Reklama

PRASA. Kluby czekają zbyt długo na wyniki testów. Sprawdzają więc testy kasetkowe

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

30 października 2020, 08:48 • 9 min czytania 0 komentarzy

Kilka klubów ekstraklasy wpadło na inny pomysł. Od mniej więcej dwóch, trzech tygodni sprawdzają one swoich zawodników i trenerów testami kasetkowymi. Robią to na własną rękę i dla własnych potrzeb. Polegają one na pobraniu krwi (najczęściej z palca, dopuszcza się również pobranie z żyły) i jego wyniki są znane już po 20 minutach. Producenci zalecają, żeby wynik weryfikować testem molekularnym, czyli wymazowym, ale skuteczność obu mocno się pokrywa – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Kluby czekają zbyt długo na wyniki testów. Sprawdzają więc testy kasetkowe

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Na okładce Lech z tytułem „Zadyszka”. Kiepskie punktowanie w lidze, nieznaczne porażki w Europie. W Glasgow zabrakło koncentracji przy trafieniu Morelosa.

Przy odrobinie szczęścia Kolejorz mógł zdobyć bramkę przed wejściem Morelosa z rezerwy i kto wie, może wówczas oszukałby przeznaczenie? Bo chyba już nie ma wątpliwości, że Kolumbijczyk urodził się, by strzelać gole polskim zespołom, prawda? Ale gdyby Mikael Ishak lepiej przymierzył po płaskim dośrodkowaniu Alana Czerwińskiego, trafienie Morelosa bolałoby mniej. Albo gdyby Michał Skóraś sięgnął dogranie Czerwińskiego i wepchnął, choćby czubkiem buta, futbolówkę do bramki Allana McGregora. Lub może gdyby Thomas Rogne celniej uderzył głową po centrze Daniego Ramireza… Tyle że żaden z nich tego nie zrobił i to Morelos został bohaterem. Borna Barišić kapitalnie dośrodkował, stoperzy Lecha jakby zapomnieli o istnieniu atakującego Rangers, z czego ten chętnie skorzystał i z bliska potężnym strzałem głową pokonał Bednarka. Bramkarz nie miał szans. Pewnie nawet nie zdążył zobaczyć piłki… To nie były jedyne pomyłki środkowych obrońców, bo już wcześniej zarówno Rogne, jak i Lubomir Šatka pozwalali się ograć Kemarowi Roofe’owi, jednak wówczas te gafy nie stworzyły tak dogodnych okazji dla rywali

Testy, testy, testy. W Ekstraklasie na wyniki testu na koronawirusa czeka się czasem aż 3-4 dni. Dla piłkarzy czy trenerów to za długo. Kluby próbują innych metod na testowanie swoich pracowników.

Reklama

– Przed jedną z kolejek przeprowadziliśmy testy w środę, a wyniki otrzymaliśmy w niedzielę. Zawodnicy, którzy wykazywali lekkie objawy, po prostu zostali przez nas odizolowani i nie zagrali. Później okazało się, że byli tylko przeziębieni, ale dowiedzieliśmy się o tym cztery dni od badania – usłyszeliśmy w jednym z klubów ekstraklasy. Wachowski zalecał, żeby na testy z wymazami z nosa i gardła wysyłać tylko osoby z objawami. Kilka klubów ekstraklasy wpadło na inny pomysł. Od mniej więcej dwóch, trzech tygodni sprawdzają one swoich zawodników i trenerów testami kasetkowymi. Robią to na własną rękę i dla własnych potrzeb. Polegają one na pobraniu krwi (najczęściej z palca, dopuszcza się również pobranie z żyły) i jego wyniki są znane już po 20 minutach. Producenci zalecają, żeby wynik weryfikować testem molekularnym, czyli wymazowym, ale skuteczność obu mocno się pokrywa. – Odkąd sprawdzamy piłkarzy w ten sposób, jeszcze nie zdarzyło się, żeby badanie kasetkowe wskazało kogoś, kto w wymazie miał inny wynik. Być może trzeba się zastanowić, czy nie upowszechnić takich badań, bo są po prostu szybsze, o ile firma przeprowadzająca je przyśle do klubunosobę z odpowiednim sprzętem. Wyniki można mieć wnzasadzie od razu. Test jest również tańszy, bo kosztuje okołon80 zł, a wymaz to wydateknrzędu 340 zł – mówi nam przedstawiciel jednego z klubów ekstraklasy.

Podbeskidzie musiało szukać bramkarza i znalazło go w Krakowie. Cracovia oddała do beniaminka swojego rezerwowego bramkarza – Michala Peskovicia. Wszystko dzięki luce w przepisach.

Bezpośrednim impulsem do sprowadzenia Peškoviča jest kontuzja – również Słowaka – Martina Polačka. 30-latek, który zaczynał sezon jako podstawowy golkiper Górali, doznał urazu barku. Musiał poddać się operacji i z gry będzie wyłączony na trzy miesiące. To oznacza, że w tym roku nie pojawi się już na boisku. Inna sprawa, że Polaček spisywał się co najwyżej przeciętnie. W pięciu pierwszych meczach sezonu dał się pokonać aż 16 razy. W trzech ostatnich zastępował go Rafał Leszczyński, któremu strzelono pięć goli i też trudno było uznać go za pewny punkt drużyny. Dla urodzonego w Warszawie 28-latka, który na przełomie lat 2013/2014 był powoływany przez Adama Nawałkę do reprezentacji z drugoligowego Dolcanu Ząbki (w towarzyskim spotkaniu z Norwegią rozegranym w styczniu 2014 roku nawet zadebiutował), były to pierwsze mecze w ekstraklasie. 

Rozmowa z Bartłomiejem Jaskotem, prezesem Stali Mielec. O kiepskim początku sezonu, zmianach w klubie po awansie, skromnym budżecie.

Reklama
Czym kierował się pan przy wyborze Skrzypczaka? Powierzenie pracy szkoleniowcowi, który wcześniej nie prowadził żadnego klubu w ekstraklasie, było ryzykiem.

Ale tak samo zaryzykowałem ze Zbigniewem Smółką, który wówczas było mało znany, a potem wypłynął na salony. Podobnie było z Arturem Skowronkiem, mającym przerwę w pracy w ekstrakklasie. Kiedy zatrudnialiśmy Dariusza Marca, wielu ludzi pukało się w głowę, a jednak przeszedł do historii, awansując ze Stalą do ekstraklasy. Wierzę, że teraz również się nie pomyliłem. Jestem bardzo cierpliwy i o tę cierpliwość proszę kibiców i sponsorów. Wszyscy muszą zdawać sobie sprawę, że Stal ma niewiele większy budżet od Warty. Mamy za to wielkie serca do pracy i marzenia. Jesteśmy na dorobku i naszym celem jest utrzymanie. Musimy wytworzyć wokół siebie atmosferę wiary i nadziei w to, co robimy. Nie możemy się załamywać i działać nerwowo.

Z tak małym budżetem trudno było namawiać piłkarzy na grę w Stali?

Niektórzy nie chcieli nawet siadać do rozmów. Gdy dowiaduję się, ile zarabiają zawodnicy w zespołach, z którymi rywalizujemy, to mowa o innym świecie. Pod tym względem nie mamy szans konkurować z innymi klubami. Nie mogliśmy oferować piłk a r z o m trzy, cztery razy większych pensji. Brak Bartka Nowaka, który fajnie radzi sobie w Górniku, jest bardzo widoczny. Ale nic dziwnego, bo przez trzy lata zespół budowany był wokół niego. Z Michałem Żyrą sprawa była prosta – przychodzi, żeby się odbudować. Kiedy dostał szansę grania z Piastem w europejskich pucharach, skorzystał z niej.

„SPORT”

Marcus Rashford dzieli się pieniędzmi, ale i rzutami karnymi – w starciu z Lipskiem oddał wykonanie wapna koledze z drużyny, a niedawno został odznaczony ważnym orderem.

– Zagraliśmy zespołowo. Świetnie spisała się wyjściowa jedenastka i wszyscy rezerwowi – powiedział po meczu Marcus Rashford. – Przed karnym chwilę rozmawialiśmy. Czuję się pewnie, kiedy Anthony podchodzi do piłki – dodał napastnik Manchesteru United, który ostatnio ma znakomity czas. Nie tylko ze względu na osiągnięcia piłkarskie. 10 października br. poinformowano, że gracz Manchesteru United został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego. Ludzie sportu często dostępują takiego zaszczytu, ale tym razem chodziło o coś innego. Marcus Rashford działa charytatywnie. Fundował obiady dla ubogich dzieci, napisał w tej sprawie list do premiera Borisa Johnsona, a ostatnio nawoływał do gromadzenia środków na ten cel, bo brytyjski rząd odrzucił projekt finansowania posiłków.

Zaczynamy kolejną rundę Pucharu Polski. Dziś m.in. starcie lidera Ekstraklasy z wiceliderem I ligi – Raków zagra z Termalicą. 

Ekipa spod Jasnej Góry zapewne będzie chciała potwierdzić dobrą formę i awansować. W głowach zawodników, jak również kibiców, zapewne tlą się jeszcze wspomnienia z sezonu 2018/19. Pierwszoligowy wówczas Raków odcisnął swoje piętno w pamięci kibiców, wyrzucając za burtę Pucharu Polski Lecha Poznań i Legię Warszawa, awansując do półfinału, w którym przegrał z ich późniejszym triumfatorem. Historia, choć już nie tak okazała, powtórzyła się w poprzednim sezonie. Podopieczni Marka Papszuna przegrali z Cracovią w 1/8 finału. Drużyna Michała Probierza podniosła na koniec sezonu długo wyczekiwany przy Kałuży puchar. Choć spotkanie z Termalicą będzie należało do ważnych, tak wydaje się, że dwa najbliższe mecze ligowe dla Rakowa mogą być jeszcze ważniejsze. W nich ekipa spod Jasnej Góry podejmie w Bełchatowie Wisłę Kraków, a po przerwie reprezentacyjnej uda się na pojedynek z „Kolejorzem”. To one dadzą odpowiedź,jak silny jest Raków i gdzie będzie umiejscowiony „sufit” możliwości drużyny spod Jasnej Góry.

Żeby KSZO Ostrowiec Świętokrzyski zagrało z Górnikiem Zabrze w PP, najpierw musiało przejść testy na koronawirusa.

Wymogiem gry były testy na obecność koronawirusa w trzecioligowym zespole. – Jesteśmy po nich i możemy grać, bo wszyscy są zdrowi – podkreśla Kozicki. Wcześniej były spore obawy co do gier testowanych regularnie ekstraklasowiczów z rywalami z niższego szczebla. – U nas nie ma takich pieniędzy, żeby robić takie badania, ale wszystko jest w porządku – zapewnia działacz KSZO. Klub z Ostrowca Świętokrzyskiego, który w najwyższej klasie rozgrywkowej na przełomie wieków spędził trzy sezony, obecnie jest na 10. miejscu w tabeli grupy IV trzeciej ligi. Na swoim koncie w 15 meczach ma 20 punktów. W kratkę idzie mu w spotkaniach u siebie, gdzie na siedem ligowych gier KSZO zanotował trzy wygrane i cztery porażki. Najlepszym strzelcem zespołu jest nie kto inny, jak dobrze znany z ligowych boisk Wojciech Trochim. Ten był piłkarz GKS Tychy, Podbeskidzia czy Sandecji na swoim koncie ma 6 bramek, tyle samo co Szymon Stanisławski.

„SUPER EXPRESS”

Kolejna część sagi Kucharski kontra Lewandowski. Tym razem z zapisem nagranej z ukrycia rozmowy między nimi – czyli jak były agent szantażował piłkarza.

KUCHARSKI: – Bo ja nie wiem, ile to jest. Maik (Barthel, były wspólnik Kucharskiego – red.) powiedział 10 mln euro, tak?

LEWANDOWSKI: – Dobrze, Maik. Następny argument. No to ja ci powiem, że kelner ci powiedział zero euro. To jest to samo. Czarek, przestań!

KUCHARSKI: – Więc ty musisz zdecydować.

LEWANDOWSKI: – Czarek, ja ci mówię zero euro. Za co? To ja ci teraz mówię. To jest moje emocjonalne podejście do tego.

KUCHARSKI: – Zero euro.

LEWANDOWSKI: – Zero euro. Za co ty chcesz tak naprawdę te pieniądze?

KUCHARSKI: – Przeczytaj sobie porozumienie.

LEWANDOWSKI: – Za co? Podatki? Powiedziałem ci, że tu nie ma. Że w Niemczech? Że byłeś prezesem w firmie, która miała 0 proc.?

KUCHARSKI: – Za to – w dwóch zdaniach – że będę krył do końca życia, że jesteś i twoja żona oszustami podatkowymi.

„GAZETA WYBORCZA”

Przed Barceloną wybory prezydenckie – ustąpił najgorszy prezes w historii, a kto za niego? Wśród kandydatów m.in. Joan Laporta.

Niektórzy dziennikarze hiszpańscy byli bardziej kategoryczni: po dymisji Bartomeu ogłosili, że klub opuszcza najgorszy prezes w całej jego 120-letniej historii. Barcelona miała 40 prezesów, niektórzy – jak legendarny założyciel Szwajcar Hans Gamper – rządzili nią kilka razy (Gamper akurat pięć). Był ponury okres junty generała Franco, gdy prezesi byli Barcelonie narzucani. W 1953 roku reżim dopuścił do wyborów półdemokratycznych, a od 1978 roku prezesa wybierają wszyscy socios. Kto będzie przyszłym szefem klubu z Katalonii? Media piszą o siedmiu kandydatach, którzy chcą stanąć do wyborów planowanych na styczeń. Jest wśród nich Joan Laporta, który rządził Barceloną w latach 2003-10. To był czas wielkiego wzlotu klubu z Katalonii, drużyna dwa razy wygrała Ligę Mistrzów (w 2006 i 2009 r.) . Tyle że Laporta miał również ambicje polityczne. W 2011 roku wybory w Barcelonie przegrał ze swoim zbuntowanym współpracownikiem Sandro Rosellem, który z kolei podał się do dymisji po trzech latach. Zastąpił go Bartomeu. W 2015 roku socios wybrali go na prezesa, odrzucając kolejny raz Laportę. Właśnie wtedy drużyna prowadzona przez Luisa Enrique wygrała Ligę Mistrzów i sięgnęła po potrójną koronę.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...