Reklama

Permanentna rewolucja trwa, a wyników brak. Fatalny początek Zagłębia Sosnowiec

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2020, 16:30 • 6 min czytania 5 komentarzy

Słowo „stabilizacja” przestało mieć jakikolwiek związek z Zagłębiem Sosnowiec, kiedy klub próbując ratować Ekstraklasę w sezonie 2018/2019, postanowił przejść przez zimowe okienko transferowe w awanturniczy sposób. Zaczęła się wtedy przy Ludowej permanentna rewolucja, której nie powstydziłby się Lew Trocki. Efekty: mizerne. I cóż, Zagłębie również źle weszło w ten sezon.

Permanentna rewolucja trwa, a wyników brak. Fatalny początek Zagłębia Sosnowiec

ZNÓW REWOLUCJA

Postanowiono na niesprawdzany wcześniej model portugalski, ale i to nie przynosi żadnych rezultatów. Sosnowiec fatalnie rozpoczął pierwszoligowe zmagania, a przed ich startem zdążył się jeszcze skompromitować w 1/32 Totolotek Pucharu Polski, gdzie  odpadł z trzecioligową Unią Janikowo. Już analizując skład, jaki na ten mecz desygnował pracujący Krzysztof Dębek, można było się spodziewać, że i tym razem nie obejdzie się bez gruntownej przebudowy. Na ławce rezerwowych usiedli Szymon Pawłowski i Patryk Małecki, nie grał też Piotr Polczak. Eksperyment się jednak nie powiódł i to piłkarze Unii cieszyli się z awansu po jednobramkowym zwycięstwie.

W tym spotkaniu wystąpiło już kilku nowych zawodników Zagłębia. Środek obrony wraz z Kacprem Radkowskim stworzył znany już z polskich boisk (m.in. z Olimpii Grudziądz) Lukáš Ďuriška, od początku zagrał jeden z nowych Portugalczyków w drużynie – João Oliveira, a jego rodak Martim Maia wszedł z ławki rezerwowych. Kolejny piłkarz z tego kraju – Gonçalo Gregório – został ściągnięty już trochę później, zapewne po tym, jak w Sosnowcu zorientowali się, że inny nowy nabytek, Olaf Nowak, może mieć problemy ze skutecznym zastąpieniem Fabiana Piaseckiego. Przypomnijmy, że ten ostatni został królem strzelców poprzedniego sezonu 1.Ligi, trafiając do siatki rywali 17-krotnie, czym zapracował sobie na transfer do Śląska Wrocław. Jeszcze bardziej skuteczny, choć na trzecim poziomie rozgrywkowym w Portugalii potrafił być i Gregório, który dwukrotnie sięgnął po tytuł najlepszego strzelca. W 1. Lidze zdobył na razie trzy gole, najwięcej w Zagłębiu. Być może ten transfer okaże się więc trafiony.

Niestety jego rodacy, również ściągnięci z trzeciej ligi, na razie spisują się gorzej. Są pomocnikami, i choć Zagłębie rzeczywiście stara się grać piłką i kontrolować przebieg spotkania, to bardzo często wynika z tego naprawdę mało.

SYTE KOTY NA AUCIE, TYLKO CO Z TEGO?

Pozostali pozyskani przed tym sezonem i grający w podstawowym składzie lub też będący bardzo blisko niego zawodnicy to choćby Dawid Gojny z GKS-u Jastrzębie, Mateusz Grudziński z rezerw Legii (obaj komplet meczów), czy Łukasz Turzyniecki z Widzewa. Z klubem pożegnali się za to bardzo doświadczeni Rafał Grzelak, Bartłomiej Babiarz i Tomasz Hołota. Zespół odmłodzono, zastosowano się też niejako do słów prezydenta Sosnowca Arkadiusza Chęcińskiego, który po nieudanym poprzednim sezonie mówił właśnie o tym, że w drużynie jest za dużo sytych kotów.

Reklama

Teraz takim mianem można nazwać tak naprawdę czterech zawodników. Matko Perdijicia, 38-letniego, dobrze wszystkim znanego golkipera, który jest w pewnie trzecim w hierarchii bramkarzy, Piotra Polczaka, który nie zagrał jeszcze ani razu, Szymona Pawłowskiego, wchodzącego raczej z ławki rezerwowych i Patryka Małeckiego, jedynego grającego wszystko niemal w pełnym wymiarze czasu. Trzeba Zagłębiu przyznać, że odmłodziło i odświeżyło kadrę, a kolejnym na to przykładem jest pozyskanie już w październiku Kamila Antonika z Arki Gdynia.

Patrząc na grę klubu i jego wyniki samo nasuwa się jednak pytanie: co ta kolejna rewolucja dała?

Wyniki są bowiem fatalne. Po wstydliwej porażce w Pucharze Polski nadeszła szara ligowa rzeczywistość, a w niej forma przypominająca tę z końcówki poprzedniego sezonu, kiedy to Zagłębie było naprawdę bliskie zapewnienia sobie miejsca w barażach, ale przegrało trzy kluczowe domowe mecze z rzędu i musiało zadowolić się miejscem w środku tabeli. Teraz nawet do niego jest daleko. Sosnowiec w pierwszych ośmiu meczach zanotował aż pięć porażek, w tym serię trzech przegranych z rzędu.

W tabeli drużyna Krzysztofa Dębka wyprzedza w konsekwencji tylko cztery drużyny, w tym odstające zdecydowanie Sandecję i Jastrzębie. Te dwie ekipy, a także Resovia wydają się być w tym sezonie pewniakami do „walki o spadek”, ale gra sosnowiczan naprawdę nie napawa optymizmem i nie pozwala myśleć o jakimś wielkim szturmie w górę tabeli w dalszej części sezonu.

JEDYNIE PRZEBŁYSKI FORMY

Zdecydowanie najlepiej Zagłębie zagrało do tej pory z GKS-em Tychy, kiedy wygrało aż 3:0. W meczu tym swój talent do strzałów z dystansu pokazał światu Filip Karbowy, autor dwóch trafień i chyba jeden z najciekawszych piłkarzy klubu. Także w kolejnych meczach, kiedy szło już dużo gorzej, jego uderzenia lub przynajmniej ich próby były jednym ze sposobów drużyny na stworzenie zagrożenia. Zafascynowany Juninho Pernambucano pomocnik ćwiczył tę umiejętność od dziecka, a w Miedzi Legnica uczył się na dodatek od Petteriego Forsella. Jakość jego strzału dziwić więc nie może. Wygrana z Tychami z dzisiejszej perspektywy już tak, ale nie zapominajmy, że obie drużyny od lat charakteryzuje to, że mogą przegrać z każdym. Specjalnie zaskakiwać nie może już natomiast pokonanie Sandecji Nowy Sącz, która zbiera w tym sezonie regularny oklep niemal od każdego.

Pozostałe mecze to pięć porażek i remis z Widzewem, który od czternastej minuty spotkania grał w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Krystiana Nowaka. W przegranych starciach, o czym z uporem maniaka na niemal każdej konferencji pomeczowej mówi trener Dębek, Sosnowiec zazwyczaj prowadzi grę, potrafi mieć przewagę optyczną, ale często niewiele z tego wynika i kończy się to porażkami 0:1 (trzy takie przypadki), na przykład po golu przeciwników po stałym fragmencie gry.

Reklama

Zmuszone do odrabiania strat Zagłębie w końcówce potrafi też razić nieskutecznością, jak było to choćby w starciu ze Stomilem Olsztyn, gdzie udało się sosnowiczanom zmarnować świetne okazje do wyrównania. Odczuwalny jest więc brak Piaseckiego, choć trzeba przyznać, że Goncalo Gregório może go skutecznie zastąpić. O jego indywidualnych wyróżnieniach z Portugalii już wspominaliśmy, warto też dodać, że chciały go podobno kluby z cypryjskiej i angolskiej ekstraklasy. Oba odrzucił, bo jak zresztą i jego dwaj rodacy „uwierzył w projekt Zagłębie Sosnowiec”. Dziwić mogłaby szczególnie rezygnacja z przejścia do Angoli, ponieważ zawodnik stara się o obywatelstwo tego kraju, a jego usługami poważnie zainteresowany jest selekcjoner reprezentacji Beto Bianchi.

PROBLEMEM TEŻ COVID

Jakby problemów czysto sportowych było mało, Zagłębie dotknęła jeszcze jedna plaga. Plaga zakażeń koronawirusem. Klub informował o łącznie 27 pozytywnych wynikach testów, większość przypadków zarażenia dotyczy piłkarzy i członków sztabu. Jest to więc wynik zbliżony do tego, co niedawno przeżywała Pogoń Szczecin. Jej piłkarz – Alex Gorgon – już gdy zawodnicy wracali do treningów, mówił Gazecie Wyborczej, że czują się, jakby zaczynali wszystko od nowa. Zagłębiu Sosnowiec, jeżeli chce jeszcze uratować sezon, też przyda się reset, choć akurat COVID-19 raczej w tym nie pomoże.

Następny mecz sosnowiczanie rozegrają za 16 dni. Być może do tego czasu trener Krzysztof Dębek znajdzie sposób na to, żeby jego zespół nie tylko jak co konferencja powtarza dobrze wyglądał, ale również dobrze punktował.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...