Reklama

Łabędzi śpiew Jarmołenki i Konoplanki

redakcja

Autor:redakcja

11 listopada 2020, 13:13 • 9 min czytania 3 komentarze

Rok w futbolu to wieczność. Zatem w jaki sposób określić to, co się działo w świecie piłki nożnej kilka lat temu? Jedno jest pewne, w przypadku wydarzeń boiskowych czas ucieka z prędkością światła. Przecież mogłoby się wydawać, że zupełnie niedawno światu objawili się Andrij Jarmołenko i Jewhen Konoplanka. Ogromnym nadużyciem byłoby napisać, iż zmarnowali swój potencjał, lecz absolutnie wróżono im większe sukcesy. Dlaczego w pełni nie wykorzystali talentu? Opinie są dość zgodne – zbyt późno ruszyli na podbój Europy. Czy w tej kwestii wszystko zależało od nich? Niekoniecznie. Będzie to opowieść o dwóch „Kozakach” znajdujących się w złotej klatce, których rzeczywistość po jej opuszczeniu, wcale nie okazała się sielankowa.

Łabędzi śpiew Jarmołenki i Konoplanki

Wielu kibiców wciąż dobrze pamięta mecz Polski z Ukrainą, gdy na stadionie w Charkowie – w 2013 r. – Grzegorz Wojtkowiak wraz z Arturem Jędrzejczykiem byli niemiłosierni objeżdżani przez wyżej wymienionych ukraińskich skrzydłowych. Już wtedy nasi rywale wzbudzali ogromne zainteresowanie w gabinetach zachodnich drużyn. Czas płynął, a oni wciąż grali w krainie stepów i wielkich rozlewisk opisywanej przez Henryka Sienkiewicza w „Ogniem i Mieczem”. Żyli także iście po sarmacku. Na ich konto wpływały miliony hrywien od miejscowych oligarchów. Z drugiej strony przez horrendalną sumę pieniężną wpisaną w klauzule odstępnego oraz fanaberie właścicieli klubów, nie mogli opuścić ligi ukraińskiej. Gdy już udało im się uzyskać pieczątkę w paszporcie, ich występy w zachodnich rozgrywkach nie wprawiły nikogo w osłupienie. Wciąż grają w dość silnych europejskich klubach, lecz gwiazdami Starego Kontynentu nie zostali i nigdy już nie zostaną.

Może z reprezentacją Ukrainy będą mieli jeszcze powody do wielkiego triumfu? Jarmołenko nadal pełni funkcję kapitana „Żowto-błakytnych”. Konoplanka zaś z powodów problemów zdrowotnych nie zagra w jutrzejszym meczu z Polską. Kadra narodowa naszych wschodnich sąsiadów to solidna mieszanka doświadczenia z młodością. Na najbliższym Euro bez wątpienia stać ich na sprawienie
niespodzianki.

Zasiedzenie w złotej celi

Jeśli w przyszłości na uczelniach wyższych powstanie kierunek o nazwie „Historia Futbolu” i jakiś profesor będzie prowadził ćwiczenia na temat instytucji piłkarskiego zasiedzenia, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że w kazusach dla studentów pojawią się Jarmołenko i Konoplanka. Pierwszy opuścił Ukrainę dopiero w wieku niespełna 28 lat. Drugi nieco szybciej, bo miał wówczas 26 lat. Łączy ich ten sam „PESEL”, choć powody, dla których tak późno postanowili chwycić sztandar w dłonie i wyjechać na podój zachodnich lig, różnią się od siebie.

W przypadku byłego pomocnika Dynama Kijów trudno wskazać, dlaczego tak naprawdę nie chciał przez długi czas opuścić bezpiecznej przystani nad Dnieprem. Posiadał w stolicy Ukrainy status wielkiej gwiazdy. Przeogromne pieniądze, co miesiąc wpływały na jego konto. W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów krążyło popularne powiedzenie – „Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Być może miejsce na piedestale w lidze, gdzie rywalem były Karpaty Lwów lub Czonomorec Odessa sprawiały mu taką samą frajdę, jakby miał grać przeciwko Valencii lub Sevilli – wszak swego czasu łączony był nawet z FC Barceloną i Realem Madryt.

Reklama

Kilka lat temu napisaliśmy w obszernym materiale o jego fanaberiach.

Momentami można wręcz odnieść wrażenie, że Jarmołenko jest trochę jak księżniczka, która czeka na wybrańca będącego w stanie rozwiązać węzeł oplatający jej serce i która – koniec końców – budzi się z ręką w nocniku. Albo też – wersja alternatywna – jest niczym księżniczka, która sama ten węzeł zawiązuje w nadziei, że nikomu nie uda się go rozsupłać, bo… tak naprawdę dobrze jej tak jak jest.

Przykład na poparcie tej tezy? Do Evertonu skrzydłowy Dynama nie poszedł, bo ponoć czekał na konkretną propozycję ze strony Barcelony. Pytany jednak o możliwy transfer do stolicy Katalonii, stwierdził, że w sumie to wolałby już grać w Evertonie, bo tam chociaż nie musiałby się tak martwić o grę w pierwszym składzie.

POLSKA POKONA UKRAINĘ? KURS: 2,25 W TOTOLOTKU!

Ostatecznie w 2017 r. zdecydował się na Borussie Dortmund. Zdecydowanie zbyt długo znajdował się w ciepłej strefie komfortu. Według polskiego prawa w przypadku nieruchomości zasiedzenie następuje – w zależności od przesłanek złej albo dobrej wiary – po upływie 20 lat i 30 lat.

Aby podać prawidłową odpowiedź w zadaniu, którego treść odnosi się do jego kariery, wystarczy skrócić okres zasiedzenia do 10 lat. Tyle bowiem czasu spędził w zespole Dynama Kijów. Niezależnie czy miał dobre, czy też złe intencje, podejmując taką decyzję, bezapelacyjnie zmarnował szansę na to, by zostać postacią kultową w świecie futbolu, tak jak obecny selekcjoner reprezentacji Ukrainy –
Andriy Szewczenko.

Reklama

Drugi z „Kozaków” mimo dobrych chęci miał trudniejsze zadanie od swojego druha z kadry narodowej. Skrzydłowy słynący z szybkiego zejścia do środka i strzału musiał cierpliwie czekać na zaistnienie przesłanek od niego niezależnych. Zakochany w nim właściciel Dnipro Dniepropietrowsk, oligarcha, multimiliarder – Igor Kołomyjski, gdyby to było konieczne, zastawiłby swój cały majątek, aby zatrzymać największą gwiazdę swojego zespołu. Ogromna suma odstępnego – 14 mln euro – jak na pomocnika, który wówczas ledwo dwa sezony wyróżniał się w lidze ukraińskiej, stanowiła skuteczną zaporę przed wyjazdem za granicę.

Czy Konoplanka stał się zakładnikiem swojego pracodawcy? Absolutnie nie. Medal ma również drugą stronę. Prawda jest taka, iż z biegiem czasu „Żeni” pasowała ta sytuacja. Mógł stawiać wyimaginowane żądania finansowe. Kołomyjski spełniał każdą jego zachciankę, a na konto byłego zawodnika Dinipro każdego miesiąca spływały miliony euro.

Swego czasu Leszek Milewski opisał jego perypetię związane z negocjacjami przy transferze do Stoke City.

Trzeba jednak zwrócić uwagę, że Konoplanka przez ostatnie lata zarabiał jak król i nie ma zamiaru spuścić z tonu. Jeśli Kołomyjski uczynił go więźniem Dniepropietrowska, to w złotej celi. Doszło do tego, że gdy podobno Dnipro wreszcie dogadało się z Romą w styczniu tego roku, być może obniżając cenę z uwagi na to, że piłkarzowi pozostało pół roku kontraktu, ostatecznie sam Jewhen nazwał ofertę Rzymian niepoważną.

Jak śmieszne pieniądze miały wchodzić w grę? Cóż, powiedzmy tylko, że ostatnio ze ścianą zderzyć miało się Stoke, od którego ukraiński skrzydłowy żądał stu tysięcy funtów tygodniowo i trzech milionów za złożenie podpisu na umowie. Kosmiczne kwoty jak na gościa, który specjalizuje się w kiwaniu obrońców z Ługańska.

Po kapitalnej przygodzie z Dinipro w Lidze Europy (2014/15), Konoplanka odszedł do pogromcy z finału rozgranego w Warszawie – FC Sevilli. Również zbyt długo zwlekał z wyjazdem i instytucja piłkarskiego zasiedzenia, jak najbardziej prawidłowo odnosi się także do jego osoby. Hiszpania nie okazała się dla niego piłkarskim rajem. W dalszym poszukiwaniu szczęścia, już po roku wyjechał z niej
do Schalke 04 Gelsenkirchen.

Zachodni wiatr nie sprzyjał Kozakom

„Duszę, ciało poświęcimy dla naszej wolności, Pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu.” – to
jeden z fragmentów hymnu Ukrainy.

Wreszcie po wielu latach spędzonych w kraju stepów i czarnoziemów opisywani skrzydłowi, mogli pokazać się światu. Dumnie i godnie reprezentować swój kraj poza jego obszarem. Czy ich występy na obczyźnie – między innymi w Hiszpanii lub Niemczech – okazały się kompletnie nieudane? Otóż ukraińscy pomocnicy, jeśli spojrzymy na ich liczbę gier oraz statystyki w punktacji kanadyjskiej, wcale nie wypadają aż tak skrajnie niekorzystnie. Negatywny wydźwięk dyskusji o nich wynika z tego, że zarówno kibice, eksperci, jak i sami zawodnicy mieli większe oczekiwania względem dyspozycji prezentowanej na zachodzie. Żaden z nich nie został gwiazdą Bundesligi. La Ligi i Premier League teżvnie oczarowali. Status gwiazd ukraińskich boisk nie przełożył się na kapitalne występy przed obcą
publiką.

Andrij Jarmołenko już po zaledwie jednym rozgranym sezonie w BVB wyjechał do West Hamu. Na angielskich stadionach w głównej mierze przez częste urazy nie mógł się na dobre rozkręcić. Poprzedni sezon można uznać za przyzwoity w jego wykonaniu. W 23 występach dla „Młotów”, 5 razy trafił do bramki przeciwnika. Aktualnie w swoim klubie napotyka problemy z regularnym graniem.

– W tym sezonie Jarmołenko nie stanowi o sile West Hamu. Ani razu nie wychodził w pierwszym składzie, przegrywa rywalizację z Jarrodem Bowenem. To się pewnie prędko nie zmieni, bo były skrzydłowy Hull to jeden z najlepszych graczy Młotów, umiejący w dynamiczny sposób kreować szanse sobie i kolegom. Ukrainiec trafiał na London Stadium jako potencjalna gwiazda, ale przegrał z kontuzjami. W West Hamie gra niewiele ponad dwa sezony, a dziewięć miesięcy stracił z powodu urazów ścięgna Achillesa i przywodziciela. Gdy grał, też raził nieskutecznością oraz niedokładnością.

REMIS POLSKI Z UKRAINĄ? KURS: 3,45 W TOTALBET!

Jedynym dobrym momentem był zwycięski gol w końcówce w meczu z Chelsea w decydującym momencie tamtego sezonu, który przybliżył West Ham do utrzymania. Ma kontrakt do czerwca 2022 roku, ale niewykluczone, że odejdzie przed jego końcem. Problemem może być cena. Młoty zapewne zechcą odzyskać, choć część z zainwestowanych w niego 20 milionów funtów – relacjonuje Wojciech Piela, prowadzący program „Football, bloody hell” na Kanale Sportowym.

Jewhen Konoplanka po kilku sezonach spędzonych kolejno w Sevilli i Schalke postanowił wrócić do ojczyzny. Już drugi rok występuje w barwach Szachtara Donieck. Obecnie przez problemy zdrowotne od końca wrześnie jest wyłączony z grania. Wcześniej, jeszcze przed powrotem na Ukrainę prezentował bardzo nierówną dyspozycję.

– Jeśli miałbym określić przygodę Jewhena Konoplanki z Schalke jednym słowem, powiedziałbym, że była… dziwna. Ukrainiec od początku zdradzał duże możliwości, brakowało w klubie lewego skrzydłowego, który miałby drybling, zejście na prawą nogę, strzał z dystansu, technikę. Pierwszy sezon był rozczarowujący, ale, tak czy owak, została uruchomiona klauzula wykupu i liczono, że Konoplanka przebudzi się u nowego trenera (po poprzednim nota bene ostro się w mediach przejechał). I rzeczywiście, przebudził się, ale na dłuższą metę bardzo brakowało mu regularności.

UKRAINA ZWYCIĘŻY Z POLSKĄ? KURS: 3,09 W EWINNER!

Rozgrywał dobry mecz, po czym ginął w kilku kolejnych. Strzelał gola, asystował, a na kolejny błysk trzeba było czekać tygodniami. Mam wrażenie, że nigdy tak do końca nie zaaklimatyzował się w Gelsenkirchen i w trzecim roku jego występów w Schalke był już tylko kulą u nogi pobierającą sowitą pensję. Z perspektywy czasu zdecydowanie rozczarował, osobiście jestem przekonany, że miał możliwości, by być gwiazdą Bundesligi – zdradza Marcin Borzęcki, dziennikarz sport.tvp.pl, prywatnie fan Schalke.

Wśród kibiców dobrze rozeznanych w sprawie tych graczy można spotkać opinie, iż ich wizerunek wielkich nadziei ukraińskiej piłki został swego czasu mocno i sztucznie napompowany przez tamtejsze środowisko. Ukraina potrzebowała wtedy idoli kryzysowych po tym, jak Szewczenko zawiesił buty na kołku, a wspaniała forma Anatolij Tymoszczuka powoli zaczynała odchodzić w zapomnienie. Czy niniejsza teoria jest prawdziwa? Zapewne zawiera dużą cząstkę prawdy. Poczynania zagraniczne Jarmołenki i Konoplanki poniekąd uzasadniają tę tezę.

Łabędzi śpiew dawnych talentów?

Tak jak wspomniano na samym początku, czas w futbolu ucieka z kosmiczną prędkością. Ukraińscy zawodnicy mają już 31 lat. W dzisiejszych świecie piłki nożnej nie oznacza to jeszcze jesieni ich kariery, lecz najprawdopodobniej powoli będą schodzić już ze sceny. Ukraińcy doczekali się utalentowanej generacji graczy. Andrij Szewczenko posiada bardzo ciekawy zespół. Reprezentacja naszych wschodnich sąsiadów to interesujący miks doświadczenia, młodości i naturalizowanych Brazylijczyków. Wskazanie ich na faworytów nadchodzących mistrzostw Starego Kontynentu mogłoby zostać odebrane jako niedorzeczność, lecz na pewno stać ich na coś więcej niż tylko wyjście z grupy. Dla Jarmołenki i Konoplanki może być to ostatnia szansa, by zapisać się złotymi zgłoskami w historii ukraińskiego futbolu i odpiąć tym samym łatkę zmarnowanych potencjałów. Pokazać całemu światu, że to są wielcy bracia z kozackiego rodu.

Piotr Stolarczyk

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...