Reklama

„Świetny taktycznie” i „ma problem w relacjach z ludźmi”. Dwie twarze Marcina Brosza

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

25 września 2020, 12:43 • 10 min czytania 33 komentarzy

Cztery mecze, 12 punktów, rozstrzelanie Legii na Łazienkowskiej, rozstrzelanie Lechii u siebie, brak litości dla beniaminków. Maszyna o nazwie Górnik Zabrze pędzi na początku tego sezonu i ani myśli się zatrzymać. Ogląda się to naprawdę przyjemnie, widać tam pomysł, każdy piłkarz wie, co ma robić i dodatkowo robi to bardzo dobrze. Nie napiszemy, że Marcin Brosz stworzył potwora, bo jest na to zdecydowanie za wcześnie, ale tej konstrukcji trzeba się bacznie przyglądać. I zadać pytanie: co charakteryzuje głównego architekta tego projektu?

„Świetny taktycznie” i „ma problem w relacjach z ludźmi”. Dwie twarze Marcina Brosza

Porozmawialiśmy z kilkoma osobami, które na swojej piłkarskiej drodze spotkały Brosza i można stwierdzić, że Brosz to trener poniekąd o dwóch twarzach. Z jednej strony wszyscy chwalą jego zdolności taktyczne, podkreślają znakomity warsztat, doceniają profesjonalizm i zorganizowanie. Z drugiej: pojawiały się głosy, że szkoleniowiec ma jeden i konkretny problem. Chodzi tutaj o relacje z otoczeniem. Tworzenie odpowiedniego kontaktu ma przychodzić Broszowi z trudem i, jak słyszymy, tylko to dzieli go od topowej półki w Polsce. Ale po kolei.

GÓRNIK OGRA WISŁĘ? KURS 1,75 W TOTALBET

– Gdy przychodziłem do Koszarawy Żywiec, byłem jeszcze młodzieżowcem i trener zrobił na mnie mega wrażenie, jako pierwszy profesjonalny szkoleniowiec w moim życiu – wspomina Seweryn Kiełpin, który pracował z Broszem w Koszarawie, drugim klubie trenera po Polonii Bytom. Bramkarz kontynuuje: – Bardzo dużą uwagę poświęcał różnym analizom, a w tamtych czasach to jeszcze nie było tak popularne. Cała otoczka była profesjonalna i to było dla mnie spore zderzenie: „uuu, duża piłka”.

– Wyróżniał się spokojem, dyscypliną i porządkiem. Mniej mówił, więcej robił. Gdy wykręcaliśmy awans, treningi były przemyślane i nastawione na taktykę. Ale nie chodziło o przesuwanie się po boisku na sucho, bez piłki, nie, piłka była właściwie zawsze, natomiast chodziło o zalecenia, co w danej akcji drużyna ma wykonywać – mówi z kolei Maciej Mrowiec, asystent trenera w Koszarawie.

I dalej: – Co więcej, Brosz nie znosił minimalizmu. Choć był to dość niski poziom, chciał z każdego piłkarza wyciągać maksa. By oni byli żołnierzami i robili to, co trzeba. Każdy musiał dawać wręcz więcej, niż potrafi i poprawiać się w kolejnych elementach. Niektórzy z Koszarawy wcześniej grali wyżej i myśleli, że tutaj nie muszą się aż tak starać. Brosz szybko wybijał im to z głowy. Jak prowadziliśmy 3:0, miało być zaraz cztery i pięć. Jak ktoś strzelił hattricka, to i tak mógł dostać zmianę, jeśli nie wykonał czegoś konkretnego na boisku. To mi najbardziej utkwiło w pamięci.

Reklama

Trzeba przyznać, że to podejście szkoleniowca działało jak najbardziej. Koszarawa zajęła pierwsze miejsce w czwartej lidze grupie śląskiej II, ale to jeszcze nie dawało jej bezpośredniego awansu, trzeba było rozgrywać baraże. Ale tam też udało się zwyciężyć po bramce Krzysztofa Bizackiego, najbardziej doświadczonego z tamtej ekipy, mającego w CV wiele goli na poziomie Ekstraklasy dla Ruchu Chorzów.

Ale to był właściwie koniec tej przygody Brosza z klubem z Żywca. Jego świetne wyniki nie uszły uwadze mocniejszym zespołom – konkretnie podebrało go Podbeskidzie. A Koszarawa? Nie dała sobie rady: już dwa sezony później była w okręgówce. Klub nie był w stanie znaleźć sponsora na występy w wyższych ligach, nie chciał się kopać z koniem i zadłużać, więc poleciał nieco w dół. Dziś wciąż jest w klasie okręgowej, a czasy z Broszem za sterami to z pewnością miłe wspomnienia.

Brosz poszedł więc dalej i nie zmieniał się, wciąż wszyscy widzieli w nim dobrego warsztatowca.

Jarosław Kaszowski, pracujący z Broszem w Piaście Gliwice, mówi: Jeśli chodzi o umiejętności czysto trenerskie, to jest top w Polsce. Miałem 30 lat, a nauczył mnie kilku rzeczy, jeśli chodzi o taktykę. Uczył konkretnych zachowań w różnych strefach. Ja wówczas występowałem na obronie i byliśmy wzorem, jeśli chodzi o defensywę. Podobało mi się też to, że każdy zawodnik z każdego treningu potrafił coś wynieść. Byliśmy przygotowani na wiele sytuacji, bez względu na to, w której strefie będzie piłka i przeciwnik.

– W tych zajęciach nie chodziło o to, żeby na sto procent biegać. Nie. Chodziło o to, by na sto procent myśleć i być skoncentrowanym. Gdybym miał takiego trenera, będąc juniorem, to mógłbym stać się dużo lepszym i bardziej poukładanym zawodnikiem. Patrząc na to, co się dzieje w Zabrzu, jak rozwijają się młodzi piłkarze, to nie jest przypadek. Zna się na taktyce i umie swoją wiedzę przekazać. To jest ważne. Nie każdy szkoleniowiec to potrafi.

Reklama

SENSACJA I PORAŻKA GÓRNIKA? KURS 4,70 W TOTALBET

Kamil Sylwestrzak, wówczas Korona Kielce: – To mój piłkarski ojciec. Dużo rozmawialiśmy. Długi czas przegadaliśmy o taktyce, sposobie grania, psychologii. Trener bardzo dużo uwagi przywiązywał właśnie do taktyki. Co zapamiętałem najlepiej, to konieczność grania do przodu po odbiorze. Jak już zabraliśmy piłkę przeciwnikowi, to trzeba było ją dawać do przodu, a tam napastnik musiał się przy niej utrzymać za wszelką cenę. A wtedy mieliśmy dobrego napastnika, na szpicy grał Airam Cabrera, także wyglądało to całkiem przyzwoicie.

Sami widzicie: słowo „taktyka” przez kolejnych rozmówców odmieniane jest przez wszystkie przypadki, to konik Brosza, który decyduje o jego kolejnych drużynach. Nie ma tutaj sensu po raz kolejny opowiadać, jak grają zespoły szkoleniowca, świetnie zrobił to ostatnio na przykładzie Górnika Damian Smyk, natomiast warto zauważyć: czy Koszarawa, czy Korona, czy Piast i Górnik, zespół musi być przygotowany świetnie taktycznie.

Natomiast wiadomo, że futbol mimo wszystko nie kończy i nie zaczyna się na dobrym ustawieniu. Trener musi też do zespołu trafiać, więc jaki było i jest charakterologiczne podejście trenera? Można usłyszeć, że potrafi się unieść.

Sylwestrzak: – Trener jest cholerykiem, nawet w siatkonodze nie znosi porażek. Jak coś jest nie po jego myśli, to wali prosto z mostu. To trener, który stoi z batem, a nie ma co się oszukiwać: raczej tacy osiągają więcej niż ci, którzy finalnie pobłażają. Pamiętam, jak graliśmy z Zagłębiem po dobrej serii meczów bez porażki. Brosz mówił przed tym spotkaniem, że dzisiaj mamy dłużej utrzymywać się przy piłce, bo stać nas na to. A my, zamiast grać swoje i jednocześnie realizować to założenie, tylko utrzymywaliśmy się przy piłce. No i przyszedł jeden gong, drugi… W szatni trener był wściekły, dostaliśmy po głowie.

Kiełpin: – Często sypał karami, gdy ktoś na to zasłużył i ja uważam, że to jest dobra droga, bo czasem inaczej do piłkarza nie trafisz i nie ma co się patyczkować. W Koszarawie poziom był półprofesjonalny, ale jeden z piłkarzy poszedł na dyskotekę i trener się o tym dowiedział. W szatni powiedział, że wie, kto to był i imprezowicz ma się przyznać. Zgłosiły się trzy osoby! Okazało się, że nie tylko jeden balangował. Dostali srogie kary, odebrał premie meczowe. Wydaje mi się, że potrafił dobrze grać emocjami. Zawodnicy mieli wiedzieć, od czego są w klubie. Na zgrupowaniach nie można było chodzić w klapkach, za to też rzucał karami. Chodził za gospodarzami obiektu i popędzał ich, sprawdzał stan murawy. Starał się już wtedy podciągać Koszarawę pod profesjonalny poziom. Potem gdy trafiłem do Ekstraklasy, zauważyłem, że jego wymagania na ten moment były już właśnie ekstraklasowe.

BONUS NA START DO 5000 PLN W TOTALbet

Wydaje się, że w pewnym momencie trener stwierdził, iż samą organizacją, taktyką i wymaganiami, może osiągnąć dużo. Że nie potrzebuje specjalnych kontaktów międzyludzkich, bo jego pomysł się obroni. Pamiętamy przecież: przez długi czas miał w nosie wywiady, nawet do rozmówek z reporterami Canal + wysyłał asystenta. Potem w rozmowie z Tomkiem Ćwiąkałą przyznawał, że to był jednak błąd.

Mówił: – Słyszałem, co ludzie o mnie mówili po Piaście – to raz. Dwa – przekazywałem wiele informacji za pośrednictwem rzecznika lub asystentów. Sądziłem, że to wystarczy. Po trzecie – liczyłem, że udowodnię wszystko samą pracą i wynikami. Dziś wiem, że tak nie jest. Kibice nie wiedzieli o wielu sprawach, o których mieli prawo oczekiwać, że się dowiedzą. Brakowało tego, żeby klub, w którym pracowałem, był lepiej postrzegany. Kiedy ludzie wiedzą wszystko, jest inaczej. My tymczasem nie pokazywaliśmy wielu problemów. Chcieliśmy wszystko odbudować z dala od kamer.

I tak jak Kiełpin z Sylwestrzakiem ten specyficzny charakter trenera uznają za zaletę, która nie przeszkodzi mu w zrobieniu kariery, tak można spotkać odmienne głosy.

Kaszowski: – Gdy trener trafił do Piasta, stwierdził, że ze mną jako kapitanem musi umówić się na kawę i porozmawiać. Miesiące mijały i nic, nie rozmawialiśmy, koledzy zaczęli żartować, że to ja muszę tę kawę kupić i trenera zaprosić. Miał problem z budowaniem relacji. Nie wiem, jak to teraz u niego wygląda, ale jeśli tę sferę poprawił, to atmosfera powinna być dużo lepsza. Wtedy w Piaście wszystko było postawione na głowie. Mieliśmy czterech-czy pięciu kapitanów, trener nie mógł się zdecydować i w szatni był nawet trójgłos.

– Ale cóż, on wtedy był młodym szkoleniowcem i wiele rzeczy było przed nim. Jak zobaczyłem go, gdy w końcu udziela wywiadu, to pomyślałem: coś się zmieniło. Natomiast wtedy… Kto wie, czy to nie było odstrzeliwanie silniejszych charakterów. Kilka osób mi mówiło, że osoby utożsamiane z klubem i poparciem kibiców mogą nie mieć łatwo u trenerów i tak miałoby być też z trenerem Broszem. Jednak nie wiem, jak to było z tymi relacjami później, w kolejnych klubach, więc nie chce tworzyć teorii spiskowych.

Ostrzejszy jest inny piłkarz, proszący o anonimowość, choć znów: warsztat trenera jest przez niego maksymalnie doceniany. – Jest bardzo dobrym trenerem, ma bardzo duże umiejętności i potrafi z młodych zawodników wyciągnąć maksa. Bardzo dużo uwagi zwraca na taktykę, ustawienie linii defensywnej, podejścia do kolejnego meczu. W normalnym tygodniowym mikrocyklu taktyka potrafiła zająć nawet 70%. Ale to nie była gadka, jak się ustawiać i tak dalej, tylko wiele rzeczy było z piłką.

Jeśli chodzi o relacje z ludźmi, to jest problem. Po porażkach trener potrafi zachować się okej, ale często też po chamsku i brakuje mu „czutki”. Przegraliśmy 0:4 czy 0:5 na Łazienkowskiej, przyjeżdżamy i na drugi dzień trener mówi: „brakowało nam tyci, żeby ich pierdolnąć”. Co mieliśmy sobie pomyśleć? Sam zaprzeczał sobie. Kłopot jest też ze sztabem. W Górniku jest trener mentalny, który chodzi po szatni i podsłuchuje. Różny jest tego odbiór, a trener widzi w nim swojego najbardziej zaufanego człowieka.

– A inni członkowie sztabu… Dobrzy ludzie, ale warsztatowo to nie jest zbyt wysoki poziom. Poza tym trener ma problem z mocnymi charakterami. Możesz to zauważyć po piłkarzach, którzy z Górnika wylatywali. Danch, Loska, Kasprzik, Plizga i inni. Jak ktoś miał coś do powiedzenia, to trener po prostu ich kasował. On chce być numerem jeden w szatni i trzeba mu się podporządkować. Ma to swoje dobre i złe strony. I jak mówię: warsztatowo trener jest świetny, ale nadal brakuje mu podejścia. Jeśli je poprawi, naprawdę dołączy do czołowych szkoleniowców w Polsce.

Też trzeba podkreślić, że to, co mówi nasz rozmówca o byciu „numerem jeden”, miało znaleźć swoje potwierdzenie choćby w relacjach z byłym prezesem Górnika Zabrze, Bartoszem Sarnowskim. Panowie nie nadawali na tych samych falach i doszło do swoistej walki o władzę, kto ma tak naprawdę kierować Górnikiem. Były prezes chciał się w pewnym momencie trenera pozbyć, ale przegapił moment, a Brosz stał się zbyt silny, by go ruszyć. W konsekwencji dziś Brosz wciąż pracuje i ma pewnie najmocniejszą pozycję wśród szesnastu trenerów Ekstraklasy, a Sarnowski dawno z klubem się pożegnał.

Czyli: świetny taktyk z pewnymi problemami komunikacyjnymi. Natomiast wyniki przecież go bronią. Z Piastem awansował do Ekstraklasy i pucharów, a choć teraz Europa może być w Gliwicach codziennością, wtedy była niezwykłym wydarzeniem. Tak, Brosz został zwolniony po serii gorszych meczów, ale też przepracował tam lata, mogło dojść do zmęczenia materiału i wypalenia. Korona? Układana jak zwykle naprędce spokojnie utrzymała się w Ekstraklasie. Jeśli chodzi o Górnik, wszyscy dokładnie to pamiętamy – awans, puchary, dość łatwe utrzymywanie się w lidze, teraz świetny start.

Można się więc tylko zastanawiać, czy trudny charakter nie przeszkodzi trenerowi w pracy gdzieś wyżej. Jeśli trzeba trzymać pod butem piłkarzy z ekstraklasowych średniaków, nie ma z tym większych problemów, mimo wszystko Brosz nie ma takiej prasy jak na przykład Stokowiec. Ale co, jeśli pójdzie wyżej, czy piłkarze z klubów na poziomie Legii i Lecha byliby równie wyrozumiali?

Nie wiemy. Ale chcielibyśmy to sprawdzić. Brosz na naszym rynku jest przeciekawym nazwiskiem, jego drużyny nie opierają się na dawaniu z wątroby, tylko na organizacji gry. A to wciąż jest u nas rzadkość.

PAWEŁ PACZUL

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”
Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Komentarze

33 komentarzy

Loading...