Reklama

Stal była dzisiaj tak cienka, że nawet Hostikka błysnął

redakcja

Autor:redakcja

07 grudnia 2020, 20:27 • 4 min czytania 6 komentarzy

To mógł być właściwie całkiem niezły mecz. Pogoń Szczecin była dzisiaj dobrze dysponowana w ofensywie, miała ochotę atakować. No ale do tanga trzeba dwojga, a do ciekawego spotkania potrzeba dwóch co najmniej nieźle prezentujących się drużyn. Tymczasem Stal Mielec, dzisiejszy rywal „Portowców”, tak naprawdę w ogóle nie pojawiła się na boisku. Oddała mecz za darmo. Właściwie to szkoda całej tej drogi z Mielca do Szczecina i z powrotem, bo gdyby ekipa Leszka Ojrzyńskiego została w domu, wiele by to nie zmieniło. Dzisiaj Stal na tle Pogoni nie istniała.

Stal była dzisiaj tak cienka, że nawet Hostikka błysnął

Miazga do przerwy

Powiedzieć, że Pogoń w pierwszej połowie miała przewagę, to nic nie powiedzieć. Fakt, że w początkowej fazie spotkania Stal próbowała narzucić swoje warunki gry. Wyszła wysokim pressingiem, raz czy drugi zmusiła nawet gospodarzy do niedokładności w wyprowadzeniu piłki od tyłu. Ale ten okres wyrównanej gry potrwał bardzo krótko. Jakoś po dziesięciu minutach „Portowcy” ustawili sobie rywali i właściwie w ogóle nie wpuszczali ich na własną połowę. Środek pola w ekipie z Mielca istniał tylko teoretycznie. Stal miała kłopoty, by sklecić akcję złożoną chociaż z trzech-czterech podań. Każda próba wyjścia ze strefy defensywnej kończyła się natychmiastową stratą. Co tylko napędzało szczecinian, którzy może i zaczęli nieco niemrawo, ale jak już się rozkręcili, to Stal zupełnie nie była w stanie ich powstrzymać.

Statystyki mówią w tym przypadku wszystko. Pogoń w pierwszej połowie oddała 12 strzałów, miała 7 rzutów rożnych. Stal? Zero uderzeń, zero kornerów. Generalnie podopieczni Leszka Ojrzyńskiego nie stworzyli właściwie żadnego zagrożenia pod bramką Stipicy.

Inna sprawa, że „Portowcy” mieli kłopoty z przekuciem miażdżącej przewagi w takie naprawdę klarowne sytuacje bramkowe. Z łatwością przedostawali się w okolice pola karnego rywali, ale jak już trzeba było posłać dokładną centrę albo zagrać otwierające podanie idealnie w tempo, to nic z tego nie wychodziło. Najwięcej zamieszania powstawało pod bramką Gliwy po stałych fragmentach gry, lecz i w tym elemencie brakowało gospodarzom skuteczności. Na szczęście ekipa ze Szczecina miała w swoim składzie Santeriego Hostikkę. Tak, tego Hostikkę. Fin w pierwszej połowie był (o dziwo!) zdecydowanie najgroźniejszym zawodnikiem Pogoni. Kilka razy rozerwał defensywę Stali swoimi odważnymi rajdami, aż w końcu Luka Zahović przełamał strzelecką niemoc swojego zespołu, dobijając właśnie uderzenie niestrudzonego Hostikki, który dzisiaj zagrał jako lewoskrzydłowy i doskonale się w tej roli odnalazł.

Nuda w drugiej połowie

Czy Leszek Ojrzyński przedstawił swojemu zespołowi jakiś plan na poprawę gry po przerwie? Być może, ale zanim piłkarze Stali porządnie zabrali się do realizacji taktycznych założeń, było już tak naprawdę pozamiatane. Obrońca gości, Bożidar Czorbadżijski, w zupełnie niegroźnej sytuacji w polu karnym – jakkolwiek to nie zabrzmi – palnął rywala w łeb. Arbiter w pierwszej chwili nie zauważył tego absurdalnego przewinienia, lecz w erze VAR-u takie odpały rzadko uchodzą stoperom płazem. Już po chwili pan Tomasz Wajda wskazywał dłonią na jedenasty metr. Z rzutu karnego nie pomylił się Kamil Drygas, no i po 57 minutach zrobiło się 2:0 dla gospodarzy. Wynik ponoć niebezpieczny, ale nie w tym przypadku.

Reklama

Druga bramka dla „Portowców” tak naprawdę zabiła to spotkanie. Jasne, goście kilka razy spróbowali szarpnąć. Przyzwoitą zmianę dał Prokić, raz w kierunku bramki Stipicy kopnął Tomasiewicz. W doliczonym gra czasie gry Dante Stipica musiał się popisać kapitalną interwencją, by uniemożliwić Stali zdobycie honorowego gola. Ale nie mamy wątpliwości, że gdyby szczecinianom naprawdę zależało na kolejnych trafieniach, to by je zdobyli. Po prostu przy wyniku 2:0 przeszli już ewidentnie na tryb oszczędzania energii.

Nie pomógł też kolegom Michał Kucharczyk. Pojawił się na placu gry po przerwie i udało mu się spartaczyć kontrę, w której dwaj piłkarze Pogoni nacierali na osamotnionego obrońcę Stali.

Zasłużone trzy punkty

Tak czy owak, Pogoń zgarnia trzy punkty w starciu z beniaminkiem i zgarnia je zasłużenie, bo była dziś od Stali lepsza po prostu pod każdym względem. Mamy wręcz trochę żal do szczecińskiej ekipy, że nie wrzucili nieco wyższego biegu, bo rywale aż się prosili o tęgie lanie. Raz jeszcze dały o sobie znać kłopoty „Portowców”, jeżeli chodzi o linię ofensywną. Zaskoczył niezłym występem Hostikka, nieźle wyglądał Zahović, ale już Gorgon zagrał bardzo przeciętne zawody. Środkowi pomocnicy rzetelnie odwalali swoją robotę w destrukcji, lecz w ofensywie też mogliby chyba dać nieco więcej, zwłaszcza na tle tak marnego rywala.

Nie będziemy się jednak doszukiwać na siłę słabości w zespole zwycięzców. Jeżeli ktoś się dziś zaprezentował słabo, a wręcz koszmarnie, była to wyłącznie Stal. Ma nad czym myśleć Leszek Ojrzyński. Dwa pierwsze mecze pod jego wodzą wypadły całkiem nieźle, udało się zapunktować, ale dzisiaj Pogoń obnażyła wiele słabości mielczan. Forsell, Mak, Zjawiński, nawet często chwalony Domański – wszyscy zaprezentowali się po prostu katastrofalnie i będą chcieli o tym spotkaniu jak najszybciej zapomnieć.

 

Reklama

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...