyne stałe i przewidywalne elementy piłki nożnej z ojczyzny Diego Armando Maradony.

Argentyna kontra organizacja ligowych rozgrywek. Bój wybitnie nierówny

Postaw na Superclasico w TOTALBet. Boca 2.55 – remis 2.90 – River Plate 2.75

Nazwisko Diego Maradony przywołujemy nie bez przyczyny. Zmarła w ubiegłym roku legenda całego argentyńskiego futbolu pośmiertnie stała się patronem obecnych rozgrywek tamtejszej ligi. Zamiast tradycyjnej Primera Division, mniej tradycyjnej Superligi czy zupełnie nowej Liga Profesional, w tym roku Argentyna ekscytuje się Pucharem Diego Maradony. I mamy wrażenie, że przy całym tragizmie sytuacji, futbolowy bóg pośmiertnie uratował ligę od kompromitacji.

SZEŚĆ SEZONÓW, TRZY NAZWY, CZTERY SYSTEMY

Czwarte miejsce w Torneo Apertura, czyli argentyńskim odpowiedniku rundy jesiennej. Dziewiąte miejsce w Torneo Clausura, czyli rundzie wiosennej. Łącznie 57 punktów w 38 meczach, które w normalnej lidze dałoby piąte, szóste miejsce, zależy jakie reguły przyjąć przy równej liczbie punktów. A jednak – River Plate po takim sezonie… spadło z ligi. Mimo że uzbierało więcej punktów choćby od lokalnego rywala (Boca Juniors zdobyli 53 punkty), reguły wprowadzone m.in. na wniosek tych najsilniejszych stołecznych klubów pozostały nieubłagane.

O spadkach decydowała średnia liczba punktów z trzech ostatnich sezonów (w przypadków beniaminków obliczano średnią punktową z tylu meczów, z ilu się dało). Sprytne w teorii rozwiązanie, dzięki któremu kryzysy miały omijać tych najmocniejszych. Słabszy sezon może się przytrafić nawet Milionerom ze stadionu Monumental, ale trzy lata powinny już skutecznie uchronić gigantów od szamotaniny w dole tabeli. Jak to zwykle bywa – cwaniactwo tym razem się nie opłaciło, River Plate padło ofiarą tych machinacji, a kibice prawie puścili z dymem własny stadion i połowę stolicy.

Reklama

To był początek minionej dekady, Argentyna już na dobre utonęła w reformach. Ta wcześniejsza, ukłon w stronę silnych, okazała się bublem. Po spadku River Plate wytrzymała jeszcze trzy sezony, potem trzeba było układać te puzzle od nowa. Akurat po wieloletnich rządach zmarł Julio Grondona, prezes argentyńskiego związku piłki nożnej AFA od końcówki lat siedemdziesiątych, co opóźniło jednocześnie start ligi. To zaś sprzyjało przyspieszeniu zapowiadanych reform. Najpierw zorganizowano sezon przejściowy – bez tradycyjnej gry w systemie wiosna/jesień, za to z piękną nazwą Torneo de Transición.

Tu jeszcze jest w miarę normalnie.

19 kolejek, każdy z każdym, skrócona wersja „normalnego” sezonu, wyłaniamy jednego mistrza, zamiast tradycyjnych mistrzów otwarcia i zamknięcia. Ale po co to wszystko? Ano po to, by szybciej wprowadzić nowe zasady. W sezonie 2014/15 wahadło przechyliło się w stronę najuboższych. Tak jak wcześniejsze przepisy miały chronić River Plate czy Boca Juniors, tak nowe służyły maksymalnemu poszerzeniu dostępu do dobra, jakim są występy w elicie.

Ekstraklasę poszerzono do… trzydziestu drużyn. System rozgrywek? 29 spotkań każdy z każdym plus… derbowy mecz. Nie masz derbowego rywala w lidze? Nie szkodzi, AFA coś ci dobierze. Brzmi jak żart, ale niestety – żartem to nie jest. Rozegrano też na koniec specjalne baraże o miejsca w Copa Libertadores oraz Copa Sudamericana. Jakby tego było mało – o spadku dwóch zespołów znów zadecydowała średnia punktów, tym razem z czterech ostatnich sezonów, w tym przejściowego Torneo de Transición.

Brzmi kapitalnie, prawda? A więc skoro liga uniosła granie w 30-zespołowej grupie, z dodatkowym meczem derbowym, to czemu nie pójść o krok dalej?

Sezon 2016. Dwie grupy po 15 zespołów, z czego najwięksi rywale podzieleni – River Plate w strefie A, Boca Juniors w strefie B. Co z tym fantem zrobić? Każdy klub gra 14 spotkań każdy z każdym plus dwumecz derbowy ze swoim rywalem z drugiej strefy. Na koniec zwycięzcy w obu grupach rozstrzygają w finale losy mistrzostwa, a w osobnym barażu decyduje się awans do pucharów kontynentalnych.

Aha, spada jedna drużyna, oczywiście na podstawie średniej z czterech sezonów.

Oczywiście ten wynalazek przetrwał sezon, potem zagrano jeszcze raz ligę z 30 zespołami w jednej grupie, potem z 28 , 26 i wreszcie w sezonie 2019/20 – z 24 drużynami. Naprawdę, reforma dekady z tym poszerzeniem do trzydziestu klubów, liga straciła pięć lat na bujaniu się z odwracaniem skutków tej rewolucji. Celowo nie przywołujemy tutaj zmian nazw – jak sami widzicie, kosmetyka to naprawdę najmniejszy problem argentyńskiej piłki.

Reklama

Spróbujmy to jakoś zebrać:

  • sezon 2013/14 – 20 drużyn, dwie rundy, mistrzowie rund grają o supermistrzostwo (serio)
  • 2014 – 20 drużyn, jedna runda
  • 2015 – 30 drużyn, jedna runda + mecze derbowe
  • 2016 – 30 drużyn, dwie rundy, druga runda w grupach po 15 drużyn
  • 2016/17 – 30 drużyn, jedna runda + mecze derbowe
  • 2017/18 –  28 drużyn, jedna runda
  • 2018/19 – 26 drużyn, jedna runda
  • 2019/20 – 24 drużyny, jedna runda (w zamyśle jeszcze druga runda w grupach po 12 drużyn, niedograna przez pandemię)

Nadal uważacie, że Polska jest liderem w mieszaniu w systemie rozgrywek?

W CO WY DZISIAJ GRACIE?

Sezon 2019/20 na całym świecie był nietypowy. Francuzi skończyli przed czasem, Holendrzy tak samo, w wielu państwach rozgrywki przeciągnęły się do sierpnia. Argentyny oczywiście pandemia nie ominęła, ale spójrzmy prawdzie w oczy – tam akurat COVID za wiele nie zmienił, sezon miał być pokręcony już od momentu ustalenia reguł.

Długi po 30-zespołowej lidze już niemal spłacono, zostały 24 zespoły. Co z tym fantem zrobić? Najrozsądniejszy byłby pewnie format angielskiej Championship. Ale od czego mamy AFA oraz organizację Liga Profesional de Fútbol.

Zacznijmy może od tego, czym jest Liga Profesional de Fútbol.

Przenosząc to na polskie podwórko: lata kompromitujących pomysłów typu dwie grupy po 15 zesołów to czasy, gdy rozgrywkami rządził odpowiednik Ekstraklasy SA. W Argentynie nazywał się Superliga Futbol, powołany był przed 2017 rokiem, jego kres nastąpił kilka miesięcy temu. Superliga była oczywiście powiązana z AFA, ale trochę na takiej zasadzie, jak Ekstraklasa SA jest powiązana z PZPN-em. Za fasadą zgodnej współpracy dwóch podmiotów z podobnymi celami odbywa się dość ostra walka o forsowanie własnych pomysłów.

W lutym, dosłownie w przededniu wybuchu pandemii, Claudio Tapia, prezes AFA wydał oświadczenie, które można streścić w dwóch punktach:

  • zadaniem Superligi było zbudowanie rozgrywek jako produktu, tego zadania organizacja nie wykonała
  • organizację przejmuje wobec tego nowy podmiot Liga Profesional de Futbol, która otrzyma identyczne zadania od AFA

Jeszcze raz wracamy do analogii z Polską. PZPN stwierdza, że Ekstraklasa SA jest do niczego, więc rozgrywki będzie teraz organizować Ekstra Liga Polska SA, zależna od PZPN-u w większym stopniu, łatwiejsza do sterowania z centrali.

Superliga nawet nie dokończyła rozgrywek.

Powodem była oczywiście pandemia, ale patrząc na zasady – chyba dobrze się stało, że nie kontynuowano tego cyrku. Do 9 marca, czyli do chwili, gdy futbol stanął w miejscu, udało się rozegrać 23 kolejki, a więc pełną rundę. Później podzielono tabelę na dwie grupy po 12 zespołów, w ramach których wyłoniona miała zostać „final four”, która następnie zmierzyłaby się o tytuł mistrza. To była niejaka „Copa de la Superliga”.

AFA, gdy stało się jasne, że pandemia nie wycofa się z Argentyny po dwóch tygodniach, stwierdziła, że trzeba te całe rozgrywki wyrzucić do kosza. Mistrzostwo przyznano ekipie Boca Juniors, Superligę rozwiązano, zamiast tego rozpoczęły się negocjacje dotyczące Copa de la… Liga Profesional.

Uznano, że będzie to kolejny sezon przejściowy. Czyli można trochę popłynąć z zasadami. Czyli można trochę pomieszać.

Organizacja „Superliga” była już trupem, zmienił się operator, zmieniło się nazewnictwo. Nie zmienił się pęd do tego, by maksymalnie skomplikować proste rozwiązania. Od początku przyklejono się do Maradony – pierwszą kolejkę zaplanowano na jego 60. urodziny. Gdy zmarł – rozgrywki przyjęły go jako patrona i Copa de la Liga Profesional stała się Copa Diego Armando Maradona.

Zasady? Ech…

Pierwsza runda to sześć grup po cztery zespoły, trochę argentyńska Liga Mistrzów. Mecz i rewanż w każdej z grup, po czym dwie drużyny trafiają do grupy mistrzowskiej, dwie do spadkowej. Jak łatwo policzyć – 12 drużyn w każdej. Powstały więc kolejne cztery grupy, dwie mistrzowskie i dwie spadkowe, każda po sześć zespołów. Zwycięzcy grup mistrzowskich – zagrają w finale o tytuł mistrza. Zwycięzcy grup spadkowych – o przywilej gry z wicemistrzem w osobnym barażu o awans do Copa Sudamericana.

Szalone jak żywot Maradony. Na ten moment jesteśmy po trzech kolejkach grupy mistrzowskiej i spadkowej. W czwartej gra ze sobą River Plate z Boca Juniors, na razie obie stołeczne ekipy mają po 7 punktów i pozostają w grze o finał – czyli też o mistrzostwo.

JAK NIE WIADOMO, O CO CHODZI…

No właśnie – co na to River Plate, co na to Boca Juniors? Najkrócej rzecz ujmując – też próbują na tym całym cyrku ugrać coś dla siebie. River Plate jest właściwie oficjalnie na wojennej ścieżce LFP, właściwie od pierwszych dni istnienia tej organizacji. W teorii poszło o miejsce rozgrywania meczów – Milionerzy nalegali, by ze względów oszczędnościowych grać mecze nie na zamkniętym Monumental, ale w swoim ośrodku treningowym. LFP na to, że to inna strefa, że inny prestiż, że generalnie nie można.

River Plate u siebie prowadziło remont, więc na mecze Copa Libertadores wynajmowało obiekt Avellaneda, na którym na co dzień gra Independiente. Liga stwierdziła, że jeśli nie domowy obiekt – to właśnie wynajem tego stadionu będzie kompromisowym wyjściem. Wiceprezes organizacji LFP powiedział: jestem pewny, że River Plate szybko znajdzie właściwy stadion. Prezes federacji? A czemu nie mogą grać w River Camp?

Całą sprawę opisał portal goal.com, wzbogacając medialną wymianę szpileczek o kulisy całej afery.

Przełożenie pierwszego meczu, właśnie z uwagi na targi z najbardziej utytułowanym klubem Argentyny, to była bowiem pierwsza poważna wtopa nowej organizacji odpowiadającej za rozgrywki. Jeśli ktoś – na przykład któryś z bogatych klubów – miałby nie po drodze z LFP, to po całym cyrku mógł obwieścić: spójrzcie, do czego doprowadziliście.

I River Plate oczywiście przyjęło tego typu tony. Zwłaszcza, że organizacyjnych niedoróbek było więcej – choćby awaria tablic, na których prezentowane są zmiany. Sędziowie… pokazywali numery na palcach.

W tle jak zwykle w tego typu sprawach są pieniądze.Dwa motory napędowe całej ligi, River Plate i Boca Juniors, chciałyby, by w transmisje z Argentyny zostały zaangażowane nowe podmioty. Giganci walczą o poszerzanie rynku, zwłaszcza, że o prawa do transmisji miałyby walczyć Fox i ESPN. Oczywiście nie trzeba być argentyńskim działaczem piłkarskim, by odgadnać jak biegnie linia podziału.

Jedna telewizja kusi mniejszych, równym podziałem kwot. Druga większych, preferencyjnymi stawkami dla gigantów.

–  Boca i River chcą przekształcić naszą ligę w Hiszpanię – wypalił w magazynie Ole prezydent klubu Lanus, Nicolas Russo. Wcześniej obaj olbrzymi z Buenos Aires wydali wspólne oświadczenie. Nie ma sensu wchodzić w szczegóły, bo to dosłownie kopia wszystkich szablonów z całego świata. Jedni krzyczą, że liga to X drużyn, a nie tylko te dwie najbardziej popularne, drudzy nadmieniają grzecznie, że przecież tych waszych Lanusów, to pies z kulawą nogą nie chce oglądać.

LFP istnieje więc od pół roku, zorganizowało na razie niecałe pół sezonu, a już zaliczyło ostre spięcie z najważniejszymi klubami ligi. Pomijając, że jeśli celem było uproszczenie maksymalnie skomplikowanych zasad „starej” Superligi… Ech, szkoda gadać, szkoda strzępić ryja. Zwłaszcza, że sezon 2021/22 to nadal spora niewiadoma – i przez pandemię, i przez walkę buldogów pod dywanami w strukturach argentyńskiego futbolu.

***

Co w takim razie wiemy na pewno? Copa Diego Maradona już na pewno zostanie dokończony, nie ma tutaj znowu aż tak wiele meczów. Udało się jakoś załatać okres przejściowy, gdy na reformę rozgrywek i zmianę władzy nałożyła się jeszcze pandemia – i raz jeszcze, pewnie wcale nie po raz ostatni, dużą pomocą stał się Diego Maradona. Po prostu – Copa Diego Maradona usprawiedliwia wszystko, podział na sześć grup, ligomistrzowy format, tymczasowy charakter.

Ale co dalej? Argentyna, zagłębie talentów. Magazyn z przyszłymi gwiazdami futbolu. Ale też przecież dysponent wielkich tradycji, wielkich historii. Od Di Stefano i Maradony, przez Ortegę, Crespo i Batistutę, aż po Mascherano, Teveza i Higuaina. Posiadacz dwóch wielkich marek, które spokojnie mogłyby celować w fanów na całym świecie.

A jednak, zamiast rozwoju i spieniężania własnej wielkości, Argentyna tonie w kuriozalnych pomysłach, absurdalnych sporach, nietrafionych próbach unowocześnienia. Aż prosi się o twardy reset w 2021 roku. 18 czy 20 drużyn, dwie rundy, spadają najsłabsi, do pucharów awans robią najmocniejsi. Ale czy to nie jest czasem zbyt proste jak na wyrafinowane argentyńskie gusta?

Fot.Newspix

Najnowsze

Komentarze

14 komentarzy

Loading...