Reklama

Czy Lech w ogóle ma szansę się w tym sezonie pozbierać?

redakcja

Autor:redakcja

17 grudnia 2020, 14:10 • 5 min czytania 121 komentarzy

Kompromitujące 0:4 z Pogonią Szczecin obnażyło właściwie wszystkie problemy Lecha Poznań. Gdy gra Karlo Muhar – robi stratę, której koszt to utrata bramki. Gdy gra Thomas Rogne – zazwyczaj doznaje urazu. Jeśli przeciwnik wykonuje stały fragment, to strzela bramkę. Jeśli rozpoczyna się doliczony czas gry, Lech po prostu musi coś stracić. 

Czy Lech w ogóle ma szansę się w tym sezonie pozbierać?

Wszystkie te rzeczy, na które kibice Lecha Poznań narzekają od miesięcy, skupione niczym w soczewce. A co najgorsze – potwierdzone zostały nie tylko trendy dotyczące ostatnich kilkunastu dni i naprawdę beznadziejnych występów niebiesko-białych. Potwierdzone zostały tezy, które można rozciągnąć też na ubiegły sezon, albo i ubiegłe lata.

LECH (ZNOWU) NIE POTRAFI GRAĆ Z TOPEM

Przede wszystkim – pada teoria, że Lech spisuje się lepiej w starciach z drużynami z czołówki. Po udanych wstępach w Lidze Europy ta teoria cieszyła się sporym powodzeniem. „Kolejorz gra lepiej, gdy rywal ma do zaoferowania coś więcej, niż murowanie bramki” – mówili eksperci i nawet nie bez racji – bo przecież można było założyć, że taki Standard Liege zagra jednak odważniej niż Warta Poznań.

Dziś jednak mamy już dość materiału do analizy, by uznać eliminacje do Ligi Europy za odchylenie od normy.

Lech Poznań z drużynami z górnej ósemki miał problemy już w ubiegłym sezonie. Po trzydziestu kolejkach zajmował czwarte miejsce w tabeli z trzema punktami straty do drugiego Piasta Gliwice. Natomiast na tym etapie rozgrywek, wyglądał po prostu fatalnie w starciach z czołówką. Pokusiliśmy się wówczas o krótką analizę. Kolejorz na 14 meczów z drużynami z górnej ósemki wygrał tylko trzy. Zdobył 14 punktów, najmniej z całej ósemki, z czego ledwie 4 na wyjazdach (na 21 możliwych!).

Reklama

Teraz sytuacja się powtarza.

Lech jest siódmy w tabeli, z drużynami z górnej ósemki zagrał jak dotąd sześć meczów – został jeszcze Górnik na wyjeździe w 15. kolejce. Ile z tych sześciu meczów udało się wygrać? Zero. Ile z tych osiemnastu punktów udało się zebrać? Dwa. Z przyzwyczajenia ktoś mógłby napisać, że pozycja Lecha nie oddaje jego rzeczywistego potencjału. Ale kurczę, tutaj trudno o bardziej sprawiedliwe miejsce, skoro Lech pokonuje wszystkich, którzy są w tabeli pod nim, ale przegrywa ze wszystkimi, którzy są w tabeli nad nim.

Powiecie – no dobra, cwaniaczki. A co z ostatnimi siedmioma kolejkami sezonu 2019/20? No właśnie…

LECH (ZNOWU) BUDZI SIĘ ZDECYDOWANIE ZA PÓŹNO

Finisz ubiegłego sezonu Lech Poznań miał po prostu fantastyczny. Tak jak nie potrafił grać z topem przez 30 kolejek rundy zasadniczej, tak w ostatnich siedmiu meczach zaliczył 5 zwycięstw i 2 remisy, w spektakularny sposób dobijając do wicemistrzostwa. Gdyby sezon potrwał dłużej, być może udałoby się nawet nawiązać walkę z Legią Warszawa.

„Gdyby sezon potrwał dłużej”. A może gdyby Lech obudził się wcześniej?

Reklama

Obserwujemy sobie to zwłaszcza w kontekście trwających rozgrywek. Lech w tym momencie ma 12 punktów straty do Legii Warszawa i przegrany z nią bezpośredni mecz na wyjeździe. Nie brzmi groźnie? W teorii nie brzmi, ale pamiętajmy – Legia kończy rundę dwoma meczami z najgorszymi drużynami ligi, Stalą Mielec i Podbeskidziem Bielsko-Biała. Co więcej – jeszcze z żadnym z zespołów z dolnej piątki nie grała u siebie, za to przywiozła 9 punktów z wyjazdów do Krakowa, Płocka i na Wartę Poznań. Nie wspominalibyśmy o tym, gdyby liga była choć odrobinę dłuższa i bardziej wyrównana.

Ale wiele wskazuje na to, że zwyczajnie Kolejorzowi zabraknie czasu. 12 punktów to jest dystans czterech spotkań przy najbardziej optymistycznym założeniu. A Legii zostało jeszcze siedem meczów z absolutnym ligowym dżemikiem, z którym na razie punktuje bez wtop. Oczywiście, jesteśmy dalecy od tego, by dopisywać stołecznym piłkarzom 21 punktów w tabeli. Natomiast okazji do potknięć robi się bardzo, bardzo mało. Proste porównanie nastrojów z poprzednim sezonem. W 27. kolejce Legia wygrała z Lechem w Poznaniu, powiększając przewagę do 12 punktów na 10 kolejek przed końcem ligi. Ktoś wówczas jeszcze wierzył w mistrzostwo dla Lecha? A przecież Legia miała wówczas siedem spotkań z górną ósemką w rundzie finałowej, więc i okazji do potknięć o wiele więcej.

Nawet jeśli Lech obudzi się już teraz, przed meczem z Wisłą Kraków – może się okazać, że w tym sezonie to w żaden sposób nie wystarczy. Czasu jest za mało. Liga jest za bardzo rozwarstwiona. Kolejek jest za mało. No i wreszcie – dlaczego w ogóle zestawiać Lecha z Legią, skoro Raków i Pogoń punktują niewiele gorzej od stołecznych piłkarzy, a i w Poznaniu pokazały się od dobrej strony?

Może się okazać, że celem pościgu nie będzie mistrzostwo, ale miejsca pucharowe…

LECH (ZNOWU) ZAWALIŁ SEZON WŁASNYM MINIMALIZMEM

I w jakim momencie to wszystko się dzieje? Gdy klub z Bułgarskiej awansował do fazy grupowej Ligi Europy, zarobił sporą kasę samym zwycięstwem nad Standardem Liege, o kwocie za udział w tym etapie rozgrywek nie wspominamy. Najlepsze okienko od lat pod względem uzyskanych przychodów. Dobrze i mądrze sprzedany Kamil Jóźwiak. Mądrze i dobrze sprzedany Jakub Moder.

Czy w takiej sytuacji Lech Poznań nie mógł sobie pozwolić nawet na odrobinę ryzyka? Rozumiemy – okienko było wydłużone, ale jednak i tak można było grubo zainwestować, a ostatecznie nie awansować do Ligi Europy. Ale kurczę, przecież Lech ma ogromną polisę ubezpieczeniową, ma potężną poduszkę, na której może lądować po upadkach. Jesteśmy w stanie bez trudu wyobrazić sobie sytuację, w której Kolejorz inwestuje grubo w dwóch czy trzech piłkarzy już po sprzedaży Jóźwiaka, ale jeszcze przed wiadomością, że uda się zagrać w fazie grupowej LE.

Co właściwie im groziło? Przecież brak awansu z miejsca można załatać zimą, sprzedając Puchacza czy Kamińskiego. Lech nie podejmował właściwie żadnego ryzyka, a może wręcz przeciwnie – traktując kolejny sezon w tak haniebnie minimalistyczny sposób, podjął ryzyko niezakwalifikowania się do europejskich pucharów w sezonie 2021/22. Ależ to byłby plot twist, prawda? Skąpiliśmy gotówki na misję „Grupa Ligi Europy 2020/21”. Udało się tę Ligę Europy wywalczyć, ale zabrakło pary, by zająć premiowane eliminacjami pucharowymi miejsce w lidze w tymże sezonie.

Lech wydaje się tutaj absurdalnie wręcz niereformowalny. Do tego stopnia unika ryzyka przeinwestowania, że w efekcie trwoni plony własnej pracy. Przecież w tym sezonie nie potrzeba było cudów, ot, poszerzenia kadry, może wzmocnienia pierwszego składu o jedno mocne nazwisko. Powinno wystarczyć, by przezimować w rozsądnym dystansie do lidera, a zimowe ruchy uzależnić od wysokości premii za puchary od UEFA.

Ale Lech wolał zagrać po swojemu. Zakopać swoje talenty w ogrodzie. A już Biblia dała nam odpowiedź, jak to się kończy. Jest płacz i zgrzytanie zębami.

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

121 komentarzy

Loading...