Reklama

PRASA. Trałka: Miałem koronawirusa. Bolały plecy i głowa, nadal nie mam smaku

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

31 października 2020, 09:13 • 11 min czytania 5 komentarzy

Co słychać w prasie w weekend bez ligowych meczów? Jest moment na analizy i dywagacje, ale także na to, by więcej uwagi poświęcić Pucharowi Polski. Łukasz Trałka opowiada w „Super Expressie” o tym, jak przechodził koronawirusa. – Złapałem go przed przerwą na kadrę, co pozwoliło w tym czasie się wyleczyć. Mój przypadek na szczęście nie był ciężki. Miałem stan podgorączkowy, 37 stopni, trochę bolały mnie plecy i głowa. Musiałem odleżeć dwa– trzy dni w łóżku i później miałem wynik ujemny. Choć, co ciekawe, mimo ujemnego wyniku na wirusa wciąż nie odzyskałem smaku.

PRASA. Trałka: Miałem koronawirusa. Bolały plecy i głowa, nadal nie mam smaku

Przegląd Sportowy

„PS” zadaje ważne pytanie: czy styl aby na pewno wystarczy Lechowi, żeby zatrzeć porażki? Według Bartosza Bosackiego tak, bo Lech… nadal ma szanse na wyjście z grupy.

– Podsumowanie robiłbym dopiero po zakończeniu fazy grupowej, bo przecież wciąż jest szansa, by Lech z tej grupy wyszedł. Na razie Kolejorz gra nieskutecznie, ale z mojej perspektywy może się jeszcze wiele wydarzyć, bo piłkarzom nie można odmówić i chęci, i dobrej gry – zauważa Bosacki. W odróżnieniu do wielu ekspertów on nie ma zastrzeżeń do przygotowania fi zycznego lechitów, o którym sporo mówi się po czwartkowym meczu z Rangersami. Twierdzi, że to kwestia doświadczenia, którego piłkarzom z Poznania brakuje. I osłabień. – Na pewno w czwartek zabrakło Tiby, głównie między 55. a 70. minutą, kiedy Rangersi mieli zdecydowaną przewagę, kiedy Lech za szybko pozbywał się piłki. Tiba pewnie byłby w stanie to opanować, ale i tak czapki z głów przed tymi młodymi chłopakami z linii pomocy – mówi Bosacki. Pod wrażeniem ich postawy jest także były trener Lecha Jacek Zieliński. – W drugiej linii zagrało czterech nastolatków, którzy w pierwszej połowie spisywali się bardzo dobrze – chwali szkoleniowiec, ale na postać ostatnich tygodni typuje innego piłkarza. – Największym wygranym ostatnich meczów jest Alan Czerwiński. Gra bardzo równo, miał wspaniałą asystę w meczu z Benfi cą. Ten chłopak puka do reprezentacji Polski – mówi Zieliński.

Wisła Płock chce grać w Pucharze Polski mimo zakażeń. „Nafciarze” nie chcą niepotrzebnych zaległości w terminarzu.

Reklama

– Wyniki wszystkich badań mają do nas spłynąć w niedzielę. Mamy nadzieję, że tak będzie, bo słyszy się, że w całym kraju rezultaty testów przychodzą do klubów z opóźnieniami. Jeżeli w niedzielę okaże się, że wszyscy pozostali zawodnicy są zdrowi, to będziemy chcieli zagrać w poniedziałkowym meczu Pucharu Polski z Pogonią – mówi  prezes płockiego klubu Tomasz Marzec. – Nie chcemy sobie robić zaległości. Szczególnie że terminów pozostaje coraz mniej. Wiemy, jakie są wytyczne UEFA i PZPN co do liczby wymaganych zdrowych piłkarzy. Nie chcemy kombinować i prosić sanepid o kwarantannę dla całego klubu. Jeżeli tylko będziemy mieli możliwości personalne, to chcemy normalnie grać. Na razie zdrowi gracze nie zgłaszają żadnych niepokojących objawów – dodaje prezes.

William Remy stanie przed Komisją Ligi. To oczywiście efekt wycieku zdjęć z imprezy obrońcy Legii i złamania reżimu sanitarnego. Legia może rozwiązać z nim kontrakt.

– Na ten moment możemy tylko potwierdzić, że Komisja Ligi wszczęła postępowania w sprawie zawodnika Legii Warszawa Williama Remy’ego. Posiedzenia KL są przeprowadzane zdalnie, a zawodnik zostanie poproszony o przedstawienie wyjaśnień w formie pisemnej. Podobna sytuacja miała miejsce w Śląsku. Wówczas Exposito i Tamas dostali karę w wysokości 30 tys. zł, która została podtrzymana także w drugiej instancji, czyli w Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN – przyznał rzecznik prasowy Ekstraklasy SA Bartosz Orzechowski. Teoretycznie najwyższą sankcją, z jaką musi liczyć się Francuz, byłoby rozwiązanie umowy z jego winy. Zachowanie piłkarza negatywnie wpłynęło bowiem nie tylko na jego wizerunek, ale również na wizerunek klubu. Nie wiadomo jednak, czy pozwalają na to zapisy kontraktowe. Możliwe więc, że władze Legii ograniczą się do udzielenia wysokiej kary fi nansowej. Prawdopodobnie w takim przypadku KL odstąpi od wymierzania własnych sankcji, aby zawodnik nie był dwukrotnie karany za to samo wykroczenie. Sprawą Remy’ego komisja ma zająć się na środowym posiedzeniu (4 listopada). 

Super Express

„Łukasz Trałka jest niezniszczalny” – oznajmia nam „Superak”. Dla pomocnika mecz z Legią będzie już kolejnym w 16-letniej „walce” z tym klubem.

Reklama

Super Express”: – Który z meczów z Legią był dla ciebie szczególny?

Łukasz Trałka: – Ten, w którym debiutowałem w I lidze, bo tak to się wtedy nazywało (obecnie ekstraklasa – red.). W barwach Pogoni Szczecin (1 sierpnia 2004 r. – red.) wszedłem na boisko ok. 70. min i pamiętam, że pierwszym rywalem, z którym miałem kontakt, był… Jacek Magiera, który od dawna jest trenerem. Przegraliśmy 1:2. Czasy się mocno zmieniły i wszystko szybko leci do przodu (śmiech).

– Miałeś koronawirusa, ale nie opuściłeś żadnego meczu.

– Złapałem go przed przerwą na kadrę, co pozwoliło w tym czasie się wyleczyć. Mój przypadek na szczęście nie był ciężki. Miałem stan podgorączkowy, 37 stopni, trochę bolały mnie plecy i głowa. Musiałem odleżeć dwa– trzy dni w łóżku i później miałem wynik ujemny. Na końcówkę z Podbeskid z i e m wszedłem po kilku dniach od powrotu, choć żeby dojść do formy, potrzebny był pełny tydzień treningów.

– Jesteś w pełni gotowy na Legię?

– Na mecz z Górnikiem byłem już gotowy i wystąpiłem od początku. Choć, co ciekawe, mimo ujemnego wyniku na wirusa wciąż nie odzyskałem smaku. Słyszałem, że niektórzy mogą stracić smak na dwa dni, a inni na miesiąc albo dłużej. U mnie trwa to już grubo ponad trzy tygodnie.

Rozmówka z Kamilem Grosickim, który tłumaczy, dlaczego nie doszło do transferu. Czas podpisania kontraktu zmniejsza się z pięciu do czterech minut przed końcem okienka.

„Super Express”: – Jesteś rozczarowany, że do transferu nie doszło?

Kamil Grosicki: – Raczej tym, że tak długo trwało, zanim ktoś zdecydował się powiedzieć w końcu „nie”. Gdy w piątek, 16 października, widziałem, że są problemy z zatwierdzeniem transferu do Nottingham, to byłem praktycznie pewny, że to się nie uda. Było po czasie i ktoś popełnił błąd. Federacja EFL i komisja arbitrażowa nie chciały stwarzać precedensu, żeby nie mieć podobnych spraw i problemów w przyszłości. Na szczęście zapewniono mnie, że jeżeli do mojego transferu do Nottingham nie dojdzie, zostanę przez WBA zgłoszony do rozgrywek.

– Nie lepiej było się dogadać odpowiednio wcześniej kosztem jakichś ustępstw?

– Nottingham bardzo mnie chciał, ale nie było tak, że za wszelką cenę chciałem odejść z WBA. Mój klub i mój menedżer wiedzieli, że priorytetem dla mnie jest pozostanie w WBA i walka o miejsce w składzie. Gdybym bardzo chciał odejść, to wcześniej doszlibyśmy do porozumienia z Nottingham. Wiadomo, że ludzie będą powtarzać, że Grosicki ciągle czeka do samego końca z transferem. Ale w Anglii wszystko się mocno zmienia w tym ostatnim dniu. Jestem piłkarzem klubu Premier League, o co długo walczyłem, i wiem, że muszę walczyć dalej. Znam swoją wartość i wierzę, że będę ważnym zawodnikiem WBA. Udowodnię to, jestem o tym święcie przekonany. Z trenerem Biliciem stosunki cały czas mam bardzo dobre i wierzę, że w najbliższym czasie postawi na mnie, bo mogę zespołowi wyłącznie pomóc, a nie zaszkodzić.

Sport

Piast Gliwice nie będzie miał okazji na odbicie się i wygranie jakiegoś meczu. Zespół rozłożył koronawirus, czego można sie było spodziewać.

Przed dosłownie kilkudziesięciu godzinami Waldemar Fornalik mówił: – W tej chwili nasza sytuacja kadrowa nie wygląda najlepiej. Mamy przypadki zachorowań, mamy jeszcze kontuzjowanych, którzy są w końcowym etapie leczenia. Niektórzy zawodnicy dopiero niedawno otrzymali negatywny wynik testu i wracają po długim okresie izolacji do treningów. Na pewno sytuacja jest skomplikowana i zdecydowanie te okoliczności nie pomagają, kiedy co chwilę zawodnicy wypadają, po jakimś czasie wracają, a jeszcze na to nakładają się kontuzje. Oczywiście nie dotyczy to tylko naszej ligi, co możemy zaobserwować chociażby w Champions League, gdzie bardzo często debiutują zawodnicy anonimowi, bo drużyny nie mają kim grać – analizował szkoleniowiec. Wczoraj pojawiły się jednak jeszcze gorsze wieści. Otóż przy Okrzei zanotowano kilka nowych pozytywnych wyników testów na Covid 19. (…) Nie będzie zatem dzisiaj w Mielcu „czyszczenia głów”. Wprawdzie wiadomo, że w szatni Piasta nikt nie zamierza poddać się atmosferze defetyzmu, ale na złe (gorsze) samopoczucie drużyny zawsze najlepszym lekarstwem jest zwycięstwo. 

ROW Rybnik lata temu był sensacją Pucharu Polski. Ograł nawet Legię Warszawa. W „Sporcie” wspomnienie tych wydarzeń

Z Legią od początku atakowali, ale w bramce świetnie trzymał się pochodzący z Rybnika i uczący się wcześniej bramkarskiego fachu w ROW-ie Piotr Mowlik. Początek drugiej połowy to jednak popis młodych podopiecznych Edwarda Jankowskiego! Tak okiem Stanisława Ochodka relacjonował te wydarzenia „Sport”: „W drugiej połowie górnicy jeszcze bardziej natarli, a na efekty nie trzeba było długo czekać. W 46 minucie Gańczorz bardzo przytomnie zagrał do nieobstawionego Sebeszczyka i piłka wylądowała w siatce  gości. W kwadrans później Kaczmarczyk miękko wyegzekwował rzut różny – piłkę w wyskoku otrzymał na głowę Janduda i było 2:0. Wreszcie w 70 minucie Buchalik dośrodkował piłkę, czubkiem buta dotknął jeszcze Gańczorz i sensacja gotowa! W zespole zwycięzców wszyscy zawodnicy przeszli samych siebie, a ich ambicja pozwala upatrywać w nich czarnego konia dalszych rozgrywek tegorocznej edycji PP” .. W końcówce, głównie dzięki Gadosze Legia zdobyła dwa gole, ale ostatecznie strat nie zdołał odrobić. ROW II Rybnik ograł Legię 3:2 i awansował do 1/8 finału rozgrywek. Niewiele ponad dwa tygodnie później rybniczanie pokonali u siebie w Chwałowicach kolejnego rywala z ówczesnej ekstraklasy – wtedy I ligi – Polonię Bytom 1:0, po bramce Jandudy, a na początku grudnia 1974 roku odprawili z kwitkiem Lecha Poznań 2:1. Z „Kolejorzem” dwa gole ponownie strzelił niesamowity Paweł Janduda, syn Henryka – ligowca z AKS-u Chorzów, byłego reprezentanta Polski.

Wokół meczu Radomiaka z GKS-em Tychy było gorąco z powodu błędów sędziego. Artur Derbin bierze jednak w obronę swoich piłkarzy, bo ci mówią, że nic złego nie zrobili.

– Meczu w Radomiu jeszcze nie miałem okazji prześledzić na wideo, bo nie wiem dlaczego nie było jeszcze jego zapisu na platformie – wyjaśnia trener GKS-u Tychy. – O tych spornych sytuacjach, o których wspominał trener Radomiaka, mogłem więc jedynie porozmawiać z zawodnikami, którzy byli w centrum tych wydarzeń. Bartek Szeliga został trafiony piłką w naturalnie ułożoną rękę i nie miał możliwości reakcji, Kamilowi Szymurze z kolei piłka po odbiciu się od nogi spadła na bark, wreszcie Dominik Połap na pewno nie dotknął piłki ręką. Ponadto po starciu Leandro z Marcelem Stefaniakiem pomocnik gospodarzy nie protestował, gdy sędzia podyktował rzut karny dla nas, co też o czymś świadczy. Na temat sędziowania nie mam się jednak zamiaru wypowiadać, bo to już niczego nie zmieni. Koncentruję się na grze swojej drużyny i nad jej poprawą pracować będziemy od poniedziałku – kończy Artur Derbin.

W najbliższej kolejce Serie A sporo będzie się działo. Czeka nas choćby starcie Arkadiusza Recy z Atalantą Bergamo.

Liczba Polaków w Serie A się zmniejsza, bo część z nich przeniosła się do drugiej ligi. Jednak pojedynków polskich piłkarzy nie brakuje. Dzisiaj w meczu Bologny z Cagliari spotkają się Łukasz Skorupski z robiącym duże postępy Sebastianem Walukiewiczem, w poniedziałek w meczu Verony z Benevento zmierzą się Paweł Dawidowicz z Kamilem Glikiem. Natomiast na inaugurację kolejki Crotone zagra z Atalantą i Arkadiusz Reca będzie miał okazję powalczyć z uczestnikiem Ligi Mistrzów, który wypożyczył go do beniaminka. Największe emocje zapowiadają się na San Paolo, gdzie Napoli zagra z Sassuolo, obok Milanu i Juventusu trzecim niepokonanym zespołem ligi. Obie drużyny preferują atak, więc będzie się działo. Już z udziałem Piotra Zielińskiego, który prawie miesiąc męczył się z koronawirusem. Napoli z Sassuolo na swoim boisku jeszcze nie przegrało (5 zwycięstw, 2 remisy). 

Diego Maradona ma urodziny, więc „Sport” przypomina jego postać. A także bolesny upadek, który sprawił, że Maradona stracił część swojej „boskości”.

Jego czwarte mistrzostwa świata, w 1994 r. w USA, zakończyły się dla niego przedwcześnie. W niesławie opuszczał USA złapany na dopingu (efedryna) i zdyskwalifi kowany przez FIFA na dwa lata. Odtąd staczał się jak po równi pochyłej. Nadużywał narkotyków, m.in. kokainy, objadał się, utył monstrualnie, zrujnował sobie zdrowie. Aż przyszło najgorsze, 4 stycznia 2000 r. powalił go atak serca i lekarze z trudem uratowali mu życie. Kilkanaście miesięcy trwały kuracje odwykowe, głównie na Kubie, bowiem piłkarz chwalił się przyjaźnią samego przywódcy tego kraju Fidela Castro. Wiosną 2005 r. Maradona stracił 33 kilogramy wagi. W czerwcu przyjął stanowisko dyrektora sportowego swego dawnego klubu Boca Juniors. Odchudzony i odrodzony odnosił sukcesy jako gospodarz telewizyjnego talk show „La Noche del 10” (Wieczór z dziesiątką; numer jego koszulki piłkarskiej), do którego zaprosił – jako pierwszego gościa – rywala do tytułu najlepszego piłkarza wszech czasów Brazylijczyka Pele.

Gazeta Wyborcza

Laurka dla Lecha Poznań za grę w europejskich pucharach. Wyniki nie są tak istotne, jak nauka i promowanie się na Starym Kontynencie.

Współwłaściciel Lecha Piotr Rutkowski jest świadomy tego, iż rywalizacja europejska nie zapewni trofeów. – Ale to bez wątpienia buduje naszą markę, nasz wizerunek. Udana gra w Europie zostaje w ludzkiej pamięci, to jest świetne. Natomiast każdy klub musi co jakiś czas zdobyć jakiś puchar. I o to walczymy, ale z jednym ważnym zastrzeżeniem – taki sukces musi być efektem naszej dobrej pracy, naszego sposobu grania. Będziemy grali ładnie i skutecznie, to wyniki i puchary przyjdą. Do startu w Europie poznaniacy szykowali się od ponad roku. Gdy w 2019 r. zespół objął Dariusz Żuraw, zapowiedział budowę drużyny grającej na wskroś ofensywnie. Zapewniał, że nawet straty punktowe w lidze i trudności w realizacji tego planu na polskim polu nie wybiją mu go z głowy. Myśli bowiem o Europie, o zasadniczej zmianie postawy reprezentanta Polski w tych rozgrywkach. Lech wychodzi z założenia, że jedyna droga do podniesienia poziomu gry i zrobienia postępu przez polski klub wiedzie przez europejskie puchary. W rodzimej ekstraklasie gry się bowiem nie kreuje, raczej działa w tę stronę, by w kreowaniu przeszkodzić. To rozgrywki, w których panuje kult stałych fragmentów gry, wybijania piłki, a nie pięknego futbolu – rzadko kto tak gra, a jeśli gra, to nie daje to nadmiaru punktów. Sam Lech jest przykładem – chwalony za grę i umiejętności graczy, w ekstraklasie zajmuje dziesiąte miejsce ze stratą dziesięciu punktów do lidera, Rakowa Częstochowa. Więcej braw zbiera za występy w Europie.

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
1
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?
EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
2
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Komentarze

5 komentarzy

Loading...