Reklama

Apodyktyczny Loew straci pracę? Nieudana reforma Die Mannschaft

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

18 listopada 2020, 16:15 • 11 min czytania 12 komentarzy

Dla Niemców klęska na ostatnim mundialu jest jak ta wiadomość na Messengerze, na którą nie chciało ci się odpisywać na bieżąco, więc została ci na sumieniu. Jak ta wymiana sprzętu AGD w chacie, z którą zwlekasz zbyt długo. Albo ta rozmowa z szefem, którą odkładasz możliwie na jak najbardziej odległy termin. Wciąż siedzi w głowie. Niemcom ten przegrany turniej odbija się czkawką, a czknięcia potęgują jeszcze kolejne wpadki z silnymi europejskimi drużynami. Porażka 0:6 z Hiszpanią nie jest jednak czknięciem. Jest potężnym objawem tego, że w tym zespołem coś jest nie tak. Najwyższa porażka Niemców od prawie 90 lat podaje w wątpliwość, czy Joachim Loew dalej powinien być selekcjonerem Die Mannschaft?

Apodyktyczny Loew straci pracę? Nieudana reforma Die Mannschaft

To nie była po prostu klęska. Nawet biorąc pod uwagę, że to „tylko” Liga Narodów, to porażka z Hiszpania była czymś więcej niż kompromitującym występem naszych sąsiadów. Można przegrać z Hiszpanami – wszak to drużyna z europejskiego z topu. Ale przegrać 0:6 i to w takim stylu? Dla niemieckich kibiców to był jak cios w serce poprawiony kopem w miejsce, w które żaden facet nie chce zostać kopnięty.

Trudno w ogóle ten mecz w wykonaniu Niemców porównać do ich jakiegokolwiek występu. Jeśli pamiętacie to żenujące 0:6 biało-czerwonych za Smudy, to macie mniej więcej wyobrażenie tego, jak wygląda starcie drużyny poważnej z niepoważną. Ale my takie traumy mamy w pamięci. Niemcy – niekoniecznie.

Niemcy zagrali jeszcze gorzej niż my

Corriere dello Sport pisze o tym, że Hiszpanie zakpili sobie z zespołu Loewa. L’Equpie – o „tonięciu Niemiec”. France Football nazywa Loewa wrakiem i pyta „jak można go nie winić za to upokorzenie, gdy jego drużyna miała 30% posiadania piłki?”. Kolejne nagłówki – „niewygodne dni przed DFB, ta porażka nie może przejść bez konsekwencji”, „6:0, 6:0. Napiszemy jeszcze raz, bo możecie nie uwierzyć: 6:0”, „Jogi – katastrofa”, „Loew jest zagubiony”, „od 2014 roku oglądamy wyłącznie regres tej kadry”.

Słowem – posada Loewa się chwieje. Ale ma to związek nie tylko z tym, że Niemcy przegrali jeden mecz. Wysoko. Dotkliwie. Ośmieszająco. Ale to tylko jeden mecz. Podstawy powątpiewania w Loewa są jednak znacznie szersze.

Reklama

Po mundialu miał nadejść reset

Mistrzostwa Świata w Rosji skończyły się dla Niemców wtopą. I to z gatunku tych, z których śmieje się cały świat. Nie wyjść z grupy z Meksykiem, Koreą Południową i Szwecją? To duże wyzwanie dla mistrzów. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Szwedzi na mundial pojechali bez napastników, a Meksykanie byli zajęci obracaniem panienek w hotelowych basenach. Loew nie mógł po prostu posypać głowy popiołem, pokajać się za mundial i obiecać poprawę. Musiał zaproponować plan.

I Niemcy taki plan restartu nie tylko kadry, ale i podstaw piłki krajowej, zaproponowali w obszernym raporcie sporządzonym po mistrzostwach. Na zwołanej konferencji przez blisko dwie godziny Loew prezentował swój pogląd na to, dlaczego na mistrzostwach jego drużynie nie poszło. Ale ograniczanie tego raportu do wykładni wtopy w Rosji byłoby bardzo dużym uproszczeniem. Selekcjoner wraz z Olivierem Bierhoffem wyłożyli na tacy kierunek, w którym idzie futbol i przedstawili pomysły na to, jak Niemcy – jako kraj, federacja, liga – powinni się do tych trendów dostosować.

– Futbol oparty na posiadaniu piłki ginie. Mistrzami Niemiec, Hiszpanii czy Anglii zostały zespoły bazujące na utrzymywaniu się przy piłce, natomiast Liga Mistrzów należy do Realu Madryt, czyli zespołu elastycznego. System pucharowy premiuje elastyczność gry i moim błędem było przeświadczenie, że w fazie grupowej posiadanie piłki wystarczy, a dopiero w fazie pucharowej będziemy zmuszeni do elastyczności. To było niemal aroganckie myślenie – przyznawał Loew.

Jak Loew definiował problemy Niemców w 2018 roku – nasz tekst po raporcie DFB

– Mieliśmy wysokie posiadanie piłki, ale nie poświęcaliśmy zbyt wiele sił na sprinty i szybkie biegi. Owszem, biegaliśmy dużo, ale brakowało nam w tych biegach intensywności. Zbyt powolnie tworzyliśmy grę. Częściej graliśmy wszerz niż do przodu. Podejmowaliśmy decyzje zbyt wolno. W ten sposób trudno zaskoczyć rywala, który broni się bardzo głęboko. To był nasz mankament – mówił selekcjoner, a za jego plecami przewijały się slajdy z prezentacji multimedialnej. A tam stało czarno na białym to, o czym mówił – na mundialu Niemcy wykonywali o 22% mniej sprintów niż w meczach eliminacyjnych. Na mistrzostwach w Brazylii decyzję o podaniu podejmowali średnio w ciągu 1,19 sekundy, z kolei w Rosji potrzebowali na to 1,5 sekundy. Piłkarze Die Mannschaft o 13% rzadziej wykonywali zagrania do przodu.

Niemcy w eliminacjach do Euro i w Lidze Narodów grali inaczej niż na rosyjskim mundialu. Styl gry został przedefiniowany. Sterylne wręcz posiadanie piłki, z którego niewiele wynikało, zastąpiło błyskawiczne przechodzenie do ataku. Nowa kadra miała mieć twarz Leroya Sane czy Timo Wernera – zawodników piekielnie szybkich, którzy są w stanie w kilka sekund przenieść piłkę pod pole karne przeciwników.

Ale mądre głowy w Niemczech zapomniały o jednym, bardzo ważnym detalu.

Reklama

Gdy przychodzi grać z mocnymi, to Niemcy nie wygrywają

Żaden europejski średniak nie chce z Niemcami prowadzić gry. Wyobrażacie sobie Polskę, która w starciu z kadrą zachodnich sąsiadów rozgrywa atak pozycyjny, a rywale czekają na kontrę? Przecież to nawet w sferze imaginacji wygląda absurdalnie. Próbujemy sobie zwizualizować Krychowiaka z Zielińskim klepiącego piłeczkę w kole środkowym i Goretzkę czekającego na moment przechwytu. No nie. Każdy odda Niemcom piłkę i sam będzie chciał kontrować.

Ale europejskich słabeuszy Niemcy punktowali – Estonię czy Irlandię Północną rozbijali w pył. Gorzej, gdy trzeba było zmierzyć się z drużynami ze średniej lub wysokiej półki.

Od 2018 roku Niemcy wygrywali tylko nieliczne starcia z zespołami, które miały w składzie kilku poważnych piłkarzy. Po kolei – 2018 rok, porażki z Holandią (0:3) i Francją w Lidze Narodów. Generalnie w tych rozgrywkach Niemcy zdobyli raptem dwa punkty i gdyby nie reorganizacja LN, to wypadliby do dywizji B. Porażki z Brazylią i Austrią w sparingach. Skromne zwycięstwa z Peru i Arabią Saudyjską. 2019 rok – porażka z Holandią w eliminacjach do Euro. Później remisy z Serbią i Argentyną w meczach towarzyskich. 2020 rok – remisy z Hiszpanią, Szwajcarią (dwukrotnie) w kolejnej Lidze Narodów.

Zespół Die Mannschaft punktował zatem leszczy, a z solidnymi markami dostawał w cymbał. Gdy ekipa Loewa rozbijała 8:0 Estonię, nie potrzebowała nawet taktyki. Gdy na Holandię trzeba było mieć strategię, to plan Loewa był brutalnie obnażany. Eliminacje do Euro 2020 były nazywane przez niemiecką prasę „czasochłonnym obowiązkiem do odbębnienia”, a każda wtopa – z Holandią, Francją, Austrią, Serbią, Hiszpanią, Szwajcarią była powodem do bicia na alarm.

„Jogi, co z tą starszyzną?”

Mundial w 2014 roku był datą graniczną dla części tamtego zespołu. Kariery reprezentacyjne zakończyło dwóch liderów drużyny – Bastian Schweinsteiger i Philipp Lahm. Loew jednak znalazł naturalnych następców, którzy wskoczyli w buty przywódców szatni i czołowych postaci na boisku. Neuer, Hummels, Boateng, Mueller czy Kroos już wówczas byli kluczowymi piłkarzami układanki mistrzów świata.

Ale cztery lata później – co naturalne – każdy z nich był już straszy. Klęska w Rosji sprawiła, że Loew chciał pójść z duchem czasu i odmłodzić kadrę. Ci, którzy zawiedli, zostali wskazani jako kozły ofiarne całej porażki. Zwłaszcza, że prasa powtarzała – przegraliśmy ten mundial, bo część tej drużyny była zbyt syta. Najedzone koty trzeba zostawić za piecem. I w ten sposób Loew wykreślił z drużyny Jerome Boatenga, Thomasa Muellera oraz Matsa Hummelsa. Do pewnego momentu ta decyzja broniła się sportowo. Boateng był wkręcany zarówno w Bundeslidze, jak i w Lidze Mistrzów. Hummels wydawał się już być po drugiej stronie rzeki. Mueller nie był tak produktywny, jak wcześniej.

Ale sytuacja się zmieniła. Boateng odnalazł formę, Hummels w BVB odżył, a Mueller – czy się komuś podoba jego estetyka ruchów, czy nie – był w zeszłym sezonie jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.

Nie dziwi więc, że właściwie co zgrupowanie do Loewa pada pytanie o to, czy wspomniana trójka jednak wróci do kadry. A Jogi odpowiada ciągle tak samo: – Zdecydowaliśmy się, by nie powoływać tych piłkarzy i nic w tym względzie się nie zmienia. Nie możemy się z tego wycofać. 

Rewolucja po niemiecku. Loew skreśla trzech mistrzów świata

Presja na selekcjonera jednak wzrasta. Zwłaszcza w obliczu kompletnego bałaganu w defensywie. Na ostatnie spotkania kadry Loew żongluje stoperami, ale ci ciągle popełniają błędy. Na Hiszpanów wyszedł z Kochem i Sule. Z kolei na Ukrainę z Kochem, Sule i Rudigerem. A na Szwajcarię z Ginterem, Rudigerem i Klostermannem. Efekty? Dwanaście (!) bramek straconych w trzech meczach.

Loew próbuje dopuszczać do kadry trochę świeżej krwi. Natomiast niewielu z nowych piłkarzy faktycznie stanowi o silę tej reprezentacji. Po 2018 roku w reprezentacji debiutowało piętnastu piłkarzy: Kai Havertz, Thilo Kehrer, Nico Schulz, Lukas Klostermann, Mark Uth, Nils Petersen, Niklas Stark, Suat Serdar, Luca Waldschmidt, Rabin Koch, Nadiem Amiri, Mahmoud Dahoud, Jonas Hofmann, Florian Neuhaus, Robin Gosens.

Ilu z nich faktycznie jest piłkarzami, którzy są ważnymi ogniwami Die Mannschaft? Na pewno Havertz.. Ale co z resztą? Koch ostatnio dostaje szanse, ale nie przekonuje. Schulz ma problemy ze zdrowiem. Kehrer też nie zachwyca. Powołania dla Utha czy Petersena należy traktować wyłącznie w kategoriach „cholera, może oni chociaż będą strzelać?”. Poza tym mamy cały zastęp zawodników, o których można powiedzieć „może kiedyś, ale jeszcze nie teraz”.

Opinia publiczna w Niemczech tkwi nieco w szpagacie między dwiema tezami. Z jednej strony chcieliby odmłodzenia składu i zaszczepienia w tej drużynie głodu zwyciężenia. Ale z drugiej strony chcą powrotu Hummelsa (najwyższa nota w „Kickerze” wśród stoperów”), Boatenga i Muellera. Sam Loew otworzył też sobie ostatnio furtkę do powrotu trójki banitów i wspomniał, że jeśli przed Euro sytuacja kadrowa go do tego zmusi, to rozważy powrót niektórych piłkarzy. Można się tylko domyślać, że w dwóch bawarskich domach i jednym dortmundzkim rozpoczęło się nerwowe odświeżanie WhatsAppa…

A co, jeśli kluczem do sukcesu był Flick?

W 2004 roku Jurgen Klinsmann, ówczesny selekcjoner reprezentacji Niemiec, wizytował obiekty Hoffenheim. Klub wówczas przecierał sobie szlaki w krajowym futbolu, budował nowoczesny ośrodek i był pewnego rodzaju technologiczną ciekawostką. Dietmar Hopp, właściciel klubu, zaprosił do swojego biura trzech trenerów – Klinsmanna, jego asystenta Loewa i ówczesnego szkoleniowca Hoffenheim. Podczas tamtego spotkania przy kawie Hopp miał powiedzieć „w tym biurze siedzi teraz obecny i przyszły selekcjoner”. I tym przyszłym wcale – według Hoppa – nie miał być Loew. A wlaśnie trener Hoffenheim. Hansi Flick.

Dziś nazwisko Flicka zna każdy fan futbolu – nawet ten, który tylko raz w miesiącu odpali sobie środową Ligę Mistrzów. Ale w 2014 roku Flick był znany tylko kibicom niemieckiej kadry. Był asystentem Loewa, który odpowiadał za kwestie taktyczne. Miał swoją robotę do wykonania przy kadrze, ale też odpowiadał za prace badawcze w DFB. Śledził trendy, obserwował najlepszych trenerów świata. Miał trzymać rękę na pulsie, że świat nie odjeżdża Niemcom, a jeśli ktoś wprowadzi jakąś nowinkę taktyczną, to Flick doniesie o tym w raporcie dla DFB. Być może był jeszcze ważniejszy dla związku piłkarskiego niż dla kadry. Bo prowadził wszelakie analizy statyczyne dla niemieckich piłkarzy, skanował potencjał zaplecza, oglądał w akcji zawodników młodzieżówek. Był jednoosobowym bankiem informacji.

Jak Hansi Flick odmienił Bayern?

W 2014 odszedł jednak z kadry. Dostał posadkę dyrektorską w DFB, później wrócił do Hoffenheim, wreszcie trafił do Bayernu i zachwycił świat.

I od 2014 roku odpadli w półfinale Euro, nie wyszli z grupy na mundialu 2018, zajęli ostatnie miejsce w Lidze Narodów. Albo to przypadek, albo nastąpiła tu pewna korelacja.

Wiele osób wskazuje też na różnicę w cechach osobowościowych Flicka i Loewa. Ten pierwszy jest raczej pomocnikiem dla piłkarzy. Szuka możliwości rozwoju (w przeszłości odwiedził m.in. Dolinę Krzemową w poszukiwaniu inspiracji), metodycznie udoskonala zespół, nie jest apodyktyczny. Loew z kolei to klasyczny szef. Twarda ręka, duże ego, dominująca osobowość w szatni. Nie brakuje głosów o tym, że Loew po prostu zatracił się we własnych tezach, nie jest elastyczny i nie przyjmuje innych teorii niż te, które wychodzą z jego własnej głowy. I przykładem może być właśnie upór w uporczywym trzymaniu na aucie Boatenga, Hummelsa i Muellera.

„Loew albo się poprawi, albo niech odejdzie”

Magazyn „11freunde” pisze po wczorajszej porażce: Wielkie drużyny upadają po zdobyciu tytułów. Wielki cel został osiągnięty, brakuje zawziętości, nadmierna pewność siebie rozchodzi się po szatni. Tylko wielki sznyt zarządców pozwala ponownie przekształcić takie zespoły. Reprezentacja Niemiec, a zwłaszcza władze – DFB i sztab – skąpali się jednak w samozadowoleniu po mundialu 2014. Zmiana, reorganizacja? Po co, przecież jesteśmy najlepsi na świecie, jesteśmy Die Mannschaft! Dzisiaj nic – NIC! – nie daje nadziei na poprawę. To nie tylko wniosek po żałosnym i śmiesznym występie z Hipszanią. Ale to teza, która wynika z obserwacji. Nie widać dwóch podstawowych atutów drużyny piłkarskiej – pasji i inspiracji. Nie ma przypadku w tym, gdy kamera pokazała Loewa po kolejnej traconej bramce. Stał stoicko przy ławce. Loew twardniał na krytykę, nie słuchał głosów z zewnątrz i nie chciał nowych wpływów w kadrze.

Presja na DFB jest olbrzymia. Właściwie trudno dziś znaleźć tekst w prasie niemieckiej – nawet tej sprzyjającej do tej pory Loewowi – który broniłby selekcjonera. Najpoważniejszym argumentem za Loewem jest dzisiaj… czas. A właściwie jego brak. Nowy selekcjoner miałbym tak naprawdę jedno zgrupowanie przed Euro na przygotowanie drużyny do turnieju. Ta na dziś nie rokuje, ale czy nowy trener w przeciągu pół roku doprowadziłby ją do stanu, w którym będzie w stanie rywalizować z Hiszpanią, Holandią czy Francją?

Ponadto Niemcom brakuje dzisiaj realnych kandydatur za Loewa. To znaczy – tak, są kandydaci, ale pracują już w klubach. Oczywiście numerem jeden na listach życzeń dziennikarzy jest Hansi Flick, ale Bayern przecież go nie puści.

I tak dochodzimy do paradoksu. Jeszcze kilka lat temu podśmiechiwano się, że Flick – jako asystent – próbuje dorównać Loewowi charakterystyczną stylówką. Dzisiaj to Loew chciałby mieć taki styl jak Flick. A raczej chciałby, żeby jego Niemcy miały styl Bayernu.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Komentarze

12 komentarzy

Loading...