Reklama

Zmiana Piątka przedsmakiem ciężkich czasów po erze Lewandowskiego

redakcja

Autor:redakcja

18 listopada 2020, 23:40 • 2 min czytania 31 komentarzy

Często na przestrzeni ostatnich lat słychać było głosy, że reprezentacja wozi się na Robercie Lewandowskim. Że jego osoba nieraz tuszuje sporo problemów naszej drużyny i piłki w ogóle. Trudno uznać je za pozbawione racji. Najgorsza jest świadomość, że „Lewy” kiedyś wreszcie karierę zakończy i przyjdzie nam sobie radzić bez niego. Nie stanie się to za rok czy dwa, ale za pięć czy sześć już tak. Przedsmak koszmarów, które w przyszłości mogą czekać biało-czerwonych, otrzymaliśmy w drugiej połowie meczu z Holandią.

Zmiana Piątka przedsmakiem ciężkich czasów po erze Lewandowskiego

Jasne, Lewandowski w środowy wieczór też na kolana nie rzucił, ale asystę zaliczył, a mógł mieć drugą, gdyby Płacheta nie trafił w słupek. Swoje wygórowane minimum przyzwoitości na pewno pokazał. Niestety przez problemy zdrowotne nie mógł grać dłużej i po przerwie już na boisko nie wybiegł.

Za napastnika Bayernu wszedł Krzysztof Piątek i… niestety w praktyce długimi fragmentami niemalże graliśmy w dziesiątkę. Zawodnik Herthy pokazał, ile dzieli go od naszego kapitana. A to mniej więcej tyle, o ile Bayern odstawia zespół z Berlina w tabeli Bundesligi. Przepaść.

Oczywiście wiadomo było, że Piątka czeka trudne zadanie, że przed nim duże wyzwanie, ale mimo wszystko mogliśmy oczekiwać, że zrobi COKOLWIEK. A on dosłownie nie zrobił nic.

  • z dziewięciu pojedynków wygrał jeden, na ziemi przegrał komplet siedmiu starć;
  • sześć razy stracił piłkę;
  • raz faulował, ani razu nie wywalczył faulu dla nas;
  • przy rzucie rożnym z 84. minuty wyskakiwał do powietrza, stał za daleko od Wijnalduma, piłka się od niego odbiła w drodze do siatki.

Nie dość więc, że praktycznie niczego nie zdziałał pod bramką Krula, to jeszcze zaszkodził pod bramką Fabiańskiego. Szlag nas trafiał, gdy nie potrafił utrzymać linii spalonego po fajnym dorzucie od Kędziory. Albo gdy będąc w dobrej sytuacji po podaniu Zielińskiego kopnął bardzo niecelnie bez większej refleksji. Do tego kompletnie nie potrafił przetrzymać piłki, wspomniane straty z czegoś przecież wynikały.

Reklama

Jedyny moment, w którym znajdziemy jakikolwiek pozytyw to akcja, po której bardzo dobrą okazję tuż po przerwie zmarnował Płacheta. Piątek miałby asystę drugiego stopnia, celnie dogrywając do Klicha, który odnalazł w polu karnym skrzydłowego Norwich. No i ewentualnie jeszcze doliczony czas, gdy napastnik Herthy wreszcie nie stracił i uruchomił wbiegającego Kędziorę, ale on akurat źle dośrodkował. To już jednak szczegół, którego normalnie prawdopodobnie nawet byśmy nie wyciągali, żeby uargumentować czyjś dobry występ.

Wnioski? Mało odkrywcze, ale niezmiennie słuszne: chuchajmy i dmuchajmy na Lewandowskiego. Cieszmy się nim, póki jeszcze możemy, bo później w ataku może być już tylko szaro lub czarno. Dziś dostaliśmy ciężkostrawną zapowiedź tych czasów.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Sebastian Warzecha
0
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Komentarze

31 komentarzy

Loading...