Reklama

PRASA. Piast wciąż czeka, aż niewypał transferowy jednak odpali

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

29 grudnia 2020, 09:19 • 8 min czytania 16 komentarzy

Węgier Vida jest w Piaście dłużej, bo od wiosny. Jednak jego wkład w drużynę jest mizerny. Ofensywny gracz w miarę dobry miał tylko początek, potem zaczął odstawać od kolegów. Być może to presja, stres i brak pewności, ale ewidentnie piłkarz nie był sobą. W dodatku przyplątała się jeszcze kontuzja i choroba. To wszystko musiało odcisnąć piętno na piłkarzu. W klubie apelują o spokój i cierpliwość względem gracza. Każdy przy Okrzei liczy, że sumienna praca wykonana w zimowej przerwie zaprocentuje – czytamy w „Sporcie”. Dzisiaj prasa żyje skokami narciarskimi, ale o piłce też coś można poczytać.

PRASA. Piast wciąż czeka, aż niewypał transferowy jednak odpali

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Sylwetka Jespera Karlstroma, który lada dzień zostanie piłkarzem Lecha Poznań. Jest kilka ciekawych historii – m.in. o tym, jak kibice odwiedzili go na treningu, bo ten skrytykował trenera.

Karlström przebył długą drogę zanim stał się jednym z bohaterów Djurgarden. Przecież sezon 2017 (liga szwedzka gra systemem wiosna- -jesień) był dla niego tylko niewiele lepszy od 2018. Do letniej przerwy wystąpił ledwie trzykrotnie w podstawowym składzie i tylko raz nie został zmieniony. Uważał, że szkoleniowiec Özcan Melkemichel niesłusznie go pomija, co wyraźnie powiedział w jednym z wywiadów. Odwaga pomocnika nie została doceniona przez kibiców – grupa przedstawicieli fanów zjawiła się w centrum treningowym, by porozmawiać z bezczelnym – w ich odczuciu – piłkarzem. – Byłem tak zszokowany, że nie mogłem wydusić z siebie słowa – opowiadał Karlström w rozmowie z dziennikiem „Aftonbladet”. Nie usłyszał jakichkolwiek gróźb, ale i tak przestraszył się nie na żarty. Także w związku z tym naciskał na wypożyczenie, na które jednak nie chcieli się zgodzić działacze. Ostatecznie ulegli i padło na IF Brommapojkarna (grał tam w latach 2004–14), ale mógł występować w II-ligowcu jedynie wtedy, kiedy nie był potrzebny w macierzystym klubie. I tak 13 sierpnia zagrał w nowym zespole, a już tydzień później był potrzebny w Djurgarden i zebrał 4 minuty w Allsvenskan. Wszystko zgodnie z tamtejszymi przepisami. Wreszcie przed potyczką z IFK Göteborg postawił się Melkemichelowi. Doszło do sprzeczki, Karlström powiedział, że chce się skupić na regularnej grze w drugiej lidze, a nie przesiadywać w rezerwie w pierwszej. Szkoleniowiec się nie ugiął. – Czułem, że już po wszystkim, gorzej być nie może – wspominał Karlström. Ale nastąpił zwrot akcji – wystąpił z Göteborgiem i strzelił gola. Po spotkaniu prowadzący Brommapojkarna Olof Mellberg napisał mu wiadomość: „Kurde, Jeppe, pokazałeś się ze zbyt dobrej strony. Teraz już nigdy nie sprowadzimy cię ponownie do BP”

Na koniec sezonu sztab Marka Papszuna – ten, który awansował z II ligi aż do Ekstraklasy – przestanie istnieć. Latem odejdzie trener bramkarzy i asystent-analityk.

Reklama

Tym samym do historii przejdzie sztab, który z trenerem Markiem Papszunem awansował z II ligi do ekstraklasy. Rok temu z klubem pożegnał się inny bliski współpracownik szkoleniowca – Maciej Kędziorek (dziś jest drugim trenerem w Arce Gdynia). Takie decyzje obecnych sztabowców mogą dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że Raków jest teraz wiceliderem ekstraklasy. Zaskakujące jest zwłaszcza odejście trenera Sikorskiego. On pracował z Papszunem najdłużej, bo w sumie przez blisko dziesięć lat. – W stu procentach jest to moja decyzja – mówi Sikorski. – Doszedłem do wniosku, że przyszedł czas na zmiany. W sierpniu przyszłego roku minęłaby dekada wspólnej pracy z trenerem Papszunem. Byliśmy razem w czterech klubach: KS Łomianki, Legionovii, Świcie Nowy Dwór Mazowiecki i w Rakowie. Uważam, że życie, również to zawodowe, składa się z kilku cykli. Dla mnie nadchodzi nowy – dodaje.

Sylwetka Marcusa Rashforda, który wykorzystuje swój potencjał marketingowy i finanse, by przeciwdziałać m.in. problemowi głodu wśród najmłodszych. 

– Został bohaterem narodowym Anglii – nie ma wątpliwości Jakub Krupa, mieszkający w Londynie polski dziennikarz, który z bliska mógł przyglądać się pracy, jaką dla swoich rodaków wykonał wychowanek Manchesteru United. – Przypomnę, że kiedy wybuchła pandemia, pierwsze reakcje społeczeństwa były skierowane przeciwko piłkarzom. Wytykano im, że za dużo zarabiają, że powinni swoje fortuny przeznaczyć na pomoc innym. A gdy nie chcieli godzić się na obniżki pensji, mówiono, że są samolubni. I w tym wszystkim nagle pojawił się Rashford, który postanowił zrobić coś dobrego – dodaje Krupa. Kiedy wiosną ludzie zostali zamknięci w domach z powodu szalejącego koronawirusa, a część straciła z tego powodu pracę, zawodnik wraz z fundacją FareShare rozkręcił akcję, mającą na celu zebranie środków na posiłki dla najbiedniejszych dzieci. Gdy dowiedział się, że rząd Wielkiej Brytanii na czas wakacji zaprzestanie finansowania jedzenia dla najbardziej potrzebujących dzieciaków, zaczął głośno mówić, że nie może być tak, że dziewczynki i chłopcy będą głodować w czasie wolnym od szkoły. Głos piłkarza był tak mocny, że przyciśnięty do ściany rząd zmienił zdanie i ponad milion młodych ludzi mogło regularnie jeść posiłki. – Doszło nawet do osobistej rozmowy premiera Johnsona i Rashforda i to ona sprawiła, że pomysł piłkarza został poddany pod głosowanie w parlamencie – zaznacza Krupa.

„SPORT”

Kirostopher Vida był rekordowym transferem Piasta Gliwce. Ale powiedzieć, że Węgier gra rozczarowująco, to nic nie powiedzieć. Na finiszu rundy nie grał już właściwie wcale.

Reklama

We wczorajszym podsumowaniu jesieni Piasta dyrektor sportowy Bogdan Wilk kilkakrotnie podkreślał, że liczy na kilku piłkarzy, którzy wciąż nie pokazali pełni swoich umiejętności. Żadnym zaskoczeniem nie będzie, że chodzi głównie o dwóch piłkarzy, dwa ważne transfery z poprzednich okienek. Zarówno Vida, jak i Lipski nie zostali ściągnięci na Okrzei jako uzupełnienie składu. To miały być realne wzmocnienia. Vida miał po części zastąpić Jorge Feliksa, a Lipski Toma Hateleya. Hiszpan i Anglik walnie przyczynili się do medalowych sukcesów gliwiczan w 2019 i 2020 roku. Węgier Vida jest w Piaście dłużej, bo od wiosny. Jednak jego wkład w drużynę jest mizerny. Ofensywny gracz w miarę dobry miał tylko początek, potem zaczął odstawać od kolegów. Być może to presja, stres i brak pewności, ale ewidentnie piłkarz nie był sobą. W dodatku przyplątała się jeszcze kontuzja i choroba. To wszystko musiało odcisnąć piętno na piłkarzu. W klubie apelują o spokój i cierpliwość względem gracza. Każdy przy Okrzei liczy, że sumienna praca wykonana w zimowej przerwie zaprocentuje. – To jest jeden z zawodników, na którego dalej liczymy. Widzimy i w meczach, i na treningach, że chłopak potrafi grać w piłkę, więc dalej oczekiwania są takie, że pokaże to, na co go stać. Bo na pewno stać go na bardzo dużo, więcej niż dotychczas pokazał – mówi Bogdan Wilk. Ściągniecie Vidy do Piasta nie było przypadkowym transferem czy tzw. okazją. Poprzedzone było obserwacją oraz zaciągnięciem języka u innych osób.

Erik Janża zdradza informacje o klauzuli w kontrakcie, która pozwala na automatyczne przedłużenie umowy. Wszystko wskazuje na to, że wahadłowy zostanie w Zabrzu przynajmniej na kolejny sezon.

Za pół roku kończy mu się umowa z klubem z Zabrza. Co w takim razie dalej z przyszłością dobrze prezentującego się w ekstraklasie zawodnika? Zimą rok temu mówiło się o zainteresowaniu holenderskiego ADO Den Haag. Poza spekulacje sprawa jednak nie wyszła. O swojej przyszłości Erik Janża mówi nam tak: – Z moim kontraktem to nie jest tak, że kończy się w połowie czerwca przyszłego roku. W umowie jest bowiem zapis, że jeżeli zagram w danym sezonie 2000 minut, to automatycznie zostanie on przedłużony o kolejny rok. W ten sposób to działa. Jeśli zaś nie byłoby tych dwóch tysięcy minut, to kwestia do porozumienia się. W każdym razie zacząłem rozmowy z dyrektorem sportowym co do mojej umowy. Zobaczymy jak to się potoczy, w którym kierunku pójdzie. Na razie jestem w Zabrzu, koncentruje się na treningu i na najbliższych meczach – mówi zawodnik.

A dalej mamy już głównie podsumowania rundy – dzisiaj Śląsk, Podbeskidzie i Zagłębie. Lubinianie są ciekawym przypadkiem – napastnicy strzelają mniej od stopera, który wcale nie jest jakimś potężnym kanonierem.

Ofensywna filozofia futbolu wyznawana przez szkoleniowca ze Słowacji niekoniecznie przekłada się na liczbę strzelonych goli. Tych Zagłębie ma 18, rzadziej do siatki rywali trafiały tylko zespoły z dolnej połowy tabeli. Listę najskuteczniejszych zawodników „miedziowych” otwiera Lorenzo Simić, czyli 24-letni chorwacki… obrońca, który strzelił 3 gole. W ekstraklasie są jeszcze tylko dwie drużyny, które nie mają w swoich szeregach nawet jednego zawodnika z dorobkiem 4 bramek – obie Wisły. W Lubinie problemem jest postawa napastników. Nie objawił się godny następca Bartosza Białka, sprzedanego do Wolfsburga. Rok Sirk zdobył dwie bramki, a Samuel Mraz – 1 czyli tyle, ile Damjan Bohar, przy czym ten ostatni potrzebował do tego ledwie 5 spotkań, bo potem został sprzedany chorwackiemu NK Osijek. 

„SUPER EXPRESS”

Dzisiaj dwie strony o skokach, a o piłce niewiele. Jedyna wzmianka to ta, że Lewandowscy wyglądali lepiej od Ronaldo i jego partnerki na ostatniej gali Globe Soccer Awards.

„GAZETA WYBORCZA”

Youssoufa Moukoko strzelił gola w Bundeslidze chwilę po swoich szesnastych urodzinach. Od kilku lat jest o nim głośno, bo strzelał irracjonalne wręcz liczby goli w juniorach. Nie brakuje takich, którzy mówią – ma przebite blachy.

Kiedy Moukoko miał 12 lat, zagrał z 17-latkami, i natychmiast, w inauguracyjnym meczu, trafił do siatki dwa razy. W grupie starszaków już więc pozostał, a kiedy ukończył lat 14, zaczął rywalizować z 19-latkami. W tej ostatniej kategorii wiekowej spędził poprzedni sezon, w 20 meczach wbijając 34 gole. Bieżącej jesieni zdążył natomiast rozegrać ledwie cztery spotkania, ale w każdym ustrzelił hat-tricka i uzbierał w sumie 13 bramek. Wykręcanymi przez Moukoko statystykami można by epatować bez końca, bo są nie rewelacyjne, lecz wprost absurdalne. Dlatego bardzo wcześnie próbowano kwestionować jego wiek. Tabloidowy „Bild” pytał, czy to możliwe, by 12-latek fizycznie dominował nad 16-latkami, odwołując się do stereotypu – zbyt często prawdziwego – o Afryce, gdzie fałszuje się dokumenty i na turnieje juniorskie przemyca seniorów, zgodnie z biznesową regułą, iż drożej sprzedasz utalentowanego piłkarza młodszego niż utalentowanego piłkarza starszego. „Przekręcanie liczników” ułatwia słabość administracji w tamtejszych wielu państwach. Jednak akt urodzenia Youssoufy, który przedstawił jego posiadający podwójne obywatelstwo ojciec, sporządzili urzędnicy niemieckiej ambasady w Yaoundé. Nie ma podstaw, by metrykę podważać, a wznoszone wątpliwości mogą wręcz piłkarzowi pomóc. Zahartowały go, wcześnie przyzwyczajały do gry pod presją. – Trudno mi sobie poradzić. Przecież to nie moja wina, że idzie mi tak dobrze – mówił Moukoko, gdy miał 14 lat. Emocje wyzwalał w pewnym momencie ekstremalne, z furią nacierali zwłaszcza bliscy juniorów, którzy w zderzeniu z nim wyglądali na znacznie młodszych, a nie starszych. Spadały na niego nawet obelgi rasistowskie. Dortmundczyk zachwycał nie tylko atletycznością. Owszem, wyróżniały go mocny strzał, szybkość, przyspieszenie. Ale sukces zawdzięcza również atutom technicznym, bo używa obu stóp, oraz mentalnym – błyskawicznemu podejmowaniu słusznych decyzji, mądremu poruszaniu się bez piłki, bezszelestnemu wkradaniu się w pozbawione rywali rejony boiska.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Damian Popilowski
0
Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Komentarze

16 komentarzy

Loading...