Reklama

Karol, gdzieś ty był?!

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

15 października 2020, 12:33 • 7 min czytania 24 komentarzy

Siedem lat bez trzech miesięcy. Tak potężny okres oddziela pierwszą i drugą bramkę Karola Linettego w reprezentacji Polski. Zaczynał jako 19-letni talenciak z Lecha Poznań w zimowym przeglądzie wojsk z Norwegią, za jego plecami biegał Maciej Wilusz, w bramce stał Rafał Leszczyński. Gol w debiucie dawał nadzieję, że wkrótce zasłuży na powołanie do tej właściwej, a nie zimowo-ligowej kadry. I że momentów radości w biało-czerwonej koszulce młodziutki Karolek będzie miał dużo więcej.

Karol, gdzieś ty był?!

Dziś Karolek to już pan Karol. Momentów radości? Mało. Zdecydowanie za mało, jak na skalę potencjału. Dlatego odzyskanie Linettego dla kadry, które dokonało się w ostatnich ośmiu dniach, to jedna z najważniejszych informacji kończącego się zgrupowania.

SKREŚLONY

Linetty w polskiej rzeczywistości futbolowej funkcjonuje tak długo, że idzie zapomnieć o jego wieku. A to przecież piłkarz dopiero 25-letni, po pierwszym większym transferze między zagranicznymi klubami, zawodnik, który ma przed sobą jeszcze dobre kilka sezonów grania na swoim najwyższym poziomie. Sam fakt, że debiutanckiego gola strzelił prawie siedem lat temu sporo mówi. Niedzielny fan futbolu mógłby stwierdzić, że Linetty miał już tysiąc okazji udowodnić swoją przydatność dla zespołu i nigdy tego w pełni nie dokonał. Zresztą, był na dwóch dużych turniejach, nie zagrał ani minuty, o czym tu debatować.

Co gorsza – zdaje się, że podobną optykę przyjmował długo również Jerzy Brzęczek. Jak już jesteśmy przy wyliczaniu okresów – wrześniowe 5 minut Linettego w meczu z Bośnią i Hercegowiną stanowiło jego powrót do kadry po 13 meczach bez rozegranej minuty. Dwa lata bez grania w kadrze, a przecież i wcześniej nie był pierwszym wyborem.

Ostatnio wspólnie analizowaliśmy jego sytuację. Chłopak w Serie A, kluczowy zawodnik ekipy, która wcale nie jest anonimowa, która nie walczy desperacko o utrzymanie, może poza tym nieudanym ubiegłym sezonem. Momentami wyprowadza ją jako kapitan, strzela, asystuje, bierze na siebie odpowiedzialność. W kadrze? Właściwie skreślony. Już u schyłkowego Nawałki grywał właściwie jedynie podczas „przeglądu wojsk”.

Reklama

Zresztą, przejrzyjmy to po kolei:

  • Meksyk, 62 minuty: 3-5-2, na boisku od pierwszej minuty m.in. Świerczok, Jach, Cionek
  • Nigeria, 18 minut, uraz
  • Chile, 45 minut w pierwszym garniturze

Na dziesięć ostatnich meczów w roli selekcjonera, Adam Nawałka z Linettego tak naprawdę skorzystał dwukrotnie, bo tego sparingu z Meksykiem nie ma sensu wliczać. Oczywiście kontuzja już w 18. minucie to po prostu pech. Natomiast trudno nie odnieść wrażenia, że Linetty dostał tę połówkę z Chile trochę na odczepnego. No tak, zagraj sobie z Lewandowskim i Krychowiakiem, zaliczone, tyle.

Sytuacja Karola nie uległa poprawie po zmianie selekcjonera. Oto Linetty w kadencji Jerzego Brzęczka:

  • 24 minuty z Włochami
  • 90 minut z Irlandią: w składzie bez Lewandowskiego, z Kurzawą czy Kamińskim. Uczciwie przyznajmy – to nie były głębokie rezerwy, ale nie był też w pełni wyjściowy skład
  • 45 minut z Włochami: u boku Szymańskiego i Góralskiego w ustawieniu 4-3-1-2
  • 5 minut z Bośnią i Hercegowiną

Trudno to nazwać inaczej niż skreśleniem. Najpierw przez Nawałkę, następnie przez Brzęczka. Co martwi – wiele wskazuje na to, że u obecnego selekcjonera wychowanek Lecha Poznań przechlapał sobie podczas tego nieudanego eksperymentu, gdy wyszliśmy na Włochów czterema środkowymi pomocnikami. I zasadne jest pytanie – czy w tak specyficznym ustawieniu i składzie, nie można było wykasować dowolnego pomocnika? Czy gdyby u boku Góralskiego i Szymańskiego wybiegli Krychowiak albo Klich, sytuacja uległaby poprawie?

I przede wszystkim: czy ich słaby występ też zaowocowałby rozbratem z kadrą na długie dwa lata?

SYSTEMATYCZNY ROZWÓJ

Dlaczego to było takie bolesne? Dziś, post factum, możemy sobie mówić: bo Linetty w kadrze klepałby tak, jak wczoraj z Bośnią i Hercegowiną. Strzelałby z podań Lewandowskiego, zagrywał prostopadłe piłki piętką, przepychał się z takimi kozakami jak Dżeko, może nawet na Mistrzostwach Świata zdołałby powstrzymać szalony pressing Japonii w ostatnim meczu grupowym.

Ale nie będziemy wróżyć z kart. Skupmy się na tym, że Linetty był po prostu kolejnym nazwiskiem na długiej liście polskich piłkarzy, którzy w klubie prezentowali się o wiele lepiej, niż w drużynie narodowej. Odwrotność Grosickiego, który to właśnie na kadrze zawsze najpełniej rozwijał skrzydła. Trochę jak Zieliński, w Napoli miewający okresy oczarowującej gry, w reprezentacji najczęściej irytujący, albo co najwyżej przyzwoity.

Karol Linetty bowiem rósł z każdym kolejnym sezonem.

Jeszcze przed rosyjskim mundialem zaliczył sezon z 29 występami w barwach bijącej się blisko strefy pucharowej Sampdorii Genua. 3 gole, 2 asysty, bardzo dobre recenzje, zbierane zresztą przez cały zespół, w którym grali jeszcze wówczas Lucas Torreira, Patrick Schick czy Dennis Praet. Sezon później znów dziewiąte miejsce, znów 3 gole, 3 asysty, 32 występy, ale trzeba zauważyć, że przy dość mocno przebudowanej drużynie, w której Karol zaczął odgrywać coraz ważniejszą rolę. Sezon 2019/20 indywidualnie miał najlepszy – 4 gole i 3 asysty, mimo że sporą część jesieni poświęcił na leczenie urazu. To właśnie w ubiegłym sezonie zaczął też zakładać opaskę kapitańską, stając się jednym z liderów.

Reklama

Wszechstronny, zagra gdzie go poślą, coś wykreuje, coś odbierze. Odpowiedzialny, gdy gra nie idzie – próbuje brać ciężar na siebie. Dojrzały – bez głupich kartek, czysty w odbiorze, wybiegany, pełen determinacji. Poświęciliśmy Linettemu duży tekst we wrześniu, to z grubsza skrót jego charakterystyki w oczach znawców Serie A. Odegrał ważną rolę w utrzymaniu Sampdorii, która akurat w ostatnim sezonie zaczęła dołować. Ale Linetty, jego otoczenie a przede wszystkim – włoski futbol, wszyscy zauważyli, że Genua robi się dla Karola za ciasna. Transfer do Torino jest tego namacalnym dowodem.

I CO DALEJ?

Karol Linetty urósł przez ostatnie lata od jednego z młodych zdolnych w Sampdorii, do gościa, którego Torino ściąga jako wzmocnienie pierwszego składu. Przy okazji transferu wyliczaliśmy:

  • 29 kluczowych podań – piąty wynik w drużynie
  • 3 asysty – drugi najlepszy asystent
  • 62 stworzone sytuacje strzeleckie – piąty wynik w drużynie
  • 9 stworzonych okazji bramkowych – najlepszy wynik w Sampdorii
  • 5.27 xGBuildup – to udział w xGoals bez kluczowych podań i strzałów – najwyższy wynik w drużynie

Linetty Sampdorię zaczął po prostu przerastać, i był to efekt zarówno dołowania klubu, jak i rozwoju zawodnika. Transfer był potrzebny, by dalej maszerować.

A w Torino czeka już do tego maszerowania naprawdę przyzwoite towarzystwo. Wraz z Linettym ściągnięto Simone Verdiego, za 20 baniek z Napoli. Utrzymany w składzie został Andrea Belotti, którego mieliśmy okazję oglądać w naszym niedawnym meczu z Włochami. Sirigu, Zaza, Rodriguez – może już nie nazwiska z pierwszych stron gazet, ale jednak – bardzo fajna ekipa do wspólnej gry w piłkę. No i trener, zatrudniony w sierpniu Marco Giampaolo, z którym Linetty zna się jeszcze z początków gry dla Sampdorii. Szkoleniowiec prowadził go przez trzy sezony, podczas których obie strony korzystały na współpracy.

Tutaj wszystko układa się w korzystną dla Linettego całość – lepszy klub, trener, który go zna, lubi i ceni, odpowiednie towarzystwo, by samemu dalej się rozwijać. Torino ma za sobą rozczarowujący sezon – odpadło z walki o Ligę Europy w IV rundzie, w lidze zajęło odległe 16. miejsce. Misję poskładania tego w całość powierzono Giampaolo. A ten do wykonania planu zażyczył sobie właśnie Polaka.

Karolowi brakowało więc już tylko powrotu do reprezentacji Polski.

Powrót właśnie nastąpił, i to od razu w stylu, którego Linetty w kadrze nie prezentował chyba nigdy. Szukamy w pamięci jego równie spektakularnych występów i po prostu takich nie znajdujemy. Jeśli Linetty miał tym zgrupowaniem pokazać, że nie jest już młodym i speszonym Karolkiem, tylko dojrzałym i odpowiedzialnym piłkarzem – udało się w pełni. Jego pech, że powrót zbiega się akurat z formą Klicha czy Góralskiego, konkurencja w środku pola jest szalona. Ale czy Linettemu brakuje czegokolwiek, by podjąć rywalizację, by wyjść z niej zwycięsko?

Gra w porządnym klubie z porządnej ligi pod porządnym trenerem, nadal nie należy do grona starców, choć doświadczeniem kasuje sporą część konkurencji. Także doświadczeniem z gry u boku prawdziwych kozaków, bo tak trzeba określać Torreirę, Schicka czy Quagliarellę. Pytaliśmy jakiś czas temu: czy stać nas na rezygnowanie z takiego zawodnika?

Dziś już wiemy: nie stać nas. Linettego po prostu trzeba wykorzystywać. Czekał na szansę wyjątkowo cierpliwie, a gdy wreszcie ją dostał – wycisnął z niej wszystko.

Dobrze widzieć cię z powrotem, Karol!

Fot.FotoPyK

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

24 komentarzy

Loading...