Reklama

Czy to nie czas, żeby przestać szukać Karbownikowi miejsca na boisku?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

08 października 2020, 13:01 • 8 min czytania 28 komentarzy

Jeszcze niedawno był wokół niego wielki szum. Efekt wow. Jaki przebojowy, jaki błyskotliwy, jaki kozacki. Talent na miarę światową. Padały te wszystkie nazwy klubów, zainteresowań, zapytań, ofert za niebagatelne i rekordowe ceny. Nic dziwnego, bo wszedł do Ekstraklasy przebojem. Ale potem trochę przygasł, jakby zatonął w tych wszystkich dywagacjach o swoim potencjale i swojej pozycji na boisku, do tego Legia kiepsko rozpoczęła kolejny sezon, a on wcale się w niej nie wyróżniał, więc zachwyt minął. No i te 5,5 miliona, które zapłacił za niego Brighton, ostudziły trochę hurraoptymistyczne nastroje, prawda? Prawda, prawda, nie da się zaprzeczyć. Wtedy jednak przyszedł mecz z Finlandią, nie przeceniając jego wartości, który przypomniał, że Michał Karbownik to dalej materiał na klasowego grajka. 

Czy to nie czas, żeby przestać szukać Karbownikowi miejsca na boisku?

Defensywa solidność

Dlaczego nie przeceniamy wartości meczu z Finlandią? Ekipa Markku Kanervy to europejski średniak, grający do tego w osłabionym składzie, bez kilku swoich liderów, a to tylko zwykły towarzyski mecz, więc wyciąganie wiekopomnych wniosków po takim widowisku mijałoby się z jakimkolwiek celem. Co nie znaczy, że pewnych zależności nie dało się wyłapać, bo po obu stronach na boisku dalej grali piłkarze o klasie reprezentacyjnej, a Polacy zwyczajnie zagrali dobry mecz.

I na tym tle Michał Karbownik wyglądał bardzo solidnie, choć co ważniejsze, do tej stabilności, dołożył jeszcze charakterystyczny dla siebie element zaskakującej błyskotliwości.

Zaczął nerwowo, ale pamiętajmy, że ten chłopak ma dziewiętnaście lat, debiutował w kadrze i pewna elektryczność mogła się w jego poczynania wkraść. Stąd kiks we własnym polu karnym, który asekurował Bednarek, stąd parę nieprzemyślanych decyzji, złe ustawienie przy dwóch-trzech kontrach Finów, ale to wszystko zbyt lichy materiał, żeby określać występ Karbownika na jego podstawie. Bo tak naprawdę nie zakiwał go Nikolai Alho, nie przepchał go schodzący na skrzydła Fredrik Jensen, nawet pojedynki główkowe piłkarz Legii wygrywał, mimo że ze swoimi 174 centymetrami nijak miał się do kilku fińskich wieżowców.

MICHAŁ KARBOWNIK, CZYLI RÓŻA, KTÓRA WYROSŁA Z BETONU

W defensywie, na lewej obronie, zagrał tak, jak zapamiętaliśmy go z jego dotychczasowych najlepszych występów w ekipie mistrza Polski. Uważny, czujny, schodzący nisko na nogach, kiedy rywal rozkręca się z nim jeden na jeden, czyli przy wszystkich swoich ograniczeniach i jednak ofensywnym charakterze, po prostu przyzwoity. Można mieć wątpliwości, co byłoby, jeśli na karuzelę wzięliby skrzydłowi klasy światowej, ot tacy hiszpańscy, ale z kim nie mielibyśmy takich wątpliwości?

Reklama

Z Recą, który w Serie A błąka się po słabeuszach? Czy z Rybusem, któremu dalej kręci się w głowie po kolumbijskich rytmach z 2018 roku? Może z Bereszyńskim, który jest prawym obrońcą i basta? Nie mówiąc już o Pietrzaku, dla którego reprezentacja to jednak za wysokie progi. I nie chcemy powiedzieć, że Karbownik jest lepszy od pierwszej trójki. Nie, nie jest, nie dajmy się zwariować, tamci mają dużo większe doświadczenie na każdym szczeblu, co wcale nie znaczy, że w obliczu silniejszego rywala zabezpieczą tyły.

Ale dobra, koniec tej rozkminy.

Wróćmy do Karbownika.

Błysk w ofensywie

Tym razem do ofensywy. W niej Karbo dał element ekstra. To coś, co pozwala nam zatrzymać się przy nim na dłużej.

W pierwszej połowie siłą rzeczy znajdował w cieniu Kamila Grosickiego. Turbo Grosik zagrał fenomenalnie, siepnął hat-tricka, będzie ten mecz mógł sobie wspominać za kilka lat. Lewa flanka była jego. Karbownik mu towarzyszył. Umiejętnie wprowadzał piłkę. Grał ze środkiem, odgrywał do wspominanego kapitana, szukał miejsca za jego plecami. Kilka razy fajnie zdobył przestrzeń, prowadząc piłkę blisko przy nodze, dzięki czemu Biało-Czerwoni mogli sobie poklepać z bezradnymi Finami.

Tuż po przerwie wypracował nawet całkiem niezłą pozycję strzelecką dla Milika, ale napastnik Napoli kompletnie przestrzelił. Trend był jednak bardziej niż oczywisty – im więcej grał do przodu, tym pewniej wyglądał. Nic dziwnego, że w drugiej połowie Jerzy Brzęczek przesunął go na lewe skrzydło. Wynik był już dawno rozstrzygnięty, Finowie podkręcili wtedy tempo, Polacy wprowadzili trzeci garnitur, więc akcenty rozkładały się inaczej niż przez większość spotkania, ale akurat Karbownik utrzymywał równy poziom.

Reklama

Kiedy dostawał piłkę, nie panikował, nie oddawał jej od razu, nadawał tempo, dalej szukał gry na jeden kontakt. Mogło się to podobać. No i była puenta dobrego występu, czyli ładna akcja indywidualna lewym skrzydłem, zgranie przed pole karne do Milika i asysta przy jego bramce.

Oceniliśmy go na 6 i napisaliśmy tak:

Gdyby nie elektryka, byłby oceniony wyżej. Być może to frycowe debiutanta – skiksował przecież już w pierwszej akcji. Ale nie tylko. Zdarzało mu się też naprawiać własne błędy – mamy w głowie sytuację, gdy piłka odskoczyła mu na kilka metrów, ale po chwili wzorowo wbiegł w tor biegu rywala i ją wyłuskał. Grał wysoko, trochę jak w Legii, gdy jeszcze uznawano go za lewego obrońcę. Im bliżej bramki Finów, tym było lepiej. Być może zauważył to Brzęczek, bo ostatnie pół godziny Karbownik zagrał – tak jakby rzucania po pozycjach było mało – na lewym skrzydle. Ale dał radę, to on zaliczył asystę przy golu Milika. Najpierw wygrał pojedynek na skrzydle, a potem celnie dograł w drugie tempo. Przybliżył się do wyjazdu na Euro.

W sprawie pozycji

Tylko takich debiutów w reprezentacji.

Inna sprawa, że znów znalazł się w cieniu Jakuba Modera, który nie dość, że zagrał jeszcze bardziej przekonująco, to jeszcze na pozycji, którą otoczenie Karbownika traktuje jako jego docelową.

No właśnie, pozycja. Słowo to odmieniane jest w jego kontekście przez wszystkie przypadki i mamy wrażenie, że ta cała dyskusja i rzucanie go po pozycjach nieco go blokują. Okej, rozumiemy, argumentację takiego Joshua Kimmicha, który tłumaczył, że woli grać w środku pomocy niż na prawej obronie, bo jako 6 albo 8 cały czas może brać udział w grze, a jako boczny obrońca bierze udział tylko w części spotkania, ale czy to aż takie konieczne w rozwoju Karbownika?

Mamy wątpliwości.

Rzucany po boisku w Legii

W Legii błysnął jako prawonożny lewy obrońca. Miał świetne liczby – 6 asyst, 5 kluczowych podań, kilkanaście takich rajdów, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, że to polski piłkarz tak wyprowadza i wprowadza futbolówkę do gry. Wiosną grał mniej spektakularnie, ale bardzo równo, a w rundzie mistrzowskiej, kiedy wszystko było już rozstrzygnięte, trochę spuścił z tonów, ale było to w miarę zrozumiałe – mniejsza napinka, zmęczenie sezonem, przedłużający się w nieskończoność sezon.

Tylko, że już było widać, iż w Legii chcą go testować na przeróżnych innych pozycjach.

Na prawej obronie zagrał trzy razy – raz z Lechem, dwa razy z Cracovią. Z Kolejorzem – bez szału (2:1). Z Pasami – w lidze przeciętnie (2:0), w Pucharze Polski słabo (0:3).

Zapowiadało to trochę to, co zobaczyliśmy w nowym sezonie. Aleksandar Vuković i później Czesław Michniewicz postanowili porzucać Karbownikiem po różnych pozycjach. 19 latek grał więc jako prawy obrońca i środkowy pomocnik, a na lewej obronie grał najpierw Rocha, a potem Mladenović. Efekt? Szaro-bura przeciętność.

Prawa obrona? Drugoplanowa rola z Bełchatowem, średni występ przeciw słabeuszom z Linfield, słaby z Omonią, nic specjalnego z Rakowem, mniej niż solidnie z Wisłą Płock.

Środek pomocy? Obiecujący, acz za krótki, epizod z Jagiellonią, w cieniu Slisza z Dritą, fatalnie – jak wszyscy, z Karabachem.

No nie jest to bilans, który kogokolwiek rzuci na kolana.

DLACZEGO MODER JEST DWA RAZY DROŻSZY NIŻ KARBOWNIK

Dlatego też Brigton zapłaciło za Karbownika o połowę mniej niż za Modera. Doskonale tłumaczył to w swoim tekście Damian Smyk.

Fragment:

Skauci nie są ślepi. Widzieli, że Moder się rozwija i to błyskawicznie. To też windowało cenę. Zainteresowane kluby mogły rozumować tak – „cholera, a jeśli nie kupimy go teraz, to za pół roku trzeba będzie wyłożyć jeszcze dwójkę-trójkę baniek więcej”. Karbownik z kolei swoją grą ceny nie windował. Początek tego sezonu ma po prostu średni.

(…)

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Legia pogmatwała sprawę rzucaniem Karbownika po pozycjach. W tym sezonie zdążył już zagrać: na lewej obronie, na prawej obronie i w środku pola. Z jednej strony to sygnał, że chłopak jest wszechstronny. Ale z drugiej w głowach skautów kiełkowała myśl – a może wystawiają go jako zapchajdziurę? W gruncie rzeczy tak trochę było. Choć to nie klasyczna zapchajdziura spod znaku „e, brakuje nam piłkarzy, niech tam zagra, ktoś musi”, a raczej „Karbo musi grać, mamy akurat lukę, poradzi sobie”.

Natomiast w ogólnym rozrachunku Legia korzystała z niego niewłaściwie. Po prostu nie dawała mu okazji do tego, by pokazał pełnię możliwości. Rzucany z pozycji na pozycję był coraz bardziej rozregulowany. I grał nieco gorzej. A jeśli grał gorzej, to nie pracował na cenę.

Decydować czy nie decydować?

A Karbownik pokazał meczem z Finlandią, że na tej pozycji może być reprezentacji Polski najbardziej przydatny. Bo to tu daje element ekstra, tu daje jakość, tu potrafi zrobić różnicę. Problem w tym, że tak naprawdę nie wiadomo, co czeka go w Legii. Mladenović ma raczej pewne miejsce w składzie, więc może oznaczać, to że czeka go ciągłe rzucanie po pozycjach – z prawej obrony do środka, z prawej obrony do środka, i ten schemat powtórzyć jeszcze kilka razy.

I choć Karbownik jest młody, nawet bardzo młody, mnóstwo czasu na wypracowanie sobie tożsamości jeszcze przed nim, to mamy wrażenie, że im szybciej będzie dało się określić, jaka jest jego docelowa pozycja, nie tylko w słowach Mariusza Piekarskiego, tym lepiej będzie dla wszystkich stron.

Fajne jest też to, że piłkarz Legii sam też chyba czuje się zmęczony tym całym gadaniem i z jego pomeczowych wypowiedzi biła informacja, że dla niego temat pozycji jest trzeciorzędny.

Tego się trzymajmy.

Fot. Fotopyk

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

28 komentarzy

Loading...