Reklama

BUM! Beniaminek wygrał mecz

redakcja

Autor:redakcja

25 września 2020, 19:10 • 3 min czytania 22 komentarzy

Wisła Płock w poprzedniej kolejce zagrała świetne zawody w Krakowie, gdzie trójką powiozła Wisłę. Dziś mierzyła się u siebie z jednym z trzech beniaminków, którzy łącznie w ciągu czterech serii gier nie zdołali wygrać ani jednego meczu. Ba! Warta Poznań przez 360 minut nie strzeliła żadnej bramki. Jak to się mogło skończyć? Ano oczywiście. Raz, że Warta walnęła pierwszego gola (a potem od razu drugiego i trzeciego), a dwa, że nowi ligowcy w końcu wygrali jakiś mecz. 

BUM! Beniaminek wygrał mecz

I dopisać możemy też punkt trzeci – bohaterem Warty został akurat ten piłkarz, który przed tygodniem w doliczonym czasie gry sprawił, że beniaminek derby Poznania kończył żadnych bez oczek. Łukasz Trałka dośrodkowywał dziś ze stałych fragmentów gry tak dobrze, jakby przez tydzień miał prywatne zajęcia u Andrei Pirlo. A gdy przez chwilę zaśmierdziało remisem, bo Nafciarze nawiązali kontakt, sam wziął sprawy w swoje ręce i huknął zza pola karnego, wyjaśniając temat.

Pełna rehabilitacja. Piłkarz meczu.

Ale strzelenie trzech bramek wbrew pozorom nie oznacza, że o ofensywę Warty już jesteśmy spokojni. Nie, bo sprawę załatwili stoperzy i wspomniany defensywny pomocnik, a z pomocą przyszły przede wszystkim stałe fragmenty gry. Wisła kryła przy nich tak, jak jej imienniczka z Krakowa tydzień temu. Dlatego najpierw piłka wylądowała na głowie Ławniczaka, który zdemolował Lagatora i pokonał Kamińskiego. Później, na początku drugiej połowy, podobną skutecznością wykazał się Kieliba, którego nie upilnował Zbozień, i mieliśmy dwa do zerka. A panowie stoperzy, na potwierdzenie naszych słów, mieli po jeszcze jednej okazji i szczególnie w przypadku kapitana Warty luz w szesnastce rywali powinien skończyć się dubletem.

Wisła nie potrafiła odpowiedzieć z animuszem i w sposób zorganizowany. Owszem, okazje miała, bo a to Tuszyński groźnie główkował po stałym fragmencie, a to Szwoch sieknął tak, że Lis musiał ratować się piąstkowaniem, ale nie takie były przecież apetyty. Trochę ożywienia dało pojawienie się na placu Sheridana i Szumilasa, ale wysiłki Wisły wystarczyły, by strzelić tylko jedną bramkę. I nawet ją koniec końców trzeba zapisać na konto Ławniczaka, od którego odbił się strzał Lesniaka.

Reklama

Ale obawy o to, że któryś z beniaminków znów wypuści zwycięstwo w samej końcówce, potrwały tylko pięć minut. Wisła zdążyła w tym czasie przeprowadzić dwa ataki zakończone strzałami, ale gdy w 85. minucie piłka wylądował pod nogami profesora Trałki, było pozamiatane.

I w sumie fajnie, bo aż tak słabo Warta na początku tego sezonu nie wyglądała, by wiecznie nie wygrywać i nie strzelać bramek. Teraz ciśnienie zejdzie i może zobaczymy więcej niezłego futbolu, którego namiastki już w wykonaniu ekipy Piotra Tworka obserwowaliśmy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
4
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Komentarze

22 komentarzy

Loading...