Reklama

Bramkarz i defensywa z Serie A. Albania nie taka słaba, jak się wydaje

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

07 grudnia 2020, 20:33 • 4 min czytania 5 komentarzy

Mieliśmy dużo szczęścia przy losowaniu w najniższych koszykach, bo to całkiem spora różnica, czy gralibyśmy z Armenią czy Andorą, albo z Mołdawią czy San Marino, ale jeśli chodzi o koszyk czwarty, dostaliśmy rywala wcale nie tak lajtowego, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Reprezentacja Albanii to nadal dolna półka światowego i europejskiego futbolu, ale mimo wszystko w ostatnich latach poszła do przodu i doczekała się całkiem ciekawej generacji.

Bramkarz i defensywa z Serie A. Albania nie taka słaba, jak się wydaje

Albańczycy pojedynczych zawodników o dużych umiejętnościach mieli zawsze. Igli Tare, Altin Lala, Lorik Cana, Erjon Bogdani czy kończący karierę w Arce Gdynia (wtedy już był emerytem) Ervin Skela większość kariery spędzili we Włoszech, Niemczech lub Francji. Chyba jednak nigdy wcześniej nie mieli tylu utalentowanych chłopaków jednocześnie.

 – Chcielibyśmy znów sprawić niespodziankę. Na mundialu jeszcze nigdy nie byliśmy – mówił na gorąco w Kanale Sportowym trener Widzewa Łódź, Enkeleid Dobi.

I trzeba przyznać, że tak zupełnie szans jego rodakom odbierać nie wolno. Wystarczy spojrzeć na kilka nazwisk. Prawy defensor Elseid Hysaj to klubowy kolega Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika z Napoli. Podobnie jak u tego pierwszego, jego droga do Neapolu wiodła przez Empoli. Jeśli Hysaj jest zdrowy, gra regularnie i w wieku 26 lat powoli dobija do dwustu występów w Serie A. Widzieliśmy już bardziej ogórkowe CV.

Na środku obrony raczej Albańczykom nie zaimponujemy, bo oni mają na tych pozycjach młodego Marasha Kumbullę z Romy (6 meczów  i 1 gol w tym sezonie) i będącego pewniakiem w składzie Atalanty Berata Djimsitiego. A za nimi między słupkami przeważnie stoi Thomas Strakosha (od czterech lat numer jeden w Lazio) lub Etrit Berisha, który przez siedem poprzednich sezonów bronił na poziomie włoskiej ekstraklasy, a teraz został w SPAL po spadku do drugiej ligi. W Lazio i Atalancie nie zawsze był opoką, zdarzały mu się widowiskowe wpadki, no ale określoną klasę posiada.

Reklama

Jak więc widzicie, tyły nasi grupowi rywale mają naprawdę fajnie obsadzone. Z przodu jest gorzej, kogoś ewidentnie wyrastającego ponad europejską średnią brakuje. Co nie znaczy, że są tam już tylko goście na poziomie defensywy Podbeskidzia. Amir Abrashi zaczął szósty sezon we Freiburgu, ale delikatnie mówiąc, do kluczowych ogniw się nie zalicza (13 minut w 1. Bundeslidze). Klaus Gjasula w poprzednim sezonie regularnie występował w niemieckiej ekstraklasie dla Paderborn, aktualnie zaś przeważnie może liczyć na grę w drugoligowym HSV, choć często jako zmiennik. Na skrzydełku śmiga sobie Myrto Uzuni, który zbiera z Ferencvarosem doświadczenie w fazie grupowej Ligi Mistrzów i dopiero co pokonał Wojciecha Szczęsnego w meczu z Juventusem.

W ataku m.in. starzy znajomi z polskich boisk, czyli Bekim Balaj i Armando Sadiku. Na ten moment najgroźniejszym żądłem wydaje się 30-letni Sokol Cikalleshi z tureckiego Konyasporu. W listopadzie w dwóch meczach z Kazachstanem i Białorusią zdobył trzy bramki, a w eliminacjach do Euro 2020 miał na rozkładzie takie ekipy jak Francja czy Islandia. Co nie zmienia faktu, że gdyby był Polakiem, mógłby nawet nie zmieścić się w pierwszej dziesiątce najlepszych napastników. Rośnie także pozycja Reya Manaja. Jego przynależność klubowa robi wrażenie (Barcelona), ale w praktyce chodzi o trzecioligowe rezerwy. W pierwszym zespole Dumy Katalonii nigdy nie zadebiutował, natomiast ma za sobą epizody w Serie A (Inter, Pescara). W odwodzie pozostaje jeszcze Armando Broja, który będąc wypożyczonym z Chelsea do Vitesse strzelił już pięć goli w Eredivisie. Jeszcze w marcu Frank Lampard dał mu zadebiutować w Premier League, wpuszczając na końcówkę spotkania z Evertonem.

Całą tą ferajną od półtora roku dowodzi 75-letni Włoch Edoardo Reja, znany z prowadzenia m.in. Atalanty, Lazio i Napoli. Tamtejsza federacja ewidentnie hołduje włoskiej myśli szkoleniowej. Przed Reją stery dzierżyli Gianni De Biasi i Christian Panucci.

Jak pewnie pamiętacie, Albańczycy doczekali się debiutu na wielkiej imprezie. Podczas Euro 2016 wstydu zdecydowanie nie przynieśli. Minimalnie polegli ze Szwajcarią, Francuzi obie bramki wcisnęli im w doliczonym czasie, a Rumunię w meczu o honor pokonali za sprawą Sadiku, który niedługo potem przeszedł do Legii. Szkoda, że przy Łazienkowskiej nie zorientowali się, jakie Ferrari do nich trafiło i trzymali je w garażu.

Reklama

Następnych eliminacji on i koledzy już nie przechodzili. W walce o przepustki na mundial w Rosji wylosowali jednak najgorzej jak mogli, mając w grupie i Hiszpanów, i Włochów. Wszystko z nimi przegrali (choć kompromitacji nie było), za to wyprzedzili Izrael i Macedonię. Podczas eliminacji do przełożonego EURO rozczarowanie było większe. Albania potrafiła pokonać 4:2 Islandię, ale też zremisować 2:2 z Andorą (finiszowała tylko przed nią i Mołdawią). Z Francją i Turcją schodziła pokonana za każdym razem.

Można uznać, że zespół wykonał krok w tył. Dlaczego? – Myślę, że wtedy skończył się pewien cykl. Paru doświadczonych zawodników odeszło, drużyna musiała być budowana na nowo. I pomału idziemy do przodu, co pokazaliśmy wygrywając swoją grupę Ligi Narodów. Trener Reja wykonuje bardzo dobrą robotę. Bramkarza i obrońców mamy z Serie A. Jest kilka większych nazwisk, ale nasza siła to przede wszystkim zespołowość. Jeśli tu jest dobrze, możemy być naprawdę niebezpieczni – tłumaczył Dobi w Kanale Sportowym.

Generalnie mamy do czynienia z europejskim średniakiem z raczej niższych sfer, który jednak potrafi być nieobliczalny i w najbliższym czasie może pójść do przodu. Z frajerami nie gramy, absolutnie nie wolno się nastawiać, że czekają nas dwa spacerki.

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...