Reklama

Tysiąc Abramowicza. Najważniejsze wydarzenia ery Rosjanina w Chelsea

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2020, 10:47 • 19 min czytania 8 komentarzy

Roman Abramowicz jest właścicielem Chelsea od 17 lat. Jednakże bardziej imponująca jest inna liczba. Roman Abramowicz jest właścicielem Chelsea od 1000 spotkań. Jubileuszowym było starcie z Tottenhamem. Niezłe, lecz przez te wszystkie dni meczowe działo się na Stamford Bridge zdecydowanie więcej niż 0:0 ze Spurs.

Tysiąc Abramowicza. Najważniejsze wydarzenia ery Rosjanina w Chelsea

Kursy na Sevilla – Chelsea w TotalBet: Sevilla 3.00 – remis 3.35 – Chelsea 2.55

Wielkie transfery, nepotyzm, zakaz podróżowania do Wielkiej Brytanii, tytuły Premier League, łzy w Moskwie, radość w Monachium, powroty i oschłe pożegnania. Panowanie Abramowicza w Londynie to niekończący się rollercoaster, więc my przypominamy najważniejsze wydarzenia ery rosyjskiego oligarchy.

Przejęcie klubu – 2003

Lista nie może zaczynać się w żaden inny sposób. Ponad 17 lat temu, rosyjski oligarcha przejął klub i ponownie uczynił z niego prywatną własność. W 2003 roku sytuacja prawna Chelsea nie była bowiem w klarowna – część udziałów należała do Kena Batesa, Matthew Hardinga, BSkyB oraz anonimowych funduszy zagranicznych.

Reklama

Abramowicz najpierw przejął 50% akcji, a w sierpniu skompletował ich 90%, co pozwoliło mu na zostanie najważniejszą osobą w londyńskim klubie. Cała operacja zamknęła się w 140 milionach funtów. Suma zawrotna, przede wszystkim dla Kena Batesa. Miejska legenda mówi, że w 1982 Anglik kupił Chelsea za symbolicznego funta.

Zwolnienie Claudio Ranieriego – 2004

Co oczywiste, zmiany właścicielskie były dopiero początkiem ery Abramowicza. Nikt nie mógł zakładać, jak dalekie będą następstwa rządów Rosjanina na Stamford Bridge. Przedsmak otrzymaliśmy rok po przejęciu klubu.

W sezonie 2003/04, The Blues zajęli drugie miejsce w Premier League. Wynik rewelacyjny, najlepszy za kadencji Claudio Ranieriego. Lepszy okazał się jedynie Arsenal, który akurat zaliczył kampanię bez ani jednej porażki. Być może gdyby było inaczej, Włoch pracowałby w Chelsea jeszcze dłużej.

Drugie miejsce Abramowicz odebrał jednak jako porażkę, wzmocnioną jeszcze przez ostateczny brak jakichkolwiek sukcesów. Ranieri nie włożył nic do klubowej gablotki, odpadając między innymi w półfinale Ligi Mistrzów. The Blues ulegli wówczas Monaco, co miało się okazać kluczowe dla przyszłości Chelsea.

Najpierw trzeba było jednak zwolnić przyszłego mistrza Anglii z Leicester City. Abramowicz zrobił to bez chwili zawahania. Nie interesowało go, że klub za kadencji Włocha grał z sezonu na sezon coraz lepiej i naprawdę niewiele zabrakło, by londyńczycy trafili do finału europejskiego pucharu. Liczył się ostateczny efekt – Ranieri wydał 120 (!) milionów funtów na transfery – sumę zawrotną, nie tylko jak na owe czasy. Na Stamford Bridge trafili Makelele, Crespo, Mutu, Veron, Cole, Bridge, Johnson, zaś rekord bił Damien Duff. Pucharów jednak nie było.

Reklama

31 maja 2004 roku stało się jasne, ze Claudio Ranieri dłużej Chelsea nie poprowadzi.

The Special One – 2004

Wspomniany półfinał Ligi Mistrzów naprawdę miał dla klubu kolosalne znaczenie. Jak możemy usłyszeć w „Strategii życia” (prod. Netflix), to właśnie po tym meczu Roman Abramowicz zadecydował, że przyszły tryumfator zostanie następnym szkoleniowcem Chelsea. Jak Rosjanin pomyślał, tak zrobił.

Jeden z najbardziej zaskakujących finałów Ligi Mistrzów w całej historii rozgrywek wygrało Porto Jose Mourinho. Dwa dni po zwolnieniu Ranieriego, Portugalczyk został przedstawiony na konferencji prasowej. A właściwie sam się przedstawił. Nowy sternik The Blues określił się jako „The Special One”. I faktycznie, jego pierwsze lata były wyjątkowe.

W sezonie 2004/05 Chelsea sięgnęła po pierwszy w historii puchar Premier League. Był to zarazem pierwszy krajowy tytuł londyńskiego klubu po równo 50 latach. Co więcej, The Blues osiągnęli go w iście imponującym stylu, ustanawiając rekord czystych kont i – co za tym idzie – najmniejszej liczby straconych bramek. Ściągnięty przed sezonem Petr Cech (wyscoutowany jeszcze przez Claudio Ranieriego) w aż 24 meczach nie wpuścił ani jednego gola. Po 38 kolejkach, Chelsea miała na koncie zaledwie 15 straconych bramek. Do tego wyniku nikt nigdy się nie zbliżył i patrząc na dzisiejszy futbol, rekord może pozostać wiecznym.

Co więcej, podopieczni Jose Mourinho ustanowili wówczas jeszcze jeden legendarny wynik. Zgromadzili aż 95 punktów, pobity dopiero przez Manchester City Pepa Guardioli w sezonie 2016/17. The Citizens zdobyli wówczas 100.

Pierwsza kadencja Portugalczyka nie skończyła się rzecz jasna na jednym sezonie. The Special One pozostał na Stamford Bridge aż do 2007 roku, sięgając w tym czasie po jeszcze jedno mistrzostwo Premier League, Puchar Anglii i dwa Puchary Ligi. Jeden z nich – zdobyty w 2005 roku – był nad wyraz wyjątkowy.

Okienko transferowe – 2004

Zanim jednak Mourinho wlazł kibicom Liverpoolu niczym drzazga między paznokieć, potrzebował transferów. Nie ma co się oszukiwać – bez okienka transferowego w 2004 roku, nie byłoby wielkiej Chelsea Portugalczyka.

Abramowicz sypnął kasą po raz kolejny, nie patrząc na to, że Claudio Ranieri wydał grubo ponad 100 milionów funtów. Jose dostał niemalże wolną rękę – bez żalu pożegnał część wzmocnień z poprzedniego sezonu, wysyłając na wypożyczenie Verona, Crespo i Ambrosio. Szczęścia w innym miejscu szukali też Hasselbaink, Desailly i Forssell, a więc ważni gracze Chelsea w przeszłości.

No właśnie, przeszłości.

Mourinho wymiótł tych zawodników, którzy nie pasowali mu do koncepcji, albo którzy blokowali miejsce dla jego nowych nabytków. Gdy więc przewietrzył szatnię, szybko zaczął wprowadzać do niej kolejnych lokatorów. Latem na Stamford Bridge zawitali dobrzy znajomi Jose z Portugalii – Tiago, Paulo Ferreira, Ricardo Carvalho i do tego Nuno. Ponadto przychylniej spojrzano na rynek francuski – z Ligue1 przyjechał Didier Drogba oraz wspomniany Petr Cech. Ostatnią wyciśniętą niczym cytryna ligą było Eredivisie – PSV opuścili Arjen Robben oraz Mateja Kezeman. Łącznie ponad 90 milionów funtów, co w dwa sezony daje zawrotną liczbę 210 milionów. Na rywalizacje z taką maszyną finansową żaden klub z Premier League nie był wówczas gotowy.

Abramowicz rozbił kilkaset świnek skarbonek, lecz zdecydowanie opłacało się.

Jose Mourinho ucisza fanów Liverpoolu – 2005

O rywalizacji Mourinho i Beniteza, można pisać książki. Trafili do Anglii w tym samym roku i w swoich klubach zostaną bez wątpienia zapamiętani na zawsze. Portugalczyk za zwycięstwa na krajowym podwórku, Hiszpan za tryumf w Lidze Mistrzów. Konflikt między dwójką wybitnych taktyków nie wziął się znikąd.

The Reds i The Blues od początku istnienia Premier League byli bezpośrednimi rywalami, lecz to Mourinho i Benitez wznieśli te potyczki na nowy poziom. Nawet po latach, gdy obaj menadżerowie opuścili już Stamford Bridge i Anfield, wbijali sobie szpilki, dworując nawet z sukcesów rywala.

W 2013 roku Benitez wygrał z Chelsea Ligę Europy. To dla Abramowicza było za mało. Jego miejsce zajął… Mourinho (druga kadencja tego trenera). Powiedział on wówczas:

Nie chcę wygrywać Ligi Europy. To byłoby dla mnie bardzo rozczarowujące. Nie chcę, aby moi piłkarze czuli, że Liga Europy to jest miejsce dla nich.

Hiszpan oczywiście nie był bierną stroną, wszak przez wszystkie lata kilkukrotnie bywał prowodyrem utarczek z Portugalczykiem. W 2007 krytykował sztuczną atmosferę na Stamford Bridge, przy okazji nawiązując do kultu Mourinho:

Mamy swoich „the special ones” tutaj, na Anfield. To nasi kibice, którzy zawsze dopingują Liverpool z całego serca. Nie potrzebujemy do tego flag rozdawanych przed meczami. To pasja kibiców pomaga zespołom wygrywać mecze, nie flagi.

Jak jednak do tego doszło? Kiedy ta dwójka pierwszy raz zapałała do siebie antypatią?

Wielce prawdopodobne, że miało to miejsce w lutym 2005 roku, gdy Chelsea i Liverpool stanęli do walki w finale Pucharu Ligi. Trzeciorzędne rozgrywki dla klubów Premier League. Zwykle. Nie w tym wypadku.

The Reds objęli prowadzenie już w pierwszej minucie, gdy to siatki trafił Riise. The Blues długo nie mogli przebić się przez zasieki zastawione przez podopiecznych Beniteza, a jakby tego było mało, trybuny cały czas buczały w stronę Jose Mourinho, prowokując impulsywnego Portugalczyka. Gdy zatem wyrównującego gola zdobył… Steven Gerrard, reakcja Portugalczyka nie mogła być bardziej w jego stylu.

W dogrywce Chelsea strzeliła dwukrotnie, zaś Liverpool ratować próbował Nunez. Nie wyszło. Jose pokonał Rafę, The Blues The Reds, ale i tak to nie o tym mówiono w pomeczowym wywiadzie. W odpowiedzi na krytykę, która dotknęła go po geście uciszenia, Mourinho wypalił:

Ten gest nie był skierowany do kibiców, tylko do was – do mediów. Mówią za dużo i moim zdaniem zbyt mocno chcą nam przeszkodzić. Zrobią w tym celu wszystko. (…) Przegraliśmy dwa poprzednie mecze i moim zdaniem dziennikarze starają się zabrać nam pewność siebie i wywrzeć na nas presję.

Nie pomogło. Brytyjskie media były od tamtej pory cięte na Portugalczyka bardziej niż kiedykolwiek. Zaś Benitez, a przede wszystkim Liverpool, zdołał się zrewanżować w półfinale Ligi Mistrzów, gdy wyrzucił Chelsea za burtę po golu-widmo Luisa Garcii.

Wybudowanie nowego kompleksu w Cobham – 2005 (2007)

Jednak to nie transfery, nie Mourinho i nie tytuły, były pierwszą rzeczą, jaką Abramowicz obiecał kibicom The Blues. Oligarcha zapowiedział, że powstanie nowa baza treningowa, najlepsza na ówczesne czasy.

Po dwóch latach obiekt w Cobham był gotowy – pierwsza drużyna Chelsea trenowała tam właśnie od 2005 roku, ale oficjalne otwarcie nastąpiło dopiero w 2007. Nie zmienia to jednak faktu, że miejsce służy piłkarzom londyńskiego klubu już od kilkunastu lat.

Na pierwszy rzut oka mało zauważalna inwestycja, lecz mająca w gruncie rzeczy kolosalne znaczenie dla wszystkich osób związanych w Chelsea.

Przybycie Andrija Szewczenki – 2006

Chociaż Jose Mourinho dał Abramowiczowi pierwsze trofea, to i tak po pewnym czasie relacje z portugalskim szkoleniowcem musiały ulec zmianie. Pierwszym poważnym punktem zapalnym stał się transfer jednego z najlepszych napastników ówczesnej Europy.

Portugalczyk Szewczenki nie chciał. Po prostu. Ukrainiec zupełnie nie pasował mu do koncepcji, nawet mimo tego, że w barwach Milanu strzelił bagatela 173 gole we wszystkich rozgrywkach. A jednak na Stamford Bridge nie wyszło.

Mourinho nie potrafił skorzystać z usług napastnika. The Guardian pisał, że nawet niespecjalnie starał się to zrobić – wolał Milana Barosa lub Jermaina Defoe. Dostał Szewczenkę i to za 30 milionów. Brzmi jak przepis na absolutnie nieudany, wyniszczający dla obu stron związek.

Na szczęście potrwał on zaledwie rok. W tym czasie Ukrainiec zdobył całe cztery bramki na poziomie Premier League. Dla porównania – Baros miał na koncie jednego, zaś Defoe dziesięć.

Zatrudnienie Avrama Granta – 2007

Jednakże ściągnięcie Szewczenki – bliskiego przyjaciela Abramowicza – nie miałoby pewnie miejsca, gdyby nie zatrudnienie Avrama Granta. Izraelski trener objął najpierw posadę dyrektora, czemu sprzeciwiał się… Jose Mourinho.

Portugalczyk nie chciał widzieć byłego selekcjonera Izraela w tej roli, lecz miał małą siłę przebicia. Grant – podobnie jak Szewczenko – doskonale znali się z Abramowiczem ze strony prywatnej. Nikt jednak nie spodziewał się, że Rosjanin ośmieli się zwolnić Jose, który jeszcze w maju zwyciężył w pierwszym w historii finale na Nowym Wembley (Puchar Anglii 2007) i zastąpić go właśnie Izraelczykiem. A jednak.

Grant poprowadził Chelsea w 54 meczach i zanotował 66% zwycięstw. Nieźle, ale bez trofeów. A te dla Abramowicza są ważniejsze, niż przyjaźń.

Łużnikowskie łzy – 2008

Chociaż cała historia mogłaby się skończyć inaczej, gdyby nie finał Ligi Mistrzów sprzed dwunastu lat. Chelsea prowadzona przez Granta może nie grała na równi z Manchesterem United sir Alexa Fergusona, ale dawała radę remisować przez 120 minut.

Przetrwała nawet nawałnicę, która nastąpiła po 116. minucie, gdy boisko za czerwoną kartkę opuścił Didier Drogba. Poległa dopiero w rzutach karnych, gdy z jedenastu metrów najpierw spudłował John Terry, a chwilę później strzał Anelki odbił van der Sar.

Kropel, które po twarzach zawodników zgromadzonych wówczas na moskiewskich Łużnikach – a więc miejscu szczególnie dla Abramowicza ważnym – nie sposób było zliczyć. I to nie tylko dlatego, że padało wówczas niemiłosiernie.

Przegrana z Liverpoolem – 2008

Co jest niezwykłego w porażce The Blues z The Reds, zapytacie. W końcu Chelsea od 1992 roku mierzy się z Liverpoolem rok w rok co najmniej dwa razy, więc przegrane nie powinny być czymś specjalnie wyjątkowym. A jednak ta sprzed dwunastu lat wyróżnia się zdecydowanie. Miała bowiem miejsce na Stamford Bridge.

Londyńczycy przed meczem z The Reds mieli serię 86 meczów bez porażki na swoim stadionie. Grubo ponad dwa sezony. A jednak wtedy, w 2008, ulegli. Była to pierwsza taka seria za kadencji Abramowicza i pierwsza, która została tak brutalnie przerwana. Bolało tym bardziej, że ulegli w starciu z odwiecznym rywalem.

Spora w tym zasługa szkoleniowca Chelsea. Luiz Felipe Scolari zastąpił Avrama Granta i… no cóż. Brazylijczyk pozostaje bodaj największa pomyłką rosyjskiego oligarchy. W starciu z Liverpoolem, były selekcjoner Canarinhos został przez Rafaela Beniteza przeczytany i wyrzucony w kąt niczym słaba książka.

Hiszpańskie szaleństwo – 2011

Pamiętacie transfer Szewczenki? Wielu porównuje go ze ściągnięciem Fernando Torresa w styczniu 2011 roku. Mylnie, bo obie transakcje różni wszystko, poza zbliżonym efektem końcowym, czyli odejściem do Milanu w świetle wielkiego niewypału.

Po pierwsze – Torresa chciał Carlo Ancelotti, ówczesny szkoleniowiec Chelsea. Włochowi Hiszpan idealnie pasował do koncepcji. Był sprawdzony w Premier League, przetestowany w 442, a w Liverpoolu po prostu robił furorę. Po drugie – The Blues osłabili jednego ze swoich największych rywali. Po trzecie – transfer Torresa wywarł wpływ na całą ligę.

The Reds, których nagle pozbawiono najjaśniejszej wówczas gwiazdy, musieli rozpaczliwie szukać następcy. Znaleźli dwóch – nieco nieznanego Luisa Suareza, co do którego miano duże wątpliwości i Andy’ego Carrolla – chłopaka z ligi, który miał gwarantować kilkanaście bramek w sezonie. Ważne było to, jak wielkie pieniądze Liverpool wyłożył wówczas na Anglika, który był po prostu niezły. Newcastle United zainkasowało 35 milionów funtów, a wewnętrzny rynek zupełnie zwariował. Od tamtej pory opłaty za zawodnika ze statusem home-grown wzrosły kilkukrotnie.

Transferem Torresa, Abramowicz wywołał efekt domina. Poniekąd sprawił też, że Liverpool zyskał prawdziwego potwora. I nie, nie chodzi tutaj o Anglika z kucykiem, lecz o Urugwajczyka z wystającymi jedynkami.

Demolka – 2012

Najwyższe zwycięstwo jest zawsze ważnym elementem historii. W Premier League Chelsea osiągnęła swoje właśnie za kadencji Abramowicza. Wynik 8:0, The Blues osiągnęli aż dwukrotnie. Najpierw z Wigan w 2010 roku, a dwa lata później przeciwko Aston Villi. Wybór pada jednak na starcie z The Villans.

Po pierwsze, w meczu z 2010 roku, goście od 30 minuty musieli grać w dziesiątkę, więc zawodnicy Chelsea mieli nieco łatwiejsze zadanie strzeleckie. Po drugie, prowadził ich wówczas Ancelotti, a więc trener zorientowany na ofensywną piłkę.

W 2012 sytuacja była nieco inna. Aston Villa przez cały mecz grała 11 na 11, chociaż wyglądała, jakby układ boiskowych sił był znacząco odmienny. Co więcej, prowadził ich w tym spotkaniu Rafael Benitez, znany ze swojego zamiłowania do gry obronnej, zatrudniony na dwa miesiące przed meczem z The Villans. Hiszpan zastąpił na stanowisku Roberto Di Matteo, który… dał Chelsea Ligę Mistrzów.

Wygranie Ligi Mistrzów – 2012

To prawdopodobnie największe osiągnięcie Chelsea za ery Abramowicza, osiągnięte w dość przypadkowy, czy raczej szczęśliwy, sposób. Na The Blues w starciu z Bayernem nie stawiał nikt. Nie dość, że prowadził ich trener tymczasowy, to jeszcze skład Anglików znacznie ustępował Niemcom. Jakby tego było mało, Bawarczycy rozgrywali finał u siebie.

A jednak.

Bayern, w stylu zbliżonym spektakularnością do sławnej porażki z Manchesterem United, wypuścił prowadzenie, które w 83. minucie dał Thomas Muller. Najpierw do remisu doprowadził Didier Drogba – Iworyjczyk był niewidoczny przez większą część spotkania, lecz nie zawiódł w najważniejszym momencie. Jego strzał pozostawił Manuela Neuera bez szans i wprawił gospodarzy w osłupienie – przeważali przez cały mecz i pewnie zmierzali po tryumf. Musieli się jednak gorzko rozczarować.

W dogrywce, Drogba mógł przejść błyskawiczną drogę z bohatera do zera. Była 95 minuta, gdy napastnik Chelsea sprokurował rzut karny. Bayern stanął przed szansą na objęcie prowadzenia, którego pewnie by już nie wypuścił, wszak The Blues w dodatkowej części tylko się bronili. Z jedenastu metrów spudłował jednak Arjen Robben. Ataki Niemców zelżały, a angielski klub dotrwał do rzutów karnych. Tam mieli przewagę psychologiczną, wszak dwukrotnie wywinęli się śmierci.

W konkursie jedenastek cud nadszedł po raz trzeci. Juan Mata pomylił się, lecz uratowali go koledzy oraz nieskuteczność gospodarzy. Najpierw przestrzelił Olić, później Schweinsteiger i było po sprawie. Chelsea wygrała, będąc prowadzona przez człowieka, którego Abramowicz nie chciał, lecz po sukcesie w Monachium, musiał zatrudnić na stałe.

Na stałe trwało bardzo krótko, bo już w październiku – pięć miesięcy po wygranej Ligi Mistrzów – Di Matteo został zwolniony.

Era Edena Hazarda – 2012

Gdyby nie zwycięstwo Di Matteo, być może nigdy nie rozpoczęłaby się trwająca siedem lat era belgijskiego skrzydłowego. Gracza Lille chciało pół piłkarskiej Europy, lecz to tryumf w Lidze Mistrzów sprawił, że Chelsea wysunęła się w tym wyścigu na prowadzenie.

Hazard zawitał na Stamford Brige za 32 miliony funtów i rozpoczął karierę, która sprawiła, że w sercach fanów The Blues miejsce ma na zawsze. Belg był wspomnieniem najbardziej wirtuozerskich zawodników w historii Chelsea. Osiągnął taki status, że wymienia się go jednym tchem z Johnem Terrym oraz Frankiem Lampardem. Przez lata pozostawał wierny londyńskiemu klubowi, zdobywając z nim sześć tytułów. Średnio niemal jeden na sezon.

Odszedł dopiero w 2019 roku, kuszony konsekwentnie przez Real Madryt. Odszedł w idealnym dla The Blues momencie, bo chociaż transfer Hazarda wywołał potok łez, to jednak klubowa kiesa znacznie się poszerzyła, a swoją postawą w Madrycie Belg pozwala sądzić, że taki scenariusz byłby możliwy także na Stamford Bridge.

Zwycięstwo w Lidze Europy – 2013

Jedyną skazą na wizerunku Hazarda jest fakt, że nie był w stanie poprowadzić swojego klubu do choćby jednego tryumfu w Lidze Mistrzów. Zamiast tego Belg dwukrotnie mógł się cieszyć ze zdobycia Ligi Europy.

Pierwszy raz świeżo po swoim przyjeździe na Stamford Bridge. Chelsea odpadła szybko z Champions League – zajmując w swojej grupie trzecie miejsce. To pozwoliło jednak na grę w innych europejskich rozgrywkach. Benitez tryumfował, lecz czy Ambramowicz był z tego faktu nad wyraz zadowolony? Ano nie.

Drugie życie Jose Mourinho – 2013

Z Hiszpanem nie przedłużono umowy. Od początku miał być opcją tymczasową i tryumf w Lidze Europy nie zmienił nastawienia rosyjskiego oligarchy. Miejsce byłego szkoleniowca Liverpoolu zajął stary znajomy Abramowicza. Czy dobry? Trudno powiedzieć.

Drugi pobyt Mourinho na Stamford Bridge z jednej strony zakończył się sukcesem, a z drugiej rozwalił szatnię i relacje w klubie. W pierwszym sezonie Chelsea zajęła trzecie miejsce i odpadła w półfinale Ligi Mistrzów. Już wówczas spekulowano, że Portugalczyk nie dostanie więcej czasu. Dostał i dostarczył kolejną wygraną w Premier League. Nadal jednak nie potrafił czegokolwiek zdziałać w europejskich pucharach – tym razem za burtę wyrzuciło go PSG.

Ostatni – niepełny – sezon Mourinho jest jednak prawdziwą katastrofą. Po dwunastu meczach Chelsea miała na koncie 11 punktów i balansowała na granicy strefy spadkowej. Abramowicz nie miał wyjścia i charyzmatyczny trener stracił głowę po raz drugi. Tak źle grających The Blues nie pamiętali nawet najstarsi górale.

Sezon 2015/16 ratował dla londyńczyków kolejny znajomy Abramowicza – Guus Hiddink. Holender zdołał sprawić, że stołeczna ekipa zajęła dziesiąte miejsce. Wstyd był, ale przynajmniej nie jak cholera.

To nie jest kraj dla starych ludzi – 2014 – 2019

Opisywane lata zbiegły się z odejściami legend Chelsea. Nie były to jednak odejścia na emeryturę. Zawodnicy wciąż chcieli grać, lecz zarząd stawiał jasne warunki – nie możemy ci tego zaoferować, jesteś zbyt słaby, nie dostaniesz odpowiedniej liczby minut. Na przestrzeni pięciu lat Stamford Bridge opuścili Petr Cech (Arsenal), John Terry (Aston Villa), Gary Cahill (Crystal Palace) i wreszcie Frank Lampard (NY City/Manchester City), który strzelił nawet swojemu byłemu klubowi gola.

To z pozoru zwykła sprawa, wszak Steven Gerrard też nie kończył kariery w Liverpoolu. To jednak wyjątki od reguły. Zresztą w samym Liverpoolu takie przypadki nie zdarzają się często. A w Chelsea ery Abramowicza? Jak najbardziej. W końcu to już za czasów oligarchy z klubem pożegnał się Gianfranco Zola, który odszedł do Cagliari.

Włoska robota – 2016

Po dramacie Mourinho, gaszeniu pożaru przez Hiddinka, nadeszła pora na konkretne nazwisko. Abramowicz sięgnął po Anotnio Conte – trzeciego Włocha za swojej kadencji. Były szkoleniowiec Juventusu miał za zadanie przywrócić blask klubowi ze Stamford Bridge. Jednym słowem – wygraj Premier League.

Z tego zadania Conte wywiązał się znakomicie. Chociaż jego drużyna zaliczyła trudny start, to szkoleniowiec znalazł w końcu taktykę, która przyniosła mu zwycięstwo. Chelsea przeszła na grę wahadłami i zdołała zdominować Premier League w debiutanckim sezonie Włocha. Wydawało się, że na Stamford Bridge znowu mają trenera na lata.

Wydawało się.

Conte został pogrzebany przez swój temperament i upór. Do dzisiaj wychodzą wiadomości o tym, jakich transferów chciał dokonać charyzmatyczny szkoleniowiec. Jakby David Zappacosta to było za mało, Conte miał mokre sny dotyczące Anotnio Candrevy. Rozważał też ściągnięcie… Petera Croucha.

Abramowicz zielonego światła na takie ruchy nie mógł dać, więc na Stamford Bridge lądowali piłkarze, na których Włoch od razu patrzył z dystansem. Skończyło się na tym, że trener popracował do 2018, zdobył z klubem dwa trofea, skompromitował się w Lidze Mistrzów i został zwolniony. Zastąpił go Maurizio Sarri, a towarzyszyła temu atmosfera daleka od pozytywnej.

Kolejny Włoch miał kolejne intrygujące pomysły transferowe, a co więcej przedterminowe zwolnienie Conte sprawiło, że klubowa księgowa musiała przelać na konto jego oraz sztabu szkoleniowego łącznie ponad 20 milionów funtów. Jakby Abramowicz nie miał wówczas wystarczająco dużo zmartwień…

Zwolnienie Michaela Emenalo – 2017

Są jednak plusy kadencji Conte, wykraczające poza zdobycie tytułu Premier League. Jednym z nich jest zwolnienie, do którego doszło w 2017. Emenalo został zapamiętany na Stamford Bridge jako negatywna postać.

Nigeryjczyk pod koniec swojej kariery w Chelsea miał niespotykaną łatwość w przeprowadzaniu transferów dziwnych, pokręconych… krótko mówiąc – palił pieniędzmi w piecu jak mało kto. Odpowiadał za przenosiny Edena Hazarda, Kevina De Bruyne, Diego Costy, ale z drugiej strony sprawił, iż koszulkę The Blues zakładały takie tuzy jak Papy Djilobodji, Asmir Begović, Matt Miazga, Alexandre Pato czy Kenedy. Ponadto ściągnął kilka przepłaconych gwiazd przeszłości, z Pedro, Falcao i Cuadrado na czele.

Marina, ach Marina – 2017

Emenalo zastąpiła Marina Granowskaja. Trzy lata temu oficjalnie uznano ją za prawą rękę Abramowicza. Od teraz to ona miała być odpowiedzialna za interesy londyńskiego klubu. Okazało się, że ta niebywale inteligentna kobieta ma dar do sprzedaży na topowym poziomie.

Nie wiadomo, jakiego czaru użyła Marina, ale udało jej się opchnąć Diego Costę do Ateltico za 57 milionów funtów, Alvaro Moratę tamże za 58, Davida Luiza do PSG za 50, Maticia do Manchesteru United za 40, Edena Hazarda do Realu Madryt za 130 i – jakby tego było mało – Oscara za 60 milionów. Do Chin.

Oczywiście, Marina ma kilka błędów w trakcie swojej krótkiej, lecz imponującej kariery. Nie ma jednak wątpliwości, że jej zarządzanie w kryzysie dało Chelsea drugie życie, zaś Abramowicza przekonało, iż pozostawił klub w dobrych rękach.

Kryzys wizowy – 2018

Oczywiście oligarcha nie zrobił tego z własnej woli. Decyzja zapadła tam, gdzie ręce Rosjanina nie sięgają. W brytyjskich urzędach.

Gdy Abramowicz w 2018 roku dostał izraelskie obywatelstwo, a całą sprawę otoczyła mgła skandalu przesiedleńczego ludności w Jerozolimie, zapadła decyzja o nieprzedłużaniu wizy właściciela Chelsea. Otrzymał on zakaz przebywania w Zjednoczonym Królestwie, co w praktyce oznaczało, że nie mógł zarządzać klubem z jego centrum, a do takiego stylu przyzwyczaił siebie i kibiców przez kilkanaście lat.

Od dwóch lat musi trzymać się na bezpieczny dystans, a jego głosem przemawia wspomniana Granowskaja.

Transfer Kepy – 2018

Jednak czasami do głosu dochodzi ktoś inny, ktoś, kto postradał wszystkie szare komórki. Chelsea najpierw odpuściła wyścig zbrojeń z Liverpoolem, pozwalając, by The Reds sięgnęli po Alissona. Stołeczny klub rzekomo nie chciał płacić tak wiele.

Co zatem zrobili chwilę później? Kupili Kepę za rekordową jak na bramkarza kwotę. Skończyło się jednym z największych niepowodzeń w historii futbolu. Bask, który kosztował bagatela 72 miliony funtów, siedzi na ławce lub na trybunach. Natomiast Alisson jest jednym z najlepszych golkiperów w całej lidze.

Powrót legendy – 2019

Po krótkiej przygodzie Maurizio Sarriego, nadeszła pora na zmianę. Abramowicz od początku przygody z Chelsea nie zatrudnił choćby jednego angielskiego szkoleniowca. Jedynie Steve Holland poprowadził The Blues jako tymczasowy menadżer, lecz jego przygoda trwała całe 90 minut.

Wynikało to bezpośrednio z faktu, że rynek trenerski był pozbawiony wybitnych brytyjskich szkoleniowców. Wszyscy uchodzili za zdolnych wyrobników, lecz niegotowych do prowadzenia wielkiego klubu. Jednak gdy trenerski strój przywdział Frank Lampard, Abramowicz zmienił perspektywę.

Legenda Chelsea niemal wprowadziła Derby County do Premier League, stając na drodze między innymi Leeds United. Anglik zaimponował tak mocno, że już po pierwszym sezonie u steru Baranów, został przechwycony przez The Blues.

Klub – pierwszy raz od niepamiętnych czasów – nawiązał do swojej historii i do osób, które zasłużyły na pomnik przed Stamford Bridge. Lampard na pewno mógłby otrzymać taki za swoje piłkarskie osiągnięcia. Rozliczenie za karierę trenerską przyjdzie za jakiś czas.

Najwyższa porażka w historii – 2019

Brutalna lekcja futbolu od ekipy Pepa Guardioli. Manchester City zmiótł Chelsea aż 6:0. Cytując Jose Mourinho – „I prefer not to speak”.

Okienko transferowe – 2020

Latem 2019 roku, Chelsea nie przeprowadziła żadnego transferu. Rzecz jasna nie było to skąpstwo Abramowicza ani genialny pomysł Lamparda, lecz wynik kary, nałożonej przez FIFA. Wykryto, że w 2013 doszło do znacznych nieprawidłowości przy okazji sprowadzenia na Stamford Bridge Bertranda Traore.

Chelsea została zatem zmuszona do wstrzemięźliwości, która miała zepchnąć ich w ligową przeciętność. Jednakże nie dość, że Frankie zdołał zakwalifikować swój zespół do kolejnej edycji Ligi Mistrzów, to jeszcze oszczędności zaprocentowały w niedawno minionym okienku transferowym.

The Blues po prostu szaleli. Kryzys spowodowany pandemią COVID zupełnie ich nie dotyczył. Do Londynu trafili Timo Werner, Edouard Mendy, Ben Chilwell, Hakim Ziyech, Kai Havertz a nawet Thiago Silva. Tak imponującego okienka nie było od 2004 roku.

Czy na tym podobieństwa do ekipy Mourinho się skończą? Czas pokaże.

JAN PIEKUTOWSKI

Fot. NewsPix

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Anglia

Anglia

Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów

Bartosz Lodko
1
Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów
Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

8 komentarzy

Loading...