Reklama

Z bambra, ze szpica, z dużego palca. Polscy napastnicy o strzałach z czuba

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

05 października 2020, 12:15 • 10 min czytania 18 komentarzy

Ze szpica. Z bolca. Z kaziora. Z kajora. Z pika. Z kapy. Z bambra. Z bodziocha. Z prezesa. Z karolka. Z dużego palca. Z dzioba. Z Józefa. Z czuba.

Z bambra, ze szpica, z dużego palca. Polscy napastnicy o strzałach z czuba

Wszyscy znamy to kultowe uderzenie o tysiącu nazw.

Natomiast jaka jest opinia na jego temat fachowców, czyli napastników? Spytaliśmy między innymi Włodzimierza Lubańskiego, Grzegorza Laty, Macieja Żurawskiego, Tomasza Frankowskiego i Artura Wichniarka. Jaki napastnik wyleczył się ze strzelania z czuba przez zmarnowany karny?

Jaki piłkarz potrafił z czuba trafiać tam, gdzie chciał, nawet z dystansu? Zapraszamy. Po nazwisku podajemy jak u naszych rozmówców mówiło się na podwórku na taki strzał.

***

Reklama

GRZEGORZ LATO: Z DUŻEGO PALCA

– Czy takie uderzenie na podwórku było trochę wstydliwe? Wstyd to kraść i jeszcze z czegoś spaść. Każdy strzał, który daje bramkę, jest tak samo cenny. Uderzenie z dużego palca jest dość ciekawe. Najszybsze, z kolana. Napastnik wpada w pole karne, bramkarz liczy na zamach. Spodziewa się, że gość będzie wkręcał czy uderzał z prostego podbicia. Każdy bramkarz nawet podświadomie patrzy po układzie ciała napastnika i spodziewa się mniej więcej w którą stronę piłka pójdzie. A tutaj szybka noga, z czuba… Jak pan trafi w środek piłki, to nim bramkarz zareaguje, piłka już jest w siatce. Nie jest w stanie zareagować. Nie ma szans się spodziewać tego uderzenia.

Kilka bramek tak strzeliłem – pyk, cyk, nim popatrzyli już siedziało. Zresztą, co roku widzimy parę ważnych goli w światowej piłce strzelanych w ten sposób. Ja pamiętam nawet specjalistę od takich uderzeń. Stanisław Stój, graliśmy razem w Stali Mielec. Kiedyś nie było takich butów jak dzisiaj, przerabiało się obuwie kolarskie. Stasiu miał specjalne buty robione, wzmacniany czub i tak pruł z dużego palca, że żaden nie mógł obronić. Umiał pocelować, był mistrzem fachu.

***

WŁODZIMIERZ LUBAŃSKI: ZE SZPICA

– Jest to element piłkarski używany do dnia dzisiejszego. Jakiegoś wstydu w takim uderzeniu nie widzę. Jak to jest skuteczne, to wszystko OK. Na pewno strzał ze szpica wykorzystywany jest w sytuacjach wymuszonych. To nie jest uderzenie, które robi się regularnie, które jest trenowane. Ja sobie nie przypominam, żebyśmy szpica na zajęciach ćwiczyli – zawsze strzelaliśmy wewnętrznym lub zewnętrznym podbiciem. Nie jest to strzał typowy, ale są takie zdarzenia boiskowe, kiedy zawodnik podchodzi do sytuacji podbramkowej, trzeba uderzyć i tą metodą. Byłem kilkukrotnie w takich sytuacjach, że użyłem takiego uderzenia. Na pewno trzeba dobrze trafić, inaczej piłka może polecieć w sposób niekontrolowany.

Reklama

***

MACIEJ ŻURAWSKI: Z BAMBRA

– Na pewno strzał z bambra jest uderzeniem niesygnalizowanym, z takiej szybkiej nogi. Nie potrzeba żadnego większego zamachu. Gdy musimy szybko piłkę uderzyć, a jest mała odległość od bramki, takie uderzenie się praktykuje. Jest to też uderzenie zaskakujące, bo wykorzystywane sporadycznie. Mało który bramkarz w sytuacji bramkowej się tego spodziewa. Ma więc swoje plusy, a generalnie każde uderzenie jest dobre, jeśli jest skuteczne. Minusem to, że trudno takim uderzeniem pokierować.

Panie Macieju, kiedyś czytałem opinię jednego z tak zwanych specjalistów od strzałów, który mówił, że w sumie piłkarze rzadko celują dokładnie – raczej generalnie w światło bramki.

Może coś w tym jest, generalnie mierzy się trochę w bok, trochę w górę, a czasem wychodzi idealnie. Natomiast strzał z czuba nie jest uderzeniem, gdzie można to lepiej skontrolować, nawet w ten sposób. Przy wewnętrznym podbiciu można dokręcić tę piłkę. Uderzenia z bambra człowiek się nie uczy. To taka podwórkowa wolna amerykanka. Natomiast faktycznie było coś takiego, że jak ktoś uderzył z czuba, to się na niego patrzyło… Trudno to określić, ale jak byłem młodym chłopakiem i ktoś tak na podwórku strzelił, trudno było mówić o takim golu w kategoriach szacunku. Natomiast po latach jak się zastanowić – liczy się efekt.

***

TOMASZ FRANKOWSKI: Z DZIOBA

– Trochę się na podwórko podśmiewano z takich strzałów. Skuteczność to podstawa, ale różnica jest taka, że jeśli uderzył w ten sposób i okazje zmarnował, to mocniej się obrywało za to niż po zwykłym wykończeniu, szczególnie w juniorach. Był śmiech w szatni: co to za strzał, kto cię trenuje i takie tam. Mi się w juniorach takie strzały zdarzały, szczególnie, gdy nie było czasu się złożyć. Potem natomiast w seniorach korzystałem z prostego podbicia, ewentualnie z podcinek.

Pamiętam jednak, że Grzesiu Pater miał smykałkę do tego typu uderzeń. Niejednokrotnie w gąszczu potrafił wykorzystać strzał z dzioba. Widziałem też tak strzelane bramki przez Ronaldinho czy Neymara, więc jest na nie miejsce, skoro wielcy używają takiego narzędzia. Zastanawiam się natomiast czy rolę w odchodzeniu od takich uderzeń mają buty. Kiedyś korki miały wzmocnienia z przodu, więc to sprzyjało. Dzisiaj są profilowane w zupełnie inny sposób, myślę, że jakby ktoś regularnie uderzał w ten sposób, mógłby sobie nieźle te palce obić.

***

MARCIN ŻEWŁAKOW: Z KAROLA

Strzały z karola to dość prymitywny strzał, ale mogący oszukać bramkarza. Częściej wyraz nie braku techniki, a przytomności umysłu. W piłce seniorskiej próbowałem rzadziej tak strzelać, raczej jak trzeba było się ratować, bo brakowało kroku, bo ktoś napierał. Jest w tym element sprytu i spontaniczności, a nawet bezczelności, coś jak rzut z biodra – głównym atutem element zaskoczenia, choć dziwacznie wygląda. Natomiast rzadko ma się w głowie, że w ten sposób będzie się kończyć akcję, na przykład sam na sam. To jest ostatnia deska ratunku. Nigdy nie zaczynałem akcji z myślą, że tak ją skończę.

Miałem natomiast sytuację w juniorach, która mnie z takich strzałów wyleczyła. Chciałem wykonać rzut karny na zasadzie oszukania bramkarza. Zaplanowałem sobie, że podejdę, niby poprawiać piłkę, a z karola uderzę. To się sprawdzało na w-fach przy mniej rozgarniętych bramkarzach. Ale tu źle trafiłem piłkę, ta zamiast szybko polecieć, to ledwo się turlała. Bramkarz w pierwszej chwili nie wierzył, że to już, ale widzi, coś leci, no to złapał. Od razu dostałem karę, musiałem opuścić boisko – zalecenie mojego ojca, trener się dostosował. To było przy wyniku 6:0 dla nas, w półfinale mistrzostw Polski.

***

ADRIAN SIKORA: Z BODZIOKA

– Ja rzadko używałem, aczkolwiek to jest taki strzał, gdzie bramkarz praktycznie nie jest w stanie zareagować. Jest w tym moc, nie trzeba specjalnie stopy ustawiać. Atuty są. Choć im większa odległość od bramki, tym one stają się mniejsze. Głównie to uderzenie spotykane na hali, mocno niewygodne dla golkipera. Ja nie przypominam sobie, żebym tak trafił, bo w większości sytuacji rzucano mi piłkę, mogłem się pościgać, a jak w pełnym biegu mija się bramkarza, to kończy się raczej wewnętrzną częścią stopy.

Natomiast w Podbeskidziu jak zaczynałem to grałem z Andrzejem Szłapą, który teraz jest trenerem w Rekordzie. Andrzej łączył wtedy piłkę halową z dużą piłką. Pamiętam, na treningach robił strzały z bodzioka jak się u nas mówi na Śląsku Cieszyńskim naprawdę nieźle. Miał powtarzalność. Gdzieś wychodził jeden na jeden, uderzał spod kolana – miał to wypracowane, bramkarze nie potrafili znaleźć odpowiedzi. Ale Andrzej był zarazem reprezentantem Polski w piłce halowej, trenował to pewnie od dziecka. Natomiast rzeczywiście, takiego uderzenia w żaden sposób się nie uczy. Postrzega się – sam to pamiętam – że jak ktoś uderza z czuba, to nie umie grać w piłkę. Teraz uczę dzieci w szkółce, to się nie zmieniło – jak ktoś bije z czuba, inne dzieci się śmieją.

***

MARCIN MIĘCIEL: ZE SZPICA

– Instynktowny strzał, nietrenowalny, niećwiczony. Mniej się go używa, bo to mała powierzchnia strzału, trudno trafić czysto piłkę, żeby poszła tam, gdzie się chce. Wystarczy milimetr nie tam gdzie trzeba i jest kiks w sytuacji, gdy wewnętrzną lub prostym podbiciem trafi się dziesięć na dziesięć. Choć jako ciekawostkę powiem, że w Bochum moim kolegą był Shinji Ono. Bardzo dobrze strzelał z czuba. Nawet z dużych odległości. Miał rzeczywiście wyrobioną stopę, więc to nie jest niemożliwe.

***

JERZY PODBROŻNY: Z DZIOBA

– Zaskoczenie to podstawa, a myślę, że każdy bramkarz, gdy staje oko w oko z napastnikiem, spodziewa się innego rodzaju uderzenia. Stara się też spojrzeć na ułożenie stopy zawodnika, żeby ewentualnie wyczuć ten strzał. Uderzenie z dzioba na to nie pozwala. Jest niekonwencjonalne, nieprzewidywalne. Niestety również dla strzelca – nigdy nie wiadomo gdzie poleci. Unikałem jednak takiego uderzenia, może gdzieś tam, w ostatniej chwili, gdy nie można inaczej stopy ułożyć. Natomiast widzę sytuacje boiskowe, gdzie może się przydać. Mam nawet w swojej drużynie takiego specjalistę, który jak już nie ma co zrobić, to idzie z czuba. Różnie mu to wychodzi, jeszcze bramki nie strzelił.

***

MAREK KONIAREK: Z BOLCA

– Całkiem lubiłem taki uderzenie. Oczywiście jest sytuacyjne, ale instynktownie czułem, że w pewnych sytuacjach ono może zaskoczyć. Na pewno przynajmniej kilkukrotnie zrobiłem to celowo i udało się w ten sposób pokonać bramkarza. Nie wiedziałem do końca jak to będzie, ale człowiek w ciemno poszedł, na instynkcie. Pamiętam treningi z Andrzejem Kretkiem – śmiał się, że jak się ode mnie piłka nie odbije, to wpadnie. Pytałem go „To moja wina?”. Andrzej nie lubił, jak strzelałem z bolca, żartował potem, ale często musiał wyjąć piłkę z siatki.

***

ARTUR WICHNIAREK: Z DUŻEGO PALCA

– Uderzenie bardzo sytuacyjne. Może nie najpiękniejsze, natomiast jak najbardziej są pewne sytuacje na boisku, kiedy jest przydatne. Ja nie przypominam sobie, żebym konkretnie tak trafił, choć chyba próbowałem raz czy drugi, ale nie pamiętam czy skończyło się strzeleniem bramki. Ale pamiętam, Bruno Labbadia umiał z tego dobrze korzystać. Typowy lis pola karnego. Może nie była to jego specjalność, bo Bruno po prostu umiał wszystko w warsztacie napastnika – nawet głową świetnie grał, choć był niedużego wzrostu.

***

PIOTR REISS: Z BAMBRA

– Przeważnie z czuba strzelają ci, co nie umieją normalnie uderzyć piłki – tak to przynajmniej funkcjonuje w żargonie. Natomiast nie ukrywam, mi jako napastnikowi zdarzało się tak uderzyć i trafić, choć to typowe sytuacyjne uderzenie. Pamiętam chyba gola z Polonią Warszawa, wyrównującego na 1:1 – ostatnia minuta, obracałem się, obrońca chciał wybić, mi udało się szybciej trafić z bambra. Natomiast jak ktoś umie technicznie uderzyć, czy z zewnętrznego, czy z wewnętrznego podbicia, to powinien z tego korzystać. Na pewno w naszej akademii strzałów z czuba nie uczymy.

***

Zapytaliśmy o opinię na temat uderzenia z czuba również eksperta w temacie. Bartek Sylwestrzak to jeden z niewielu na świecie – jeśli nie jedyny – trener tylko i wyłącznie od oddawania strzałów. Współpracował między innymi z Midtjylland i Brentford (tu robiliśmy z nim duży wywiad). Jego opinia?

Są uderzenia, które w piłce nożnej obserwujemy rzadko dlatego, że, choć efektywne, są trudne do wyegzekwowania. Tak jest na przykład z uderzeniami z rotacją do przodu lub bez rotacji, zarówno z rzutów wolnych, jak i z otwartej gry. Powód, dla którego rzadko widzimy strzał z czuba, jest jednak inny – z technicznego punktu widzenia ma on kluczowe ograniczenia.

Choć uderzenie czubem ma tę zaletę, że można je wykonać bez rozbiegu i nie wymaga długiego przygotowania, to ciężko jest je kontrolować, jego celność jest niska. Jest to zrozumiałe ze względów technicznych – trafiamy piłkę małą powierzchnią buta używając swingu, który ze względu na ułożenie stopy wymaga o wiele większej precyzji ruchu niż inne techniki. Kontakt czubem ogranicza też moc strzału i jest mało komfortowy. Z biomechanicznego punktu widzenia technika ta jest pod niemal każdym względem mało efektywna.

Czub jest częściej stosowany w futsalu, gdzie dystans do bramki jest krótki. Przydatność tego uderzenia w futsalu tłumaczy, dlaczego możemy je czasem zaobserwować u Brazylijczyków lub Hiszpanów – wielu piłkarzy w tych kulturach dorasta grając w piłkę halową. W piłce nożnej strzał z czuba widzimy niemal tylko w sytuacjach, kiedy zawodnik uderza z bardzo krótkiego dystansu, nie mając miejsca ani czasu na wyegzekwowanie żadnej innej techniki. Takie sytuacje są jednak bardzo rzadkie, bo prawie zawsze są lepsze alternatywy.

Dwie ważne bramki czubem, które utknęły mi w pamięci to uderzenie Ronaldo z Turcją na mistrzostwach świata w 2002 i Ronaldinho z Chelsea w 2005 roku (nie ma w tym przypadku, że to Brazylijczycy wykorzystali tę technikę- Ronaldinho dorastał grając w futsal).

Można więc strzelić z czuba, jeśli nie ma możliwości uderzenia piłki w inny sposób. Ze względu jednak na niską efektywność tego strzału z technicznego punktu widzenia jego praktyczność jest niska.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Komentarze

18 komentarzy

Loading...