Reklama

Pierwszy paździerz z udziałem Rakowa w tym sezonie, ale wygrany

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2020, 17:54 • 3 min czytania 10 komentarzy

W Ekstraklasie mało mamy rzeczy pewnych, ta liga nie znosi podpisywać się pod jakimikolwiek gwarancjami. Ktoś powie, że taki już jej urok i oczywiście sporo w tym racji, ale jednak są sytuacje, w których wolelibyśmy nie być zaskakiwani. Weźmy Raków Częstochowa. Gdy w tym sezonie na murawę wybiegali podopieczni Marka Papszuna, do tej pory w ciemno mogliśmy zakładać, że będzie to niezły mecz, bo przynajmniej jedna drużyna będzie chciała grać w piłkę i coś jej wyjdzie. No ale było (fajnie), minęło – z pewniakiem już koniec, bo w 11. kolejce i Rakowowi przytrafił się paździerz. 

Pierwszy paździerz z udziałem Rakowa w tym sezonie, ale wygrany

Wygrany, ale jednak paździerz.

Od razu możemy powiemy, jak to się stało, że ekipa z Częstochowy jednak zgarnęła trzy punkty. Ano tak, że jakiegoś zaćmienia w polu karnym doznał Spychała. Ostatnia minuta, w sumie niegroźna sytuacja, a ten wywraca Tudora i chyba liczy na to, że wszyscy sędziowie oślepli, a na VAR-ze zamiast meczu oglądają Netflixa (co biorąc pod uwagę jego poziom, byłoby na swój sposób zrozumiałe). No ale nic takiego się nie wydarzyło, sędzia zagwizdał jedenastkę, Gutkovskis strzelił, gospodarze zgarnęli trzy punkty, a Warta wraca do domu z niczym.

Trzeba przyznać, że na swój sposób wybitna jest ta przygoda byłego piłkarza Korony z Wartą. 93 minuty w lidze, a w ich trakcie:

  • dwie dość przeciętne zmiany – z Podbeskidziem i Legią,
  • czerwona kartka w pierwszej połowie w Mielcu,
  • sprokurowany rzut karny w 90. minucie i żółta kartka przeciwko Rakowowi.

Gdy niedługo będziemy robić ranking najlepszych letnich transferów, gość raczej nie zmieści się w czołowej piątce. To podręcznikowe zniweczenie wysiłków zespołu, gdyż wcześniej piłkarze Warty wytrącali faworytom atuty z rąk skuteczniej niż jakikolwiek inny zespół w tym sezonie.

Raków strzelił w pierwszej połowie, ale Zawada był na spalonym (po czym w przerwie stwierdził, że swoje zrobił!). Była też zmarnowana setka Iviego Lopeza po wybiciu Szumskiego, ale powtórki pokazały, że nawet gdyby Hiszpan trafił, to ta bramka nie zostałaby uznana (z tego samego względu co powyżej). W drugiej części gry były uderzenia Sapały, Kuna (dwie niezłe okazje) i Lopeza, ale ze wszystkimi radził sobie bez większych problemów Bielica, a z niektórymi nawet nie musiał się mierzyć.

Reklama

Spróbował trener lidera upchnąć w składzie zarówno Cebulę, jak i Lopeza i Tijanicia, do tego Schwarz zastąpił Wilusza, ale efekt był odwrotny do zamierzonego. Z posiadania na murawie wielu kreatywnych piłkarzy wynikało bardzo niewiele.

Dla Warty w sumie szacuneczek, bo goście – znając swojego ograniczenia i siłę Rakowa – bronili się mądrze, cierpliwie i ambitnie. Przy odrobinie szczęścia goście mogli nawet coś strzelić, ale raz w ostatniej chwili Schwarz zablokował Grzesika, a potem w dobrej sytuacji nieczysto w piłkę trafił Ivanov. No ale trzeba też sobie szczerze powiedzieć, że Warta kiedyś w końcu musiała zapłacić rachunek za krótką kołderkę.

Bronił się przed zmianami jak mógł Piotr Tworek, zrobił tylko jedną. Wpuścił Spychałę.

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
1
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Komentarze

10 komentarzy

Loading...