Reklama

Celtic – Milan, mecz pełen wspomnień. Jak Boruc i spółka ogrywali gigantów w Lidze Mistrzów

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

22 października 2020, 08:21 • 11 min czytania 6 komentarzy

Najlepsze wspomnienia Celtiku z europejskich pucharów w XXI wieku? Wejście Bartosza Bereszyńskiego na boisko. Ok, nie śmieszkujemy, bo jednak finał Pucharu UEFA to coś, o czym my możemy tylko pomarzyć. Tak się jednak składa, że znajdziemy Polaków, którzy nie tylko pamiętają inny sukces The Bhoys w Europie, ale nawet mieli w nim czynny udział. Ponad dekadę temu nikt by nie uwierzył, że Celtic i Milan grają ze sobą, ale w Lidze Europy. Wtedy szkocko-włoskie pojedynki były stałym punktem programu Ligi Mistrzów. A Artur Boruc i Maciej Żurawski byli o krok od tego, żeby wyrzucić Rossonerich za burtę tych rozgrywek i nie dopuścić do zemsty za Stambuł.

Celtic – Milan, mecz pełen wspomnień. Jak Boruc i spółka ogrywali gigantów w Lidze Mistrzów

7 marca 2007 roku. Kibice zajęli 65 000 miejsc – w tym 3000 dzięki przyjezdnym – na San Siro, na które przyjechała rewelacja rozgrywek ze Szkocji. Wydaje wam się, że to dużo? Otóż nie. Była to najniższa frekwencja na fazie pucharowej w Mediolanie od trzech lat i meczu ze Slavią Praga. Dość zaskakujące podejście, bo Milan grał przecież o życie. W pierwszym meczu, w Szkocji, zremisował 0:0. Każda stracona bramka w meczu domowym oznaczałaby kłopoty i widmo dużej wpadki, odpadnięcia z rywalem z niższej półki. A jednak kibice machnęli na to ręką. Pewnie stwierdzili, że i tak się uda, więc nie ma co się zbytnio takim Celtikiem przejmować. Dla porównania rok później kiedy Milan po bezbramkowym remisie na wyjeździe walczył o życie z Arsenalem, na trybuny przyszło ponad 80 000 osób. Mobilizacja.

Celtic zlekceważyli kibice, zlekceważyli go także piłkarze. Tymczasem The Bhoys wyszli na murawę jak na wojnę i przez 90 minut nie ustępowali rywalom miejsca. Milan, wówczas jedna z największych drużyn w Europie, musiał się modlić, żeby w ciągu 30 minut dogrywki chociaż raz pokonać Artura Boruca. Kolejnych rzutów karnych, w których na linii szalał będzie szalony Polak, włoscy kibice mogliby nie wytrzymać nerwowo.

„Milan? Wolałbym Legię”

Byłem akurat na treningu, kiedy przybiegł do mnie rozgorączkowany trener bramkarzy i krzyknął rozemocjonowany: „Mamy Milan!”. Wzruszyłem tylko ramionami. Zespół jak zespół. Na tym poziomie nie było słabych, tylko same dobre kluby. Skakałbym z radości, gdyby okazało się, że gramy z Legią – mówił Boruc w rozmowie ze „Sport.pl” tuż po losowaniu, zachowując zimną krew. Żurawski szedł wtedy nawet o krok dalej. Cieszył się, że czeka go kolejny pojedynek z renomowanym rywalem, ale też szukał szans dla Celtiku. Bo Milan miał kłopoty w lidze, a Celtic podchodził do tego spotkania na większym luzie. Dziś Żurawski mówi wprost, że Szkoci mieli prawo myśleć o awansie, bo byli w niesamowitym gazie. Skąd brała się ta pewność siebie?

MILAN WYGRA Z CELTIKIEM – KURS 1.72 W TOTOLOTKU!

– Grupowe mecze trochę podkręciły atmosferę, dały nam optymizm. Zwłaszcza te z Manchesterem United, który wtedy miał w składzie wielkie nazwiska. Mecze, które z nimi graliśmy, pokazały, że stać nas na rywalizację jak równy z równym z klasowymi drużynami. Manchester, Benfica – oni grali dobrą piłkę wtedy, a u siebie potrafiliśmy z nimi zrobić dobre wyniki. Kopenhaga też była trudnym przeciwnikiem, wiadomo, ale mówimy o rywalach z wyższej półki. Wyjście z grupy spowodowało, że nasze myślenie poszło w dobrym kierunku. Że można z nimi coś ugrać, mając ten mecz u siebie, gdzie robiliśmy cuda – tłumaczy nam były napastnik Celtiku.

Reklama

Faktycznie, Szkoci mogli być zbudowani tym, co udało im się osiągnąć w fazie grupowej. Sama tabela pokazuje, że stawka była wyrównana.

I – dokładnie tak, jak mówi Żurawski, robotę zrobiły tu mecze domowe. Kto nie przyjechał do Glasgow, ten dostawał w łeb.

Celtic – królowie własnego podwórka

Nie był to zresztą dla Celtiku wyjątek. W XXI wieku ich seria na Celtic Park była wręcz niesamowita. Licząc od sezonu 2001/2002, The Bhoys nie przegrali 18 kolejnych spotkań u siebie w europejskich pucharach – tak w fazie grupowej, jak i w pucharowej oraz w eliminacjach.

– Celtic był drużyną, która jeśli faktycznie miała pokonać drużynę z wyższej półki, to na własnym boisku. Wtedy bardzo często było tak, że kibice na trybunach byli naprawdę „dwunastym zawodnikiem”. W jakiś sposób ten stadion wpływał na nas pozytywnie, mogliśmy wykrzesać maksimum umiejętności, koncentracji, żeby móc zwyciężyć z drużyną, z którą normalnie większych szans by nie było. Jadąc na wyjazd, chcieliśmy osiągnąć jak najlepszy rezultat, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że mecz kluczowy, to będzie ten grany na własnym boisku – twierdzi nasz rozmówca.

Tę passę zatrzymała dopiero Barcelona, ale chwilę później można było już powiedzieć: ah, shit, here we go again. Od meczu z Milanem – co za zbieg okoliczności – w 2004 roku, rozpoczęła się kolejna świetna passa. Tym razem Celtic był nie do ruszenia w 11 kolejnych spotkaniach. Tę serię aktywnie współtworzył Artur Boruc, który w Szkocji był absolutnym królem.

Reklama
Celtic Glasgow w Szkocji w latach 2004-2008

W okresie wspomnianym na naszej grafice w Glasgow poległ nie byle kto. Tej twierdzy nie zdobyli:

  • Milan – i to aż trzykrotnie
  • Benfica i Szachtar – po dwa razy
  • United – raz
  • Kopenhaga, Spartak i Artmedia Petrżalka

Swoją drogą – losowania dla Celtiku były niezwykle wtórne. Dopiero ponowny przyjazd Barcelony na Wyspy sprawił, że ktoś w Szkocji wygrał. Ale mimo wszystkich tych atutów, wciąż można było mówić o ogromnej niespodziance w wykonaniu The Bhoys. W końcu rok wcześniej wspomniana Artmedia odpaliła ich na etapie eliminacji. 0:5 na wyjeździe i nawet cztery zdobyte bramki u siebie nie pomogły Celtikowi w uniknięciu blamażu. Dlatego wyjście z grupy po takiej wpadce było kapitalnym odkupieniem win.

– Celtic zawsze był drużyną, w której była duża presja wyniku, niezależnie od tego, z jakim zespołem się grało. Można było sobie zdawać sprawę z wielkości rywala, ale zawsze było założenie, że trzeba wygrywać – czy to w lidze, czy w pucharach. Zawsze po porażkach, a nawet remisach, było mówienie o tym, że plan nie został zrealizowany, że jest rozczarowanie. Dlatego zawsze mieliśmy bojową atmosferę, nie było myślenia o tym, żeby tylko wysoko nie przerwać – mówi nam Żurawski.

To stąd wzięła się walka na noże z Milanem, która o mały włos nie sprawiła, że Polacy wraz z kolegami zameldowaliby się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

Przeczołgali Milan na San Siro

Pierwszy mecz z ekipą Rossonerich zapowiadał się kapitalnie. Maldini, Gattuso, Pirlo, Kaka, Gilardino – kozak na kozaku. Naprzeciw nim Boruc, który dopiero co zatrzymał Rooneya, Scholesa, czy Cristiano Ronaldo. Domowy mecz z Manchesterem United był dla niego świetny – cztery strzały, cztery pewne interwencje, w tym wybroniony rzut karny w doliczonym czasie gry, dzięki czemu Celtic uratował trzy punkty. Oczywiście nie zapominajmy o kapitalnym golu Shunsuke Nakamury z rzutu wolnego.

Starcie z Milanem było dla Boruca równie udane. Gilardino po nocach musiał śnić się słynny „pajacyk” polskiego bramkarza. Włosi próbowali go pokonać sześć razy. Napastnik Milanu strzelał z pola karnego i z dystansu. Wszystkim dyrygował z tyłu Kaka, który także próbował zaskoczyć obecnego bramkarza Legii. Nic z tego, czyste konto. Celtic swoich szans także nie wykorzystał, choć – tu bez zdziwienia – były to raczej strzały sprzed „szesnastki”.

MILAN WYGRA & OVER 1.5 GOLA – KURS 2.08 W TOTALBET!

Rewanż. Celtic jedzie na San Siro. Maciej Żurawski niestety znów na trybunach, kontuzja łydki pokrzyżowała mu plany. Ale i on czuł, że jest nadzieja, żeby z południa Europy wracać w euforii. – Lepiej gdy się na własnym boisku wygrywa, ale nawet jeśli remisujesz u siebie z takim rywalem, to gdy jedziesz na wyjazd, masz z tyłu głowy, że wszystko może się zdarzyć. Jedziesz, mając nadzieję, że jeden gol i robi się ciekawie. 

Rewanż. Do składu Milanu wracają Dida, Seedorf oraz Inzaghi, nieobecni w pierwszym spotkaniu. Żarty się skończyły, cała naprzód. Kaka strzela tuż przy słupku, broni Boruc. Seedorf ładuje z wolnego pod poprzeczkę – Boruc strąca piłkę. Andrea Pirlo aż łapie się za głowę, jakby chciał powiedzieć: cholera, jemu to nawet ja bym nie strzelił. Polak odbija kolejne próby rywali. Nie ma co ukrywać, to już jest mecz do jednej bramki. Wliczając dogrywkę, do której udało się Celtikowi dociągnąć, Rossoneri oddali łącznie 36 strzałów. Szkoci tylko dziewięć. Osiem, z tych 36 uderzeń, Boruc wyciągnął. Tak, Pirlo też nie zdołał go pokonać. Ale jedna piłka zatrzepotała w siatce. Kaka wykorzystał sytuację sam na sam z polskim bramkarzem.

Celtic odpadł, Milan dotarł do finału i pokonał w nim Liverpool.

Inzaghi strzelał jak w Sunday League

Na pewno sukcesem było już dla nas wyjście z grupy, a potem poczuliśmy, że można iść dalej tą drogą. Można było odczuwać niedosyt, ale też zadowolenie, że odpadliśmy, będąc równorzędnym rywalem, przynajmniej w kontekście wyniku. Mało brakowało, żeby doprowadzić do rzutów karnych, a zawsze tak się myśli, bo wtedy wszystko się może zdarzyć – wspomina „Żuraw„. Ale The Bhoys długo nie musieli żyć wspomnieniami, bo rok później ponowie wylosowali Milan. Tym razem w grupie. Oczywiście wcześniej było jeszcze to.

Kapitalne show, po którym nikt nie miał już wątpliwości, że mówimy o Holy Goalie. Boruc wciągnął kolegów do Ligi Mistrzów, a potem było już deja vu. Czyli trzy grupowe zwycięstwa oraz kolejne wyjście z grupy. Wybaczcie nam, że w dużej mierze skupiamy się na osobie golkipera Celtiku, ale mamy ku temu powody. Faza grupowa Ligi Mistrzów z sezonu 2007/2008 to był chyba top of the top Boruca. Spójrzcie na te liczby, od 1. kolejki.

CELTIC – MILAN UNDER 2.5 GOLA W MECZU – KURS 1.87 W EWINNER!

  • Szachtar – 8 strzałów celnych, 6 interwencji; rewanż 3 strzały celne, 2 obrony
  • Milan – 3 strzały celne, 2 interwencje; rewanż 5 strzałów celnych i 4 obrony
  • Benfica – 8 strzałów celnych, 7 interwencji; rewanż 5 strzałów celnych i 5 obron

Nic dziwnego, że statystyki Artura Boruca w Lidze Mistrzów, które obejmują także sezon późniejszy – 2008/2009, gdy Celtikowi poszło już gorzej, są tak wyśrubowane.

Nie było wtedy xGoals, nie było WhoScored, ale czujemy, że Polak statystyki by po prostu zaorał. Kiedy zwycięzcy Ligi Mistrzów przyjechali do Glasgow, weszli do jaskini lwa. Celtic wygrał 2:1, bezlitośnie wykorzystując błędy rywala i pieczętując wygraną w końcowych minutach gry. Wcześniej – jakżeby inaczej – strzelał Kaka, próbował Pirlo, ale dopiero głupi faul w polu karnym dał im szansę na bramkę. W rewanżu Boruc po raz pierwszy nie został zasypany strzałami przez Włochów. A nawet przeciwnie, mógł się trochę polenić, bo rywale celowali prosto w niego. Fragment relacji z BBC. – Favalli dośrodkował do Inzaghiego, ale on strzelił wprost w zaskoczonego Boruca, który stał nieruchomo przy bliższym słupku. To było strzał, którego wstydziliby się nawet gracze Sunday League.

Swój moment miał za to drugi z Polaków, Żurawski. Napastnik na pożegnanie z Glasgow dostał blisko kwadrans gry, wchodząc z ławki. Nie był jednak zbyt zadowolony ze swojej dyspozycji. – Pamiętam, że wszedłem na San Siro, ale nie mam dobrych wspomnień. Przegraliśmy to spotkanie, gra była słaba. Moje wejście z ławki… Szału nie było. W tej grupie Milan był faworytem i to była dla mnie duża sprawa zagrać na ich stadionie. Milan był klubem zdecydowanie lepszym. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że oczywiście będziemy starali się im przeciwstawić, ale trudno będzie pokusić się o niespodziankę.  

Boruc trzecim bramkarzem świata

The Bhoys po awansie z drugiego miejsca zmierzyli się z Barceloną i możemy się tylko powtórzyć, pisząc o klasie Boruca. Mimo to Blaugrana wygrała ze Szkotami dwukrotnie, łamiąc ich doskonałą, domową passę, choć to Celtic dwukrotnie w tym meczu prowadził. Polak bronił strzały Iniesty, Puyola czy Henry’ego. Messi był chyba pierwszym, który znalazł receptę na jego pajacyki. W dwumeczu Holy Goalie zaliczył 11 skutecznych interwencji. Wszystko to sprawiło, że team z Glasgow żądał wówczas 10 milionów funtów od klubów, które były nim zainteresowane.

A najmocniej zainteresowany miał być Milan, na którym zrobił piorunujące wrażenie. – Historia to potwierdza, bo Artur potem odszedł do Włoch. Artur miał równą formę w lidze i w europejskich pucharach, dlatego wszyscy zwracali na niego uwagę. Nie było jednak takiego myślenia, że bazujemy na tym, że bramkarz nam wybroni mecz. Choć to było ważne, bo Artur bronił nie tylko to, co musiał, ale też coś ponad – mówi nam Żurawski.

CELTIC WYGRA Z MILANEM? KURS 4.70 W SUPERBET!

Boruc faktycznie musiał zachwycić Włochów. „La Gazzetta dello Sport” wybrała go wówczas trzecim najlepszym bramkarzem świata. Przed nim tylko Buffon i Julio Cesar. Za nim Casillas i Cech. Absolutny kosmos. Nie dziwimy się, bo jego liczby z meczów z Milanem, czołową europejską marką tamtych lat, wyglądały tak.

Natomiast dwumecz z Barceloną był jednym z ostatnich wyskoków Celtiku w Lidze Mistrzów. Od 2008 roku z grupy wyszli raz, jednak tylko po to, żeby zebrać w łeb od Juventusu 0:5 w dwumeczu. Porażka w stylu, który szkockiej ekipie z czasów polskiego duetu po prostu się nie zdarzał. – Wtedy Celtic miał dużo lepsze piłkarsko nazwiska niż ma teraz. Tacy zawodnicy jak Shunsuke Nakamura, czy obecny trener Neil Lennon, albo młode wilki: Shaun Maloney i Aiden McGeady – to piłkarze grający świetny futbol. Był także Thomas Gravesen, który grał przecież w Realu Madryt.

Tamta ekipa miała w sobie „to coś”. Chciała się pokazać w Europie, żeby zerwać z łatką potentata słabej ligi, który wychodząc przed większą publikę, może się tylko wstydzić. – Każdy zawodnik zdaje sobie sprawę, że Celtic jest królem własnego podwórka, ale w Europie nie zawsze szło dobrze. Dlatego wiedzieliśmy, że mecze w Europie promują zespół i poszczególnych zawodników, którzy chcieli się wybić, zagrać wyżej – mówi nam Żurawski.

Mecz z Milanem na pewno obudzi w Szkocji wspomnienia sprzed lat. Chociaż z pewnością obudzi także smutek. Po 2008 roku był jeszcze jeden sezon, w którym Celtic mierzył się z Rossonerimi i Blaugraną. Bilans tych spotkań? Zero punktów, 1:12 w bramkach. Zabrakło Boruca, zabrakło reszty tamtej drużyny. Tak jak brakuje The Bhoys Ligi Mistrzów, w której nie grali od trzech lat. Bo grać z Milanem tam, a grać w Lidze Europy, w dodatku przy pustych trybunach, to zupełnie inny kaliber.

Ale cóż, skoro tylko to nam pozostało, to pożywmy się pięknymi wspomnieniami wraz ze Szkotami.

SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

6 komentarzy

Loading...