Reklama

Jeżeli Lechia ma zamiar wygrywać tylko z beniaminkami, może być krucho

redakcja

Autor:redakcja

23 października 2020, 10:34 • 5 min czytania 11 komentarzy

Jeśli spojrzeć po prostu w ligową tabelę, to można dojść do wniosku, że Lechia Gdańsk zaczęła sezon przyzwoicie. Biało-zieloni mają na koncie trzy porażki, fakt, ale tyle samo nazbierali też zwycięstw. Nie ma tragedii. Jednak to tylko pozory. Podopieczni Piotra Stokowca jak dotąd potrafili bowiem ogrywać wyłącznie beniaminków, którzy fatalnie weszli w rozgrywki i w dwudziestu rozegranych spotkaniach Ekstraklasy zdołali w sumie zwyciężyć ledwie czterokrotnie. W tym dwa razy w meczach między sobą. Lechia biła zatem słabeuszy, a od nieco poważniejszych ekip sama obrywała po głowie.

Jeżeli Lechia ma zamiar wygrywać tylko z beniaminkami, może być krucho

Weryfikowani przez czołówkę

Oczywiście nie stawiamy Lechii zarzutu, że skutecznie punktuje przeciwko żółtodziobom. To też jest wartość, to też trzeba umieć. W zwycięskiej konfrontacji z Wartą Poznań gdańszczanie wielkiej piłki nie zademonstrowali, wygrali ledwie 1:0 i to w marnym stylu. Starcia ze Stalą Mielec (4:2) i Podbeskidziem Bielsko-Biała (4:0) były już jednak znacznie lepsze w wykonaniu finalistów Pucharu Polski. Można też do tej wyliczanki doliczyć zwycięstwo 4:0 nad Stalą Stalowa Wola w pucharze. W sumie wychodzi trzynaście bramek strzelonych i dwie stracone w meczach ze słabszymi na papierze rywalami. Bardzo dobry bilans. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak często Lechia potrafiła w ostatnich miesiącach odstraszać widzów sprzed telewizorów swoim siermiężnym stylem w ofensywie.

Problem tkwi w tym, że poważniejsze wyzwania Lechię boleśnie weryfikowały:

  • (29.08) Lechia Gdańsk 1:3 Raków Częstochowa
  • (13.09) Górnik Zabrze 3:0 Lechia Gdańsk
  • (19.10) Lechia Gdańsk 0:1 Pogoń Szczecin

Co łączy kluby, z którymi Lechia dotychczas w lidze wygrywała? Wszystkie plasują się obecnie w dolnej połówce tabeli. Z kolei każdy z pogromców biało-zielonych łapie się do górnej ósemki. Ze szczególnym uwzględnieniem Rakowa i Górnika, zajmujących obecnie dwa najwyższe stopnie ligowe podium. Zabrzanie wprawdzie spuścili nieco z tonu, lecz na Lechię wyszli będąc jeszcze na fali.

Diabeł tkwi w statystykach

Wyniki to tylko tylko fasada problemów ekipy Piotra Stokowca. Bo nie byłoby powodu do bicia na alarm, gdyby Lechia najtrudniejsze spotkania przegrywała minimalnie. Pechowo. Ale tak nie jest. W starciu z Rakowem gdańszczanie oddali dwa strzały celne. W meczu z Górnikiem też. Z kolei w spotkaniu z Pogonią tylko jeden. Dla porównania – Raków tylko w siódmej kolejce sześciokrotnie niepokoił bramkarza rywali. Ba, Stal Mielec w przerżniętym 0:6 spotkaniu z Wisłą Kraków zdołała uzbierać pięć celnych uderzeń. Czyli tyle samo, co Lechia we wszystkich trzech omawianych potyczkach.

Reklama

Dramatyczne statystyki.

To nie koniec. Portal EkstraStats skrupulatnie wylicza współczynnik spodziewanych bramek (xG) dla wszystkich spotkań naszej ligi. Rzućmy okiem na pięć najgorszych jak dotąd rezultatów w Ekstraklasie:

  • Warta w wyjazdowym meczu z Zagłębiem (xG: 0,08)
  • Lechia w wyjazdowym meczu z Wartą (xG: 0,16)
  • Wisła Kraków w domowym meczu ze Śląskiem (xG: 0,22)
  • Lechia w domowym meczu z Rakowem (xG: 0,30)
  • Lechia w domowym meczu z Pogonią (xG: 0,36)
  • Podbeskidzie w wyjazdowym meczu z Lechią (xG: o,36)

W zestawieniu Lechia pojawia się czterokrotnie, w tym aż trzy razy jako bohater negatywny. Załapało się nawet zwycięskie (!) spotkanie biało-zielonych z Wartą.

Omran Haydary

Jeżeli chodzi o ogólną liczbę oddanych strzałów, ekipa Stokowca oddaje ich średnio 12,67, co plasuje ją mniej więcej w środku stawki. Daleko Lechii do najlepszego pod tym względem Lecha (średnio 19 strzałów na mecz), ale i daleko do najgorszego Podbeskidzia (średnio 9,57 strzału). Zakwestionować wypada zatem nie tylko ochotę gdańszczan do konstruowania ataków, ale i jakość tych ofensywnych wypadów. Na papierze Lechia ma kim atakować. Flavio Paixao i Łukasz Zwoliński to duet napastników wyrastających ponad ligową przeciętność. Omran Haydary, Kenny Saief czy Conrado też mieli kilka przebłysków, które świadczyły o tym, że mogą stanowić wartościowy punkt zespołu. Nie jest zatem tak, że Stokowiec kompletnie nie ma kim grać, nawet jeżeli letnie okienko transferowe w wykonaniu Lechii rzeczywiście dalekie było od imponującego.

Reklama

Najczęściej uderzający na bramkę piłkarze Lechii w lidze to:

  • Flavio Paixao – 19 strzałów, 4 gole (xG/strzał: 0,114)
  • Conrado – 8 strzałów, 1 gol (xG/strzał: 0,060)
  • Tomasz Makowski – 8 strzałów, 0 goli (xG/strzał: 0,026)
  • Omran Haydary – 7 strzałów, 1 gol (xG/strzał: 0,101)
  • Łukasz Zwoliński – 7 strzałów, 2 gole (xG/strzał: 0,093)

Widać, jak mocno ofensywa biało-zielonych jest skoncentrowana wokół 36-letniego Paixao, ale nawet Portugalczyk nie może narzekać na nadmiar klarownych sytuacji wypracowanych przez partnerów. Tak naprawdę Lechię ratują w tym sezonie głównie stałe fragmenty gry. Gdańszczanie jak dotąd strzelili cztery gole po rzutach rożnych, dwa po rzutach wolnych i dorzucili jedno trafienie z rzutu karnego. Za 70% ich dorobku bramkowego odpowiadają stałe fragmenty gry. I znowu – trzeba pochwalić skuteczność w tym konkretnym elemencie. Ale zarazem zganić nędzną kreatywność Lechii w pozostałych boiskowych sytuacjach.

Poważny test

Jedziemy z nastawieniem stworzenia takiego widowiska, jakie było w meczu zremisowanym 4:4. Obie drużyny wówczas zaprezentowały dużo polotu i zdecydowania. Myślę, że o to właśnie w piłce nożnej chodzi. My chcemy być bardziej skuteczni i stwarzać więcej sytuacji – zapowiadał Piotr Stokowiec na przedmeczowej konferencji prasowej. Pytanie jednak, czy znów nie skończy się wyłącznie na zapowiedziach? Można bowiem odnieść wrażenie, że Lechia jako zespół zabrnęła w ślepy zaułek. Nawet jeśli uznamy porażkę z Pogonią za pechową, bo gol dla „Portowców” był absolutnie kuriozalny, to i tak słaba postawa Lechii w tym meczu jest elementem większej całości, a nie jednorazowym wypadkiem przy pracy.

Mecz z Zagłębiem Lubin to poważny egzamin. „Miedziowi” nie grają już tak otwartej piłki jak w minionym sezonie, więc na powtórkę z remisu 4:4 nie ostrzymy sobie zębów, ale są na pewno znacznie solidniejsi w tyłach i środku pola. Co przekłada się na wysokie, trzecie miejsce w ligowej tabeli. Jeżeli Lechia znowu polegnie w konfrontacji z rywalem z czołówki, to trzeba będzie już naprawdę poważnie się zastanowić, czy sami gdańszczanie jeszcze w ogóle do tej czołówki mogą aspirować.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...