Reklama

Joshua zapowiada nokaut. Wach i Jeżewski skradną show?

Kacper Bartosiak

Autor:Kacper Bartosiak

12 grudnia 2020, 14:41 • 10 min czytania 1 komentarz

Pandemia koronawirusa nie przestaje siać spustoszenia w światowym boksie. Jej ostatnią ofiarą został Krzysztof Głowacki (31-2, 19 KO), który w sobotę miał walczyć z Lawrencem Okoliem (14-0, 11 KO) o wakujący tytuł mistrza świata federacji WBO w kategorii junior ciężkiej. Zamiast niego szansę dostanie Nikodem Jeżewski (19-0-1, 9 KO), a podczas gali w Londynie pokaże się także Mariusz Wach (36-6, 19 KO). W walce wieczoru po roku przerwy wreszcie zobaczymy w akcji Anthony’ego Joshuę (23-1, 21 KO).

Joshua zapowiada nokaut. Wach i Jeżewski skradną show?

W ostatnich dniach sprawy rozwijały się dynamicznie i zaskakująco. Nie wiadomo, od kogo dokładnie zaraził się „Główka”, ale testy nie pozostawiały wątpliwości. W tym samym czasie zakażony został także jego trener – Fiodor Łapin. Ten sam problem miał Fiodor Czerkaszyn (16-0, 11 KO), któremu przepadła grudniowa walka podczas gali w Łodzi. Nieco wcześniej z koronawirusem walczyli także inni pięściarze grupy KnockOut Promotions – Kamil Szeremeta (21-0, 5 KO) i Krzysztof „Diablo” Włodarczyk (58-4-1, 39 KO).

Nigdy nie odczuwałem takiego bólu. Zwłaszcza w klatce piersiowej, nie mogłem oddychać. Do tego zatkane zatoki i dosłownie zaklejony nos. Raz wlałem całą tubkę kropli do nosa, a i tak nic to nie dało. Próbowałem łapać powietrze ustami. Spanikowałem, zacząłem biegać po domu i uderzać się w klatkę, by tylko złapać oddech. To był taki najgorszy moment, największy kryzys, to było około 3 w nocy. Wybiegłem aż na podwórko i w końcu trochę tego powietrza złapałem. Nikomu tego nie życzę – opowiadał Głowacki w rozmowie z Rafałem Mandesem z TVP Sport.

Oficjalne ogłoszenie w jego sprawie pojawiło się pod koniec ubiegłego tygodnia. Najpoważniejszym kandydatem do wskoczenia w wolne miejsce wydawał się Michał Cieślak (20-1, 14 KO), ale pojawił się zasadniczy problem. 5 grudnia – a więc tydzień przed planowaną datą walki z Okoliem – miał stoczyć pojedynek z Taylorem Mabiką (19-7-2, 10 KO) na gali Polsat Boxing Night. O odwołaniu tego starcia nie było mowy. Okazało się jednak, że obóz Polaka przez moment poważnie myślał o wysłaniu go do boju… tydzień po tygodniu.

Tak karkołomne historie w poważnym boksie się nie zdarzają. Mimo to Eddie Hearn – promotor poszukującego nowego przeciwnika Brytyjczyka – postanowił zaczekać. Temat pozornie wydawał się sensowny – Cieślak był w końcu notowany w rankingu federacji WBO, więc była szansa, by „uratować” walkę o tytuł. Polak starcie z Mabiką rozstrzygnął przed czasem i bez większych problemów, a na gorąco deklarował gotowość do podjęcia wyzwania.

Reklama

Polak kosztem Polaka… w miejsce Polaka

Co rozegrało się za kulisami? Tego oczywiście do końca nie wiadomo. Według Hearna obóz Cieślaka bez żadnych uprzedzeń nagle chciał negocjować uzgodnioną wcześniej kwotę i to w dość brawurowym stylu. Zażądano bowiem… siedmiokrotnej przebitki, co zdradził brytyjski promotor. Jednocześnie pojawiła się kontroferta – prawdopodobnie od telewizji Polsat, która na pięściarzu z Radomia zamierza budować jakość bokserskiego katalogu w najbliższych latach.

W tym całym zamieszaniu pojawiła się szansa dla kogoś z drugiego planu. I Nikodem Jeżewski znalazł się w idealnym miejscu o właściwej porze. Od kilku tygodni przygotowywał się do walki, która miała się odbyć dzień wcześniej niż pojedynek Okoliego. Jego rywalem miał być solidny i zaprawiony w bojach Youri Kalenga (25-6, 18 KO). Szybko osiągnięto porozumienie co do warunków finansowych, ale pojawił się inny zasadniczy problem.

Jeżewski w przeciwieństwie do Cieślaka nie był notowany w rankingu federacji WBO. Oczywiście w boksie działy się nie takie cuda, ale wszystko wskazuje na to, że tym razem po prostu zabrakło czasu. Polak nie został cudownie dopisany do notowania, a to mogło oznaczać tylko jedno – że stawką sobotniej walki nie będzie tytuł mistrzowski. Zamiast tego pojedynek ma status ostatecznego eliminatora, a jego zwycięzca zmierzy się o pas… z Krzysztofem Głowackim.

Trzeba przyznać, że organizacja WBO zachowała się elegancko względem byłego mistrza. W końcu „Główka” dwukrotnie zdobywał najcenniejsze trofeum tej federacji, a z sobotniej walki wykluczyły go kwestie zdrowotne. Swoją drogą łatwo sobie wyobrazić, jak frustrujące musi być czekanie na wielką szansę. Głowacki ostatni raz pojawił się w ringu w czerwcu 2019 roku, gdy padł ofiarą skandalicznej grabieży na Łotwie.

Czas nie pracuje na korzyść Polaka. Ma już 34 lata i jest jednym z najstarszych pięściarzy w czołówce kategorii junior ciężkiej. Wciąż ma jednak szansę przejść do historii – żaden polski pięściarz nie był trzykrotnym mistrzem świata. Na ten moment koło nosa przeszły mu ogromne pieniądze, ale Eddie Hearn zapewnia, że wiosną 2021 roku temat walki powróci.

Reklama

Na co stać w ringu Jeżewskiego? Okolie to zupełnie inny pięściarz niż Kalenga, z którym miał się zmierzyć w piątek. A trzeba pamiętać, że Polak pierwotnie miał walczyć z Romanem Gołowaszczenką (20-5, 18 KO) – jeszcze innym typem zawodnika. Pochodzący z Kościerzyny zawodnik do tej pory nie miał tak trudnych testów na zawodowstwie. Najgłośniej zrobiło się o nim w grudniu 2016 roku, kiedy wyszedł do ringu… z Michałem Cieślakiem.

To był naprawdę szalony pojedynek. W trzeciej rundzie obaj lądowali na deskach, ale po nokdaunie na Jeżewskim sędzia trochę pochopnie przerwał pojedynek. Niespodziewany ciąg dalszy przyszedł po kilku tygodniach. Stawką pojedynku był regionalny pas federacji IBF, co wiązało się z testami dopingowymi. Taki obrót spraw zaskoczył chyba obu zawodników. Obaj wpadli na niedozwolonym wspomaganiu… i to podwójnym! U Cieślaka wykryto oxandrolon i mesterolon, u jego rywala też oxandrolon i meldonium. W obu przypadkach skończyło się na zawieszeniu, a wynik walki unieważniono.

Śladami Joshuy

Najcenniejszym zwycięstwem Jeżewskiego pozostaje pokonanie Shawndella Terella Wintersa (11-1), który kilka miesięcy po wizycie w Polsce znokautował obiecującego Ołeksandra Teslenkę (16-0) już w wadze ciężkiej. Okolie to jednak wyzwanie zupełnie innego kalibru. Brytyjczyk do boksu trafił… zainspirowany olimpijskimi sukcesami Anthony’ego Joshuy w 2012 roku. W kilka lat pokonał ścieżkę nieco na skróty i cztery lata później już sam poleciał na igrzyska.

Tam już w pierwszej rundzie los zetknął go z Polakiem – Igorem Jakubowskim. Po trzech rundach sędziowie wskazali na nieznaczną wygraną Brytyjczyka. – Na igrzyska jechałem bez formy, przemęczony i zajechany. W boksie olimpijskim nie da się formy zrobić tak, żeby cały czas była. Szczytówkę masz raz na pół roku – ja miałem ją na kwalifikacje – tłumaczył nam pokonany w Rio Polak, który na miejscu zetknął się z wieloma absurdalnymi problemami.

Ponad cztery lata później Okolie jest wschodzącą gwiazdką brytyjskiego boksu, która wciąż nie budzi w ojczyźnie większych emocji. Przygodę z tamtymi igrzyskami zakończył na kolejnej walce – pokonał go dużo bardziej doświadczony Erislandy Savon. Teraz bardzo chce iść w ślady Joshuy, ale jego styl po prostu nie jest aż tak emocjonujący.

Znakomite warunki fizyczne (196 cm wzrostu, 210 cm zasięgu) często wykorzystuje do brudnego boksu. Pokazał to w walce z Mattym Askinem (23-3-1), kiedy to sędzia ringowy trzykrotnie odejmował mu punkt za faule. Większość arbitrów po trzecim takim napomnieniu wybrałaby dyskwalifikację. Werdykt wybuczano, podobnie jak postawę zwycięzcy.

Dla mnie najważniejsze jest to, że wyjdę do ringu. Sobota miała być moim dniem, ale nie na wszystko mam wpływ. Tytuły przyjdą jeśli dalej będę robił swoje. We wszystkim staram się szukać pozytywów. Pokonałem kolejne szczeble sięgając po tytuły krajowe i europejskie, a teraz czeka mnie ostateczny eliminator. To dodaje sprawie dodatkowego smaku – ocenił Okolie na konferencji prasowej przed walką.

Wach sprawdzi Fury’ego, ale… tego drugiego

Polskich akcentów w sobotę będzie więcej. Do ścisłej czołówki będzie próbował wrócić Mariusz Wach (36-6, 19 KO), który przed rokiem dostał przedświąteczną szansę z groźnym Dillianem Whytem (27-2, 18 KO). W Arabii Saudyjskiej przegrał na punkty, ale pokazał się z dobrej strony i skradł kilka rund. W tym roku wrócił zwycięską walką w ojczyźnie i znów mógł przebierać w ofertach. Ostatecznie wyjdzie do ringu z Hughiem Furym (24-3, 14 KO) – młodszym kuzynem Tysona.

Nie da się ukryć – w tej rodzinie naturalnym showmanem jest mistrz świata federacji WBC. Mimo to Hughie długo mógł się wydawać pięściarzem z jeszcze lepszymi papierami na wielki boks. W 2012 roku został młodzieżowym mistrzem świata. Dziś ma zaledwie 26 lat… i już ma na koncie walkę o pas zawodowego czempiona! W 2017 roku młokos zmierzył się z Josephem Parkerem (23-0). Po dwunastu rundach przegrał wysoko u dwóch sędziów (118:110), a jeden wskazał remis (114:114). Wielu obserwatorów widziało wygraną Brytyjczyka.

To była korupcja na najwyższym poziomie! Walka była popisem Hughiego, momentami widziałem tu cień Muhammada Alego… Parkera w ogóle nie było w tym pojedynku. To jedna z najgorszych sędziowskich decyzji jakie widziałem – komentował promotor Mick Hennessy. Zapowiedział apelację, ale federacja WBO zgodziła się z większością sędziów. Na osłodę młodszemu z Furych została najlepsza wypłata w karierze – blisko 800 tysięcy funtów.

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ta pechowa porażka mocno go wykoleiła. Kolejnej mistrzowskiej szansy już nie dostał, ale potem często podejmował ryzyko. W październiku 2018 roku zdecydował się na trudny wyjazd do Bułgarii, gdzie czekał Kubrat Pulew (25-1). Po dwunastu rundach sędziowie wskazali na gospodarza, który w sobotę powalczy z Joshuą o mistrzowskie tytuły i ogromne pieniądze.

Hughie od kilku miesięcy współpracuje z Hearnem, ale na początku wspólnej drogi znów się potknął. Fury od razu domagał się walki ze znanym rywalem i momentalnie ją dostał. W sierpniu 2019 roku bolesną lekcję pokory zafundował mu Aleksander Powietkin (34-2). Rutyniarz wygrał bez większych wątpliwości, w lepszym stylu niż Parker i Pulew. Walka z Wachem to pierwsze poważne wyzwanie po tamtej wpadce.

Jak wyglądają szanse Polaka w tym pojedynku? Według bukmacherów nieco lepiej niż Jeżewskiego w starciu z Okoliem, ale… też nie za dobrze. Za złotówkę postawioną na Polaka można wygrać pięć w przypadku jego zwycięstwa. Wach jednak zapowiada, że pójdzie na całość, ale to może być trudne. Fury nie bije mocno, ale w ringu jest trudny do złapania. W tej dwójce powinien być zawodnikiem bardziej dynamicznym. „Wiking” spróbuje dopaść przeciwnika i zmusić go do bezpośredniej konfrontacji, w czym może pomóc wysoka waga gospodarza.

Nasi rodacy pojawiają się w Londynie w określonym celu. Nikt na nich specjalnie nie stawia, ale mają do odegrania kluczowe role w skomplikowanej biznesowej układance. Sobotnią galę (początek o 19:00) pokaże platforma DAZN, która od grudnia jest dostępna także w Polsce. Miesiąc dostępu do boksu na żywo kosztuje 7,99 zł, a duże pojedynki z udziałem rodaków mają pomóc w udanym starcie na nowym rynku.

Nowe otwarcie

W sobotę wszystkie oczy znów skupi na sobie Anthony Joshua (23-1, 21 KO). Mistrz świata federacji WBA, IBF i WBO wraca na ring rok po tym, jak odzyskał mistrzowskie tytuły z rąk Andy’ego Ruiza (33-2, 22 KO). Dlaczego tyle to trwało? AJ to złote dziecko brytyjskiego boksu, a jego walki regularnie wypełniają największe piłkarskie stadiony. W związku z pandemią organizacja takich wydarzeń odpada, więc pomysł na ten występ trzeba było sformatować na nowo.

Tym razem sensacja wydaje się mało prawdopodobna. Pulew ma już 39 lat i w ostatnim etapie kariery był prowadzony w umiejętny sposób – unikając większych wyzwań. Z Joshuą miał się spotkać już jesienią 2017 roku, ale na kilkanaście dni przed walką wypadł z powodu kontuzji. Bułgar jedyną zawodową porażkę poniósł w 2015 roku, kiedy poszedł na ringową wojnę z Władimirem Kliczką (62-3). Kilka razy lądował na deskach, a pojedynek w końcu został przerwany w piątej rundzie.

Walki z tak doświadczonymi przeciwnikami jak Kliczko i Powietkin nauczyły mnie, że weterani ciągle mogą cię skaleczyć. W późnym wieku ostatnie co tracisz to siła, a Pulew to ma. Kilku rywali potrafił rzucić na deski samym lewym prostym. Muszę się upewnić, że moje ataki będą skuteczne, bo on doskonale potrafi karcić przeciwników, którzy popełniają błędy – tłumaczył Joshua.

Ile w tym szczerości, a ile kurtuazji? Trudno powiedzieć. Opowieści o sile Bułgara można raczej włożyć między bajki, bo w ringu nie potrafił znokautować wyboksowanych wraków pokroju Kevina Johnsona (30-7-1) i Samuela Petera (36-5). Nie można mu odmówić znakomitych podstaw technicznych, ale jeśli będzie chciał bić się z Joshuą w półdystansie (jak pokazał z Kliczką), to może skończyć znokautowany.

Mimo to Pulew przygotował dobrą formę – na wagę wniósł najmniej od ponad dziesięciu lat. Podczas ceremonii ważenia próbował sprowokować Joshuę i prawie mu się to udało. W ostatnich latach częściej robiło się o nim głośno właśnie ze względu na sprawy pozaringowe – w marcu 2019 roku… pocałował w usta przeprowadzającą z nim wywiad dziennikarkę, co skończyło się głośnym międzynarodowym skandalem.

Joshua przewiduje nokaut w drugiej połowie walki. Chętniej opowiada o perspektywie rywalizacji z Tysonem Furym (30-0-1, 21 KO). Może do niej dojść późną wiosną lub latem, a zwycięzca takiej walki mógłby zostać pierwszym niekwestionowanym królem wagi ciężkiej od czasów Lennoksa Lewisa. – Chciałbym sprawdzić tę ringową inteligencję Tysona. Według jego ojca to podobno prawdziwy bokserski Einstein – podgryzał AJ. Wydawało się, że Fury obejrzy sobotnią walkę spod ringu, ale kilka dni temu zdradził, że ma inne plany. Trochę szkoda, ale i bez niego atrakcji w Londynie nie zabraknie – także dla polskich kibiców.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Facebook.com

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

1 komentarz

Loading...