Reklama

Podsumowanie jesieni Polaków w Serie B. Jest co najmniej nieźle

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

01 stycznia 2021, 11:39 • 8 min czytania 11 komentarzy

Druga liga włoska wyrosła na nową ziemię obiecaną dla polskich piłkarzy i to nawet tych, którzy nie grali pierwszych skrzypiec w swoich ekstraklasowych klubach. Jako że 30 grudnia Serie B rozegrało ostatnią tegoroczną kolejkę, nadchodzi dobry moment, żeby dokonać pierwszych podsumowań. I wnioski są raczej pozytywne. 

Podsumowanie jesieni Polaków w Serie B. Jest co najmniej nieźle

Żaden z naszych trzynastu rodaków nie przepadł. Najmniej grał Adam Chrzanowski, ale tak po prawdzie – było to do przewidzenia. Chłopak przecież już pół roku temu z wyprzedzeniem podpisał kontrakt z Pordenone jako zawodnik niechciany w Lechii Gdańsk. Drugą część ubiegłego sezonu spędził na wypożyczeniu w Miedzi Legnica i też nie zawsze mógł liczyć na występy. Sam fakt, iż trzykrotnie pojawiał się w wyjściowej jedenastce na mecze ligowe (plus dwa razy w Pucharze Włoch) można odbierać pozytywnie.

Największym zaskoczeniem na plus jest chyba mimo wszystko jego klubowy kolega Sebastian Musiolik. Piszemy „mimo wszystko”, bo po bardzo dobrym listopadzie (gole w trzech kolejnych meczach), spuścił z tonu w grudniu. Rozegrał w tym czasie siedem spotkań, uzbierał 312 minut i już swojego dorobku nie powiększył. Tak czy siak jego wykupienie z Rakowa Częstochowa za około milion euro wydaje się postanowione, a mowa przecież o napastniku, który na starcie tego sezonu był numerem trzy w ataku obecnego wicelidera Ekstraklasy.

Trudne początki w barwach Frosinone miał Piotr Parzyszek. Na premierowe trafienie czekał do swojego siódmego ligowego występu. – Wcześniej nie miałem nawet za bardzo sytuacji, żeby coś strzelić. W pierwszych meczach w ogóle nie oddawałem strzałów, taka bywa druga liga włoska. Dopiero kolejkę wcześniej zmarnowałem dobrą okazję z Cosenzą, nie udało się głową trafić kontaktowo na 1:2, piłka poszła obok słupka. Bardzo się więc cieszyłem z naszego zwycięstwa, ale także z tego, że pierwszą bramkę zdobyłem znacznie szybciej niż w Piaście. A już przewijały się czasem myśli, że może też przyjdzie mi tak długo czekać – tłumaczył nam sam zainteresowany.

Reklama

Ale jak już ruszyło, to na całego. W ostatnich pięciu kolejkach Parzyszek zawsze grał od początku (w czterech przypadkach do samego końca), dokładając trzy bramki i jedną asystę. Trener Alessandro Nesta coraz bardziej go ceni, ale trudno się dziwić, bo przekonany do niego był od dawna. – Gdy rok temu po raz pierwszy pojawił się temat transferu, miałem kontakt z Nestą. Dzwonił, mówił, że są zadowoleni z tego, co widzieli na video, że bardzo mnie chcą i czekają na sfinalizowanie sprawy – mówił Parzyszek w tym samym wywiadzie.

Drugi rok we Frosinone rozpoczął Przemysław Szymiński. Już ma na koncie więcej meczów niż przez cały poprzedni sezon i to licząc z barażami o awans. Wówczas uzbierał ich raptem 10, teraz jest 11. Wreszcie uzyskał pożądaną stabilizację. Od połowy listopada jest pewniakiem w składzie, a wcześniej zdążył nawet zdobyć ładną bramkę po uderzeniu głową (2. kolejka z Venezią):

Przyzwoicie w Lecce odnajduje się Mariusz Stępiński. Przeważnie ma miejsce w podstawowym składzie i stara się pracować dla zespołu. Cztery gole przy piętnastu meczach i prawie tysiącu rozegranych minut nie są imponującym wynikiem, ale doliczyć trzeba mu jeszcze trzy asysty. Polak czasami ma także mniej widoczny wkład dla wyników Lecce. Na przykład w wygranym aż 5:1 spotkaniu z Virtusem Entella do siatki trafił dopiero na sam koniec, za to wcześniej to jego strzał zablokował ręką Andrea Paolucci, co skończyło się wykluczeniem winowajcy za drugą żółtą kartkę i rzutem karnym.

Indywidualnie Stępiński najbardziej błysnął przeciwko Pescarze, z którą zdobył dwie bramki.

Reklama

Strzelał także z Chievo, w którym jeszcze nie tak dawno występował…

…oraz w Coppa Italia z Torino.

Piłkarzem Lecce jest także Marcin Listkowski. Furory nie robi, ale biorąc pod uwagę to, jak szło mu na polskiej ziemi, na pewno można stwierdzić, że wygląda to nieźle. Jeżeli wychowanek Lecha Rypin znajduje się do dyspozycji sztabu szkoleniowego, to jakąś szansę zawsze dostaje, choć często dopiero po wejściu z ławki. Trochę wyhamował go uraz mięśniowy, którego doznał w czwartej kolejce z Cremonese. Musiał zejść po dwudziestu minutach i następne trzy spotkania stracił na leczenie. To i tak był scenariusz pozytywny, bo początkowo obawiano się, że problem jest znacznie poważniejszy.

Listkowski już w drugim ligowym występie zaliczył asystę i na razie na tym poprzestał jeśli chodzi o ofensywne konkrety.

Podobnie jak Stępiński, do Lecce został on wypożyczony z opcją wykupu i chyba jeszcze musi trochę powalczyć, by przekonać klub do wyłożenia większych pieniędzy.

Środek pola Brescii to często Filip JagiełłoJakub Łabojko. Tego pierwszego Genoa niespodziewanie wysłała na wypożyczenie do Serie B, mimo że w końcówce poprzedniego sezonu odegrał ważną rolę w utrzymaniu. Jagiełło rozmawiając z nami jakiś czas temu nie ukrywał, że schodząc szczebel niżej chce być wiodącą postacią w drużynie, żeby odbudować się po kilku tygodniach przerwy spowodowanych kontuzją. – Szanuję wszystkich konkurentów, ale przyszedłem tu, żeby wejść w rytm meczowy. Za darmo niczego nie dostanę, muszę pokazać, że zasługuję na grę, natomiast jestem przekonany, że gdy problemy zdrowotne miną, to wskoczę do składu. Nie wiem, czy będę zaliczał wszystko od dechy do dechy, choć nie ukrywam, że na to liczę i taki jest celmówił wprost, gdy rozmawialiśmy w październiku.

Słów na wiatr nie rzucał. Jagiełło gra w każdym meczu, najczęściej w podstawie, zdobył trzy bramki (z czego dwie w ostatnich dniach) i jedną wypracował. Łabojko też nie może narzekać. Tylko raz nie wystąpił w ogóle, na liczniku już prawie 700 minut. Jego charakterystyka jest bardziej defensywna, więc tak jak Jagiełło zyskuje przy ofensywnej taktyce, tak on od początku występuje najczęściej przy bardziej obronnym nastawieniu trenerów. Bywało nawet, że jeden zmieniał drugiego. Jednocześnie w wyjściowej jedenastce znaleźli się trzykrotnie, zaś dwa razy obaj zgodnie zaczynali na rezerwie.

Jeżeli Łabojko może być czymś zdziwiony, to częstotliwością trenerskich zmian. W Brescii jest niespełna pół roku, a pracował już z trzema szkoleniowcami: Luigim Delnerim, Diego Lopezem i aktualnie prowadzącym zespół Davide Dionigim. Ponadto między odejściem Lopeza a zatrudnieniem Dionigiego trenerem tymczasowym w meczu z Cremonese był jeszcze Daniele Gastaldello. Nawet Józef Wojciechowski byłby zawstydzony.

Tomasz Kupisz trzyma fason w Salernitanie. To już jego dziesiąty włoski klub, z czego ósmy na drugoligowym poziomie. Obecnie Polak jest wypożyczony z trzecioligowego Bari i sumiennie pracuje na transfer definitywny, będąc pewniakiem w składzie. Często gra na swojej ulubionej pozycji prawego wahadłowego, ale jako bardziej klasyczny skrzydłowy też dawał radę. Grając w takiej roli został jednym z bohaterów meczu z AC Pisa, w którym strzelił dwa gole.

Kupisz pokazał także, że potrafi pięknie uderzyć głową. Z tej strony go nie znaliśmy. Bramka na wagę trzech punktów z Cremonese:

Patryk Dziczek aż tak mocnej pozycji w Salernitanie nie ma, ale znów kłody pod nogi rzucało mu zdrowie. Były pomocnik Piasta Gliwice zaczął od zasłabnięcia na treningu, co skutkowało pobytem w szpitalu i dłuższą obserwacją. Na szczęście skończyło się na strachu. Dziczek premierowy występ zaliczył dopiero w piątej kolejce. Od tamtej pory gra w miarę regularnie i także dołożył swoją cegiełkę do tego, że jego zespół razem z Empoli znajduje się na szczycie tabeli.

Pod kątem zajmowanego miejsca najbardziej rozczarowany może być Paweł Jaroszyński. W Pescarze ma mocną pozycję i nawet ostatnimi czasy zaczął znów grać z lewej strony, a nie jako środkowy obrońca, na którego został przekwalifikowany jeszcze w Salernitanie. Szkopuł w tym, że kompletnie nie zgadzają się wyniki. Pescara na zwycięstwo czekała do dziewiątego meczu i mimo że w grudniu nieco się ogarnęła, nadal znajduje się w strefie spadkowej.

Bartosz Salamon na wypożyczeniu z Frosinone do SPAL ugruntowuje opinię zawodnika, który na dłuższą metę w Serie A średnio się sprawdza, za to może być kluczowym ogniwem w drugiej lidze. W obecnym zespole właśnie takim jest, a jeśli siadał na ławce, to przeważnie przez natężenie meczów i grę w rytmie sobota-środa-sobota. Salamon przydaje się także pod bramką przeciwnika – drogę do niej znalazł już dwukrotnie.

Szymon Żurkowski latem ponownie został wypożyczony z Fiorentiny do Empoli i mamy powtórkę z rozrywki: najpierw niebyt, potem mozolne nabijanie minut. Powody tego stanu rzeczy są jednak różne. Wiosną Polak przez siedem kolejek siedział na ławce, aż wreszcie zaczął dostawać szanse. Ten sezon natomiast zaczął od kontuzji, przez którą wypadł z gry aż do listopada. Na dobre odkręcił się dopiero w grudniu – sześć ostatnich kolejek to pięć występów w podstawowym składzie. W nowy rok Żurkowski może zatem wchodzić ze sporymi nadziejami, zwłaszcza że Empoli ostro walczy o awans do włoskiej ekstraklasy.

Jesienny dorobek Polaków w Serie B (kolejność wg liczby meczów):

Tomasz Kupisz (Salernitana)
15 meczów, 5 całych, 1135 minut
3 gole

Jakub Łabojko (Brescia)
15 meczów, 2 całe, 681 minut

Mariusz Stępiński (Lecce)
15 meczów, 1 cały, 989 minut
4 gole, 3 asysty

Paweł Jaroszyński (Pescara)
13 meczów, 7 całych, 1043 minuty

Marcin Listkowski (Lecce)
13 meczów, 1 cały, 545 minut
1 asysta

Sebastian Musiolik (Pordenone)
13 meczów, 619 minut
3 gole

Bartosz Salamon (SPAL)
13 meczów, 8 całych, 857 minut
2 gole

Filip Jagiełło (Brescia)
12 meczów, 1 cały, 678 minut
3 gole, 1 asysta

Piotr Parzyszek (Frosinone)
12 meczów, 4 całe, 694 minuty
4 gole, 1 asysta

Przemysław Szymiński (Frosinone)
11 meczów, 9 całych, 895 minut
1 gol

Patryk Dziczek (Salernitana)
10 meczów, 1 cały, 448 minut

Szymon Żurkowski (Empoli)
7 meczów, 386 minut

Adam Chrzanowski (Pordenone)
4 mecze, 1 cały, 235 minut

Generalnie poza Chrzanowskim każdy z naszych rodaków jest w Serie B co najmniej elementem regularnej rotacji w składzie, a wielu z nich odgrywa ważniejsze role. Cztery minione miesiące raczej nie powinny ostudzić entuzjazmu włoskich drugoligowców odnośnie szukania wzmocnień wśród polskich zawodników.

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

11 komentarzy

Loading...