Reklama

Karl Geiger, czyli sensacja. Niemiec mistrzem świata w lotach

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

12 grudnia 2020, 19:02 • 5 min czytania 5 komentarzy

Nigdy do tej pory nie stał na podium konkursu Pucharu Świata na skoczni mamuciej. Debiutował w mistrzostwach świata w lotach. W tym sezonie radził sobie nieźle, ale bez szaleństw. Faworytem nie był. Nikt by na niego nie postawił. A okazało się, że wygrał złoto. O pół punktu przed jednym z głównych faworytów – Halvorem Egnerem Granerudem. Karl Geiger może świętować.

Karl Geiger, czyli sensacja. Niemiec mistrzem świata w lotach

Faworytów było dwóch, wygrał trzeci

Granerud i Markus Eisenbichler. To oni mieli tu walczyć o zwycięstwo, bo oni też najlepiej skaczą od początku tego sezonu Pucharu Świata. Norweg wygrał trzy, a Niemiec dwa konkursy. Obaj też pokazywali już w trakcie swoich karier, że potrafią polatać na skoczniach mamucich. Niespodziewanie dołączył do nich po czwartkowych kwalifikacjach Michael Hayboeck. Doświadczony Austriak imponował formą i latał naprawdę daleko. Wydawało się, że podium w pewnym sensie mamy już ustalone.

Tyle tylko, że we wszystko to wmieszał się Karl Geiger.

I to naprawdę spora niespodzianka. Niemiec nigdy dotąd nie był ekspertem od skoczni mamucich. Nie skakał nawet na mistrzostwach świata w lotach. Jest trzecim skoczkiem w ciągu ostatnich trzydziestu lat, który mistrzem został, debiutując na tej imprezie. Ostatnim przed nim był Gregor Schlierenzauer, który dokonał tego w 2008 roku. Tyle tylko że Austriak miał wtedy 18 lat, a Geiger w lutym będzie obchodzić 28. urodziny.

Eksplozja jego formy w Planicy była więc sporą niespodzianką. Ale trzeba mu oddać, że zasłużył na tę wygraną. Prowadził od początku do końca zawodów, a przecież jeszcze kilka dni temu zajmował się żoną, która jest w ciąży. Z powodu zbliżającego się terminu jej porodu nie pojechał do Niżnego Tagiłu, odpuścił sobie starty w tamtejszych zawodach Pucharu Świata. Sęk w tym, że dziecko… nadal się nie urodziło. Widać czeka aż przyszły tata wróci z Planicy. Już z medalami.

Reklama

To niesamowity dzień. Nie wiem, co właściwie powiedzieć. To nieprawdopodobne. Gdybyś zapytał mnie trzy dni temu, powiedziałbym, że nie zostanę mistrzem świata. Po pierwszym skoku zrozumiałem, że to możliwe. Dziś decydujący okazał się ten ostatni skok. Było bardzo blisko. Udało się. Medal trafi do pokoju mojego dziecka – mówił Niemiec na antenie Eurosportu.

Karl zapewne do kompletu dorzuci jutro drugi medal. Czy złoto? Nie wiadomo, choć Niemcy wyrastają na faworytów konkursu drużynowego, bo trzeci był dziś Markus Eisenbichler. Naszych sąsiadów rozdzielił Halvor Egner Granerud, który po ostatnim skoku Geigera skrył jedynie twarz w czapce, jaką akurat miał na głowie. Po długim przeliczeniu not obu skoczków okazało się bowiem, że przegrał o… pół punktu. Niespełna pół metra. Bolało tym bardziej, że w ostatnim skoku poleciał znacznie dalej niż Niemiec, ale z powodu odległości nie najlepiej wylądował. I noty sędziów nie pozwoliły mu wygrać.

Jutro z pewnością zrobi wszystko, by powetować sobie to niepowodzenie. Choć dla niego i srebro jest sporym sukcesem.

W drużynie będzie lepiej

Zdobyć medal będą chcieli też Polacy. I właściwie na ten moment brąz wydaje się być obowiązkiem, a przy dobrych próbach może uda się powalczyć o coś więcej. Bo tak naprawdę tylko Niemcy i Norwegowie stanowią konkurencję na poziomie. Słoweńcy mają swoje wewnętrzne problemy – jeszcze dziś przed trzecią i czwartą serią zawodów indywidualnych wykluczono z kadry Timiego Zajca za wpis uderzający w trenera, a potem… tegoż trenera zwolniono – a Austriacy będą musieli radzić sobie bez Stefana Krafta, którego pokonały problemy z plecami.

W tej sytuacji brak medalu dla Polski byłby ogromnym rozczarowaniem. Tym bardziej, że Polacy – choć dziś daleko od podium – skaczą naprawdę równo. Aż trzech było w najlepszej dziesiątce, czwarty Dawid Kubacki wylądował na 15. miejscu. Poziom naszych skoczków dobrze obrazuje fakt, że po takim ich występie odczuwamy spory niedosyt. A cztery lata temu Kubacki był najlepszym z Polaków i zajął… również 15. miejsce. To pokazuje, jakie zrobiliśmy postępy.

Nie leciało. Zły mogę być jedynie na siebie. W tym ostatnim skoku chciałem trochę zaryzykować, bo te dwa poprzednie niby były w miarę, ale brakowało metrów. Jednak przesadziłem z kierunkiem po wyjściu z progu, narty mi jeszcze delikatnie opadły. Straciłem kilka metrów wysokości, trudno było odlecieć. Teraz już tego nie zmienię. Trzeba to przemyśleć i podejść do tego jutro z czystą głową. […] Konkurs drużynowy? Jest poprawa z kręgosłupem [Dawid nabawił się jego urazu w czwartek – przyp. red.]. Biorę mniej leków przeciwbólowych. Nie jest jednak idealnie. Podejrzewam, że te plecy będą trochę czasu jeszcze potrzebowały. Dziś mam wieczór na pracę z fizjoterapeutą, jutro rano też. Wierzę, że jutro będzie lepiej i będę w stanie rywalizować na wysokim poziomie – mówił Dawid w rozmowie z Kacprem Merkiem.

Reklama

Do konkursu drużynowego trener Michal Doleżal desygnował dokładnie tę czwórkę, która wczoraj i dziś rywalizowała o indywidualne laury. Zaskakuje tylko fakt, że kończyć skakanie ma Kubacki, najsłabszy z naszych. Zwykle na ostatnią serię wystawia się kogoś mocniejszego. Ale może to właśnie taka strategia przyniesie odpowiednie efekty. Że Dawid presję wytrzymuje – to wiemy. Widzieliśmy co choćby poprzedniej zimy w trakcie Turnieju Czterech Skoczni. Oby pokazał to też jutro, jeśli jego ostatni skok okaże się istotny.

Na pewno chcieliśmy dziś osiągnąć więcej indywidualnie. Walka o medal toczyła się jednak bez nas. A przecież o te medale chodzi na mistrzostwach świata. Skoki są w porządku, ale brakuje nam jeszcze trochę do tego, by bić się o podium. My widzimy, że są rezerwy na progu i w locie. Tracimy też trochę wysokości za progiem. Spróbujemy to do jutra wyeliminować. Na razie na jutro jest ta czwórka, co skakała w konkursie indywidualnym. Jeżeli chodzi o Dawida, bardzo dobrze wyszedł z progu w ostatnim skoku, ale zabrakło mu cierpliwości i dobił do nart. Będziemy jutro walczyć o podium, to minimum – mówił Eurosportowi z kolei trener, Michal Dolezal.

Trzymamy więc za słowo, ale liczymy nie tylko na walkę o podium, ale i o jego wyższe stopnie. Norwegowie i Niemcy są co prawda świetnie dysponowani, ale przy dobrych, równych i dalekich skokach – można ich pokonać. Polacy to z pewnością wiedzą.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Szymon Marciniak zmienił asystenta na Euro. „Dwa dni przez to nie spałem”

Piotr Rzepecki
0
Szymon Marciniak zmienił asystenta na Euro. „Dwa dni przez to nie spałem”

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...