Reklama

Banda Deana Smitha. Drużyna, którą chcesz oglądać

redakcja

Autor:redakcja

01 stycznia 2021, 10:26 • 14 min czytania 6 komentarzy

Jeśli oglądacie Premier League tylko z doskoku, to możecie być zwyczajnie zmęczeni tymi wszystkimi Liverpoolami, Manchesterami i londyńskimi ekipami, które kręcą się w okolicach czołówki. Na wasze szczęście ten sezon jest absolutnie szalony i stosunkowo łatwo o ekipę, z którą można się zaprzyjaźnić, a która nie należy do mainstreamu. Warunki te idealnie spełnia chociażby Aston Villa, prowadzona przez Deana Smitha, czyli największa niespodzianka bieżących rozgrywek.

Banda Deana Smitha. Drużyna, którą chcesz oglądać

Po zasłużonym remisie z Chelsea, The Villans zajmują dziesiąte miejsce, mając przy tym zaległe spotkania. W stosunku do większości spotkań dwa, a w przypadku kilku jedno. To o tyle ważne, że relatywnie mniejsza możliwość zdobycia punktów zupełnie nie przeszkodziła Aston Villi znaleźć się w czubie Premier League. To sytuacja bezprecedensowa, porównywalna do tej, którą rok temu stworzyło Sheffield United. Beniaminek – obecnie znajdujący się na samym dnie angielskiej ekstraklasy – znajdował się w minionym sezonie na fali wznoszącej. Długo walczył o europejskie puchary, finiszując ostatecznie na dziewiątej pozycji, głównie przez wzgląd na słabą formę po przerwie spowodowanej koronawirusem. Wynik zespołu był jednak doceniony przez wszystkich ekspertów na Wyspach, czego przejawem była nominacja Chrisa Wildera do nagrody dla najlepszego szkoleniowca.

Teraz o podobną będzie się starał Dean Smith.

Ten sam Dean Smith, któremu rok temu ledwo udało się uratować Aston Villę przed spadkiem. Jego podopieczni toczyli prawdziwą batalię o byt i w gruncie rzeczy powinni byli ją przegrać, bowiem w jednym z najważniejszych meczów sezonu – właśnie przeciwko Sheffield United – uratował ich błąd systemu dotąd niezawodnego – goal-line nie wyłapało przekroczenia linii bramkowej całym obwodem. Taka sytuacja wydarzyła się pierwszy raz od 2013 roku, czyli od momentu wprowadzenia technologii do Anglii.

Dla Aston Villi był to punkt zwrotny. W dziesięciu meczach zdobyli dziesięć punktów i chociaż nie wygląda to na wynik imponujący, to jednak zagwarantował on utrzymanie w Premier League. Potrzeba było do tego napiętrzenia nerwów na samym finiszu, gdy w ostatniej kolejce Jack Grealish najpierw dał prowadzenie nad West Hamem United, a chwilę później sprawił, że było 1:1, lecz ostateczny finał był dla fanów The Villans prawdziwą eksplozją radości. Radości, która w tym sezonie przerodziła się w coś wyjątkowego.

Reklama

W czym tkwi fenomen klubu, któremu nie tak dawno widmo spadku zaglądało głęboko w oczy?

W… transferach

Aston Villa w sezon 2019/20 wchodziła jako beniaminek. Do ligi awansowała dzięki wygraniu baraży, gdzie odstrzelili Derby County. Skład jednak był mało ekskluzywny – Steve Bruce, a następnie Dean Smith – nie dostali zbyt wielu funduszy na przebudowę zespołu, w efekcie czego jeszcze we wspomnianych barażach, w koszulce The Villans hasali tacy zawodnicy jak Andre Green, Jonathan Kodija, Glenn Whelan, Mile Jedinak czy Albert Adomah. Piłkarze całkiem solidni, ale zdecydowanie nie na poziom Premier League, czego najlepiej dowodzi fakt, że żaden z nich obecnie nie gra w czołowej lidze świata, a część zakończyła nawet kariery.

Problemem była także obsada bramki, bo Lovre Kalinić, Jed Steer i Orjan Nyland prezentowali poziom równy, lecz nie o taką równość chodziło włodarzom klubu. Był to bowiem poziom równie słaby, co poskutkowało tym, że cała trójka podzieliła się meczami, występując kolejno 7, 16 i 23 razy w Championship. Musiało się to oczywiście przełożyć na postawę całej defensywny – Aston Villa, wchodząc do Premier League, dysponowała dopiero jedenastą najszczelniejszą obroną w całej lidze, dając się wyprzedzić chociażby Birmingham City czy Nottingham Forest.

Nic zatem dziwnego, że po awansie i po gigantycznym zastrzyku gotówki, Dean Smith zachował się jak pies spuszczony ze smyczy.

Zaczął na potęgę ściągać piłkarzy na Villa Park, wydając zawrotną kwotę 115 milionów euro. A w tych wagonach siedzieli gracze przeróżni, bo i tacy, którzy na światowym futbolu zjedli zęby (Pepe Reina), i tacy, którzy aspirowali do reprezentacji Anglii (Tyrone Mings, Tom Heaton), i tacy, z których się śmiano (Danny Drinkwater) i tacy, o których większość kibiców na Wyspach słyszała po raz pierwszy (Mbwana Samatta, Wesley).

Łącznie 24 piłkarzy, a efekt… mizerny.

Obrywało się angielskiemu szkoleniowcowi za palenie fortuną w piecach, i w momencie, gdy Aston Villa dyndała na stryczku, wydawało się, że są to zarzuty uzasadnione. Smith jednak spełnił plan minimum, utrzymał zespół w lidze, a jak pokazało okienko przed tym sezonem, nauczył się poruszać po rynku transferowym znacznie sprawniej.

Reklama

Wzmocniono najbardziej newralgiczne pozycje. Na prawą obronę kupiono Matty’ego Casha – wyróżniającego się w Championship gracza Nottingham Forest, który pewnie nie miałby większych problemów z wywalczeniem sobie miejsca w podstawowym składzie reprezentacji Polski, z której to pochodzi rodzina defensora. Bramkarzem numer jeden został Emiliano Martinez – odkrycie poprzedniego sezonu, godnie radzący sobie między słupkami Arsenalu pod nieobecność Bernda Leno.

W roli łowcy goli upatrzono Olliego Watkinsa, króla strzelców drugiej ligi. Do tego dokooptowano Bernarda Traore – zawodnika Lyonu, uważanego za przereklamowanego, lecz mającego pierwiastek szaleństwa, który miał później okazać się istotny. Nie można też zapominać o wypożyczeniu Rossa Barkleya. Za całość zapłacono nieco ponad 80 milionów euro. Wyglądało na to, że tym razem liczyła się jakość.

Kilkanaście kolejek tego sezonu udowodniło, że nie było to tylko złudzenie.

Cash jest wymieniany w gronie najlepszych prawych obrońców ligi, imponując swoim zacięciem ofensywnym – zanotował dwie asysty – a także zdrowiem i odpowiedzialnością w tej kwestii, co szczególnie ważne w dobie pandemii. Martinez jest liderem klasyfikacji bramkarzy i ma już osiem czystych kont, w przypomnijmy, zaledwie czternastu meczach. Więcej niż przedstawiciele Manchesteru City, Burnley i Liverpoolu.

Wpływ Watkinsa nie ogranicza się tylko do asyst i goli, chociaż tych Anglik ma już łącznie osiem, ale także do dynamiki, mobilności, jaką udało się wnieść w szeregi Aston Villi. Były snajper Brentford ma najwięcej sprintów spośród wszystkich piłkarzy Deana Smitha (265) oraz drugi wynik pod względem przebiegniętych kilometrów (lideruje John McGinn).

Traore i Barkley także pozostają ważnymi elementami składu – skrzydłowy coraz śmielej radzi sobie pod bramką przeciwnika i coraz częściej wychodzi w pierwszym składzie, zaś gracz wypożyczony z Chelsea miał ogromny wpływ na środek pola The Villans. Zanim odniósł poważną kontuzję, zdołał w znaczący sposób wesprzeć swój zespół chociażby w meczu z Liverpoolem (7:2), gdzie był bodaj najlepszym zawodnikiem na placu boju.

Jednakże te transfery nie miałyby aż tak imponującego wydźwięku, gdyby były pozostawione same sobie. Aston Villa jest w tym sezonie ekipą, którą po prostu chce się oglądać. Oni nie tylko prą do przodu, ale też pamiętają o zabezpieczeniu tyłów, z czym trudy ma chociażby tak chwalone Leeds United.

W… sposobie gry

Chociaż wyjściowy garnitur Aston Villi oparty jest na współpracy Jacka Grealisha z Rossem Barkleyem, dzięki której wychowanek The Villans ma mniej obowiązków defensywnych i stwarza jeszcze większe bezpośrednie zagrożenie pod bramką rywala, to kontuzja zawodnika Chelsea zmusiła Deana Smitha do dostosowania się i przemodelowania taktyki. Pierwszy, ale nie ostatni raz w tym sezonie.

Najdobitniejszym przykładem sposobu gry, który udało się zaszczepić szkoleniowcowi, niezależnie od tego, jakim składem dysponuje, jest mecz z Crystal Palace, który Aston Villa wygrała aż 3:0, mimo tego, że ponad połowę spotkania musiała grać w osłabieniu. Mimo to The Villans oddali więcej strzałów niż londyńczycy, doprowadzili do większej liczby sytuacji bramkowej, zdołali utrzymać 40% posiadania piłki oraz – co szczególnie ważnie – popełnili więcej fauli.

Aston Villa w tym sezonie jest ekipą bardzo inteligentną.

Pod nieobecność Barkleya, obowiązki organizacji gry w środku pola spoczywają na Johnie McGinnie oraz Jacku Grealishu, który właściwie pojawia się w każdym miejscu placu boju. Wspomaga ich oczywiście Douglas Luiz, jednak Brazylijczyk stał się najbardziej jednowymiarowym pomocnikiem, skoncentrowanym w 99% na destrukcji.

To właśnie on odpowiada za pressing Aston Villi, który stał się znakiem charakterystycznym tej ekipy. Chociaż nie przodują oni ani w statystykach odbiorów, ani przechwytów, to są jedyną ekipą Premier League, która w porównaniu z poprzednim sezonem, zdołała zintensyfikować swoje wysiłki w walce o piłce na połowie rywala. Jak wyliczył portal The Athletic – 25% podań przeciwnika, mających miejsce w tym sektorze, jest atakowanych przez zawodników Aston Villi. Więcej ma tylko Liverpool (30%) oraz Manchester City (27%), jednak obie ekipy zaliczyły drastyczne spadki względem minionej kampanii. Dean Smith zdołał przygotować ekipę, która jest w stanie zabiegać większość zespołów Premier League.

Jednak nie tylko pomoc, która narzuca ton całemu spotkaniu, zasługuje na wyróżnienie. McGinn jest typowym graczem od pola karnego do pola karnego, Douglas Luiz ubezpiecza tyły, Grealish jest gwiazdą zespołu – nie schodzi z ust kibiców w całej Anglii, kreuje najwięcej sytuacji w lidze, mając ich już ponad pięćdziesiąt, jako pierwszy zawodnik w tym sezonie Premier League. To imponujące, lecz ich wysiłki i tak mogłyby spełznąć na niczym, gdyby nie Ollie Watkins. Zamiana Wesleya i Samatty na Anglika stanowi przyjemne odprężenie, jakim jest 27 grudnia, po trzydniowej wyżerce. Bez niego Aston Villa nadal byłaby nadęta i ospała. Dzięki niemu zyskała konieczną mobilność.

Niezwykle trudno byłoby grać futbol szybki, kombinacyjny, gdyby w ataku wystawiono nie ruchliwego hetmana, ale statyczną oraz schematyczną wieżę.

Ani Wesley, ani Samatta nie daliby rady brać na siebie ciężaru gry, który bierze Watkins.

We wspomnianym starciu z Crystal Palace, Anglik nie tylko regularnie cofał się po piłkę i brał udział w rozegraniu, lecz równie często starał się wspierać swoich kolegów akcjami oskrzydlającymi. Korzystając ze swojej siły oraz szybkości, wcielał się w rolę bocznego napastnika, penetrującego defensywę Orłów centrami i zagraniami na skraj pola karnego. Podopieczni Roya Hodgsona nie potrafili się przeciwstawić woli byłego piłkarza Brentford. Watkins regularnie ich zaskakiwał i tylko dziwaczne zrządzenie losu sprawiło, że ostatecznie schodził z boiska z jedynie jedną asystą, a nie co najmniej dwoma zdobytymi bramkami. Raz Guaitę uratowała poprzeczka, raz słupek.

Piłkarze Crystal Palace nie byli w swej bezradności osamotnieni, bo o sile Watkinsa przekonali się także zawodnicy Arsenalu. W meczu z Kanonierami 24-latek dał prawdziwy popis… jeszcze głębiej cofając się po piłkę.

Napastnik odwracał się plecami do bramki Kanonierów, wyciągał ze strefy obronnej środkowych defensorów, następnie wiózł ich na plecach i uwalniał tym samym przestrzeń, którą skwapliwie wykorzystywali wybiegający koledzy. Zanim rywale Watkinsa zdołali zebrać się z ziemi, Anglik już pędził na bramkę. Wydawało się wówczas, że jest to dla nich zetknięcie z obcym ciałem. Wbiegali w zawodnika Aston Villi niczym Harry Potter w ścianę na peronie 9 i ¾, tylko że ich efekty ani razu nie były pozytywne.

Wreszcie wypada powiedzieć coś o defensywie, która jest drugą najszczelniejszą w Premier League.

Jedynie podopieczni Pepa Guardioli dali sobie strzelić mniej bramek, lecz nie ma co ukrywać, że to popisy graczy Deana Smitha robią większe wrażenie.

Raz, że zachowali więcej czystych kont, a dwa, że nazwiska obrońców The Villans brzmią – przynajmniej w teorii – znacznie mniej imponująco, niż ma to miejsce w wypadku Manchesteru City. Dodatkowo, ekipa z Etihad Stadium uchodzi w tym sezonie za drużynę ospałą, pozbawioną ikry, uśpioną niczym legendarni rycerze w górach. To nadal bardzo groźny zespół, jeden z najlepszych w Anglii, ale daleko im do finezji wariatów z Villa Park. Wariatów, którzy nawet defensywę maja specyficzną.

No bo przecież nie jest normalne, że pozwalają na oddanie aż 11.5 strzału na mecz.

To ósmy wynik w lidze, wciąż mogący uchodzić za niezły, ale na pewno nie za taki, który predestynowałby do zachowania przez Emiliano Martineza aż ośmiu czystych kont. A jednak. Argentyńczyk dwoi się i troi między słupkami, odbijając w tym sezonie aż 45 strzałów. Lepszy przelicznik interwencji na mecz ma tylko Sam Johnstone (WBA), Karl Darlow (Newcastle United) oraz Ilan Meslier (Leeds United). Dowodzi to jedynie, że chociaż Aston Villa ma imponującą na pierwszy rzut oka defensywę, to jej szczelność zależy przede wszystkim od sprowadzonego z Arsenalu bramkarza, nie zaś jego partnerów z bloku obronnego, którzzy skupieni są nie tylko na ochronie własnej „szesnastki”. Spójrzcie tylko na heatmapy ich bocznych obrońców.

To w dużej mierze pokłosie stylu, który Dean Smith zaszczepił na Villa Park. Tylko dwa zespoły grają mniej zachowawczo, skupiając się na rozgrywaniu piłki czy to w środkowej strefie, czy to w trzeciej tercji boiska. To oczywiście Manchester City (80%) i Liverpool (78%). I o ile The Citizens stanowią ewenement, o tyle Liverpool nie radzi sobie w defensywie najlepiej – ich wysoko ustawiona linia obrony jest regularnie zaskakiwana długimi piłkami, prowadząc do straty bagatela 20 bramek. Przykład? Ano Aston Villa, która zdołała rozgromić ich 7:2.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że The Villans starają się do perfekcji oszlifować sztukę mimikry. Że im nie zależy na tym, żeby – wzorem Leeds United – za wszelką cenę grać zawsze tak samo, nawet za cenę wyniku. Owszem, Aston Villa chce grać w piłkę przyjemnie dla oka, lecz będzie starało się przygotować tak, by wykorzystać najsłabsze punkty rywala. Z Liverpoolem udało im się zdominować mecz dzięki długim zagraniom, Arsenal wykrwawił się, wypuszczając obrońców w pogoń za Watkinsem, Chelsea nie potrafiła sprostać pressingowi ze strony środkowych pomocników, Crystal Palace pogubiło się przy szybkich ruchach Bernarda Traore. Można czasami złapać się na tym, że do głowy wpada niepokojąca myśl: „Dean Smith zawsze ma jakiegoś asa w rękawie, który może wykończyć twój zespół”.

W… trenerze

No właśnie, Dean Smith. Angielski szkoleniowiec był krytykowany za pracę w poprzednim sezonie. Nawet eksperci Sky Sports i BBC nawoływali do zmiany, twierdząc, że były trener Brentford po prostu marnuje potencjał ekipy z Villa Park. Do tego niezadowolenia dołączali też kibice Aston Villi, którzy jeszcze w lutym tego roku, po tym jak ich klub przegrał z Southampton, pisali w mediach społecznościowych w następujący sposób:

„Kocham Deana Smitha, jest jednym z nas, ale nadszedł czas, aby się pożegnać”

„Wiem, że Dean Smith jest kibicem Aston Villi, więc jeśli naprawdę mu zależy, to powinien odejść”

„To dobry trener, ale na warunki Championship… pora sprowadzić BIG SAMA (Sama Allardyce’a – przyp.red)”

„Jedyne co go trzyma na tym stanowisku, to prywata, inaczej już byłby zwolniony”

Krótko mówiąc – Dean Smith nie miał wsparcia, na jakim z pewnością mu w tym momencie zależało. A jednak zdołał utrzymać Aston Villę w Premier League, a teraz stworzyć z niej jedną z najlepszych ekip do oglądania. The Villans w sezonie, w którym intensywność meczów drastycznie spada, są przebłyskiem, jasnym wspomnieniem tego, jak porywające potrafią być spotkania w angielskiej ekstraklasie.

Drużyna z Birmingham nie tylko poprawiła pressing, ale też dysponuje jedną z najlepszych ofensyw. Zdołali strzelić już 28 bramek, co stanowi piąty wynik w lidze. Nie sposób się tym liczbom dziwić, wszak Aston Villa jest również zespołem, który oddaje najwięcej strzałów w meczu – aż 16.

Przebudowa, której dokonał Dean Smith, ma swoje podstawy w transferach oraz stylu, lecz także w podejściu do zawodników oraz autentycznej miłości angielskiego szkoleniowca do klubu z Villa Park.

W tym sezonie Premier League błyszczą nie tylko sprowadzeni zawodnicy, lecz także ci, którzy kilkanaście miesięcy temu uchodzili za niewypały. 49-latek poradził sobie z problemem jaki stanowiła nieskuteczność Trezegueta (Egipcjanin zmarnował cztery sytuacje, w których przed sobą miał tylko prostokąt z siatką), zastępując go Anwarem El-Ghazim. Na Holendrze wieszano psy w minionych rozgrywkach, a tymczasem wyrósł on na jednego z najlepszych strzelców Aston Villi w tym sezonie. W trzech ostatnich meczach strzelił trzy gole, odpowiadając tym samym chamskim kibicom The Villans, którzy wyzwiskami i obelgami, wylewającymi się po tym jak ich klub odpadł z Carabao Cup po meczu ze Stoke City, zmusili El-Ghaziego do zawieszenia twitterowego konta.

Dean Smith postanowił zaufać skrzydłowemu, co poskutkowało wystrzałem formy i kilkoma punktami więcej na koncie prowadzonego przez niego klubu. Trafienia Holendra zagwarantowały zdobycz w meczu z Wolverhampton (1:0), Chelsea (1:1) oraz przyczyniły się do rozbicia WBA oraz Crystal Palace.

Wydaje się, że El-Ghazi w końcu wszedł na poziom, który prezentował przed transferem na Villa Park.

Dean Smith trafił także do mentalności Jacka Grealisha.

Oczywiście nie uczynił z niego grzecznego chłopca, bo Anglik dalej stawia na zabawę, ale zdołał sprawić, by tę radość z gry przenosił także na boisko. Kapitan Aston Villi jest jej prawdziwym liderem, ostoją i po prostu najlepszym piłkarzem, którego regularnie kuszą majętniejsze drużyny.

Wypracowane przez 25-latka sytuacje wyniosły go na szczyt klasyfikacji asystentów, gdzie zajmuje trzecie miejsce z sześcioma ostatnimi podaniami. Więcej mają tylko Kevin de Bruyne (7) oraz Harry Kane (10), imponująco prezentujący się pod wodzą Jose Mourinho. Istotny jest jednak fakt, że z tego grona to koledzy Grealisha psuli najwięcej szans, kilkukrotnie zabierając Anglikowi szansę na zwiększenie dorobku.

Jednak nie można spłycać postawy wychowanka Aston Villi tylko do asyst i goli (tych ma pięć), gdyż pod nieobecność Rossa Barkleya, Grealish zachowuje się bardziej odpowiedzialnie. Nie jest już bezczelnym skrzydłowym, ale inteligentnym piłkarzem środka pola, który konsekwentnie przewodzi klasyfikacji najczęściej faulowanych. Wszystkie kopnięcia, popchnięcia i kuksańce, Anglik stara się wykorzystać, kilkukrotnie zresztą nabierając sędziów. The Villans korzystają jednak z jego sprytu, czy jak kto woli – oszustwa, w sposób wymierny. Po stałych fragmentach gry, których gros wywalczył właśnie Grealish, strzelili w tym sezonie już siedem goli.

Więcej – bo całe osiem – ma tylko Southampton, Chelsea, Everton i West Ham United.

Nie ma co się jednak oszukiwać, że Jacky prezentowałby taki poziom, gdyby nie Dean Smith. U poprzedników 49-latka, kapitan wiele razy był na cenzurowanym. Strącano go do rezerw, nakładano kary, piętnowano sytuacje poza boiskiem, sprawiając, że przerastały one talent Anglika. U Smitha Grealish nadal ma skłonność do odpałów i skrajnie epikurejskiego cieszenia się chwilą, ale gra tak, że wszystko uchodzi mu płazem. Z kim jednak miał się dogadać wychowanek klubu z Villa Park, jeśli nie z wiernym kibicem tego klubu?

Należy bowiem pamiętać, że Smitha nie łączą z jego obecnym pracodawcą normalne relacje. Szkoleniowiec jest zapalonym fanem Aston Villi, był razem z ojcem na meczu przeciwko Bayernowi Monachium, którzy Anglicy wygrali, sięgając po Puchar Europy w 1982 roku. Miłość, która płynie żyłami rodziny Smithów, jest zatem ściśle spleciona z Villa Park. Nietrudno się zatem dziwić, że 49-letniemiu szkoleniowcowi aż tak mocno zależy na tym, by prowadzona przez niego drużyna grała jak najlepiej.

Tym bardziej, że pojawiła się presja.

Ostatni raz Aston Villa sięgnęła po trofeum w 1996 roku, gdy wygrała Puchar Ligi. 25 lat bez uzupełnienia klubowej gabloty, to wystarczająco dużo czasu, by grzać się na samą myśl o tym, że uda się zakwalifikować do europejskich pucharów. Wydaje się, że w tym pogmatwanym sezonie, The Villans mają wszystko, by tego dokonać. Jest niekwestionowany lider, dobra defensywa, niespotykana intensywność, wola walki, dobry trener i rosnące zainteresowanie. Dlaczego miałoby nie wyjść?

Fot. Newspix

Najnowsze

Skoki

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Anglia

Anglia

Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Maciej Szełęga
8
Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją
Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi
Anglia

Nottingham Forest zostało ukarane odjęciem punktów. Klub złożył odwołanie

Arek Dobruchowski
0
Nottingham Forest zostało ukarane odjęciem punktów. Klub złożył odwołanie

Komentarze

6 komentarzy

Loading...