Reklama

Trzy osoby, od których może zależeć jesień Legii Warszawa

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2020, 12:47 • 4 min czytania 27 komentarzy

Czy ta jesień jest jeszcze do uratowania w wykonaniu Legii Warszawa? I tak, i nie. Pewnych rzeczy już naprawić się nie da, zostały utracone bezpowrotnie. To pieniądze z fazy grupowej europejskich pucharów. To jakaś część kwoty za Michała Karbownika, bo nie ma wątpliwości, że można było targować się ostrzej ze świadomością nadchodzących meczów na międzynarodowej arenie. Z drugiej strony jednak – Legia Warszawa traci do lidera zaledwie 7 punktów pomimo dwóch zaległych meczów. Najpoważniejszy rywal do mistrzostwa, Lech Poznań, ma jeden mecz więcej i jeden punkt mniej. Wydaje się, że ten pożar da się jeszcze jakoś ugasić. 

Trzy osoby, od których może zależeć jesień Legii Warszawa

Zastanawialiśmy się: kto właściwie będzie najważniejszy w całym strażackim zespole? Jeśli porównać ostatnie tygodnie do pożaru… Cóż, płonęły jednocześnie wszystkie pomieszczenia w klubie, a ekipa gaśnicza miała ze sobą jeden kocyk w kratę. Szpital w drużynie. Bardzo wolna adaptacja nowych nabytków. Taktyczny misz-masz. Paniczna zmiana na pozycji trenera. Seria „meczów o wszystko”, oczywiście seria przegrana od deski do deski.

Czy są jakieś powody do optymizmu na przyszłość? Może inaczej: widzimy trzech ludzi, którzy mogą skutecznie powalczyć z tym ogniem, tak by jesień nie została spisana w całości na straty.

TOMAS PEKHART

Tak, dobrze widzicie, Tomas Pekhart. Niektórzy żartują: to naprawdę smutne, że prawdopodobnie jednym z najlepszych i najpewniejszych piłkarzy mistrza Polski jest człowiek, który nie umie grać w piłkę. W zasadzie nawet się pod tym podpisujemy, bo sami uważamy Pekharta za dość słabo skoordynowanego zawodnika o nienachalnych umiejętnościach technicznych. I to raczej eufemizmy. Ale Pekhart nie musi przyjmować piłki na klatkę po przerzucie przez pół boiska, nie musi chwytać jej między kolana, a następnie ruletą przeciskać się między obrońcami. Pekhart musi strzelać gole. I Pekhart je strzela, a trzeba dodać, że coraz rzadziej dzieje się to w sytuacjach oczywistych.

Gdy w debiucie na polskiej ziemi kierował piłkę do pustej bramki, można było się uśmiechnąć. Gdy powtórzył to przy kolejnych kilku golach, m.in. z Lechem Poznań, można było przypinać łatkę. A dziś? Pekhart zawsze jest tam, gdzie trzeba dołożyć konar, ale poszerzył też swój repertuar o bramki wcale nie takie oczywiste. By daleko nie szukać – niedzielne trafienia z Zagłębiem Lubin. Szybki obrót i mierzony strzał w róg bramki. Przeskoczenie dwóch obrońców, idealne uderzenie głową. Efekt jest taki, że jak Czech wyglądał nieporadnie i surowo, tak wygląda nadal. Ale z dziewięciu ostatnich goli strzelonych przez Legię, pod siedmioma znajduje się jego nazwisko.

Reklama

Nie ma sensu tego na siłę nazywać. Optymista powie – instynkt oraz umiejętność ustawiania się. Pesymista, że trafiają go piłką. Nawet jeśli prawda leży gdzieś na środku drogi – Michniewicz takich zawodników zazwyczaj potrafił wykorzystywać.

LUQUINHAS

Już w meczu z Zagłębiem było widać przebłyski, było widać lepszą współpracę. Z Luquinhasem problem polega na tym, że stał się niejako ofiarą niespecjalnie zbalansowanej kadry Legii Warszawa. Do środka stołeczny klub ma tak naprawdę kilku graczy z ambicjami na granie od deski do deski. Gwilia. Slisz. Karbownik. Antolić. Martins. Wreszcie Bartosz Kapustka oraz Luquinhas, którzy pewnie częściej będą występować na skrzydłach.

Brazylijczyk – przynajmniej naszym zdaniem – najwięcej dawał na dziesiątce, ale być może w roli schodzącego skrzydłowego u Michniewicza, w dodatku obieganego przez Mladenovicia, znów zacznie czarować. To jest zresztą u niego kluczowa sprawa – jeśli Legia chce ratować jesień, musi mieć zawodnika, który wznosi się na poziom kreatywności i błysku prezentowany choćby przez ligową konkurencję – Ramireza czy Tibę. Do tej roli najbardziej pasuje Luquinhas i ostrożnie można powiedzieć – dwukrotnie już w tym sezonie go widzieliśmy w takiej odsłonie.

Ale jak to przy pożarze, wrócimy ostatni raz do metafory, wypadałoby, by strażak działał nieco częściej niż raz na trzy tygodnie. 1 asysta, dwa kluczowe podania – dorobek, który wstydu nie przyniósłby Antoliciowi. Od Luquinhasa chcemy jednak wymagać nieco więcej.

CZESŁAW MICHNIEWICZ

I wreszcie człowiek, któremu powierzono główny ciężar misji. Już wiadomo, nie udało się uratować finansów z Ligi Europy, ze wspomnianej wyższej sprzedaży Karbownika. Nadal w grze jest liga oraz Puchar Polski. Głównym zadaniem będzie przede wszystkim odpowiednie wprowadzenie nabytków do drużyny. Nie ma wątpliwości, że Legia ma ludzi z ogromnym potencjałem, problem polega na tym, że żaden z nich nie dojeżdża nawet do 70% swoich możliwości. Valencia. Wszołek. Kapustka. Nawet wspomniany Luquinhas. Mladenović, pewnie też Artur Boruc. Od każdego można i trzeba oczekiwać więcej, trzeba oczekiwać przerastania średniej ligowej. U Wszołka czy Luquinhasa to pewnie kwestie taktyczne, już z Zagłębiem było ich widać częściej. U Kapustki czy Valencii – czas, potrzebny do odrestaurowania.

Michniewicz może się pocieszać, że liga gra w niespiesznym tempie. Legia rozegrała dopiero pięć spotkań, ma jeszcze mnóstwo czasu, by gonić czołówkę. Zwłaszcza, że podium nie ma gigantycznej przewagi punktowej, za to ma przewagę dwóch rozegranych meczów.

Reklama

Jest jakieś zaufanie, są materiały, jest nawet trochę czasu. Teraz trzeba tylko rzeźbić.

I z perspektywy Warszawy – zacząć wypadałoby już dzisiaj, od przeskoczenia w ligowej tabeli Śląska Wrocław.

Fot.Newspix

Najnowsze

1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
2
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
2
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Komentarze

27 komentarzy

Loading...