Reklama

„Po udanym finiszu byłem przekonany, że zostaję w Genoi. Życie znów zaskoczyło”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

25 października 2020, 09:27 • 8 min czytania 7 komentarzy

Filip Jagiełło dość długo się rozkręcał w Serie A po przyjściu z Zagłębia Lubin do Genoi, ale na finiszu ubiegłego sezonu odegrał kluczową rolę w utrzymaniu swojego zespołu. Wydawało się zatem, że w nowe rozgrywki wejdzie już jako zawodnik z innym, ważniejszym statusem. Tymczasem… w ostatnim dniu letniego okienka został wypożyczony do drugoligowej Brescii. O wszystkim nam opowiedział. Skąd ten zaskakujący obrót wydarzeń? Dlaczego do momentu lockdownu grał tak mało, choć czuł, że się wyróżnia? Po którym meczu zeszło z niego ciśnienie? Co go zahamowało w ostatnich tygodniach? Jak zniósł trzy kwarantanny? Czy w Brescii będzie walczył o skład z Jakubem Łabojko? Zapraszamy.  

„Po udanym finiszu byłem przekonany, że zostaję w Genoi. Życie znów zaskoczyło”
Biorąc pod uwagę twoją końcówkę w poprzednim sezonie Serie A, wiadomość o wypożyczeniu stanowiła zaskoczenie. Nastawiałeś się wcześniej na taki scenariusz?

Długo nastawiałem się na pozostanie w Genoi. Po tej końcówce byłem wręcz o tym przekonany. Okazało się, że życie po raz kolejny potrafiło mnie zaskoczyć. No i jestem w Serie B.

Kluczowa była zmiana trenera i przyjście Rolanda Marana?

Tak naprawdę kluczowa była… wymiana niemal wszystkich ludzi w klubie. Odszedł poprzedni trener i jego sztab, odszedł dyrektor sportowy, podobnie kierownik drużyny. W kadrze również zaszły wielkie zmiany, połowy chłopaków już nie znałem. Przyszło blisko dwudziestu nowych zawodników. W samym środku pola było nas dwunastu do rywalizacji, bardzo trudno byłoby się przebić. Kiedy więc zaczął się okres przygotowawczy, powoli nastawiałem się na odejście. Były opcje z Serie A, natomiast moja kontuzja anulowała wszystkie tematy. Do ostatnich godzin letniego okienka nie miałem żadnych konkretnych ofert.

Czyli przejście do Brescii odbyło się trochę na zasadzie „fajnie, że w ogóle ktoś się zgłosił, idziemy”?

Nie powiedziałbym, że to ruch z braku laku, ale nie mówimy o propozycji, nad którą mógłbym się spokojnie pochylić i przemyśleć ją w ciągu paru dni. W ostatnim dniu agenci powiedzieli, że Brescia się mną interesuje i czy chciałbym spróbować. Nie miałem się nad czym zastanawiać, bo alternatywą dla tego wyboru były trzy miesiące siedzenia na ławce i liczenie na jakąś ewentualną szansę po dojściu do zdrowia. Nie miałem nawet pewności, czy nowy trener na mnie liczy. Wolałem zejść szczebel niżej i grać tam regularnie.

Powiedziano ci jasno, że masz takie szanse?

Szanuję wszystkich konkurentów, ale przyszedłem tu, żeby wejść w rytm meczowy. Za darmo niczego nie dostanę, muszę pokazać, że zasługuję na grę, natomiast jestem przekonany, że gdy problemy zdrowotne miną, to wskoczę do składu. Od dwóch dni [rozmawialiśmy we wtorek, PM] trenuję z chłopakami, z Chievo jeszcze nie znalazłem się w kadrze, ale liczę, że w niedzielę już zagram. Nie wiem, czy będę zaliczał wszystko od dechy do dechy, choć nie ukrywam, że na to liczę i taki jest cel.

Reklama

Ile straciłeś przez kontuzję?

W zasadzie cały miesiąc. Naderwałem „dwójkę” podczas gierki treningowej. Leczyłem się w Poznaniu u Marcina Ganowskiego, a rehabilitację przechodziłem pod okiem Piotra Kurka. Minęło półtora tygodnia i mogłem już wykonywać wszystkie ćwiczenia na boisku. Włosi mówili, że na pewno jestem wyłączony z normalnych zajęć przez 4-6 tygodni. Wróciłem do Włoch, rezonans w Brescii wyszedł super, ale znaleźli jeszcze coś małego podczas USG i przez kolejne półtora tygodnia pracowałem indywidualnie.

Wspominałeś o bardzo dużych zmianach w Genoi. Z czego one wynikały?

Nie wiem, co konkretnie wpłynęło na tak daleko idące kroki. Może uznano, że dwa rozczarowujące sezony, w których broniono się przed spadkiem, to już za wiele i czas coś zmienić. Nie ma co ukrywać, w Genoi jest duży przemiał zawodników.

Fakt, iż nieco wcześniej piłkarzem Brescii został Jakub Łabojko miał znaczenie?

Już na tyle poznałem język, że nie patrzyłem pod tym kątem, czy może w kadrze zespołu znajduje się jakiś Polak. Ale cieszę się, że Kuba tu jest. I jemu, i mnie zdecydowanie łatwiej będzie się funkcjonowało. Odkąd przyszedłem, sporo Kubie pomagam i tłumaczę, staram mu się ułatwić pierwsze tygodnie we Włoszech. A nasze dziewczyny też skorzystają, zwłaszcza że staniemy się sąsiadami i łatwo będzie o kontakt również po pracy.

BRESCIA WYGRA NA STADIONIE CREMONESE? KURS 3.35 W TOTALBET!

Będziecie dla siebie rywalami do składu?

Chyba nie do końca. Wydaje mi się, że Kuba jest bardziej ustawiany jako „szóstka”, ja raczej będę „ósemką”, ewentualnie „dziesiątką”. Zależy od ustawienia. Gdybyśmy grali tylko na dwóch pomocników, również między nami byłaby rywalizacja. Na ten moment jednak trener wystawia czterech zawodników w środku pola, stosując wariant 4-1-2-1-2.

Reklama
A propos trenera, po dwóch kolejkach w Brescii zaszły tu zmiany.

Jeśli się nie mylę, dzień po moim przyjściu mieliśmy już nowego szkoleniowca. Z jego poprzednikiem nawet nie miałem kontaktu, porozmawiałem dopiero z Diego Lopezem. Przez te półtora roku we Włoszech to mój piąty „bezpośredni” trener, a papierowo szósty.

Który z nich odegrał najważniejszą rolę w twoim rozwoju?

Mój ostatni w Genoi, czyli Davide Nicola. On pozwolił mi mocniej zaistnieć. Od początku zawsze był ze mną szczery i za to bardzo go szanuję. Mówił mi niedługo po swoim przyjściu pod koniec stycznia, że mogę mieć ciężko z grą, bo jest rywalizacja, przyszli nowi zawodnicy. Ale zapewnił, że jeśli będę ciężko trenował i dobrze się prezentował, na pewno doczekam się szansy. Tak też było i wydaje mi się, że tę szansę bardzo dobrze wykorzystałem.

Miałeś znaczący udział w utrzymaniu Genoi. Strzał w słupek z Lecce, który odbił się od pleców bramkarza i piłka wpadła do siatki – decydujący gol na 2:1. Asysta w derbach z Sampdorią przy zwycięskiej bramce. Asysta po rzucie rożnym w decydującym o utrzymaniu meczu z Veroną. Pokazałeś klasę w najważniejszych momentach na finiszu sezonu.

Tym bardziej liczyłem na pozostanie w Genoi i kolejne szanse. Wyobrażałem sobie, że w nowym sezonie będę już regularnie grał w Serie A. Wyszło inaczej, życie potrafi sprowadzić człowieka do parteru. Pozostaje regularnie pojawiać się na boiskach Serie B. Mam swoje ambicje, chcę się pokazać i wierzę, że coś fajnego się z tego urodzi i wreszcie sprawy zaczną się układać po mojej myśli. Ciężko na to pracuję.

Po którym z tych ostatnich meczów czułeś największą satysfakcję?

Po Lecce. Wszedłem na ponad pół godziny po siedmiu z rzędu kolejkach na ławce. Chciałem przede wszystkim udowodnić coś sobie, a także kibicom, szefom klubu i trenerowi. Po golu z moim udziałem zeszło ze mnie ciśnienie. Z występu przeciwko Sampdorii też byłem bardzo zadowolony. Dobrze zagrałem, dołożyłem asystę i wtedy na dobre złapałem pewność siebie.

Zostałeś odkurzony, bo imponowałeś formą na treningach czy trener spróbował kolejnego nowego wariantu po serii kiepskich wyników?

Nie wiem, ale coś ci zdradzę. W Genui mieszka pewien agent, który miał dobry kontakt z trenerem Nicolą. Powiedział, że gdybym nie był świeżakiem w Serie A i grał w niej co najmniej przez rok, to występowałbym u Nicoli regularnie, bo mam odpowiednie umiejętności. Trener nie decydował się na to, bo sytuacja w tabeli była trudna i bał się zaufać mniej otrzaskanemu z ligą zawodnikowi. I też mam przekonanie, że piłkarsko ten poziom mnie nie przerasta. Nie twierdzę, że byłem tam najlepszy, ale uważam, że zasługiwałem na znacznie więcej minut, bo naprawdę się wyróżniałem na treningach.

Przyznawałeś wcześniej, że do listopada nie byłeś gotowy na pierwszy skład.

Tak, a później już byłem. Wiem, możecie sobie myśleć, że Filip tak sobie gada, a pewnie niczym nie imponował. Ale wierz mi, fajnie się pokazywałem nie tylko na treningach, ale też w sparingach. Cały czas dawałem sygnał, że warto na mnie postawić, szansę jednak bardzo długo otrzymywali inni. Dzięki Bogu, wreszcie się jej doczekałem i nie zmarnowałem.

Jak wspominasz swój premierowy występ od początku we włoskiej ekstraklasie? Prezent na święta, bo chodziło o 21 grudnia z Interem, ale przegraliście 0:4, niewiele mogąc wskórać.

Nie no, super przeżycie. Kiedyś o grze na San Siro mogłem tylko pomarzyć, a tu pierwszy skład przeciwko drużynie pełnej głośnych nazwisk. Spełnienie marzeń, mimo kiepskiego wyniku.

Patrząc na twoje losy z ubiegłego sezonu wychodziłoby, że na dłuższy czas negatywnie zweryfikował cię wygrany 2:1 mecz z Sassuolo z 5 stycznia. Dostałeś 70 minut i na długie tygodnie wypadłeś z obiegu.

Dziwna sprawa. Zagrałem fajny mecz, mogłem mieć dwie asysty, czułem, że wyszło dobrze. A potem praktycznie przez dwa miesiące nie powąchałem murawy, dopiero w ostatnim spotkaniu przed koronawirusem zaliczyłem pół godziny z Milanem. Jeżeli mnie zapytasz, dlaczego tak długo nie grałem, odpowiem ci, że nie wiem.

Wiadomo, że wielu rzeczy we włoskiej piłce mogłeś się spodziewać, ale czy jest coś, co cię zaskoczyło, czego nie zakładałeś?

Trochę zaskoczył mnie sposób funkcjonowania szatni. W Polsce relacje w niej są dużo lepsze. Tutaj trenujesz, pogadasz, nawet pożartujesz, ale potem wszyscy się rozchodzą i każdy ma swoje życie. Raczej nie ma spotykania się na obiad czy wspólnych wyjść. Sądziłem, że we Włoszech akurat będzie inaczej. Co poza tym? Włosi mają wiele luzu w sprawach organizacyjnych. Nastawiałem się, że na takim szczeblu wszystko jest idealnie poukładane. Nie mówię, że czegoś brakuje, bo absolutnie nie, ale nie ma takiej typowej spinki, że coś koniecznie musi być dziś zamiast jutro. Ale można się do tego przyzwyczaić.

Koronawirus bezpośrednio we znaki ci się nie dał, sprawił jednak, że nasiedziałeś się w domu za wszystkie czasy.

Zdecydowanie. Po meczu z Milanem mieliśmy przez dwa tygodnie nigdzie się nie ruszać, bo okazało się, że któryś z rywali był zakażony. Pod koniec marca przyjechałem do Polski i musiałem odbyć dwa tygodnie kwarantanny. Po niej został mi niecały tydzień bardziej swobodnego pobytu, czyli mogliśmy pójść sobie do lasu. Następnie wróciłem do Włoch i znowu kwarantanna (śmiech).

Rozumiem, że spędzanie wolnego czasu w czterech ścianach nie jest teraz twoją domeną?

Heh, w tamtym tygodniu były dwa przypadki koronawirusa w Brescii, więc znowu 10 dni w domu, nie licząc treningów. Jakoś sobie urozmaicam czas, trenuję online z trenerami Piotrem Kurkiem i Jakubem Wesołowskim. Póki co nie narzekam na nudę.

Śledzisz obecną sytuację związaną z COVID-em?

Jeśli już, to bardziej u nas, mam polską telewizję i ją najczęściej oglądam.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Weszło

Komentarze

7 komentarzy

Loading...