Reklama

Największy atut Brzęczka? Umie nisko przegrać, gdy powinniśmy dostać 0:5

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

15 listopada 2020, 23:01 • 3 min czytania 51 komentarzy

Jerzy Brzęczek może mieć największe szczęście wśród polskich selekcjonerów ostatnich lat. Jasne, taki Adam Nawałka też miał trochę farta – 2:1 z Armenią, gol na 2:2 ze Szkotami – ale Brzęczkowi dobry los aż wypada z kieszeni. Na czym on polega? Na tym, że nisko przegrywa te mecze, które powinien przegrać bardzo wysoko.

Największy atut Brzęczka? Umie nisko przegrać, gdy powinniśmy dostać 0:5

Weźmy na początku tylko ten dzisiejszy popis. Gramy – nie chce się już szukać innych słów – absolutne gówno, ale przegrywamy jedynie 0:2. 0:2, wynik jak wynik, nikt nie zrobi wielkich oczu, patrząc na te suche liczby. A przecież powinno być wyżej. Czy bylibyśmy obrażeni, gdyby kadra wyłapała na przykład 0:5? Nie, Włosi mieli swoje sytuacje, należał im się jeszcze drugi rzut karny. 0:5 oddawałoby różnicę klas drużyn w tym spotkaniu. Ale jest skromniutkie 0:2.

I to nie jest pierwszy raz!

Nasz mecz z Holandią? Byliśmy żenujący, Holendrzy robili, co chcieli, a i tak wcisnęli tylko 1:0.

Spotkanie z Włochami w Chorzowie? Szczęsny dwoi się i troi. Wpada mu bramka dopiero w 92. minucie. Marne 1:0 z perspektywy Włochów, mogli i powinni wziąć więcej.

Reklama

Pierwszy mecz z Portugalią? Oni 20 sytuacji bramkowych, osiem celnych strzałów. My osiem sytuacji bramkowych, skromne trzy celne uderzenia. Wynik? Wydaje się, że na styku – 3:2.

Kurde, nie chcemy, żeby Polska przegrywała. Nigdy. To jest nasza drużyna, nasi rodacy, chcemy mieć radość z ich wyników. Ale czasami przechodzi przez głowę ta niepokojąca myśl: cholera, gdyby dostali raz a dobrze, to może by się coś zmieniło? A tak nie zmienia się nic. Zbigniew Boniek chodzi po programach i tłumaczy Brzęczka, że zazwyczaj wygrywa, a jak przegrywa, to nisko. No i trudno przecież takie argumenty obalić: wyniki stoją jak byk, 0:2 z Włochami to żadna katastrofa. 0:1 z Holandią? Powalczyliśmy, musimy znać miejsce w szeregu.

I tak dalej, i tak dalej. A my przecież wiemy, że to jest wielopoziomowy dramat, że w tej drużynie mało co się zgadza. Ona się nie rozwija w żaden sposób.

Debiut Brzęczka z Włochami: 1:1, cztery celne strzały (Włosi dwa), dziesięć sytuacji bramkowych (Włosi trzynaście).

Dzisiejsze spotkanie po ponad DWÓCH LATACH od tamtych wydarzeń: 0:2, zero celnych uderzeń, przewaga Włochów przygniatająca w każdym elemencie.

Jasne – każdemu może przytrafić się gorszy mecz. Ale trudno uwierzyć, a wręcz jest to niemożliwe, że to spotkanie można tłumaczyć gorszym dniem. Nie, widzi to każdy, kto chce patrzeć. Jeśli rywal jest przeciętny, względnie solidny, to tak, możemy z nim pograć w piłkę, nawet ładnie i wygrać mecz. Ale jeśli przeciwnik jest z wyższej półki, to nie mamy żadnych argumentów.

Reklama

Dlatego pisałem po meczu z Włochami w Gdańsku: czym się tu ekscytować? Bezbramkowym remisem, kiedy my nie mieliśmy żadnej sytuacji? Chyba wypada sobie uświadomić, że właśnie zagraliśmy 180 minut z Italią i tam na bramce mógłby stać pierwszy lepszy Włoch wzięty z przystanku autobusowego i nic by to nie zmieniło. A mamy najlepszego napastnika na świecie w składzie. Czujecie ten absurd – Paolo czekający na busa, nie musiałby się obawiać Lewandowskiego. Bo myśmy nic nie tworzyli i nic nie trzeba było bronić. Co się natomiast zmieniło względem tamtego bezbramkowego remisu, to… murawa. W Gdańsku była beznadziejna, dzisiaj dużo lepsza, no i chłopacy pograli w piłkę, skoro już mogli.

Ta ekipa wciąż jest zbieraniną jedenastu ludzi, którzy spotkali się na boisku. Gdyby nie było Brzęczka, graliby pewnie tak samo. Raz lepiej, raz gorzej. Decydują indywidualne umiejętności. Jak ich suma jest wyższa po naszej stronie – wygrywamy. Jak niższa – przegrywamy. A nie za to płaci się trenerowi kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie.

Do czego to może doprowadzić? Pewnie do maksymalnie czterech punktów na Euro i – jeśli to da awans – wylocie w 1/8. Czy tego chcemy od tej generacji piłkarzy? Retoryczne pytanie.

PAWEŁ PACZUL

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Komentarze

51 komentarzy

Loading...