Reklama

Lechia nie zatrzymała się na Pasach

redakcja

Autor:redakcja

19 grudnia 2020, 19:57 • 4 min czytania 34 komentarzy

Przyjechała na Cracovię drużyna, która nie strzeliła od czterech meczów bramki. Która ma potężne problemy z młodzieżowcem, a to tylko jeden z jej kłopotów. I co? I 3:0 dla Lechii, 3:0 bezdyskusyjne, bo Pasy wyglądały, jakby siadły do tego meczu prosto z zakrapianych przedwigilijnych przygotowań. 

Lechia nie zatrzymała się na Pasach

Pierwsza połowa była taka, że zamiast celności podań powinno się liczyć celność kopniaków w piszczel. Dużo fauli, brzydkiej gry, cwaniactwa i obustronnych pretensji. Naszym faworytem Rivaldinho. Sprowadzony by czarować grą, grać to brazylijskie joga bonito, zameldował się na dzień dobry uderzeniem kolanem w głowę Nalepy, później jeszcze poprawiając Nalepie przy innym starciu. Ofensywnie Brazylijczyk dał w tym meczu tyle samo, co jego ojciec, czyli nic. Ale ojca można rozgrzeszyć, bo dziś nie grał.

Cała Cracovia z przodu tak wyglądała. Niektóre akcje to komizm w czystej postaci. Wrzutka Gardawskiego, która wyszła za linię. Zaucha sygnalizujący strzał w sposób tak czytelny, że nawet Stokowiec zdążyłby wbiec i zablokować uderzenie. Albo nasze ulubione rozegranie Thiago przy ataku pozycyjnym. W TEMPO.

W ogóle nas nie zdziwiło, że Probierz w przerwie dokonał trzech zmian. Ten zespół nie funkcjonował. Wyglądali na tak zgranych, jakby dzisiaj pierwszy raz spotkali się na boisku. Zresztą, to nawet komicznie puentuje mur przy bramkowym strzale Pietrzaka.

Reklama

Każdy po swojemu i piłka, która przy wspólnym wyskoku zostałaby zablokowana do siatki. Jeszcze miał ją Niemczycki na ręce, ale po niej wpadła do siatki. Pewnie mógł to wybić, ale i tak do niego za ten fragment Pasy mogą mieć najmniej pretensji. Poratował drużynę przy szansach Paixao i Saiefa. Lechia generalnie nie grała nic wielkiego, ale przynajmniej grała cokolwiek. To wystarczyło.

Wystarczyło też po zmianie stron. Probierz puszczał w bój Loshaja, Piszczka, Fiolicia, potem też Pika, zmieniał, kombinował, ale Pasy jak nie grały nic, tak nie grały nic. W zażenowanie każdego kibica Cracovii może wprowadzić wymienianie szans bramkowych jego zespołu:

  • – Zablokowany przez Tobersa strzał Sadikovicia w 64. minucie
  • – Fiolić ze strzałem w środek bramki w 74. minucie; niby siła jest, ale Kuciak musiałby pójść na papierosa, żeby to wpuścić
  • – Tuż przed końcem meczu niecelny wolej Rapy

Dajcie spokój, nie ma o czym gadać. A przecież Lechia chciała zaprosić do tańca, oddała pole, schowała się głębiej. Ale Cracovia znacznie lepiej sprawdzała się w kreowaniu sytuacji lechistom. To Szymonowicz stracił na własnej połowie. Albo Pasom udało się tak genialnie wykonać rzut wolny w kole środkowym, że aż stracili i Paixao próbował strzelić gola z połowy boiska. Nie ma dzisiaj żadnego elementu, który Cracovia wykonywałaby chociaż średnio.

Reklama

Lechia naprawdę nie forsowała tempa, zupełnie zadowolona prowadzeniem, ale skoro rywal ostawiał taką żenadę, to jak z tego nie skorzystać. Gardawski wyleciał z boiska za drugie żółtko. Z tego piłkę wrzucił Pietrzak, do bramki trafił Gajos. Jeszcze w końcówce ładna akcja oskrzydlająca, świetne podanie Kałuzińskiego i gol rezerwowych: Conrado do Mihalika i ten puentuje mecz. Oto najlepszym zawodnikiem Cracovii wypożyczony do Lechii piłkarz, który wszedł na minutę. Ten mecz to dla Cracovii jeden wielki wstyd.

Gdyby Cracovia nie została ukarana za korupcję i miała te pięć punktów więcej, i tak byłaby zaledwie na siódmym miejscu w tabeli, czyli nigdzie w okolicach oczekiwań, jakie były wobec tego, jak rozwijać będzie się zespół pod Probierzem. Tego postępu po prostu nie widać. Można mówić wiele o arbitrach i nie odmawiamy Pasom: przy niektórych błędach mieli rację. Ale nie można na nich zrzucać winy. Przede wszystkim Cracovia ma bardzo przeciętny zespół, który jak nie trafi z dniem, to gra niebywale mierne.

A Lechia? No cóż, kończenie rundy pięcioma kolejnymi porażkami byłoby testem dla cierpliwości, zarówno dla Stokowca, jak i niektórych zawodników. To nie tylko zwycięstwo, ale też zwycięstwo przekonujące, nad mającym niezły potencjał rywalem, w dodatku na jego stadionie, i jeszcze zemsta za finał Pucharu Polski. Są powody do tego, by kończyć rok w ciut lepszych humorach.

Fot. Figurski/400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

34 komentarzy

Loading...