Reklama

Czy warto było na ten mecz czekać?

redakcja

Autor:redakcja

03 grudnia 2020, 13:58 • 3 min czytania 16 komentarzy

Ach, cóż to był za cios w serca wszystkich prawdziwych fanów futbolu. Wczoraj wieczorem wielu z nas miało już przyszykowane czipsy i batony, by poza zmysłami wzroku i słuchu, pieszczonymi przez transmisję z meczu Arka Gdynia – Korona Kielce, rozkosz przeżyły też smak i powonienie. Niestety, w wyniku zmrożonej murawy w Gdyni, na te piłkarskie fajerwerki musieliśmy poczekać kilkanaście godzin – a konkretnie do godziny 12.00 w czwartek (czipsy i batony normalnie zjedliśmy przy Lidze Mistrzów).

Czy warto było na ten mecz czekać?

Czy warto było czekać?

Cóż, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Trzeba przyznać, że w czwartek o 12.00 nie ma wielu meczów piłkarskich, więc taka Arka z Koroną też nas ucieszyła, jak ucieszyłoby nas każde spotkanie piłkarskie. Czy były tu momenty piłkarskiej jakości? O dziwo tak.

Szczególnie dobrze wyglądały te przejścia spod własnej bramki do 30. metra od bramki rywala. Dotyczy to zarówno współpracy Kasperkiewicza z Jankowskim czy Żebrowskim, jak i Marciniaka z Siemaszką. Korona też pod tym względem wyglądała w miarę okej – zwłaszcza, gdy szarpali Podgórski albo Thiakane. Sęk w tym, że bliżej bramki przeciwnika niewiele się działo, a już zwłaszcza przed przerwą. Akcja pierwszej odsłony? Powrót do korzeni w wykonaniu gdynian. Adam Marciniak ładuje z autu ile sił w łapach, Marcjanik mocno uderza, wcześniej wymijając zaskoczonych obrońców Korony.

Gol, jak się miało okazać, na wagę trzech punktów.

Ale jeśli ktoś chciałby tu użyć kalki: oho, czwartek, 12.00, transmisja na Ipli bez powtórek, jedyny gol po rzucie z autu, więc nie ma kogo chwalić – wstrzymajcie konie.

Reklama

Gdynianie po przerwie wyglądali naprawdę solidnie i to pod czysto piłkarskimi względami, bez elementu koszykówki, jakim bez wątpienia jest „alley-oop” w postaci wrzutu z autu na głowę innego z obrońców. Dobrze wyglądali szczególnie Siemaszko z Jankowskim, nawet jeśli brakowało im obu skuteczności. Klepeczki, jakieś nieszablonowe próby podań – urodziły się z tego dwie dobre sytuacje, ale z obu obronną ręką wyszedł Kozioł. Arka atakowała prawie przez pełne 45 minut, dochodząc do paru naprawdę wyśmienitych okazji.

Co ciekawe – gdy Artura Siemaszkę zastąpił na boisku Rafał Wolsztyński, obraz gry nie uległ zmianie – tylko teraz to Wolsztyński przejął dar dochodzenia do sytuacji i przekleństwo ich marnowania. To właśnie ten ostatni miał niezłą okazję po rzucie rożnym oraz przy próbie dobitki po akcji Mazka w końcówce. Do tego też sam na sam w doliczonym czasie, gdy już machnął bramkarza, ale nie potrafił trafić z ostrego kąta. A sam Mazek zresztą też już za pierwszym razem powinien pokonać bramkarza, ale – jak całej drużynie Arki – i jemu dzisiaj brakowało zimnej krwi.

Korona? Tak naprawdę cały mecz czekała na tę jedną centrę na głowę Grzelaka.

Ona faktycznie się przytrafiła na trzy minuty przed końcem – ciasteczko z prawej flanki, Grzelak świetnie się złożył do strzału. Ale trzy punkty Arce wyciągnął wówczas Kajzer, doskonałą interwencją po tym strzale. Czy kielczanie mogą czuć rozczarowanie? Z perspektywy końcówki i wybronionego świetnego uderzenia przy wyniku zaledwie 1:0 – tak. Tu zapachniało na poważnie remisem. Ale z perspektywy całego meczu? No nie, tu tak naprawdę mogło się skończyć dwa czy trzy do zera dla Arki.

Jeśli Korona miałaby czuć rozżalenie, to przede wszystkim z uwagi na wczorajszy wieczór. Arka dysponuje przecież podgrzewaną murawą, dzisiaj boisko nie wyglądało inaczej, niż w wielu innych spotkaniach pierwszej ligi. Przeciągnięcie tego meczu to bez wątpienia niedopatrzenie organizatorów, o które Korona ma słuszne pretensje. Sam przebieg meczu udowodnił jednak, że piłkarsko 3 punkty należą się dziś Arce.

Gdynianie mają powody do świętowania. Wobec potknięć ŁKS-u i Górnika, podium znalazło się na odległość jednego punktu, a premiowane awansem drugie miejsce – o pięć oczek od podopiecznych Ireneusza Mamrota. Wciąż w grze jest scenariusz zimowania na pozycji wicelidera – „wystarczy” wygrać dwa mecze i liczyć na dwie wtopy ŁKS-u.

ARKA GDYNIA – KORONA KIELCE 1:0 (1:0)

Marcjanik 15′

Reklama

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Komentarze

16 komentarzy

Loading...