
weszlo.com / Weszło
Opublikowane 25.11.2020 10:09 przez
redakcja
W fazie grupowej Ligi Mistrzów zbyt wielu niespodzianek na ogół nie ma. W ogóle trzeba przyznać, że niekiedy po prostu trochę wieje nudą od tej części rozgrywek, sytuacja nabiera rumieńców dopiero wiosną. Zdarzało się już jednak, że naprawdę konkretne ekipy żegnały się z Champions League jeszcze przed startem fazy pucharowej. Warto przypomnieć okoliczności kilku tego rodzaju wtop w wykonaniu potęg europejskiego futbolu, ponieważ w tym sezonie również może dojść do podobnej sensacji. Mamy oczywiście na myśli grupę B, gdzie Inter Mediolan i Real Madryt radzą sobie nad wyraz przeciętnie i wcale nie jest powiedziane, że zajmą miejsce premiowane awansem do play-offów.
Ten mały historyczny przeglądzik zaczęliśmy od sezonu 2003/04. To właśnie wówczas UEFA zrezygnowała z drugiej fazy grupowej Ligi Mistrzów i wprowadziła formułę rozgrywek, która utrzymuje się do dziś. No i zaznaczamy, że nie braliśmy pod uwagę grup, które mogły uchodzić za tak zwane „grupy śmierci”. Chodziło nam o sytuacje, w których klarowny faworyt nieoczekiwanie potykał się o własne nogi i kończył zmagania niżej od zespołów w teorii skazanych na pożarcie.
INTER MEDIOLAN WYGRA Z REALEM MADRYT? KURS: 2,14 W TOTOLOTKU!
Wyselekcjonowaliśmy pięć najciekawszych, jak nam się zdaje, przypadków. No to jazda!
CHELSEA FC (2012/13)
(3. miejsce w fazie grupowej LM)
W 2012 roku spełniło się wielkie marzenie Romana Abramowicza – jego Chelsea zatriumfowała w Lidze Mistrzów. Trzeba jednak z perspektywy czasu uczciwie powiedzieć, że był to sukces odniesiony absolutnie ponad stan. Londyńczycy na drodze do zwycięstwa w rozgrywkach mieli często więcej szczęścia niż rozumu. Jasne, należy doceniać ostatni wielki zryw formy weteranów z ekipy The Blues, takich jak Didier Drogba, Frank Lampard czy Petr Cech. Na kilka ciepłych słów zasłużył również Roberto Di Matteo, który przejął drużynę w trakcie sezonu i udało mu się uzdrowić atmosferę w szatni, co miało kluczowe znaczenie dla triumfu w Champions League. Wielką klasę regularnie udowadniał również Juan Mata, w tamtym okresie jeden z najlepszych playmakerów europejskiego futbolu.
Jednak sezon 2012/13 uwydatnił już wszystkie słabości ówczesnej Chelsea.
Di Matteo pozostał na stanowisku managera The Blues, lecz prędko okazało się, że żaden z niego cudotwórca. Z roboty wyleciał w listopadzie. Zastąpił go Rafael Benitez, który – owszem – ugasił kryzys w zespole, lecz tak naprawdę nigdy nie został zaakceptowany przez szatnię. Z kolei nowi liderzy ekipy The Blues – wspomniany Mata, a także Eden Hazard, Oscar, David Luiz czy Cesar Azpilicueta – nie byli jeszcze w stu procentach gotowi, by odebrać pałeczkę od swoich słynnych poprzedników. Efekt? Obrońcy tytułu ponieśli bezprecedensową klęskę w fazie grupowej Champions League.
Liga Mistrzów 2012/13
Zaczęło się jeszcze całkiem znośnie – od remisu 2:2 z Juventusem, gdzie talentem błysnął Oscar. Ale potem było już tylko gorzej. Porażka 0:3 w rewanżu ze „Starą Damą” dobitnie udowodniła, że Chelsea nie ma czego szukać w Lidze Mistrzów.
Na pocieszenie podopieczni Beniteza wygrali w 2013 roku Ligę Europy.
JUVENTUS FC (2013/14)
(3. miejsce w fazie grupowej LM)
Skoro już o „Starej Damie” mowa, to inna ma swoje za uszami. Juventus w fazie grupowej Ligi Mistrzów poległ choćby w sezonie 2009/10. Tego jednak nie będziemy turyńczykom wypominać, ponieważ wówczas nie stanowili oni jeszcze drużyny, która zasługiwała na status topowej. Straszyli głównie nazwą i wielkimi tradycjami, tymczasem w ich składzie aż roiło się od piłkarzy najzwyczajniej w świecie przeciętnych, albo będących już po drugiej stronie rzeki.
Co innego sezon 2013/14. To był już naprawdę mocny Juventus. Juventus odbudowany po aferze calciopoli. Juventus, który odzyskał mistrzowski tytuł i miał Antonio Conte na ławce trenerskiej. Co tu zresztą będziemy dużo opowiadać – w 2014 roku „Stara Dama” zakończyła rozgrywki ligowe z dorobkiem 102 punktów, ustanawiając tym samym rekord Serie A. Na krajowym podwórku podopieczni Conte mieli sobie równych. Drugą młodość przeżywał Andrea Pirlo, a w środkowej strefie dzielnie go wspierali również inni gwiazdorzy – Paul Pogba, Arturo Vidal i Claudio Marchisio. Do tego Gianluigi Buffon, Giorgio Chiellini, Leonardo Bonucci, Carlos Tevez… To była paczka, która miała prawo marzyć o włączeniu się do walki o triumf w Champions League.
A tymczasem – kompromitacja.
Liga Mistrzów 2013/14
Jasne, decydujący o losach awansu mecz w Stambule z Galatasaray przyszło piłkarzom Juventusu rozegrać w tak fatalnych warunkach (spowodowanych opadami śniegu), że spotkanie momentami przypominało parodie futbolu. No ale nikt nie kazał przecież „Starej Damie” zdobyć zaledwie trzech punktów w czterech pierwszych kolejkach fazy grupowej Ligi Mistrzów. Turyńczycy nawarzyli sobie piwa, między innymi remisując z FC Kopenhagą na wyjeździe i Galatasaray u siebie. A skoro go nawarzyli, to musieli wypić.
Juve nie spisało się również najlepiej w Lidze Europy. W półfinale rozgrywek pocieszenia poległo w konfrontacji z Benficą. To właśnie wówczas przyjęło się uważać, że Antonio Conte to raczej specjalista od ligi niż europejskich pucharów. Wszak już rok później Juve z Massimiliano Allegrim u steru dotarło do finału Champions League.
INTER MEDIOLAN (2003/04)
(3. miejsce w fazie grupowej LM)
Na ławce trenerskiej Hector Cuper, który na przełomie wieków dwukrotnie dotarł do finału Ligi Mistrzów z Valencią. W składzie gwiazdy starsze i młodsze – Fabio Cannavaro, Adriano, Christian Vieri, Javier Zanetti, Emre Belozoglu, Obafemi Martin, Francesco Toldo. Do tego Andy van der Meyde, ściągnięty przed startem sezonu z Ajaksu Amsterdam, ponoć kolejna perełka holenderskiego futbolu.
REMIS INTERU MEDIOLAN Z REALEM MADRYT? KURS: 3,60 W TOTALBET!
Wydawało się, że Inter, który poprzednią edycję Ligi Mistrzów zakończył dopiero na etapie półfinału i w nieco kuriozalnych okolicznościach przegrał wtedy derbowy dwumecz z AC Milanem (zadecydowała zasada bramek wyjazdowych), ma wszelkie argumenty, by znów zaszumieć w fazie pucharowej europejskich rozgrywek. I początek zmagań tylko to potwierdzał. Nerazzurri zaczęli od triumfu 3:0 nad Arsenalem, na dodatek na Highbury. A trzeba przecież pamiętać, że to byli „Kanonierze”, którzy w kraju zapracowali sobie na status „Niepokonanych”. W drugiej kolejce fazy grupowej podopieczni Cupera pokonali natomiast Dynamo Kijów. Wszystko układało się tak, jak należy.
A potem sprawy zaczęły się gmatwać.
Liga Mistrzów 2003/04
Najpierw nieoczekiwana klęska 0:3 z Lokomotiwem w Moskwie. Potem remis z Rosjanami u siebie. Wreszcie – całkowita kompromitacja w rewanżowej konfrontacji z Arsenalem. „Kanonierzy” zdemolowali mediolańczyków 5:1, a Thierry Henry rozegrał jedno ze swoich najlepszych spotkań na europejskiej arenie. W ostatniej kolejce Nerazzurri dali sobie natomiast wydrzeć zwycięstwo z Dynamem Kijów. Prowadzili do 86 minuty, gdy do siatki trafił Diogo Rincon. No i to Lokomotiw niespodziewanie skończył na drugim miejscu w grupie, choć w finałowej kolejce przegrał swoje spotkanie z Arsenalem.
Z perspektywy czasu wydaje się, że Massimo Moratti – jak to on – trochę się pospieszył z wywalaniem z roboty Cupera. Argentyńczyk ze stanowiskiem pożegnał się już w październiku z uwagi na rozczarowujące wyniki na krajowym podwórku. Z nim u steru raczej by do katastrofy w Champions League nie doszło.
FC Liverpool (2014/15)
(3. miejsce w fazie grupowej LM)
Jak blisko był Liverpool upragnionego mistrzostwa Anglii w 2014 roku, nie trzeba chyba nikomu przypominać. Fenomenalny duet Suarez – Sturridge niemalże poprowadził The Reds do końcowego triumfu. No ale ekipa z Anfield – nomen omen – poślizgnęła się na ostatniej prostej i ostatecznie na powrót na tron musiała jeszcze trochę poczekać. Jednak przed startem kolejnych rozgrywek apetyty wciąż były wśród kibiców Liverpoolu spore. Oczywiście do Barcelony sprzedany został Suarez, niewątpliwie motor napędowy zespołu Brendana Rodgersa, ale działacze The Reds nie schowali przecież zarobionych na transferze Urugwajczyka pieniędzy do skarpety. Do klubu trafili zawodnicy, na których wydano w sumie około 120 milionów funtów. To były niebagatelne wzmocnienia.
Tym większym rozczarowaniem okazał się sezon 2014/15. The Reds zawiedli bowiem nie tylko w Premie League, gdzie uplasowali się na bardzo przeciętnym, szóstym miejscu. Na całej linii dali również ciała w Lidze Mistrzów.
Liga Mistrzów 2014/15
Jasne, o dwie porażki z Realem Madryt trudno mieć do angielskiej ekipy pretensje. „Królewscy” byli wówczas nieporównywalnie mocniejsi kadrowo od Liverpoolu. Ale zaledwie jeden punkt wywalczony w dwumeczu z FC Basel? To już wpadka sporego kalibru. Zresztą The Reds swoje jedyne zwycięstwo w tamtej edycji Champions League odnieśli w pierwszej kolejce fazy grupowej, dzięki bramce Stevena Gerrarda w trzeciej minucie doliczonego czasu gry przeciwko Łudogorcowi Razgrad.
Liverpool mógł się uratować w ostatniej kolejce, wygrywając u siebie z FC Basel. Nie udało się. Przygodę w Lidze Europy zespół zakończył natomiast na pierwszym dwumeczu z Besiktasem. Trzeba było Juergena Kloppa, by ekipa z Anfield znów na poważnie zaczęła się liczyć w grze o europejskie trofea.
MANCHESTER UNITED (2005/06)
(4. miejsce w fazie grupowej LM)
Jeżeli chodzi o kluby ze ścisłego europejskiego topu, Manchester United ma na swoim koncie najwięcej potknięć w fazie grupowej Ligi Mistrzów. My jednak wracamy do tego pierwszego, a zarazem najbardziej sensacyjnego. W 2005 roku „Czerwone Diabły” trafiłby bowiem do grupy, która nie sprawiała wrażenia niebezpiecznej. Lille, Benfica, Villarreal – jasne, solidne drużyny, których sir Alex Ferguson nie miał prawa lekceważyć, ale też nie byli to tacy oponenci, by gwiazdom United trzęsły się na ich widok kolana.
Tymczasem zespół z Old Trafford kompletnie sobie w tym zestawieniu nie poradził, notując jedną z najbardziej zawstydzających klęsk za kadencji legendarnego szkockiego managera.
Liga Mistrzów 2005/06
To była niezwykle – jeśli można to tak ująć – defensywa grupa. Wystarczy spojrzeć na liczbę goli na koncie Villarrealu, jednej z największych sensacji całej edycji Ligi Mistrzów. Trzy trafienia strzelone, jedno stracone. W sześciu meczach! Dzisiaj rezultat właściwie niewyobrażalny, no ale piłka wbrew pozorom bardzo mocno się zmieniła na przestrzeni ostatnich piętnastu lat.
REAL MADRYT WYGRA Z INTEREM MEDIOLAN? KURS: 3,16 W EWINNER!
Manchester United zmagania w fazie grupowej zaczął przyzwoicie – od bezbramkowego remisu z Villarrealem właśnie. Potem angielska drużyna pokonała u siebie Benficę i zremisowała z Lille, również na Old Trafford. Tak naprawdę dopiero ten trzeci wynik mógł uchodzić za wpadkę „Czerwonych Diabłów”. Mimo to, po trzech kolejkach faworyci plasowali się na pierwszym miejscu w grupie i nic nie zapowiadało nadchodzącej klęski. Sytuację odmieniła rewanżowa konfrontacja z Francuzami, przegrana 0:1. Potem jeszcze jeden podział punktów z Villarrealem, no i nagle wyszło na to, że Manchester jedzie do Lizbony nie po to, by przypieczętować awans, ale by uniknąć blamażu.
Unik okazał się nieskuteczny. Benfica wygrała 2:1.
Cristiano Ronaldo, Wayne Rooney, Ruud van Nistelrooy, Ryan Giggs, Paul Scholes, Rio Ferdinand, Edwin van der Sar… Doprawdy trudno uwierzyć, że tak mocna drużyna mogła się wyłożyć już w fazie grupowej Ligi Mistrzów. „Czerwonym Diabłom” przydarzyło się to potem jeszcze dwukrotnie, w tym raz również za kadencji Fergusona. W sezonie 2011/12 Anglicy skończyli na trzecim miejscu, za plecami (ponownie) Benfiki oraz FC Basel. Z kolei w sezonie 2015/16 podopieczni Louisa van Gaala musieli uznać wyższość Wolfsburga i PSV Eindhoven. No ale wówczas Manchester nie był już nawet w połowie tak silny jak w 2005 roku.
***
Pewnie jeszcze kilka podobnych wpadek udałoby się wymienić.
Klopsy w fazie grupowej Champions League przydarzały się przecież Manchesterowi City, bardzo mocnej kadrowo Valencii, silnemu Atletico Madryt. Ale nie ma żadnych wątpliwości, że jeżeli Real Madryt zakończy grę w bieżącej edycji Ligi Mistrzów już jesienią, będzie to największa sensacja w całej historii fazy grupowej tych rozgrywek. Na razie „Królewscy” kupili sobie spokój, wygrywając 3:2 poprzednie starcie z Interem Mediolan. Jeśli jednak dzisiaj lepsi okażą się podopieczni Antonio Conte, to sytuacja znów stanie się bardzo gorąca.
fot. NewsPix.pl
Opublikowane 25.11.2020 10:09 przez
Faza grupowa LM jest beznadziejna – wiekszosc meczow to dno i nuda. Jest to absolutny nonsens ze jest to najciekawsza liga swiata. Rzygam juz poraz dziesiaty z rzedu ogladajac wciaz te same kluby. Uefa zamordowala emocje w europejskiej pilce – i nie mowie tu o braku kibicow. System kastowy sprawia ze niektore kraje jak polska nie moga sie rozwijac.
Oczywiście że Polska może się rozwijać. Kasy mamy aż za dużo. Pretensje miej do Probierza i innych fanów starych Słowaków czy typowych Jugoli
Taa Polska „moze sie rozwijac” jak ich nie stac na tranfer za 2 mln euro nie mowiac juz o wyplacie dla przecietnego pilkarza w europie. A potem grasz w LM pazdzbanem i czerwinskim i dostajesz osemke a u siebie szostke. Mistrz bantustanu. A kurwy z serie srA i reszty top 4 maja miliony za darmo z 2/3 i 4 miejsca w LM gwarantowane ogromne pieniadze. 15 mln euro za frajer – za sam start w LM do ktorego kluby top4 nie musza sie kwalifikowac.
Nagrody finansowe UEFA za udział w Lidze Mistrzów w sezonie 2020/21: faza grupowa – 15,25 mln każde zwycięstwo – 2,7 mln każdy remis – 900 tys. 1/8 finału – 9,5 mln 1/4 finału – 10,5 mln 1/2 finału – 12 mln przegrany w finale – 15 mln zwycięzca finału – 19 mln
Spartakus – pogromca pzpnowskiej bandy zlodziei, Polska może się rozwijać, ale z uwagi na kretyński system i podejście właścicieli klubów nie będzie to możliwe.
Przede wszystkim największym problemem jest to, że prezesi nie chcą budować klubów tylko na nich zarabiać, co doskonale widać po tym, że gdy jacyś zawodnicy się objawią to momentalnie są sprzedawani, a zwykle kasa z takich transferów idzie na spłatę długów lub bezpośrednio na konta właścicieli, a w miejsce wytransferowanych zawodników sprowadzane są jakieś zapchajdziury, które zwykle są znacznie gorsze sportowo od sprzedanych zawodników.
pzpn wielokrotnie chwalił się ile to setek milionów nie ma na koncie, ale co z tego wynika? Czy zostały podjęte jakieś rzeczywiste działania, by coś się ruszyło w polskiej piłce czy to reprezentacyjnej czy to klubowej? Widać, że też tam stacjonują biznesmeni i pozoranci, ale mimo wszystko gęby wytarte sloganami, że działają dla dobra piłki.
No i jako kolejną porażkę można określić intencje właścicieli. Wywalcz tytuł czy puchar krajowy, sprzedaj po sezonie przed eliminacjami do rozgrywek europejskich najlepszych zawodników, nie sprowadź w ich miejsce kogoś o podobnym potencjale czy umiejętnościach i licz na fart, że gorszym i tańszym składem jakoś tam się prześlizgniesz do fazy grupowej. To jest przerażające. Liczenie na fart nie zmieni oblicza polskiej piłki.
Popatrz na ligę kazachską czy azerbejdżańską – niby nic wielkiego jeśli chodzi o poziom rozgrywek, ale oblukaj ile tam kluby wydają na transfery, przyglądnij się poczynaniom właścicieli, a potem odnieś to do polskiej ligi. Przepaść, co widać po tym, że te kluby praktycznie rok w rok są w fazach grupowych.
Polskie kluby też mogłyby wejść na taki poziom, ale potrzebna jest zmiana mentalna u właścicieli. Jak chcą coś wyjąć to najpierw muszą włożyć, a nie robić coś po kosztach. Można liczyć na farta, że rywal dostanie czerwoną kartkę czy sędzia podyktuje karnego i przejdzie się dalej, ale samo życzeniowe myślenie bez faktycznych działań nie spowoduje, że zaczniesz systematycznie awansować do rozgrywek europejskich.
UEFA żyje ciągłym szantażem ze strony najsilniejszych klubów i jest im w stanie dać czego zechcą, byle tylko nie opuściły szeregów federacji i nie założyły swojej Superligi. To kilkanaście klubów w Europie zabija futbol i chce go mieć wyłącznie dla siebie
Paradoksalnie Superliga mogłaby się okazać czymś najlepszym dla kibiców niezwiązanych z największymi klubami. Superligę na początku być może oglądaliby wszyscy, ale potem zostali by im tylko kibice tych klubów i Azjaci. Dla reszty byłby to przesyt i wcale nie jest niemożliwe, że w końcu zaczęlibyśmy wyżej cenić emocje niż suche umiejętności, które widzieliśmy tyle razy. Możliwość wygrania europejskiego pucharu dla średnich i małych klubów byłaby czymś ekscytującym i mogłaby napędzić zainteresowanie. A wielcy niech się bawią sami.
z drugiej strony masz NBA, NHL, NFL – superligi – mają się bardzo dobrze
Na lodówkę se przyklej te nomen omen jak tak ci się podoba.
Samo to, że top 4 ligi mają 50% miejsc w lidze mistrzów, spowodowało, że liga mistrzów stała się nudniejsza. No ale cóż- czego się dla siana nie robi.
Swoją drogą uważam, że zadaniem takiej organizacji jak UEFA jest propagowanie futbolu w każdym miejscu jej działania- od Islandii po Kamczatkę. Co roku widzimy jednak, że Ceferin i spółka są tak samo skostniali, jak wiadomo kto w Polsce.
Pytanie ile w tym winy UEFA… UEFA zmaga się z ciągłym szantażem ze strony najsilniejszych klubów. To one dyktują warunki i przygotowują sobie grunt pod Superligę. Jak ta powstanie to dopiero piłka się zabetonuje. Futbol w takich krajach jak Polska zacznie w zasadzie wymierać. Nasze kluby nie będą dopuszczane do grania z najlepszymi, a z czasem nawet ze średniakami, no i nasi najlepsi zawodnicy, którzy trafią do Superligi nie będą mogli grać w reprezentacji narodowej. Wiadomo, że reprezentacje to największy wróg możnych klubów i przytakujących im Azjatów i Amerykanów
Dokładnie. Bardzo dobrze to widać na przykładzie rozgrywek reprezentacyjnych w ostatnich latach. Poziom systematycznie spada, zawodnicy „odbębniają” w wielu przypadkach mecze na kadrach swoich krajów (może z wyjątkiem tych „na dorobku”), grają zajechani rozgrywkami klubowymi, a kadrę wpycha się na siłę w jakieś jedyne wolne terminy.
Tragikomicznie wygląda tu też sztuczne „ratowanie” piłki i emocji w wydaniu reprezentacyjnym, poprzez tworzenie nowych rozgrywek (LN), poszerzanie istniejących czempionatów (poziom spada, a eliminacje są jedną wielką farsą), a piłkę klubową dalej się betonuje i wlewa jeszcze większą kasę (na konta tych najbogatszych rzecz jasna).
Na piłce widać ten minus wolnego rynku, że niby każdy może wszystko, ale im większy jesteś tym możesz więcej. Prowadzi to do monopolu, gdzie z tego wszystkiego mały może jedynie sobie pomarzyć. Oczywiście nikt nie broni słabszym rozsądnego zarządzania, ale silni będą już zawsze w uprzywilejowanej pozycji. Niby logicznie wszystko się zgadza, bo popyt na największe kluby jest największy i nie bez powodu zgarniają one największą część tortu, ale jakoś ducha w tym brak. Najbardziej utytułowane kluby będą tylko coraz bardziej utytułowane, a reszta będzie tylko planktonem dostarczającym najlepsze sztuki dla najlepszych. Niestety rynek piłkarski jest już bardzo wyeksploatowany, siatki skautów przebierają już każdy obszar, że dla małych zostają już tylko okruchy i nie ma już tu miejsca na romantyczne przygody takie na jakie stać było polskie zespoły w latach 70 czy 80. Przyszło mi do głowy, że to wygląda trochę jak rzeczywistość z „Limes Inferior” Zajdela. Ja jestem na nie.
to już nie jest sport niestety
Trafienia strzelone? Trafienia STRACONE? Analfabeci do szkół!
Faze grupowa w ciągu 10 ostatnich lat oglądałem 2 razy, Legia – real i Legia – sporting na pozostałe szkoda było czasu. Nudy, ale jak ma się nie nudzić jak co roku to samo co zresztą sami udowodniliście tym postem.
Obecnie to właściwie liga do robienia pieniędzy na fanbojach i pokazania się wielkich koncerniaków. Ile ma wspólnego ze sportem, pokazuje to, ile drużyn ma udział w grupie „za frajer” i ile niespodzianek zdarzyło się przez ostatnie kilkanaście lat (w artykule widać że to właściwie śladowe przypadki).
Bogaci zabetonowali sobie „puchar z uszami” lepiej niż nasze leśne dziadki stołki i posady w pzpn-ie:)
Tak jak lubię Real Madryt to niech w tym roku spierdolą się już po fazie grupowej. Nie da się na to patrzeć. Hazard na śmietnik.
Ale Was Weszlaki boli ta Chelsea z 2012 r.
https://betnicetypy.blogspot.com/ – Trafili ostatnio kurs 600 i zdjęcie kuponu mają na blogu! polecam bo zarobiłem razem z nimi na tym kuponie. Mają juz kolejny kupon z kursem miedzy 500-1000!
Najlepszy obraz ligi „mistrzow” byl w sezonie 2018/19 gdzie w finale graly 2 druzyny ktore od dekad nie byly ani razy mistrzem – Tottenham od prawie 60 lat a liverpool od prawie 30 – to ta wasza liga „mistrzow”.
Liga kastowa a nie mistrzow.
Chelsea 12/13 nie radziła sobie w LM, ale radziła sobie dobrze w Premier League. Kiedy zwalniano Di Matteo, The Blues zajmowali trzecie miejsce w tabeli. Do City tracili 4 punkty, a do United 3. Listopad zawsze był kryzysowym miesiącem dla Chelsea. Tak było za pierwszej kadencji Mourinho i tak było za Ancelottiego. Di Matteo miał być trenerem Chelsea do końca sezonu 11/12, ale Abramowicz (i chyba nikt inny) nie przewidział, że Chelsea wygra LM. Głupio mu było zwalniać Włocha zaraz po tak wyczekiwanym triumfie. Romek czekał z odpaleniem Di Matteo do pierwszego kryzysu, no i w listopadzie 2012 się tego kryzysu doczekał. Benitez miał fatalne wejście do drużyny – dwa bezbramkowe remisy u siebie i porażka z West Hamem, które praktycznie zaprzepaściły szanse Chelsea na tytuł. Ponadto, przerżnął KMŚ. Efekty jego pracy zaczęły być widoczne dopiero w kwietniu. Dzięki niezłemu finiszowi udało się zakończyć sezon na trzecim miejscu, udało się też wygrać LE (bardzo pomogła łatwa drabinka, choć i tutaj były ciężary, np. rewanż ze Spartą Pragą i gol na wagę awansu w 87. minucie). Do wiosny forma londyńczyków przypominała sinusoidę. Zwycięstwo z Arsenalem, remis z Reading, porażka z Newcastle, zwycięstwo z Wigan, porażka z City, zwycięstwo z West Hamem, porażka z Souhtampton – tak to wyglądało. Wydaje mi się, że z Di Matteo na ławce efekty byłyby podobne. I jeszcze jedna rzecz, dzięki RDM na Stamford Bridge pojawił się Hazard. Belg sam stwierdził, że gdyby nie triumf Chelsea w LM, to wybrałby Tottenham.
dodajmy do tego najtragiczniejszy poziom transmisji LM ever (Polsat) – brak dopingu kibiców i komentatorzy którzy tylko pogarszają jakośc widowiska
pierwszy raz od lat rozważam rezygnację z pakietu LM
W Polsce nie ma komentatorów. Każdy radiowa uroda. Wstyd. Niby telewizje, ale mordy im się nie zamykają. Chuj mnie interesuje na jakim straganie Lepsi kupił stringi dla żony. Dają sygnał? Spoko, ale bałwany w Polsce nie potrafią komentować.