Reklama

Alvaro Morata – odrodzenie. Był czwartym wyborem, został bohaterem

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

08 listopada 2020, 09:21 • 9 min czytania 5 komentarzy

Szczęście w futbolu? Kluczowa sprawa. Wszyscy, którzy myślą, że można się bez niego obejść, powinni spojrzeć na historię ostatniego transferu Alvaro Moraty. W Madrycie każdy szukał dla niego zastępstwa, kogoś lepszego. On nieoczekiwanie przeniósł się do mocniejszej drużyny. Nieoczekiwanie, bo był opcją numer cztery na liście życzeń. Ostatnią deską ratunku. Logika kazała myśleć, że to nie ma prawa wypalić. I co? I dziś Hiszpan jest uznawany za odkrycie początku sezonu. Zupełnie zasłużenie. 

Alvaro Morata – odrodzenie. Był czwartym wyborem, został bohaterem

Sześć bramek – w tym dwa dublety w Lidze Mistrzów – i dwie asysty w siedmiu meczach. To nie jest leszcz, Stefan. To zbawienie Andrei Pirlo, który ma ciężki początek sezonu. W zasadzie nie tyle ciężki, co najgorszy spośród trenerów Juventusu z ostatnich lat. Morata ratuje sytuację, co jest o tyle istotne, że nie za bardzo kto miałby to zrobić za niego. Cristiano Ronaldo owszem, błysnął, jednak przegapił kilka spotkań przez koronawirusa. W tym czasie ktoś musiał przejąć pałeczkę, a wiadomo, że nie mógł tego zrobić Paulo Dybala, który zgubił formę. Nie wiemy, czy Pirlo zacytował Hiszpanowi księżniczkę Leię: you are my only hope.

Ważne, że zadziałało.

JUVENTUS WYGRA Z LAZIO – KURS 1.95 W TOTALBET!

Oczywiście nie musimy dodawać, że transferowi Moraty towarzyszyły ogromne wątpliwości. Rekord życiowy tego gościa to 15 bramek w sezonie, a miał zostać pomocnikiem CR7. Był opcją rezerwową opcji rezerwowej na wypadek, gdyby opcja rezerwowa nie wypaliła. Nic nie pokręciliśmy. Przecież nie byłoby Alvaro w Turynie gdyby:

  • Milik lepiej załatwił sprawę swojego odejścia z Napoli
  • Luis Suarez nie wpadł na ściąganiu na egzaminie z języka włoskiego
  • Milik nie zablokował odejścia Edina Dżeko z Romy

Nikt nie byłby w stanie wymyślić takiej historii, której zakończenie byłoby takie, jakie dziś oglądamy. Zresztą, Włosi także się tego nie spodziewali. – Ręka do góry, kto pomyślał, że jego przyjście oznacza takie mecze, jak ten, który zagrał w Kijowie – pytała „Gazzetta” i lasu rąk wśród jej czytelników nie było.

Reklama

Najlepsza wersja Moraty

Wszyscy zwracają uwagę na to, że Alvaro Morata wrócił do Turynu jako napastnik pełnokrwisty. Właśnie, wrócił, bo Hiszpan zdążył już zwiedzić Piemont kilka lat temu. Czy zachwycił? Nie bardzo, był solidnym, ale jednak tylko uzupełnieniem. Co prawda myślano o tym, żeby go zatrzymać, ale powiedzmy sobie szczerze – nikt nie biadolił zbyt długo, że to się nie udało. A tu proszę, inny człowiek. – Odchodził jako chłopiec, wrócił jako mężczyzna – pisał o nim Romeo Agresti, dziennikarz włoskiego „Goal”. – W wieku 27 lat piłkarze zwykle osiągają szczyt swoich możliwości. W Crotone Morata dał popis indywidualnych umiejętności, nie zawiódł, jako jeden z nielicznych.

Przemiana napastnika nie jest tezą naciąganą. „La Gazzetta dello Sport” przywołuje scenki z czasów, gdy Morata pracował z Massimiliano Allegrim. – Kiedy trafił do drużyny, w dziewięciu na dziesięć przypadków zabierał się z piłką i strzelał, ignorując kolegów z drużyny. Allegri powiedział mu, że nie zawsze musi kończyć akcję strzałem. Co robił Morata? Podawał. Tak często, że robił to nawet wtedy, kiedy nie powinien. Allegri musiał mu wytłumaczyć, że głowa jest najważniejsza. Sam musi znaleźć właściwie, dobierać strategie zależnie od okoliczności. Dziś wybory Moraty są zdecydowanie lepsze.

Historia niby banalna, dość niespodziewana, bo przecież piłkarz na tym poziomie nie powinien mieć nawet problemów z tym, co ma zrobić na boisku. A jednak. To pokazuje tylko, jak nieoszlifowanym diamentem był Morata, który po transferze przyznał, że w Turynie zawsze czuł się jak w domu. Tak, złośliwi wypomną mu, że przecież po każdej przeprowadzce mówił o spełnianiu marzeń i powtarzał wyuczone formułki. Natomiast w tej jest z pewnością ziarno prawdy. To nie przypadek, że Alvaro wystrzelił w ten sposób. Takie starty sezonu nie zdarzały mu się nawet w trzeciej lidze, w rezerwach Realu Madryt. W zasadzie równie skuteczny był tylko raz.

Dlatego można uwierzyć, że słowa o rodzinie nie są tu jedynie PR-owym picem. A przecież ten start mógł być jeszcze lepszy niż w Londynie. Wystarczyłoby, że VAR byłby dla niego nieco bardziej litościwy.

Urodzony na spalonym

Alvaro Morata? Chyba alVARo Morata, bo VAR co chwilę zabiera mu bramki. Przydomek „urodzony na spalonym” przylgnął do Filippo Inzaghiego, jednak Hiszpan śmiało mógłby go odbić. W tym sezonie oczywiście idzie na rekord – pięć anulowanych przez wideoweryfikację bramek robi wrażenie, zwłaszcza że trzy z nich padły w jednym meczu. Media zaczęły nawet analizować, co robił źle, że za każdym razem po wpisaniu się na listę strzelców, musiał nerwowo zerkać na sędziego. Natomiast dla Moraty to nic nowego. Był to już drugi „hattrick” w karierze, który został anulowany przez VAR. Wcześniej dokonał tej sztuki w meczu z Las Palmas. To nie dziwi, bo Morata w ostatnich latach dał się poznać jako gość balansujący na krawędzi.

Reklama
  • 2019/2020 – drugi najczęściej łapany na spalonym piłkarz w La Liga
  • 2017/2018 – 5. miejsce pod względem ofsajdów w Premier League

To o tyle ciekawe, że spalone w wykonaniu Moraty zdarzały się tak często, że jesienią 2018 roku angielskie media śmiały się z tego, że Hiszpan miał na koncie więcej ofsajdów (18) niż cały zespół Bournemouth (16). Co więcej – w 2020 roku VAR anulował już 10 bramek wychowanka Realu Madryt. Wiecie, ile goli strzelił Morata? 12. Ledwie przebił ten wynik, dosłownie rzutem na taśmę, bo w ostatnim meczu z Ferencvarosem. Czasami zabranie bramki wychowankowi Realu było bezlitosne. Tak jak w Lidze Mistrzów, gdy Morata przelobował Neuera – duża sztuka – a gol został niesłusznie nieuznany.

Albo we wspomnianym starciu z Las Palmas, gdy trafił do siatki już po kilkudziesięciu sekundach. W Anglii zastopowano jego radość dwukrotnie – w meczu z West Hamem. Zresztą w Londynie koledzy czasami mieli go dość. Tak jak w spotkaniu z Burnley, gdy zniweczył trudy zespołu w trakcie pogoni za wynikiem i będąc na spalonym anulował… gola kumpla z zespołu. Sztuka. – Raz jest tak, że jego bramka zostałaby anulowana nawet bez VAR-u, bo spalony był zauważalny. Czasami bez wsparcia technologii nikt by tego nie wychwycił. Skąd skłonność do takich sytuacji? To normalne, Morata to napastnik grający głęboko, który uwielbia biegać między obrońcami, czekając na właściwy moment – wyjaśnia analityczny portal „L’Ultimo Uomo”.

Normalne? Zależy dla kogo. Pippo Inzaghi na pewno byłby dumny z takiego padawana.

W Juventusie nikt nie był tak skuteczny

Z drugiej strony Andrea Pirlo nie wybrał go dlatego, że lubi podbijać sobie liczbę spalonych w statystykach meczu. Wiadomo – był to ruch na ostatnią chwilę, jednak dobrze przemyślany. Pirlo znał Moratę z czasów gry z nim w jednym zespole. Wiedział, na co go stać i widział, jak wykrzesać z Hiszpana pełnię potencjału. Tę, której nie udało się uwolnić w Atletico, co sprawiło, że Morata był traktowany jako ciekawostka i zbędny balast. – Przy stylu Atletico nie miał większych szans, żeby pokazać co potrafi. Miał zaledwie 5.43 kontakty z piłką w polu karnym na 90 minut. To nie jest liczba, która pomaga graczowi o kruchej psychice, który spala się z powodu niewykorzystanych okazji, złapać pewność siebie – tłumaczy „L’Ultimo Uomo”.

GOL ALVARO MORATY Z LAZIO – KURS 2.55 W TOTALBET!

Z drugiej strony – nie ma co Moraty przesadnie bronić. Zadaniem napastnika jest strzelanie bramek, jeśli tego nie robi, to nic dziwnego, że traci zaufanie wszystkich dookoła. A według statystyk Hiszpan powinien spisywać się lepiej. Za Understat:

  • 19/20 – średnio 2.93 strzałów na mecz, xG 14.98, bramki – 12
  • 18/19 (Atletico) – średnio 2.47 strzałów na mecz, xG 7.42, bramki – 6
  • 18/19 (Chelsea) – średnio 3.31 strzałów na mecz, xG 6.41, bramki – 5
  • 17/18 – średnio 3.44 strzałów na mecz, xG 13.90, bramki – 11

Tylko w dwóch sezonach – w Juventusie i Realu – xGoals pokazywało, że Morata strzela ponad stan. Zwykle czegoś mu brakowało i chociaż można powiedzieć, że brakowało mu także minut, to przecież bez powodu na ławce nie siedział. – Widać wyraźnie, że Morata nie jest pewnym snajperem. Teoretycznie powinien mieć wszystko: strzeli obiema nogami, kopie precyzyjnie i mocno. Jest prawdopodobnie najlepiej grającym głową piłkarzem na świecie – wygrywa ponad 50% pojedynków w powietrzu poza polem karnym. Kiedy jednak przechodzi do finalizacji, wybiera źle. Jego występy pozbawione są czasami logiki: potrafi strzelać niezapomniane gole, a chwilę później pozostawąć zupełnie niezauważonym – „L’Ultimo Uomo”.

Włoskie media wskazują, że dobrze rozumie się zarówno z Paulo Dybalą, jak i Cristiano Ronaldo. Włosi wręcz domagają się, żeby był to startowy tercet Juventusu w ofensywie. – Jestem wielkim fanem pomysłu, żeby wystawić ich razem – mówił Franco Causio na łamach „Gazzetty”. – To kryminał, żeby trzymać któregoś z nich na ławce – wtórował mu Alessio Taccinardi w „Tuttosport”. A jak zapatruje się na to Andrea Pirlo? Przede wszystkim wyjaśnia, skąd wziął się udany początek Hiszpana. – W przeszłości więcej udzielał się w defensywie. My staramy się, żeby był zawsze gotowy na otrzymanie piłki i wykorzystanie atutów swoich możliwości fizycznych. Żeby czekał na możliwość szybkiego przejścia do przodu. Resztę załatwi sam.

ALVARO MORATA KRÓLEM STRZELCÓW LIGI MISTRZÓW? KURS 19.00 W TOTALBET!

Morata dostał zaufanie i odwdzięcza się za nie w najlepszy możliwy sposób. Podczas pierwszego pobytu w Juventusie, szukano kogoś, kto będzie lepiej pasował do roli. Na początku sezonu 20/21 okazuje się, że tym kimś jest… nowy Morata. W Turynie – od kiedy odszedł – nie było lepszego napastnika. Przynajmniej na starcie rozgrywek.

Mister Champions League?

Oczywiście wszystko ma pewien podtekst. Juventus od lat szukał kogoś, kto pozwoli im na skok na Ligę Mistrzów. Nie chodzi oczywiście o Cristiano Ronaldo, a o kogoś, kto mu w tym pomoże. Bo CR7, który hurtowo strzelał bramki w fazie pucharowej dwóch poprzednich edycji, nie wystarczył. Wcześniej spalił się pomysł z Gonzalo Higuainem, który we Włoszech ładował gola za golem, a na Starym Kontynencie znikał. Z Moratą natomiast w Piemoncie mają kapitalne wspomnienia. W sezonie 2014/2015 to on był kluczową postacią w drodze „Starej Damy” do finału rozgrywek.

  • Gol i asysta z BVB w pierwszym meczu 1/8 finału – wygrana 2:1
  • Bramka w rewanżu – wygrana 3:0
  • Asysta na wagę awansu z Monaco – wygrana 1:0 w dwumeczu
  • Gol na 1:0 z Realem – wygrana 2:1
  • Asysta na wagę awansu do finału – 1:1 z Realem
  • Bramka na 1:1 w finale z Barceloną

To wszystko w fazie pucharowej rozgrywek. Rok później? Wspomniany wcześniej nieuznany gol z Bayernem, ale też dwie asysty w meczach z Bawarczykami. Słowem – wiosną w Lidze Mistrzów Morata nie zawodził. A przecież i rok temu, gdy był tylko kołem zapasowym Atletico, to on odpalił z rozgrywek Liverpool. 17 minut w dogrywce wystarczyło, żeby asystą i bramką zadecydować o awansie ekipy Diego Simeone.

W tym sezonie Alvaro Morata rozpoczął strzelanie jeszcze wcześniej. Dwa dublety w grupie, niemal najwyższe noty w każdym z trzech meczów. „Goal” wystawiał mu: 7,5, 6,5 oraz 8. Romeo Agresti nie miał wątpliwości: – Nic do dodania, Europa to jego dom.

***

Czy hiszpański napastnik zdoła utrzymać formę do końca rozgrywek? To dobre pytanie, jednak na dziś nie mamy podstaw ku temu, by mysleć, że nie zdoła tego zrobić. Oczywiście wypada trochę tonować nastroje, bo lubiący skrajności Włosi piszą już, że Morata to nadzieja dla napastników z jego pokolenia. Pokolenia, które poza Lukaku i Kanem nie ma się kim pochwalić i ewidentnie przegrywa w walce zarówno z weteranami, jak i młodzieżą. Zapewne Morata nie będzie na tyle skuteczny, żeby włączyć się do walki o Złotego Buta, czy chociaż koronę Cappocannoniere. Nie z CR7 u boku, nie z kapitalnym Zlatanem Ibrahimoviciem w Milanie. Natomiast być może w końcu zerwie z łatką gościa, który może być co najwyżej wartościowym uzupełnieniem, a nie pierwszoplanową postacią.

I tu akurat odwołamy się do jego wieku, bo faktycznie 28 lat na karku to ostatni dzwonek, żeby uratować karierę na topie.

SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

5 komentarzy

Loading...