Reklama

Carlitos rozstrzelał się w Panathinaikosie, ale Grecy widzą też jego wady

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

19 listopada 2020, 08:29 • 9 min czytania 15 komentarzy

Odkąd wiadomo było, że Carlitos w styczniu po nieudanej przygodzie z Arabami zakotwiczył w Panathinaikosie, w którym będzie mógł zagrać dopiero od nowego sezonu, jego postać zniknęła nam z radarów. Mówimy o jednym z najlepszych obcokrajowców, jacy w ostatnich latach trafili do Polski, więc teraz z ciekawością sprawdzamy, jak mu się wiedzie pod Akropolem. A można to podsumować następująco: jest nieźle.

Carlitos rozstrzelał się w Panathinaikosie, ale Grecy widzą też jego wady

Ba, chwilami jest nawet bardzo dobrze, ale o tym za chwilę. Najpierw wróćmy do początku.

Gdy Hiszpan w grudniu ubiegłego roku po zaledwie czterech miesiącach rozwiązał umowę z Al-Wahdą (dziewięć meczów ligowych, pięć goli), stało się jasne, że życie mocno mu się skomplikowało. W kontekście rundy wiosennej zamknął sobie drogę do większości lig europejskich, ponieważ jesienią występował już w dwóch klubach. Nim odszedł z Legii, zdążył dla niej rozegrać kilka meczów w edycji 2019/20.

Miał więc trzy warianty:

  • wrócić do Legii, co odpadało ze względu na trenera Vukovicia
  • przejść do ligi grającej systemem wiosna-jesień, w której zacząłby się sezon 2020
  • podpisać kontrakt, by przez pół roku tylko trenować i grać w sparingach

Autor czterdziestu bramek w 74 meczach Ekstraklasy wybrał opcję numer trzy. W styczniu związał się na trzy lata z Panathinaikosem, wiedząc, że wiosną drużynie nie pomoże. Musiał ten ruch dobrze przemyśleć, skoro zaraz potem odrzucił możliwość wypożyczenia do Chin. Biorąc pod uwagę wydarzenia w lutym i marcu, tym lepiej zdecydował. Koronawirus sprawił jednak, że jego pauza jeszcze się wydłużyła. „Koniczynki” ostatni mecz z poprzedniego sezonu rozegrały 19 lipca, a nowy wystartował dopiero w połowie września.

Reklama

W normalnych okolicznościach klub z Aten za czwarte miejsce otrzymałby prawo startu w eliminacjach Ligi Europy, ale ze względu na niedawną dramatyczną sytuację z finansami, ciąży nad nim trzyletni zakaz gry w europejskich pucharach. Każdy, kto tu przychodzi, z góry wie, że może się promować wyłącznie na krajowym rynku. Trudno się więc dziwić, że trener Georgios Donis latem przyjął ofertę Maccabi Tel Awiw. W jego miejsce zatrudniony został niedoświadczony Hiszpan Dani Poyatos, który dotychczas nie pracował samodzielnie w seniorskim futbolu, a ostatnio prowadził drużynę U-19 Realu Madryt.

PANATHINAIKOS SKAZANY NA POŻARCIE Z OLYMPIAKOSEM? W TOTALBET KURS NA ZWYCIĘSTWO W SOBOTĘ WYNOSI 7.80

Jego rządy trwały niezwykle krótko. Trzy kolejki, jeden wywalczony punkt i do widzenia. Z misją ratunkową przybył doświadczony Rumun Laszlo Boloni, który w Grecji na początku tej dekady dowodził PAOK-iem Saloniki. I coś się ruszyło, również jeśli chodzi o Carlitosa. Od inauguracji miał miejsce w składzie, ale dopiero po trenerskiej roszadzie zaczął dawać ofensywne konkrety, stając się głównym żądłem „Koniczynek”.

ŚWIETNY PAŹDZIERNIK

W październiku zdobył dla nich cztery z pięciu bramek i razem z m.in. Karolem Świderskim znalazł się w gronie nominowanych do miana MVP miesiąca całej Super League.

Strzelanie zaczął 18 października w wyjazdowym starciu z OFI Kreta. Poyatos był już zwolniony, a Boloni dogrywany, zespołem z ławki tymczasowo dowodził Sotiris Sylaidopoulos. Carlitosa wszędzie było pełno. Zmarnował jedną dobrą sytuację, gdy wślizgiem zamykał dośrodkowanie i wypracował kolegom dwie bardzo dobre okazje, które zmarnowali. Niedługo po przerwie mocno uderzył sytuacyjnie w bliższy róg, doprowadzając do wyrównania. Panathinaikos remis 2:2 uratował dopiero w doliczonym czasie za sprawą Federico Machedy. Włoch tym samym zrehabilitował się za zmarnowanego karnego z pierwszej połowy.

Reklama

Tydzień później z Volos, już z Bolonim jako szefem, Carlitos miał podobną historię. Nie wykorzystał jedenastki, bramkarz wyczuł jego intencje, ale jeden z obrońców gości dość niegramotnie wybił piłkę na rzut rożny (spokojnie mógł przyjąć i posłać ją na aut). W zamieszaniu po tym kornerze dośrodkował Mauricio i Hiszpan błyskawicznie odkupił winy. Ponownie imponował aktywnością, ale wcześniej mu nie szło. Przed przerwą nie zamienił na gola dwóch sytuacji. I wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby w ostatniej akcji goście niespodziewanie nie wyrównali. Pokazał się niedawny pomocnik Pogoni Szczecin, Iker Guarrotxena, który precyzyjnie dograł do Juliana Bartolo.

Panathinaikos po pięciu ligowych kolejkach nie miał ani jednego zwycięstwa. Jeszcze niedawno – nie do pomyślenia.

Przełamanie nastąpiło 31 października na stadionie PAS Lamia. Oba gole strzelił Carlitos – najpierw sprytnie trącił piłkę głową po rzucie rożnym, potem od poprzeczki dobił uderzenie swojego kolegi. W międzyczasie gospodarze spudłowali z karnego mogącego dać 1:1.

PROBLEMY Z MACHEDĄ

Hiszpan zaczął wyrastać na czołową postać swojego zespołu, ale to nie jest tak, że piłkarska Grecja się nim zachwyciła i padła na kolana. Zdecydowanie nie. Szybko bowiem dostrzeżono również jego wady. – Na tym etapie Carlitos nie powalił swoimi występami. Zagubił się w przeciętności, którą Panathinaikos prezentuje jako drużyna. Oczywiście w porównaniu do innych zawodników, pokazał, że jest teraz najbardziej niebezpieczny dla rywali, ale w klubie oczekiwania wobec niego są jeszcze większe. Jest przydatny w sektorach bezpośrednio pod bramką przeciwnika, w które kieruje się najwięcej podań, tutaj umie się wykazać. Nie pomaga jednak drużynie w defensywie, a kiedy grał na skrzydle z Machedą na „dziewiątce”, nie potrafił się odnaleźć tak dobrze jak wtedy, gdy samemu był najbardziej wysuniętym piłkarzem. Współpraca między nimi słabo się układa – mówi nam grecki dziennikarz Petros Papamakarios.

Dostrzegają to także inni eksperci. „Doświadczonemu trenerowi, jakim jest Boloni, powinny wystarczyć trzy mecze, aby zrozumieć, że współpracy Machedy z Carlitosem nie działa. Mam nadzieję, że ich koledzy również to zrozumieli i nie będą popychali trenera w tym ewidentnie złym kierunku. Niewiele zespołów gra dziś dwoma napastnikami, a nawet jeśli, to raczej nie zawodnikami o takiej charakterystyce jak ta dwójka. Jeżeli ten układ miałby trwać, musieliby się nauczyć współpracy ze sobą. Mamy połowę listopada, a jeszcze jej nie widzieliśmy. Boloni jest zobowiązany przerwać ten duet” – pisał niedawno jeden z felietonistów portalu sport24.gr.

Niewykluczone, że u Machedy problemem są kwestie ambicjonalne. W zeszłym sezonie zdobył 14 bramek i był gwiazdą zespołu, po przyjściu Carlitosa natomiast znalazł się w jego cieniu. Samemu strzelił tylko dwa gole w ośmiu meczach, gra na małej intensywności, często snuje się po boisku, nie potrafi utrzymać piłki, gra pod siebie. Gdy ostatnio został zmieniony po godzinie, nie podał ręki Boloniemu i rzucał butelką z wodą. Kibiców zaczyna to irytować. Zarzucają Włochowi, że zachowuje się tak, jakby Panathinaikos wziął go prosto z Manchesteru United, w którym kiedyś na chwilę błysnął, a nie po kiepskim roku w drugoligowej Novarze. W każdym razie, na boisku Carlitosa (i vice versa) praktycznie nie dostrzega. W meczu z Lamią ta dwójka nie wymieniła nawet czterech podań.

Wspomniany felietonista sport24.gr nie zamierza jednak stawać po stronie Hiszpana. „Jeżeli Carlitos zacznie więcej biegać bez piłki, zrzuci kilka kilogramów i będzie lepiej współpracował, wszyscy mogą być zadowoleni. Jeśli tego nie zrobi, klub musi poszukać lepszego napastnika. Obecność Machedy nie może być tu problemem. Wielkość klubu w połączeniu z możliwościami tego piłkarza na to nie pozwala” – uważa.

GRECKI TOP TO ZA WYSOKIE PROGI?

Jak na razie jednak to za Carlitosem przemawiają liczby. Themis Kaisaris z tego samego portalu w tekście z 1 listopada zauważył, że to piłkarz bywający chaotyczny, ale najważniejsze, że dający konkrety. Hiszpan na tym etapie broni się nawet w zestawieniu z dokonaniami Machedy z ubiegłego sezonu. Oddaje więcej strzałów na mecz i więcej celnych, a jego współczynnik „expected goals” jest dwa razy wyższy niż Włocha. Wszystkie wyliczenia wskazują, że przy standardowej efektywności były napastnik Wisły i Legii powinien mieć teraz cztery gole – i właśnie tyle ma. Wniosek był jednak podobny: współpraca z Machedą nie istnieje i to problem dla drużyny.

Sport24.gr po meczu z Lamią: „Carlitos to napastnik, który w kreatywnym zespole mógłby zostać królem strzelców”.

Czy to znaczy, że potencjalnie Hiszpan mógłby się wybić do Olympiakosu, PAOK-u Saloniki lub AEK Ateny? Petros Papamakarios: – Nie sądzę. Olympiakos i PAOK mają lepszych napastników, do tego o zupełnie innej charakterystyce. Carlitos potrzebuje kogoś obok siebie w ataku, a te zespoły raczej grają na jedną typową „dziewiątkę”. Rzadko zdarza się, żeby w Olympiakosie występował duet Youssef El Arabi-Ahmed Hassan, a w PAOK-u Karol Świderski-Antonio Colak. Oni przeważnie się ze sobą zmieniają. Najbardziej podobny do Carlitosa jest Marko Livaja z AEK-u, ale i tak wyżej cenię Chorwata.

Krótko mówiąc, będzie dobrze, jeśli w dłuższej perspektywie Carlitos utrzyma miejsce w Panathinaikosie, ale musiałby pokazać dużo więcej, żeby pójść gdzieś wyżej. A nie ukrywajmy, na dziś nie mówimy o przesadnie wysokim pułapie. Jego klub nadal na rozpoznawalną nazwę, lecz mowa o cieniu drużyny z okresu świetności. „Koniczynki” w poprzednich sezonach dostawały punkty ujemne za sprawy finansowe, o trzyletnim wykluczeniu z europejskich pucharów już wspominaliśmy. Występowanie w ich barwach nie świadczy teraz automatycznie o ponadprzeciętnych możliwościach danego piłkarza.

Wystarczy zresztą uzmysłowić sobie fakt, że duet stoperów najczęściej tworzą znani z polskich boisk Fran Velez i Achilleas Poungouras. Velez był kolegą Carlitosa w Wiśle Kraków, prezentował się solidnie, ale nie powiedzielibyśmy, że przerastał Ekstraklasę. Do Aten przeniósł się tego lata po dwóch sezonach w Arisie Saloniki. Poungouras wiosnę 2018 spędził na wypożyczeniu z PAOK-u do Arki Gdynia i poprzestał na trzech ligowych występach. Jego dalsze losy są pozytywnym zaskoczeniem. Przeszedł do Panathinaikosu i w zeszłym sezonie na stałe wywalczył sobie plac. A dodajmy, że do niedawna zawodnikiem tego klubu był także Joao Nunes (odszedł do węgierskiego Puskas Akademia FC) – kolejny obcokrajowiec, za którym Ekstraklasa nie płakała.

ZŁE PRZYGOTOWANIE

Mimo wszystko jednak w składzie „Wszechateńskich” ciągle nieco jakości znajdziemy. Na pewno wystarczająco dużo, by nie dało się przejść do porządku dziennego nad dziewięcioma punktami w ośmiu meczach. Po ostatnim sezonie mogło się wydawać, że pewne rzeczy zostały poukładane, a tu niemiłe zaskoczenie. Nasz rozmówca wskazuje przyczyny. – W porównaniu do poprzednich lat, Panathinaikos ma dziś niezły skład, no i sytuacja finansowa się uspokoiła. Jedyną zmianą na gorsze wydaje się linia obrony po odejściu Emanuela Insuy i Mattiasa Johanssona. Skąd więc kiepski start? Myślę, że w dużej mierze chodzi o złe przygotowanie zespołu. Dani Poyatos nie pasował do tego klubu. Nie mógł znaleźć wspólnego języka z zawodnikami, mimo że wielu z nich jest hiszpańskojęzycznych – komentuje Petros Papamakarios.

Greckie media również dostrzegają błędy w przygotowaniach hiszpańskiego szkoleniowca, które do dziś odbijają się czkawką. Drużyna trenowała lekko, zawsze z piłkami i w efekcie brakuje jej sił w końcówkach meczów. W takich okolicznościach tracono wygrane z Larisą i Volosem oraz ostatnio remis z Atromitosem. Ekipa pognębiona rok temu przez Legię decydujący cios zadała w 88. minucie. Asystę drugiego stopnia zaliczył inny znajomy z Ekstraklasy Azer Busuladzić. Kompletnie nie wyszło mu w Arce Gdynia, więc wrócił do poprzedniego klubu i znów może liczyć na regularne granie.

Co gorsza, Panathinaikos punktuje tak słabo, mimo że dotychczas nie mierzył się z najlepszymi. Starcia z wielką trójką dopiero przed nim. One też jednoznacznie zweryfikują Carlitosa, który pozostaje dla Greków nie do końca rozwiązaną zagadką. Kilka bardzo pozytywnych sygnałów wysłał, ale jeszcze nie udowodnił, że może być w Super League kimś więcej niż gwiazdką ligowego średniaka. Kwestia tego, czy Laszlo Boloni zdoła szybko posprzątać po poprzedniku i czy Hiszpan znajdzie wreszcie wspólny język z podrażnionym Machedą. Już w najbliższy weekend wyjazdowy mecz z Olympiakosem.

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...